14 rodzinnych spotkań, które zamieniły się w scenę z komedii

Rodzina i dzieci
4 godziny temu
14 rodzinnych spotkań, które zamieniły się w scenę z komedii

Rodzinne spotkanie przy stole to nie tylko okazja do zjedzenia posiłku, czasami to scena rodem z komedii. A to ciotka napadnie na ciebie z aplikacją do randek, a to ktoś przypomni sobie, jak płakałeś w dzieciństwie z powodu Harry’ego Pottera. Zebraliśmy 16 dowodów na to, że najbardziej niezręczne, dziwaczne i zabawne chwile rodzą się właśnie przy świątecznym stole. Te sytuacje natychmiast stały się rodzinnymi anegdotami, które będą opowiadane z pokolenia na pokolenie.

  • Na każdym rodzinnym przyjęciu ciocia pyta, kiedy w końcu wyjdę za mąż. Zebraliśmy się, żeby uczcić mój awans, a ona znów zaczęła o tym samym. Moja cierpliwość się skończyła, powiedziałam: „No to znajdź mi kogoś!”. Goście byli w szoku, kiedy ciotka spokojnie wyciągnęła telefon i otworzyła aplikację randkową. Podeszła do mnie i oznajmiła: „Od dawna szukam ci męża, może któryś z tych ci się spodoba?”. I wtedy wszyscy rozpłakali się ze śmiechu, czegoś takiego się po niej nie spodziewaliśmy. Najciekawsze jest to, że kandydaci byli naprawdę niezli.
  • Przyjeżdżamy z rodziną do dziadka na jubileusz. Przyjęcie, życzenia, wszystko jak zwykle. I wtedy dziadek oświadczył wszystkim, że daje mi i kuzynowi swój traktor. Traktor był zepsuty, nie ruszał się od ponad 20 lat. Zrezygnowałem z mojego udziału i powiedziałem kuzynowi, że może z nim zrobić, co chce, niczego mi nie potrzeba. A on do 17. roku życia dorastał na wsi, znał się na traktorach. Podejrzanie się ucieszył. Myślałem, że odda na złom i nie zarobi tam dużych pieniędzy. A on wziął się do naprawy, odtworzył dokumenty. Zainwestował 6 tysięcy i sprzedał za 34. © / Ideer
  • W dzieciństwie mieszkaliśmy nad morzem, w małym miasteczku. Ojciec często rano wybierał się na ryby i czasami wracał z niezbyt udanym połowem. Ale pewnego dnia przyszedł z ogromnym karpiem i barwnie opisywał, jak go złapał! Miałam 8 lat, byłam zachwycona.
    Po kilku latach na kolejnym przyjęciu tata znów opowiedział tę historię o karpiu, tylko teraz dodał, że rybak długo nie chciał go sprzedać. © / Ideer

Co nam śnieg, co nam żar, co nam ulewa...

  • Wkrótce planowane jest rodzinne biesiadowanie. Mama chce upiec tort i ubija krem. Razem z braćmi kłócimy się o to, kto będzie mógł wylizać trzepaczki miksera. Mam 20 lat, średni brat ma 27, a starszy 34. © / Ideer
  • Byliśmy w odwiedzinach na wsi. Mama przyjaciółka zaprosiła nas na urodziny. Cały czas przy stole patrzyłam na butelkę lemoniady, która stała na innym stole, nie na tym świątecznym. Nikt jakimś cudem nie częstował lemoniadą. Kiedy dorośli wyszli na podwórko tańczyć, postanowiłam ukradkiem wypić upragniony napój. Pamiętam, jak podeszłam do stołu, przez butelkę pięknie przebijało się słońce, rozejrzałam się, otworzyłam ją i zdążyłam zrobić trzy łyki. Wtedy zrozumiałam, że to olej słonecznikowy. © / Ideer
  • Zebraliśmy się całą rodziną za stołem, świętowaliśmy urodziny mamy, a ona zawsze po biesiadzie organizuje pokaz starych nagrań. I oto wyciągnęła odtwarzacz, kasety, posadziła gości i włączyła. Zrobiło się tak wstyd, kiedy wszyscy zobaczyli, że jako dziecko siedziałam na łóżku i płakałam, bo dowiedziałam się, że nie będę mogła wyjść za mąż za Harry’ego Pottera. © / VK
  • Byłam w odwiedzinach u cioci w innym mieście. Nie widziałyśmy się od wielu lat, rozmawiałyśmy tylko przez telefon. I oto siedzimy przy stole, ona patrzy na mnie uważnie i mówi: „Jak dawno się nie widziałyśmy!”. Uśmiecham się i myślę, że zaraz powie, jaka jestem piękna, no i naprawdę dobrze wyglądałam tego dnia. A ona kręci głową i przeciągle mówi: „Przytyłaś.” © / Pikabu

Taniec po uczcie

  • Na rodzinnej uroczystości opowiedziałam, że prawie się popłakałam, kiedy nie złapałam bukietu na ślubie przyjaciółki. A moja jedenastoletnia siostra klepnęła mnie, dwudziestopięcioletnią, po ramieniu i powiedziała: „Na moim ślubie na pewno złapiesz”. © / Ideer
  • Odwiedzał nas wujek. Przyjęcie w rodzinnym gronie. Poszedł odprowadzić kuzynkę. Droga prowadziła obok cmentarza, gdzie była pochowana nasza babcia. Wujek nie był tchórzem, postanowił po drodze odwiedzić grób matki. Zasiedział się tam do zmroku i wychodząc, zabłądził. Błądził, dopóki nie natknął się na ceglany mur. Zaczął się wspinać. Przechodnie na ciemnej ulicy rozbiegali się od niego z krzykiem: wujek był ubrany w śnieżnobiały garnitur i taki sam kapelusz, zgodnie z modą tamtych lat. © / Ideer
  • Byłem kiedyś na urodzinach u znajomych. Około czterdziestu osób. Jedzenia było pod dostatkiem, muzyka, tańce, fajny wodzirej. Ludzie stopniowo się rozjeżdżali, ale przy zamknięciu sali gości było jeszcze wielu.
    Kiedy wyłączyli muzykę i włączyli jasne światło, dając do zrozumienia, że impreza się skończyła, zaczęliśmy się zbierać.
    I wtedy, na polecenie solenizantki, jej córka z przyjaciółką szybko przeszły wzdłuż stołu i rozdały wszystkim plastikowe pojemniki: „Zbierajcie dla siebie wszystko, co zostało!”. A zostało naprawdę dużo. Słuchajcie, jestem przyzwyczajony, że pod koniec wieczoru krewni napadają na stół i zbierają wszystko do słoików i torebek. Logiczne: skoro za to zapłaciłeś, dlaczego oddawać obcym? Ale taki altruizm widziałem po raz pierwszy! Z żoną jeszcze dwa dni dojadaliśmy i dopijaliśmy podarowane. © / Pikabu

Kiedy wszyscy już się najedli, a ty nie, i czekasz na herbatę z ciastem.

  • Niedawno obchodziliśmy urodziny córki. Zamówiliśmy catering i osobno szaszłyki. Powiedziałam, że na 15 osób. Nie sprecyzowałam ilości dań, ufałam firmie.
    Kiedy dostarczono zamówienie, byłam po prostu oszołomiona: było tam tyle jedzenia, że nie zjedlibyśmy tego w tydzień. W końcu kilku gości nie przyszło, wszyscy najedli się, zabawili, a potem zaczęłam dzielić wszystko równo na rodziny, które były na przyjęciu. Każda rodzina wyszła z ogromnym workiem: szaszłykami, przekąskami, owocami, tortem. Mąż jeszcze wcześniej kupił pojemniki, jakby wiedział, że „coś się nie uda”. Nawet zanieśliśmy torbę rodzinie, która nie mogła przyjść, bo dzieci się rozchorowały. Wyszło świetnie, ale teraz będę ostrożniejsza przy zamawianiu jedzenia. © / Pikabu
  • Pracowałam w firmie. Szef był rozumny, trochę skąpy i uparty, ale ogólnie normalny. Grudzień, huk roboty. Wszyscy harują jak woły, za nadgodziny płacą nam uczciwie. Koniec roku, szef wypłacił wszystkim, co zarobili, przygotował stół w hali. Ale to był dzień przed Sylwestrem, a wszyscy mają rodziny, dzieci, sprawy, więc szybko się rozeszli.
    Szef był oszołomiony, chyba oczekiwał, że wszyscy posiedzą dłużej. A co zrobić z jedzeniem? Mieszkaliśmy wtedy w sąsiednim domu, i to z balkonem. Ostatecznie zrobiliśmy z mężem trzy kursy z torbami z firmy do domu. Wszyscy zadowoleni: szef cieszy się, że nic się nie zmarnowało, my cieszymy się, że jedzenia starczyło nam prawie do połowy stycznia. © / Pikabu
  • Kiedyś usłyszałem historię programisty, która zmieniła moje życie. Za każdym razem, gdy przychodził w gości, proszono go o „naprawienie komputera”. Wszyscy odpoczywają, a on konfiguruje systemy. Na kolejnym spotkaniu ponownie go poproszono, by „pogrzebał”. Na co on powiedział: „Nie ma sprawy, przyjacielu, jestem komputerowcem, skonfiguruję. A ty weź szmatę i umyj mi samochód. Pracujesz przecież w myjni.” Od tego czasu nikt go o nic więcej nie prosił. © / X
  • Górska uczta na Kaukazie. Tam jedzą gorące potrawy bez sztućców: odrywają kawałek pity, zgniatają nim klopsy i ziemniaki, i w całości wkładają go do ust. Patrzyłem na to i niezręcznie maczałem chleb w bulionie. Wąsaty mężczyzna wstał od stołu, wrócił i uroczyście wręczył mi łyżkę. © / X

Mamy nieskończony zapas rodzinnych historii. W tym artykule 10 osób opowiedziało o szokujących odkryciach, które być może skłonią was do poszukiwania ukrytej prawdy o twojej własnej rodzinie.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły