17 osób, które będą miały co wspominać na szkolnych zjazdach

Ludzie
2 godziny temu

Szkoła i uniwersytet uczą wielu rzeczy. Ale i tak najbardziej zapadają w pamięć zabawne, czasem surrealistyczne sytuacje, których wspomnienie wywołuje uśmiech nawet po latach. Użytkownicy sieci i koledzy z naszej redakcji wspominali zabawne historie, które przydarzyły im się w szkole.

  • Nasza nauczycielka biologii była uroczą kobietą, ale miała dziwactwo: nie lubiła robić zakupów. Regularnie wysyłała mnie więc podczas lekcji na zakupy spożywcze. Na początku byłam szczęśliwa, ale potem zrobiłam się bezczelna i zaczęłam opuszczać jej lekcje. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że mam zagrożenie z biologii na semestr. Okazało się, że nauczycielka została zwolniona, a nowa za systematyczną absencję wpisała mi jedynkę. Musiałam się w końcu pokazać.
  • Na mojej uczelni był nauczyciel, który traktował spóźnienia z humorem. Nie karcił nikogo, ale lubił w miły sposób wyśmiać spóźnialskiego, aby następnym razem zechciał przyjść na czas. Kiedyś po rozpoczęciu zajęć wziął krzesło i wsadził jego nogę w klamkę. Kiedy ktoś wchodził, krzesło się przewracało i oznajmiało przybycie kolejnego ucznia. A nasza aula była duża, stara, z echem. Więc kiedy wchodził spóźnialski, dudnienie i łomot rozlegały się w całym pomieszczeniu. A wykładowca mówił im tylko z chytrym uśmiechem: „Proszę wejść, dziękuję za przybycie!”. Na następnym wykładzie było już trzy razy mniej spóźnialskich.
  • Lekcja biologii w 8 klasie. Uczniowie pisali test. Siedziałam i rozglądałam się po klasie orlim wzrokiem (choć nieco krótkowzrocznym), aby powstrzymać ewentualne oszustwa. Nagle zauważyłam, że Leszek, chudy, chorowity chłopak, trzyma rękę na piersi. Zaczęłam się martwić, podeszłam do niego i cicho spytałam, czy wszystko w porządku. Leszek, zaskoczony, szybko zdjął rękę i powiedział, że wszystko OK, tylko się zastanawia. Wróciłam do biurka, ale wciąż zerkałam na Leszka. Pół minuty później zobaczyłam, że głaszcze swój brzuch najpierw z jednej strony, a potem z drugiej. Co się dzieje? Podeszłam ponownie: „Leszku, widzę, że coś jest nie tak. Czy gdzieś cię boli?”. Leszek westchnął, zmarszczył brwi, wreszcie się poddał: „Nie! W teście jest pytanie o to, ile żeber ma człowiek. Próbowałem policzyć swoje, ale wyszło mi dziewięć albo dziesięć, a takiej odpowiedzi nie ma!”. © / Pikabu
  • Niedawno odbywałam staż w szkole, ucząc matematyki w młodszych klasach. Poprosiłam do tablicy niezbyt bystrego ucznia. Stoi, myśli, długo rozwiązujemy z nim zadanie, trochę mu pomagam. W końcu dochodzimy do jakiegoś wniosku, pozostaje podstawić liczby i napisać odpowiedź. Musimy podzielić 32 przez 4. Temu dziecku dzielenie zajęło więcej czasu niż rozwiązanie całego zadania, zaczął używać kolumny i w końcu doszedł do liczby 67. Nie wiem, jak on to zrobił, cała klasa się śmiała, musiałam mu powiedzieć: „Ta liczba jest znacznie mniejsza”. Dodał przecinek między 6 a 7, więc wyszło mu 6,7. © / VK
  • Byłem na trzecim roku studiów. Przyszedłem na zajęcia, a mój kolega z grupy (dość rzadki gość w tej instytucji edukacyjnej) stał przed wejściem. Po prostu stał i patrzył na drzwi. Podszedłem do niego i spytałem, dlaczego nie wchodzi. Westchnął smutno i powiedział: „Wiesz... Obiecałem sobie, że jeśli nie spóźnię się dziś na zajęcia, to się ogarnę”. A potem wyprostował się i pobiegł w kierunku przeciwnym do uczelni, krzycząc: „Ale ja jestem na to wszystko za młody!”. © / VK
  • Mieliśmy wykładowcę, który nienawidził wyrażenia „jakby”. Mój kolega z grupy wygłaszał referat. Ciągle wstawiał tę pasożytniczą konstrukcję. Nauczyciel grzecznie skończył go słuchać, po czym powiedział: „Władimir, czy ty wiesz, skąd się wzięło to wyrażenie? Nie wiesz. Słowniki i książki o językoznawstwie dają wiele wskazówek. Łatwo się dowiedzieć, że ta część mowy wskazuje, że osoba, która jej używa, po prostu wątpi w to, co mówi. Kwestionuje wszystko, co mówi. Wątpisz we własną pracę, więc daję ci dwójkę! Do widzenia!”. Jakże się potem wszyscy baliśmy, że przypadkowo wstawimy to straszne „jakby”. © / VK
  • Kiedy uczyłem się na uniwersytecie, musiałem zdać ostatni egzamin, żeby zaliczyć rok. Byłem bardzo zdenerwowany, wkuwałem całą noc, ale następnego dnia nic nie pamiętałem. Dopiero słowa wykładowcy trochę mnie uspokoiły: „Nie martwcie się, każdy dostanie pozytywną ocenę!”. Uspokoiłem się trochę, podszedłem do egzaminu i napisałem go. Godzinę później poznaliśmy wyniki... dostałem jedynkę. Podszedłem smutny do nauczyciela, pytając: „Wszystkim obiecał pan pozytywną ocenę, gdzie jest moja?”, a on na to: „Eugeniuszu, pozytywna ocena to cokolwiek powyżej zera!”. © / VK
  • Pierwsze zajęcia na uniwersytecie po świętach i feriach zimowych. Wszyscy studenci spali, moja najlepsza przyjaciółka i ja drzemałyśmy w tylnym rzędzie. Wciąż próbowałam słuchać wykładowcy, ale oczy mi się zamykały. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Do sali wszedł ogromny kolega z klasy: dwa metry wzrostu, szerokie ramiona, surowy wygląd. Nauczyciel wyszeptał do niego: „No, no, cicho, nie obudź ich! Wejdź i usiądź cichutko jak mała myszka!”. Chłopak ruszył na palcach przez salę, szepcząc: „Jestem małą myszką, jestem małą myszką, jestem małą myszką”. © / VK
  • W siódmej klasie, na moją prośbę, rodzice przenieśli mnie do innej szkoły. W mojej poprzedniej koledzy z klasy dokuczali mi i przebywanie tam było nie do zniesienia. Byłem bardzo podekscytowany. Nowa szkoła to szansa na nowy wizerunek, inny status społeczny. Krótko mówiąc, szansa na bycie tym zabawnym kolegą z klasy. Stałem się zabawnym kolegą, ale nie w tym sensie, w jakim chciałem. Drugiego dnia szkoły mama dała mi na obiad spaghetti. W stołówce podeszła do mnie koleżanka z klasy, żeby mnie poznać. Zauważyłem ją pierwszego dnia i pomyślałem, że jest urocza. Teraz spytała mnie, jak mam na imię, a ja zakrztusiłem się jedzeniem z zażenowania, podekscytowania i zaskoczenia. Przezwisko „sum” (rodzaj makaronu przypominał wąsy suma) przylgnęło aż do ukończenia szkoły. Było to oczywiście żenujące, ale potem przez rok chodziliśmy ze sobą. © / VK
  • W naszej szkole obowiązywała niepisana zasada: raz w miesiącu dziewczyny mogły opuścić zajęcia w-f bez zaświadczenia lekarskiego i kartki od rodziców. Mówiły nauczycielowi kod: „Mam EE”. Żeby nikt się nie wstydził. I pewnego razu pierwszy dzień miesiączki mojej przyjaciółki przypadł na dzień, w którym mieliśmy zajęcia z w-fu. Bolał ją brzuch, była w złym humorze. A nauczycielka w-fu zapytała ją, dlaczego siedzi na ławce. Przyjaciółka była w takim stanie, że zapomniała o zasadzie. I wykrztusiła ze złością na całą salę: „Mam okres!”. Trzeba było widzieć szydercze miny chłopców z klasy.
  • Nowa nauczycielka biologii w liceum nagle się do mnie przekonała, zaczęła traktować mnie łagodniej niż innych. Nasza klasa była humanistyczna, nikt nie próbował uczyć nas biologii. Ale ja byłam świetną uczennicą i pilnie uczyłam się wszystkich przedmiotów. Nawet nielubianej przeze mnie biologii. Myślę, że to właśnie przekonało nauczycielkę. Więc raz to wykorzystałam. Pewnego dnia pisaliśmy samodzielne wypracowanie. Zapytałam nauczycielkę, czy mogę to napisać innego dnia, bo bardzo boli mnie brzuch i nie mogę myśleć. Prawdę mówiąc, to był prawdziwy ból brzucha, nie kłamałam. Powiedziała, że mogę to napisać później. A potem nigdy nie przyszłam do niej, żeby napisać pracę. Miałam nadzieję, że zapomniała. Pewnego dnia, po wielu tygodniach, nauczycielka przyszła do mnie z pytaniem, kiedy napiszę tę pracę. Prawie się zawstydziłam. Ale udawałam, że wszystko pamiętam i planowałam przyjść właśnie w tym tygodniu. W końcu to zrobiłam.
  • Do naszej klasy przyszła nowa nauczycielka. Na początku wydawała mi się dziwna, ale kiedy lepiej ją poznałem, zdałem sobie sprawę, że jej nie doceniałem. W każdym razie miała jedną słabość: bardzo lubiła koty. Kochała koty tak bardzo, że nie akceptowała notatek w zeszytach ze zdjęciami innych zwierząt. Była naszą nauczycielką przez trzy lata. Potem wstydziłem się iść do sklepu, bo gdy tylko podszedłem do kasy, sprzedawca uśmiechnął się i powiedział: „Chce pan zeszyt z kotkami, jak zwykle?”. A ja jestem dorosłym, poważnym facetem. © / VK
  • Pracuję jako nauczyciel matematyki. Pamiętam, jak tłumaczyłem klasie zasady ułamków, po czym zaczęliśmy pisać krótkie wypracowanie. Wszyscy oddali już swoje prace, ale jeden chłopiec wciąż siedział nad kartką i myślał. Podszedłem do niego, a kartka była pusta, zapisane były tylko przykłady. Zapytałem go, co jest nie tak, a chłopak odpowiedział: „Widocznie ułamki muszą mi tłumaczyć zasady, bo ani ja ich nie rozumiem, ani one mnie”. © / VK
  • Było już prawie lato, mieliśmy jeden z ostatnich wykładów. Nauczyciel nie zdążył tego zrobić na początku roku szkolnego z powodu choroby. Ten wykład był tylko po to, aby odhaczyć temat, ponieważ przeszliśmy już przez cały materiał, a nawet zdaliśmy egzaminy. Wszyscy studenci spali, niektórzy marzycielsko wyglądali przez okno, a byli też tacy, którzy po prostu siedzieli na swoich telefonach. Sam wykładowca zdał sobie sprawę, że wszyscy są zmęczeni, nawet on sam, więc nagle zatrzymał się i powiedział piskliwym głosem: „Czy może pan nas puścić dzisiaj wcześniej z wykładu?”. A potem swoim własnym głosem powiedział do siebie: „Tak, oczywiście. Skoro prosicie... Jesteście wolni!”. Najlepszy nauczyciel na całym uniwersytecie! © SHCogwarts / VK
  • Kolega z klasy przeczytał kilka wskazówek, jak zdobyć przychylność nauczycieli. Jedną z porad było zadawanie pytań na temat, którego się nauczył, pokazując w ten sposób swoje zainteresowanie nauką. Rada jest dobra, ale z umiarem, a kolega z klasy przesadził. W końcu, po miesiącu ciągłych pytań, nauczycielka matematyki nie mogła się powstrzymać. Kiedy zobaczyła, że po następnej lekcji poszedł do niej, aby wyjaśnić temat lekcji, po prostu chwyciła wszystkie swoje rzeczy i wybiegła z sali, gubiąc po drodze swój podręcznik metodyczny. © / VK
  • Miałem w szkole kolegę, który nigdy nie odrabiał prac domowych, często wagarował i ogólnie bardzo irytował nauczycieli swoim zachowaniem. Pewnego dnia siedzieliśmy na biologii, a on rozmawiał dość głośno ze swoim kolegą z ławki, nie reagował na żadne uwagi, więc nauczycielka wpadła w szał i po prostu wyszła z klasy, głośno trzaskając drzwiami. Ten facet wstał, usiadł przy biurku nauczycielki i przez około 20 minut, aż do końca lekcji, bez jąkania się i bez zaglądania do podręcznika opowiadał nam o układzie hormonalnym człowieka. Żaden z nauczycieli nam nie uwierzył, myśląc, że próbujemy go chronić. © / VK

Szkoła to miejsce, gdzie mogą zdarzyć się niesamowite sytuacje: niektóre zabawne, niektóre straszne, ale zawsze emocjonujące. Poczytajcie o najbardziej niezwykłych historiach opowiedzianych przez nauczycieli i uczniów.

Zobacz, kto jest autorem zdjęcia Alex / Flickr, CC BY 2.0

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły