18 historii, które udowadniają, że dobro powraca

Ludzie
2 miesiące temu

Czasami wydaje się, że życie nie ma sensu: otaczają nas tylko chciwi i bezczelni ludzie, a dobro wymarło jak dinozaury. Ale w rzeczywistości świat jest o wiele lepszy, niż nam się wydaje w takich chwilach. Czytanie wzruszających historii pozwala spojrzeć na to, co się dzieje, z nowej perspektywy i dostrzec, że dobrzy ludzie nadal istnieją.

  • Mam kolegę urodzonego w 1968 roku. Kiedy miał 6-7 lat, poznał dzieciaka o imieniu Witek i przyprowadził go do domu. Podczas kolacji okazało się, że dzieciak był sierotą i uciekł z domu dziecka. Czasy były takie, że nie uważano tego za coś niezwykłego. Ojciec mojego kolegi był taksówkarzem, to była całkiem dochodowa praca. Nawet nie rozmawiając z rodziną, poszedł do dyrektora sierocińca i dogadał się, aby dziecko zamieszkało z nimi bez oficjalnej adopcji. Zaopiekowali się Witkiem, który wkrótce zaczął nazywać ojca kolegi tatą. Kiedy chłopiec dorósł, kupili mu dom w pobliżu, znaleźli mu przyzwoitą pracę, a nawet przyszłą żonę. Witek miał więc prawdziwą rodzinę w każdym znaczeniu tego słowa. © Navseplevat / Pikabu
  • Kiedy miałem 4-5 lat, moi rodzice, ledwie po studiach, zabrali mnie nad morze, gdzie mieszkali dalecy krewni ojca. Codziennie szliśmy do autobusu wzdłuż winnicy. To był chyba wrzesień. Piątego dnia wyszedł do nas stróż i podał mi 3 kilogramy białych i czerwonych winogron. Powiedział: „Codziennie przechodzisz obok z głodnymi oczami, to nie w porządku”. Wtedy po raz pierwszy w życiu zjadłem winogrona. © Vor4un73 / Pikabu
  • Siostra mojej babci, w wieku 75 lat po raz pierwszy poszła do zoo. Mówiła, że na początku się wstydziła, bo przecież dawno nie jest dzieckiem, ale bardzo chciała. A jeśli dla jakiegoś dziecka zabraknie biletu z jej powodu? Postanowiła wyjaśnić tę kwestię. Pracownicy zoo zapewnili staruszkę, że żadne dziecko nie ucierpi z powodu jej wizyty, przyjmą wszystkie.
    Spodobało jej się tak bardzo, że namówiła na powtórną wizytę swoich sąsiadów, mówiąc, że jest tam ciekawie, można pospacerować, pooglądać zwierzęta i na pewno wie, że starsi ludzie mają tam wstęp, a rano jest zniżka na bilety. © tikorotaro / Pikabu
  • Oddawałam przez internet stary kożuch z owczej skóry. Pewna kobieta napisała, że nosiłaby ten kożuch, ale mieszka za daleko. Okazało się, że niedawno się rozwiodła, a mąż nie oddał jej ubrań. Spytałam ją o rozmiar. To był rozmiar, z którego gwałtownie przytyłam i na który mam jeszcze sporo nowych rzeczy z metkami (kupiłam sobie, żeby pobudzić się do odchudzania, ale nie pomogło). Zebrałam jej ogromne pudło dobrych rzeczy (kurtki, sukienki, kożuch i czekolada jako dodatek), wysłałam to wszystko na mój koszt. I w odpowiedzi dostałam tyle radości i wdzięczności! Napisała, cała szczęśliwa, że wszystko jest fajne, wszystko pasuje, i że nigdy nie miała takich dobrych rzeczy! Piszę to i uśmiecham się. Tak dobrze było jej pomóc! I nie obchodzi mnie to, że wydałam sporo pieniędzy na wysyłkę. © JenkaSad / Pikabu
  • Kiedy mój syn był w piątej klasie, jego nauczycielka wysłała mi maila, w którym opowiedziała o wydarzeniach pewnego dnia. W klasie był niezdarny dzieciak, z którym nikt się nie przyjaźnił. Dzień wcześniej rozdał zaproszenia urodzinowe wszystkim swoim kolegom z klasy, a na przerwie wstał i głośno zapytał, kto przyjdzie na jego przyjęcie. Odpowiedzią była martwa cisza. Ale wtedy mój syn głośno oznajmił, że on będzie. Później kilku innych popularnych chłopców poszło za jego przykładem i również zgodziło się pójść na imprezę. Nauczycielka powiedziała, że prawie zalała się łzami, gdy mój syn to powiedział, ponieważ widziała ulgę i radość na twarzy solenizanta. Czasami wystarczy jedno dziecko, by coś zmienić. Cieszę się, że tego dnia był to mój syn. © Teresa Mayfield / Quora
  • Pewnej zimowej nocy znalazłam na zewnątrz ogromnego zmarzniętego dobermana. Musiałam zabrać go do domu. Nasz kot syjamski nie był z tego powodu zadowolony. Ten mikroskopijny bezczelny kot kategorycznie odmówił dzielenia się mieszkaniem, więc przez 3 miesiące z całych sił szukaliśmy właścicieli dobermana: przez internet, a nawet przez ogłoszenia w gazecie. W końcu znaleźliśmy mu nowy dom, bo kot go nie zaakceptował. Ale, być może, nie na darmo historia zaczęła się w Nowym Roku, bo skończyła się zgodnie ze wszystkimi prawami gatunku: jak świąteczna bajka. W majówkę jakiś mężczyzna rozpalał ognisko gazetą i przeczytał mimochodem ogłoszenie o znalezionym psie. Spojrzawszy na tekst, krzyknął do kolegi: „Słuchaj, to twój doberman, wszystko się zgadza!”. Kolega z wrażenie upuścił kiełbaskę i rzucił się, by zadzwonić. Biedny pies był rozdarty: zachwycony ponownym połączeniem z właścicielem, a jednocześnie przykro mu było rozstać się z nową rodziną. Dobrze, że nie doszło do awantury, a dawny właściciel w końcu oddał psa tym ludziom. © ciocia Nyura / ADME
  • Razem z 13-letnią siostrzenicą kupiłam dwie torby artykułów spożywczych i wezwałam taksówkę. Załadowałam torby do samochodu, poprosiłam siostrzenicę, żeby poczekała przy aucie, obiecałam zapłacić taksówkarzowi ekstra za czekanie i poszłam do piekarni. Wyszłam: nie ma taksówki, nie ma toreb, moja siostrzenica stoi i płacze. Och, jakie to przykre! Otworzyłam aplikację, przygotowując się do zgłoszenia sytuacji, a wtedy dostałam telefon od kierowcy, który przyznał, że się zamyślił i pojechał do lokalizacji, którą zgłosiłam jako punkt docelowy. Wtedy zdał sobie sprawę, że się pomylił, a kiedy się odwrócił, zobaczył nasze torby. Wrócił po nas i odwiózł do domu. Dałam mu napiwek za jego uczciwość. © HappyTernovnik / Pikabu
  • Latem pracowałem dla zamożnej rodziny. Pewnego dnia poszedłem do kuchni poprosić o wodę, a gospodyni właśnie sprzątała. Podniosła ze stołu fajny laptop i zapytała: „Hej, nie potrzebujesz przypadkiem laptopa? Nie mamy nikogo, kto by go używał”. Teraz mam zupełnie nowy laptop na studia. © kingJoffi / Reddit
  • W 1995 roku byłem w 3 klasie. Pamiętam, że wybraliśmy się na wycieczkę do wieży telewizyjnej. Na wysokości 110 metrów znajdowała się obrotowa kawiarnia: siadasz, a ona się obraca i masz widok 360 stopni. Niedawno koledzy z klasy wysłali mi film z tej właśnie wycieczki. Obejrzałem go i łzy stanęły mi w oczach z powodu wspomnień. A sprawa wyglądała tak: innym dzieciom rodzice dali pieniądze na lody, ale ja nic nie miałem. Wszyscy kupili lody w tej kawiarni, siedzieli, jedli, a ja po prostu siedziałem, patrząc na moich kolegów z klasy i nie rozumiejąc, dlaczego rodzice nic mi nie dali. Po około 5-7 minutach nasza wychowawczyni podeszła do mnie i podała mi lody. Myślałem wtedy, że to było wliczone w koszt wycieczki..... Najciekawsze jest to, że nic nie powiedziała mojej mamie i nie zażądała ani grosza za te lody, choć przecież zapłaciła za nie z własnej kieszeni. I jestem jej za to bardzo wdzięczny. © renatsharafiev / Pikabu
  • Około 30 lat temu odwiedziłam małe miasteczko. Weszłam do sklepu spożywczego. Kiedy zapoznawałam się z asortymentem, obserwowałam biednie ubranego chłopca w wieku około 11-12 lat. Wciąż sprawdzał ten czy inny produkt, ale najwyraźniej nie miał wystarczająco dużo pieniędzy. Z rozmowy sprzedawców zrozumiałam, że on i dwójka młodszego rodzeństwa dorastają bez rodziców (z kim — nie wiem), a starszy chciał kupić dzieciakom coś lepszego niż najprostsze produkty. Ale brakowało mu pieniędzy.
    Pod koniec dzieciak wziął małego arbuza, ale na to też nie starczyło pieniędzy. Z wściekłością i rozpaczą odrzucił arbuza i przeklinał, powstrzymując gniewne łzy. Po cichu odciągnęłam go na bok i dałam mu trochę pieniędzy, żeby mógł sobie coś kupić. Z niedowierzaniem zapytał, dlaczego to robię. Bał się litości i nie wiedział, jak się później odwdzięczyć.
    Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: „Był taki moment w moim życiu, kiedy nieznajomy pomógł mi w ten sam sposób. I teraz spłacam swój dług. Pewnego dnia będziesz w stanie pomóc komuś innemu”. Chłopak spojrzał na mnie uważnie i skinął głową z powagą. Miejmy nadzieję, że ten incydent przynajmniej zmniejszył jego nienawiść do niedoskonałości świata. Przepraszam, chłopcze. © Tinatanda / Pikabu
  • Kiedyś upuściłam kolczyk do lodówki z serami w supermarkecie. Przechodzący obok sprzedawca powiedział, że tego stoiska się nie demontuje, więc kolczyka nie da się wyciągnąć. To było bardzo smutne wiedzieć, gdzie jest twoja rzecz, i nie móc jej odzyskać. Jakieś pół roku później zobaczyłam w sklepie robotników, którzy naprawiali sąsiednią lodówkę. Podeszłam do nich z pytaniem, czy jest możliwe rozkręcenie lodówki obok i wydobycie biżuterii? Odpowiedzieli, że jeśli kierowniczka pozwoli, to rozkręcą. Znalazłam kierowniczkę, a ona, po wysłuchaniu mojej historii, sama przez 10 minut wyjmowała wszystkie sery z lodówki, zdjęła pokrywę i wyjęła z głębi mojego kolczyka! Podziękowałam jej kilkoma pysznymi smakołykami. © Fassol / ADME
  • Na początku naszego małżeńskiego życia zdarzył się incydent, o którym opowiadamy naszym dzieciom i będziemy opowiadać naszym wnukom. Byłam na urlopie macierzyńskim, mój syn miał 1,5 roku. Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, mieliśmy mało pieniędzy, a pensja się spóźniała. Cóż, w domu były ziemniaki, marchew i kapusta, kawałek kotleta dla dziecka i zupa z kurczakiem, owsianka, ogólnie rzecz biorąc, dawaliśmy radę. Przechodziliśmy przez niewielki bazarek. Sprzedawczyni zaoferowała nam śledzie, bardzo piękne, tłuste, świeże. Odmówiliśmy, mówiąc, że nie mamy pieniędzy, pensja jest za dwa dni, ale ona powiedziała, żebyśmy wzięli, a pieniądze przyniesiemy, kiedy będziemy mogli, i podała nam te śledzie. Więc wzięliśmy rybę i zjedliśmy ją z ziemniakami. Oczywiście za dwa dni przynieśliśmy pieniądze. Ale nigdy nie jadłam smaczniejszego śledzia niż ten! © Natalia Zabelina / ADME
  • Pewnego dnia siedziałem z żoną w fajnej cukierni, objadaliśmy się smakołykami po długim spacerze po mieście. Przy sąsiednim stoliku siedziała kobieta z trójką małych dzieci. Z ich rozmowy jasno wynikało, że chciała zadowolić dzieci, ale nie miała wystarczająco dużo pieniędzy. Właśnie mieliśmy wychodzić. Powiedziałem żonie, że muszę iść do toalety i podszedłem do lady. Poprosiłem o przyniesienie tej kobiecie i jej dzieciom kilku smacznych rzeczy, o których rozmawiali, ale których nie zamówili, i zapłaciłem za to. Nie powiedziałem o tym mojej żonie, w ogóle nikomu nie powiedziałem. Z jakiegoś powodu jest mi wstyd. © Nieznany autor / Pikabu
  • Miałam 5 lat. Mama leżała na oddziale położniczym. Obok mamy leżała kobieta o imieniu Karola. Zawsze coś robiła na drutach. Kiedy przychodziłam, Karola dawała mi coś smacznego do jedzenia. Pewnego dnia przywołała mnie do siebie i wyciągnęła dzianinową kamizelkę, mówiąc, że zrobiła ją dla mnie w prezencie.
    Kamizelka była prosta, w brązowym kolorze, z paskami na piersi, ale uważałam, że jest bajecznie piękna! Nosiłam ją codziennie. Nazywałyśmy ją z mamą „karolką”.
    Kiedy kamizelka stała się za mała, mama jej nie wyrzuciła, po mnie przez długi czas nosił ją mój brat. Do dziś pamiętam tę uprzejmość ze strony obcej kobiety. © Kissaya / Pikabu
  • Kiedy byłem dzieckiem, żyliśmy biednie, więc często robiliśmy zakupy w sklepach z używanymi rzeczami. Uwielbiałem to, że można tam było dostać 10 książek za zaledwie 1 dolara, więc siadałem przed regałami i wybierałem to, co chciałem przeczytać. Pewnego dnia starsza kobieta zobaczyła mnie siedzącego z książkami i zapytała, czy lubię czytać. Odpowiedziałem, że oczywiście, wybrałem już kilka nowych książek, które mi się podobały. Uśmiechnęła się, po czym wyjęła z torebki dolara, wręczyła mi go i powiedziała: „Obiecaj mi, że będziesz dalej czytać”. Byłem tak szczęśliwy, że z łatwością złożyłem jej tę obietnicę. Wyszła, a ja wybrałem 10 książek, które chcę kupić tym razem. To było prawdopodobnie 22 lub 23 lata temu, ale nadal myślę o tej pani za każdym razem, gdy kupuję nową książkę. © -eDgAR- / Reddit
  • Kiedyś wyprzedziłam autobus na odcinku z linią ciągłą. Natychmiast zatrzymał mnie policjant i powiedział: „Dziewczyno, co ty robisz? Zabiorą ci prawo jazdy”. I w tym momencie pomyślałam, że nie musiałabym wtedy jeździć na zakupy i załatwiać wszystkiego sama, tylko jeździłabym taksówkami i zamawiała dostawy do domu. I całkiem bez sensu się ucieszyłam. Powiedziałam nawet policjantom: „Dziękuję!”, co chyba ich nieco zdziwiło. Wyjaśniłam, dlaczego jestem szczęśliwa. I że faktycznie mogę być zagrożeniem na drodze, śpię po 4 godziny na dobę ze względu na to, że mojej córce wyrzynają się zęby. Patrzyli na mnie dziwnie przez długi czas i w końcu powiedzieli, że dadzą mi mandat i żebym pojechała do domu się przespać.
    Wróciłam do samochodu i zdałam sobie sprawę, że nie będę mogła spać. Bo znowu to samo: płaczące dziecko, zakupy, podlewanie kwiatów teściowej, załatwianie spraw. Zaczęłam płakać. Policjant podszedł i zapytał, czemu płaczę, i czy to z powodu mandatu? Powiedział, że musiał mi dać mandat, bo wszystko było na rejestratorze. Ale mogę iść do sądu i kwestionować. Nie miałam nawet siły tłumaczyć, że to nie z powodu mandatu. Współczułam sobie i współczułam policjantom, którzy byli mili i najwyraźniej litowali się nade mną (chociaż myślę, że nie musieli). © aelynnie / Pikabu
  • Pobraliśmy się z mężem jako studenci, nie mieliśmy nawet pieniędzy na wózek dla dziecka. Studiowaliśmy w pełnym wymiarze godzin, a mój mąż pracował jako ładowacz w nocy, aby opłacić nasze wynajęte mieszkanie i wszystkie inne wydatki. Nasi rodzice dobrze zarabiali, ale nigdy wcześniej nie prosiliśmy ich o kasę. Tylko raz poprosiliśmy o wózek dla córeczki. Rodzice odmówili. Powiedzieli, że skoro jesteśmy na tyle dorośli, żeby mieć dziecko, to sami zarobimy na wózek. Mój mąż brał więcej nocnych zmian, pracował tygodniami bez dnia wolnego. I w dniu, w którym już planowaliśmy iść kupić wózek, złamał nogę. Postanowiliśmy oszczędzać, bo on nie mógł pracować jako ładowacz przez co najmniej kolejny miesiąc, a my musieliśmy z czegoś żyć. Wieczorem zadzwonili koledzy z grupy, powiedzieli, że wpadną w odwiedziny (nie wiedzieli, że mąż złamał nogę). Upiekłam ciasto, nastawiłam herbatę. A potem przyszła cała nasza grupa, a z nimi najpiękniejszy różowy wózek, o jakim nigdy nie mogłam marzyć! Płakałam ze szczęścia i wdzięczności. 2 miesiące później urodziłam córeczkę, a wózek służył nam wiernie przez 3 lata. Skończyliśmy studia, mąż otworzył własną firmę. Wszystko szło dobrze. Na 5. urodziny naszej córki zebraliśmy wszystkich byłych kolegów z grupy i opłaciliśmy im wycieczkę za granicę. A nasi rodzice mieli nam za złe, że nie zabraliśmy ich nad morze. © Chamber 6 / VK
  • Moja mama zawsze mówiła, że dobro zwycięża zło i że wszystko, co dobre, powraca. Tyle że w moim życiu tego nie widziałam: niemili koledzy z klasy zawsze byli ulubieńcami dziewczyn. Manipulujący studenci na uniwersytecie oszukiwali na egzaminie, a potem dostawali stypendium. A w pracy, wiadomo, uroczy lizus jest ulubieńcem szefa, więc przez ostatnie 5 lat musiałam pracować zarówno za niego, jak za siebie. Ale trzy dni temu zmarła starsza sąsiadka. Od kilku lat leżała i była pod opieką pracowników socjalnych. Nie wyprowadzali jednak jej psa, więc ja to robiłam. Okazało się, że sąsiadka zapisała mi w spadku pieska, a oprócz niego 70 tysięcy, które były na jej koncie. Dla mnie, w naszym małym miasteczku, to po prostu niewiarygodnie ogromna kwota! Postanowiłam przenieść się z psem do stolicy. I w wieku 27 lat po raz pierwszy poczułam, że moja mama miała rację: wszystko, co dobre, wraca do nas jak bumerang. © Chamber 6 / VK

A oto kolejne przykłady na to, że świat jest pełen dobrych ludzi.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły