18 historii o najbardziej surrealistycznych kontaktach z osiedlową administracją

Ludzie
godzina temu
18 historii o najbardziej surrealistycznych kontaktach z osiedlową administracją

Życie w bloku pełne jest przygód i praktycznie każdy z sąsiadów to potwierdzi. Staje się ono jeszcze bardziej fascynujące, gdy, chcąc nie chcąc, musisz stykać się z pracownikami usług komunalnych. Bohaterowie tego artykułu już to zrozumieli na własnym przykładzie. Co więcej, sami pracownicy administracji mogą opowiedzieć wiele interesujących rzeczy o swojej pracy.

  • Z trudem dodzwoniłam się do administracji bloku, czekam na hydraulika. Dzień go nie było, dwa dni też nie, aż nagle w piątek wieczorem dzwonek do drzwi. Znalazł sobie czas! Pokręcił przy kaloryferach, a na pożegnanie zaczął puszczać oczko: „Może rozgrzejemy się gorącym jedzeniem? Chodźmy do restauracji!”. Powiedziałam mu, że w sumie muszę jutro wcześnie wstać. Ale po tygodniu poszliśmy na kolację, chłopak okazał się niczego sobie, mądry, w naszej administracji budynków jest od niedawna. Niedługo drugie spotkanie.
  • Dziś przyszedł hydraulik, wyglądający na około 45 lat, aby podłączyć panel gazowy. Pracował tak wytrwale, że aż wysunął język. Myślałam, że tak robią tylko dzieci, gdy bardzo się starają. © / Ideer
  • Kupiłem niewielki dom od spadkobierców człowieka, który odszedł z tego świata. Nie było żadnych problemów z przepisaniem rachunków za wodę, śmieci i gaz na moje nazwisko. Ale gdy przyszło do elektryczności, sprawy stanęły w martwym punkcie.
    Na początku próbowałem przepisać rachunek na stronie firmy. Wprowadziłem dostępne mi dane i otrzymałem komunikat o błędzie. Następnie napisałem do ich działu obsługi klienta. Powiedziałem, że kupiłem dom i muszę przepisać media na siebie, a osoba, która obecnie płaci za elektryczność, zmarła ponad rok temu. Przysłali mi formularz składający się z dwóch części: jedną muszę wypełnić i podpisać ja, a drugą... właściciel rachunku.
    Wyjaśniłem, że wypełnienie ich formularza jest niemożliwe, ponieważ właściciel obecnego rachunku, jak już wspomniałem, zmarł. Minęły już 4 tygodnie, a oni wciąż się ze mną nie skontaktowali. Oczywiście cieszę się z darmowej elektryczności, ale mam wrażenie, że za wiele lat, kiedy w końcu ogarną się, dostanę rachunek na tysiące dolarów. © david8840 / Reddit
  • W dawnych czasach z administracji budynku przychodzili „bezpłatni” hydraulicy, którzy w rzeczywistości zawsze prosili o pieniądze. Moja mama mówiła: „No, pracujcie tutaj, a ja pójdę do kuchni, trochę się pomęczę”. W kuchni zaczynała proces smażenia ziaren słonecznika, który wychodził jej wspaniale. Wspaniały oleisty zapach rozchodził się po całej klatce schodowej. Po tym przyjmowała pracę i pytała, ile jest winna. Każdy hydraulik, skromnie spuszczając wzrok, mówił: „Nasypie pani szklankę ziarenek i jesteśmy kwita”. © / Ideer
  • Około siedmiu lat temu wprowadziłem się do nowego mieszkania, do którego dołączona była piękna skrzynka na listy z dziurką zamiast zamka. Pewnego pięknego dnia odkryłem, że zamontowano na niej zamek (nawiasem mówiąc, zamki zamontowano wszędzie, gdzie ich nie było). Na początku nawet się ucieszyłem, w końcu poprawianie to dobra rzecz.
    Poszedłem do administracji, naiwnie sądząc, że na pewno mają gdzieś na półce moje klucze od nowego zamka. Tam spotkała mnie pani, która od progu oznajmiła, że nie mają kluczy. Nieco zdziwiony, zapytałem ją, jakie w ogóle istnieją opcje rozwiązania tego problemu, w końcu na pewno nie tylko mnie bez pytania zmieniono zamek.
    Okazało się, że jest tylko jedna opcja rozwiązania: trzeba pojechać i kupić nowy zamek, a następnie wezwać ich ślusarza, który w zamian za opłatę wymieni go na ten, który zamontowali kilka dni wcześniej. Jaki był sens zakupu i montażu nowych zamków, pani nie potrafiła w pełni wyjaśnić. © / Pikabu
  • Pracuję w administracji bloku. Dzwoni babcia i mówi: „Przy naszym bloku nie ma trawnika, co za bezczelność?!”. Wysłałem pracowników, położyli trawnik. Babcia dzwoni po tygodniu, znowu to samo pytanie. Zwołałem pracowników, skarciłem ich, choć mówili, że wszystko zrobili, i wysłałem ich jeszcze raz, aby położyli trawnik. Po tygodniu babcia znowu dzwoni: „Nie ma trawnika!”. Wkurzyłem się. Sam pojechałem sprawdzić. Trawnik jest, zielony, ładnie przystrzyżony. Okazało się, że babcia w ogóle nie wychodzi z domu, a z 12 piętra nie widać. © / Ideer
  • Dostałem rachunek za czynsz, który okazał się wyższy niż zazwyczaj. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że doliczyli mi ciepłą wodę. A ja z niej nie korzystam, odkąd zainstalowałem bojler. Zacząłem się zastanawiać, czy poprawnie podałem odczyty liczników. Wszystkie moje wątpliwości rozwiał telefon do centrum rozliczeniowego. Okazało się, że podane przeze mnie odczyty były poprawne, ale oni postanowili doliczyć mi ciepłą wodę, bo myśleli, że z niej korzystam i celowo nie podaję odczytów liczników. Stwierdzili, że przyjdzie od nich fachowiec, który wszystko sprawdzi, i po tym zmienią fakturę.
    Sądziłem, że normalna osoba najpierw sprawdziłaby odczyty, a dopiero potem wysłała rachunek. Wyobraźcie sobie: dostalibyście mandat za jazdę, bo w urzędzie uznali, że dawno nie łamaliście przepisów, lub w sklepie na kasie doliczyliby wam parę setek, bo mało wzięliście. © / Pikabu
  • Przeprowadziliśmy się z mężem do nowego osiedla jako jedni z pierwszych. Teraz nasze piętro jest praktycznie zasiedlone. Powoli zaczęłam ozdabiać klatkę schodową — wbiłam haczyki w ściany i powiesiłam donice z kwiatami, nakleiłam piękne plakaty z krajobrazami i zwierzętami. Sąsiedzi zaczęli dołączać — jedna dziewczyna pięknie pomalowała płytki kwiatami. Ale pewnego dnia wszystko to zniknęło — zarządca budynku powiedział, że to zabronione, i teraz mamy gołe płytki i głupie beżowe ściany. Bardzo to przykre. Będziemy walczyć. © / Ideer
  • W toalecie pękła rura z zimną wodą. Rano zadzwoniłem do administracji bloku, przedstawiłem sytuację, błagając o pomoc. Około jedenastej przyszło dwóch posępnych mężczyzn. Pokręcili się, zakręcili wodę. Godzinę później pojechali na obiad, a na moje uwagi odpowiedzieli, że zostawią u mnie narzędzia, żebym nie miał wątpliwości, że wrócą.
    Minęła godzina, druga. Zadzwoniłem do administracji, nie wiedzieli, gdzie są hydraulicy. Wieczorem przyszła nowa ekipa. Mężczyźni skończyli pracę, na pytanie, co mam zrobić z narzędziami pierwszej ekipy, wzruszyli ramionami. Kilka razy dzwoniłem do administracji z pytaniem, kiedy odbiorą torbę z narzędziami. W końcu okazało się, że ci panowie poszli do biura dowiedzieć się szczegółów, ale rozmawiali tak emocjonalnie, że natychmiast zostali zwolnieni. Cenę narzędzi odliczono im z pensji, co dalej będzie z tą torbą, administracji nie interesuje. Oprócz starych kleszczy i śrubokrętów po hydraulikach została mi prawie nowa szlifierka i urządzenie z zabawną nazwą gwintownica. © / Pikabu
  • W naszym domu mieszka wiele relatywnie młodych rodzin. Postanowiliśmy wspólnymi siłami uporządkować teren przed budynkiem, upiększyć go, ogólnie sprawić sobie przyjemność. I tak, aby był dodatkowy bodziec, zebraliśmy symboliczną kwotę od każdej rodziny i podzieliliśmy się na zespoły. Który zespół szybciej uporządkuje swoją część, ten otrzyma nagrodę pieniężną. Jako sędziego i eksperta zaprosiliśmy inspektora z zakładu obsługi budynków. Nasz zespół wygrał. Za wszystkie pieniądze zorganizowaliśmy piknik dla mieszkańców domu z różnymi smakołykami. I wiecie co, dawno nie doświadczyliśmy takich emocji. Bierzcie przykład! © / VK
  • Niedawno na dachu pękł bojler. Sąsiad z najwyższego piętra miał pecha, do nas też się dostało, na szczęście podwieszany sufit przejął uderzenie, po prostu wisiał w ogromnym kształcie kopuły. Wezwaliśmy specjalistów, wszystko zrobili, a my napisaliśmy do zakładu obsługi budynków oświadczenie — tak na wszelki wypadek. Minął tydzień, zadzwonili, żebyśmy przyszli. Pomyśleliśmy, że jeszcze jakieś papiery trzeba będzie zbierać. Przyszliśmy, a oni nam oddali pieniądze za szkody, nawet więcej niż wydaliśmy. © / Ideer
  • W naszym mieszkaniu pękł zawór odcinający. Wezwałam hydraulika z zarządu nieruchomości. Przyszedł, obejrzał... Potem poszedł do piwnicy zamknąć zawór. Ogólnie, zniknął, a woda się leje. Kiedy zadzwoniłam, dowiedziałam się, że facet już wrócił z wezwania. Zaniemówiłam: „Jak to, wrócił? U mnie woda w mieszkaniu się leje, proszę go tu przysłać”. Przyszedł. Pytam, co to za bzdury? On niewzruszony: „Tam w piwnicy nie ma światła, ledwo znalazłem zawór. Chyba zawór nie trzyma”. Ledwo się doprosiłam, żeby chociaż w mieszkaniu mi założył zatyczkę, żeby woda się nie lała. © / Pikabu
  • Wezwano naszą brygadę z powodu zapachu gazu. Drzwi nie otwierały się od wewnątrz, ponoć się zacięły. Jakaś kobieta chciała dostać się do tego samego mieszkania. Nasz hydraulik przedostał się przez okno, a tam była kobieta z kochankiem. A na schodach teściowa. Zastanawialiśmy się, jak wybrnąć z tej sytuacji. I nagle przyszedł nam do głowy pomysł, by pożyczyć kombinezon temu facetowi i wyprowadzić go przez drzwi. Tak w naszej brygadzie pojawił się dodatkowy „pracownik”. © Podsluchano / Ideer
  • Wyłączyli ciepłą wodę. Stałem obok bloku. Nagle otworzyły się drzwi do półpiwnicy, gdzie znajduje się administracja budynku, i z chichotem wybiegła stamtąd starsza kobieta owinięta w ręcznik. Zniknęła za rogiem, a za nią wyleciały kłęby pary jak z sauny. © / Ideer
  • Kilka lat temu służby komunalne mojej dzielnicy przekopały drogę, aby zapewnić dojazd do miejsca pracy. Kiedy zaczęli ją naprawiać, położyli asfalt na wierzchu kanalizacji burzowej! W wyniku czego przed domem mojego sąsiada po każdym deszczu przez sześć miesięcy stała szeroka kałuża. Na szczęście później ten problem został rozwiązany. © WibbleWobble22 / Reddit

Jak przedsiębiorstwo komunalne naprawiło chodnik po jego rozkopaniu.

  • Pewnego razu musiałem odwiedzić administrację osiedla po zaświadczenie. Wchodzę. Kobieta podaje mi formularz ankiety i poleca wypełnić. Widzę punkt „stan cywilny”. Jeśli żonaty, trzeba wpisać dane małżonki. Po wypełnieniu oddaję formularz. Kobieta zaczyna sprawdzać i mówi:
    — Tutaj chyba się pan pomylił. Jaki jest pana rok urodzenia?
    Ja: — 1993.
    Kobieta: — A żony? Może chciał pan napisać „1999”?
    Ja: — Nie! 1989.
    Kobieta: — Czyli jest od pana starsza?
    Ja: — Tak!
    Następne pytanie mnie zaskoczyło:
    — A dlaczego?
    Bez chwili zastanowienia, machinalnie odpowiedziałem:
    — Nawet nie wiem. Pewnie dlatego, że urodziła się wcześniej. © / Pikabu
  • Za każdym razem, gdy podjeżdżam do pracy, widzę, że męska ekipa pracująca w administracji osiedla obserwuje moje zachowanie. Mój samochód sam wyłącza światła, ale mężczyźni o tym nie wiedzą. Pewnego razu zapytali, czemu nie wyłączyłam świateł. Zrobiłam mądrą minę i powiedziałam, że wyłączają się tylko po klaśnięciu w dłonie. Klaszczę, światła się wyłączają. Dziś wyszłam, a oni krzyczą: „A klaśnięcie?!”. Klaszczę, światła się wyłączają. Czuję się jak czarodziejka. © / VK

  • Mam jedno niezwykłe hobby. Uwielbiam jeździć nocą po mieście samochodem, słuchać muzyki i obserwować piękne uliczki oświetlone ciepłym światłem latarni. Nie posiadam własnego samochodu, więc zawsze zamawiam taksówkę, gdzie mogę jeszcze porozmawiać z kierowcą o życiu. Czasami pytają, dokąd tak późno jadę, a ja zawsze odpowiadam: „Leczyć duszę”. Myślą, że jadę na randkę, ale w rzeczywistości po prostu jeżdżę po mieście tam i z powrotem. Tak, to przyjemność, która nie jest tania, ale działa jak balsam na duszę! Spokojnie, pogodnie, pięknie. Po ciężkim dniu pracy w administracji mieszkaniowej to idealne lekarstwo dla psychiki. © / VK

BONUS: Swoją drugą połówkę można spotkać wszędzie.

  • Krótko mówiąc, historia wygląda tak: siedzę sobie kiedyś w administracji osiedla, czekając na moją kolej. Kolejka przesuwa się powoli. I wtedy wchodzi on. Wysoki, w czarnej kurtce, włosy w idealnym nieładzie. Podchodzi do mnie i pyta: „Czy przypadkiem nie wie pani, gdzie można złożyć tu skargi?”. Mówię: „No cóż, jeśli skargi na życie, to nie tutaj. A jeśli w jakiejś sprawie administracyjnej, to tam, do trzeciego okienka”. Uśmiechnął się, a we mnie coś zadrgnęło. Zanim doczołgałam się do własnego okienka, on już załatwił swoje sprawy i wyszedł. Myślę sobie: no dobra, los dał szansę i natychmiast ją odebrał. Ale nie tym razem. Wychodzę na ulicę, a on stoi, czeka na mnie. Zaprosił mnie na kawę. Kiwnęłam głową, i właśnie idziemy ulicą, śmiejemy się, dyskutujemy o mieszkaniach i życiu. Rok później oświadczył mi się. Ludzie poznają się w kawiarniach i na stronach internetowych, a ja znalazłam sobie męża wśród rachunków i kolejek. To się nazywa przeznaczenie. © / VK

Czy zdarzyło się wam spotkać podobne postacie i znaleźć się w podobnych sytuacjach? Podzielcie się zabawnymi historiami o swoich najdziwniejszych spotkaniach z pracownikami administracji osiedlowej.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły