24 szczęśliwców, którzy potrafią znaleźć prawdziwe skarby nawet w stertach śmieci

Wielu z nas ma krewnych, którzy czują się uprawnieni do wyrażania opinii na temat naszych życiowych decyzji. Co się dzieje, gdy ten ciągły osąd łączy się z jeszcze bardziej delikatną kwestią, czyli z relacją między matką a córką? Jedna z naszych czytelniczek podzieliła się z nami historią, która spowodowała poważny rozłam w jej rodzinie. Ciekawi jesteśmy, co poradzilibyście jej po przeczytaniu całego listu.
Poniżej przytaczamy list:
„Cześć, Jasna Strono!
Nigdy nie myślałam, że do was napiszę, ale jestem rozdarta między poczuciem winy i ulgi, i naprawdę chcę wiedzieć, czy tym razem poszłam za daleko, czy też wreszcie powiedziałam szczerze, co myślę?
Od samego początku wiedzieliśmy z partnerem, że nie chcemy mieć dzieci. Nie z powodu traumy czy buntu, ale po prostu poczucia, że takie życie będzie dla nas najszczęśliwsze. Czujemy się spełnieni — angażujemy się w wolontariat, podróżujemy i dbamy o relacje w inny sposób. Jesteśmy szczęśliwi bez dzieci! Większość osób to szanuje, nawet jeśli nie rozumieją.
Jednak moja ciotka, Lidia, zawsze mnie ocenia. Podczas każdych wakacji, każdego spotkania rodzinnego znajduje sposób na wspomnienie o tej kwestii: „Nigdy nie poznasz prawdziwej miłości. Pożałujesz, gdy będzie już za późno”. Raz nawet stwierdziła: „Nie jesteś prawdziwą kobietą, dopóki nie zostaniesz matką”.
Zawsze po prostu gryzłam się w język. Zawsze była głośna i dramatyczna, więc wydawało mi się to niewarte sporu. Jednak ostatnio coś się zmieniło, a właściwie ktoś — jej córka Emilia.
Emilia jest córką mojej ciotki, a więc moją młodszą kuzynką. Zawsze byłyśmy sobie bliskie. Opiekowałam się nią, gdy była mała, a gdy weszła w wiek nastoletni, zaczęła przychodzić do mnie ze sprawami, których nie chciała wyjawić matce. Chodziłyśmy na kawę, na spacery. Kiedyś powiedziała mi: „Jesteś jedyną osobą dorosłą, która naprawdę mnie słucha”. Teraz ma 15 lat i jest inteligentna, wrażliwa oraz introwertyczna.
Kilka tygodni przed rodzinnym grillem zwierzyła mi się, że czuje się przytłoczona szkołą, swoim ciałem, przyjaciółmi, którzy nagle stali się chłodni lub odlegli. Powiedziała, że ma wrażenie, jakby „tonęła i nikt tego nie widział”. W końcu opowiedziała o tym mamie. Bała się i liczyła na pocieszenie.
Jednak, zamiast zadbać o nią w tym momencie, Lidia zamieniła sytuację w post na Facebooku. Długi, dramatyczny, pełen osobistych szczegółów: wspomniała pogarszające się oceny, ataki paniki, wszystko. Zatytułowała go: „Moja nastolatka ma problemy, a ja czuję się zagubiona — rodzicielstwo jest trudniejsze niż kiedykolwiek”. Opublikowała bez pytania Emilii o zdanie. Post stał się wiralem.
Nieznajomi komentowali, chwaląc „kompletną szczerość” Lidii. Niektórzy dzielili się poradami rodzicielskimi, a inni własnymi historiami. A Emilia? Poczuła się upokorzona. Inne dzieci w szkole rozpoznały ją, mimo że jej imię nie było wspomniane. Zamknęła się w sobie. Przestała jeść obiady w szkole, ledwo odzywała się w domu i zaczęła opuszczać nasze cotygodniowe spacery.
Wszystko zmieniło się na jeszcze gorsze kilka dni później. Podczas rodzinnego grilla Lidia znów się ze mnie naśmiewała. Tym razem stwierdziła, że moje życie „jest puste” i „będę tego żałowała, gdy nie będzie nikogo, kto mógłby mnie odwiedzić w domu opieki”. Taki właśnie paskudny, pełen jadu komentarz.
Tym razem nie mogłam się powstrzymać i tego przemilczeć. Przy wszystkich wspomniałam o tym, co zrobiła swojej córce. Spojrzałam bezpośrednio na nią i powiedziałam: „Nie każdy potrzebuje dzieci, aby czuć się spełnionym lub wykorzystywać je do zwrócenia na siebie uwagi”.
Zbladła, a nad stołem zapadła martwa cisza. Potem wstała, mruknęła coś o tym, że „przekroczyłam granicę” i wyszła.
Teraz mówi wszystkim, że „zaatakowałam ją jako matkę” i „wykorzystałam temat” jej córki. Niektórzy członkowie rodziny się z nią zgadzają, szczególnie starsi. Inni poparli mnie jednak w tajemnicy: „Powiedziałaś to, o czym wszyscy myśleliśmy”. Emilia nie powiedziała wiele, ale ku mojemu zaskoczeniu napisała do mnie tej nocy jedno słowo: „Dziękuję”.
Wciąż się zastanawiam, czy posunęłam się za daleko? Nie chciałam jej skrzywdzić, ale nie mogłam już znieść jej okrucieństwa. I nie mogłam znieść tego, że traktuje córkę jak narzędzie fabularne.
A więc, Jasna Strono, pomóż mi to rozgryźć: czy popełniłam błąd, odpowiadając na jej zaczepki? Czy może w końcu nadszedł czas, by ktoś to zrobił?
Z wyrazami szacunku
Pełna niepewności, ale szczera
Przede wszystkim dziękujemy Ci, droga czytelniczko, za podzielenie się historią. Wykazałaś się wyjątkową odwagą, dzieląc się czymś tak osobistym i w tak jasny oraz wrażliwy sposób. Wiemy, że nie jest łatwo otworzyć się na innych, zwłaszcza gdy w grę wchodzą tak silne emocje rodzinne. Być może te wskazówki pomogą ci spojrzeć na sprawy nieco spokojniej, a przynajmniej nie obwiniać się bez powodu.
Rodziny mogą być źródłem miłości, ale też konfliktu. Nasza czytelniczka uważa, że powiedziała to, co wiele osób myśli, ale zastanawia się również, czy nie posunęła się za daleko.
Jeśli chcesz przeczytać więcej prawdziwych historii o rodzinnych dylematach, kliknij ten link, aby odkryć więcej artykułów, na które nie sposób pozostać obojętnym.