Mój 50. jubileusz miał być wyjątkowy — ale prezent, który dostałam, mnie upokorzył

W przypadku rodziny miłość potrafi zacierać granice. Chcemy pomagać. Chcemy mówić „tak”. Jednak czasami najbardziej o miłości świadczy właśnie wyznaczenie granicy. Szczególnie dotyczy to sytuacji, gdy koszt jej przekroczenia to nie tylko pieniądze, ale także spokój, prywatność i dobre samopoczucie.
Jeden z naszych czytelników podzielił się niedawno historią, która doskonale oddaje ten dylemat — historią o tradycjach, niechęci i bardzo kosztownej próbie cierpliwości.
Dwa razy w roku wybieramy się z żoną i trójką naszych dzieci w podróż. Na wiosnę poszukujemy przygód w kraju, a w lecie wyjeżdżamy za granicę.
Te podróże są dla mnie wszystkim. Są jak reset, to nasza nagroda za oszczędne życie przez resztę roku. Idziemy na całość. Tworzymy wspomnienia, które zostaną z naszymi dziećmi na zawsze.
Wyjazdy finansujemy z pasywnego dochodu, który uzyskuję z rodzinnej firmy zajmującej się nieruchomościami komercyjnymi i nie mam nic przeciwko płaceniu za nie. Widzę je jako sposób na wzmocnienie więzi rodzinnych, tylko z naszą rodziną.
Po naszej letniej podróży w zeszłym roku szwagierka powiedziała, że jej rodzina chętnie dołączyłaby do naszej następnej rodzinnej eskapady, z dwójką jej dzieci. Moja żona nie odmówiła. Nawet się nie zawahała. Dowiedziałem się dopiero kilka miesięcy później.
Nie spodobał mi się ten pomysł i poczułem się sfrustrowany. Właściwie to byłem wściekły. Mamy ze szwagierką skomplikowaną historię. Powiedzmy, po prostu, że się nie dogadujemy.
Jednak żona przekonała mnie i załagodziła sprawę. Uzgodniliśmy, że rodzina szwagierki dołączy do naszej wycieczki, ale sami za siebie zapłacą. W ten sposób, poza kilkoma wspólnymi posiłkami, nie musiałbym jej zbyt często widywać. W porządku, to przeżyję. Niechętnie, ale się zgodziłem.
W tym roku w pracy szwagra doszło do poważnych zmian. Pracował zdalnie, ale nagle musiał wrócić do biura, które mieści się z dala od ich miejsca zamieszkania. Mógł dostać przyzwoitą odprawę, więc zdecydował się zrezygnować z pracy. Nie szukał też kolejnej, co oznaczało jedno: nie było ich już stać na podróż. Zakładałem, że nie pojadą.
Jednak dwa tygodnie temu moja teściowa, żona i szwagierka spędzały razem dzień. Szwagierka w kółko opowiadała o tym, jak jest zdruzgotana faktem, że nie pojedzie. Moja teściowa, jak zwykle, postanowiła zabawić się we władczynię marionetek. Odciągnęła moją żonę na bok i powiedziała: „Wiesz, że możesz zapłacić za tę wycieczkę. Po prostu to zrób”.
Przekonana przez matkę, moja żona zaproponowała, że pokryje koszty całej podróży. Powiedziała mi to z uśmiechem, jakby to był miły gest. Mnie jednak nie było wcale miło. Rozpierała mnie wściekłość.
Stwierdziłem tylko: „Chcesz, żebym zapłacił za beznadziejnie spędzony czas, jakim będzie ta podróż z twoją siostrą? Nie. Absolutnie nie”. Nie chodziło tylko o pieniądze, choć koszt podróży wzrósłby dwukrotnie.
Kluczowy był dla mnie fakt, że zawarliśmy umowę. Zgodziłem się na jej udział na pewnych warunkach. Spełnienie ich teraz było niemożliwe, więc i moja odpowiedź się zmieniła.
W tym wszystkim szkoda mi tylko ich dzieci. Zaproponowałem więc, że zabierzemy je ze sobą. Nie miałbym nic przeciwko temu. Mogłyby z nami spędzić ten wyjazd.
Nie jestem jednak bankomatem. Nie mogę płacić dodatkowo za ich rodziców, szczególnie biorąc pod uwagę moją niechęć do szwagierki.
Moja żona uważa, że powinienem „poświęcić się dla wspólnego dobra”. Jednak ta podróż nie temu służy. To nie jest jakaś gra zespołowa, a święty czas naszej rodziny.
Czasami ochrona własnego spokoju znaczy więcej niż wyciągnięcie portfela. Jeśli czujesz niechęć do czegoś, co powinno przynosić radość, to oznaka, że została przekroczona pewna granica. Oto trzy rzeczy, o których warto pamiętać w takich chwilach:
Wyznaczanie granic jest ważne zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Oto 15 typów klientów, którzy doprowadzą każdego pracownika do szewskiej pasji.