14 osób opisało zmiany, jakie zaszły w ich życiu po adopcji dziecka

Adopcja jest trudnym procesem. Osoby, które się na nią decydują, nierzadko mają nadzieję, że całkowicie zmieni ich dotychczasowe życie, oczywiście na lepsze. I faktycznie, wielu z miejsca potrafi stworzyć nową rodzinę i nawiązać więzi bliższe niż w tradycyjnym domu. Inni niestety nie mają tyle szczęścia, mimo że na stopniowe budowanie takich relacji poświęcili wiele lat.

1

„Rodzice adoptowali mojego starszego brata. Ich znajomi mówili, że nie zdołają wychować go «na ludzi» i ze względu na GENY to nie może skończyć się dobrze. Lata mijały, a mój brat ukończył szkołę i uczelnię z wyróżnieniami. Jako jedyny w rodzinie zawsze mnie wspiera. Jest wobec mnie bardzo miły, ale też szczery niezależnie od okoliczności. Bardzo go doceniam i szanuję. W końcu dawno temu został moim bliskim krewnym. Geny genami, ale miłość i wychowanie czynią cuda”.

2

„Jakiś czas temu moja mentorka i bliska przyjaciółka postanowiła adoptować dziecko. Zebrała w tym celu mnóstwo papierów. Ponieważ wybrała «problematycznego» chłopca, byłem jednym z jej świadków (zagwarantowałem, że będzie w stanie wychować dziecko, poręczyłem wysokość jej zarobków oraz potwierdziłem jej stabilność emocjonalną). Wszyscy powtarzali, że to będzie ciężka przeprawa: jak na swój wiek chłopaczek był bardzo mały (roczne dziecko), słaby, a poza tym miał być opóźniony w rozwoju.

Dziś ma 14 lat i oboje mieszkają w Czarnogórze. Chłopak wygrywa nagrody w różnych zawodach sportowych, a w szkole otrzymuje świadectwa z czerwonym paskiem. Jedna z przyjaciółek podzieliła się refleksją: «Zobaczyłam, że po prostu brakowało mu miłości!»”

3

„Przez 8 lat żyliśmy z mężem bez dzieci. W pewnym momencie doszliśmy jednak do wniosku, że jesteśmy gotowi na adopcję. Chcieliśmy przygarnąć dwóch chłopców. Mieli wtedy 2 i 3 lata, ale dom dziecka zaproponował innego, 6-letniego chłopca. Pracownicy opowiedzieli nam o jego przeżyciach. Początkowo zamierzaliśmy odrzucić tę propozycję, bo słyszeliśmy o nim same najgorsze rzeczy (i nie wiedzieliśmy, w jakim stanie jest jego zdrowie mentalne). Ale gdy zobaczyliśmy zdjęcie, w jednej chwili poczuliśmy, że to nasz synek. Na fotografii nie było cudownego dziecka, ale łysy, kłapouchy chłopiec z bezzębnym uśmiechem. W tamtej chwili nie liczyły się dla nas jego negatywne przeżycia, kondycja emocjonalna czy przyszłe problemy. Po prostu czuliśmy, że to nasz synek”.

„Jednak z adopcją drugiego dziecka mieliśmy nie lada problem. Pracownicy placówki zaproponowali nam 1,5-rocznego chłopca, który podczas spotkania z nami wyglądał na przesympatycznego. Ale nie czuliśmy z mężem, że to «nasz» synek. Wtedy dyrekcja sierocińca zaczęła mówić rzeczy w stylu: «Nie przyszliście tu na zakupy!». Choć to i tak była najdelikatniejsza rzecz, jaką usłyszeliśmy. Ale w tamtym czasie potrafiliśmy już rozpoznać to uczucie. Owszem, miewaliśmy problemy ze starszym synkiem, ale cały czas towarzyszyło nam wewnętrzne przekonanie, że jest nasz. Dzięki temu byliśmy w stanie iść dalej. Dyrekcja niechętnie zaproponowała inne dziecko, tylko że tu też nie czuliśmy tej chemii. Wobec tego pracownik postawił nam ultimatum: albo ten dzieciak, albo żaden. Z ciężkim sercem odrzuciliśmy i tę propozycję. Po tym dyrekcja zaczęła nas nie lubić. Gdyby nie nasz sukces ze starszym chłopcem, w ogóle by się do nas nie odezwała.

Ale wkrótce zdarzył się cud. Na stronie jednego z ośrodków wychowawczych zobaczyłam zdjęcie pewnego chłopca. Na jego widok serce zaczęło mi bić szybciej. Pokazałam je mężowi, na co on odparł momentalnie: «To właśnie ten!». Złożyliśmy podanie o adopcję. Sam proces trwał pół roku, ale udało się. Jesteśmy rodzicami od 10 lat. Mieliśmy swoje wzloty i upadki. Bywały nawet chwile, że chcieliśmy zrezygnować, ale nie poddaliśmy się. Bo to nasze dzieci. W stu procentach”.

4

Patsani / Lenfilm

„Osiem lat temu nasza rodzina adoptowała 4-letniego chłopca. Rodzice przeznaczyli wszystkie oszczędności na zakup nowego samochodu, ubrań i papierkową robotę. Mama zwolniła się z pracy, żeby pomóc mu przystosować się do nowego otoczenia. Staraliśmy się, jak mogliśmy, by stworzyć dla niego nowy dom. Ale teraz nie czujemy żadnej miłości. Nie uważamy go za naszego syna. Co chwilę kradnie coś z domu lub ze szkoły. Notorycznie kłamie i fatalnie się uczy. Jest leniwy, arogancki i sądzi, że wszystko mu się należy. A przecież wciąż jest dzieckiem. Te 8 lat były pełne napięć i kłótni”.

5

„Adoptowaliśmy naszą córkę, gdy miała 8 lat. Wtedy nasz syn był już 13-latkiem. Zdecydowaliśmy się na adopcję, bo nie mogłam mieć więcej dzieci. Gdy wybraliśmy się do domu dziecka, zobaczyliśmy cudowną dziewczynkę, której rodzina zginęła w wypadku samochodowym. Dziś ma 19 lat, ale nigdy nie nazwała mnie matką. Generalnie wszystko gra, ale wciąż mam poczucie, że jest u nas gościem. Jakby nie czuła, że to jej dom. Mam wrażenie, że jej relacja z nami to tylko wdzięczność. Pragnę, żeby czuła się naszą córką, żeby wiedziała, że nasz dom jest również jej domem. Do dziś pamiętam słowa, które wykrzyczała podczas naszej pierwszej sprzeczki 11 lat temu — powiedziała, że już ma rodziców i że nigdy nie będzie miała innych. Mimo wszystko bardzo ją kochamy”.

6

„Dwoje z naszych dzieci to rodzeństwo, które adoptowaliśmy po 3 latach bycia rodziną zastępczą. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było dni, w których nie zastanawialiśmy się z mężem, czemu w ogóle się na to zdecydowaliśmy. Nigdy jednak nie żałowaliśmy tej decyzji i nawet przez myśl nam nie przeszło, żeby oddać nasze dzieci. Z początku chłopcy mieli trudności z przystosowaniem się do nowego otoczenia, ale nasza wytrwałość się opłaciła i z czasem się uspokoili. Zrozumieli, że są z nami bezpieczni, że nikt nie będzie na nich krzyczał, gdy popełnią błąd, albo nie wyśmieje, gdy o coś spytają i ich uciszy. Doszło do nich, że naprawdę ich kochamy.

Więc nie, nie żałuję. Oczywiście, adopcja ma swoje gorsze strony i czasami jest nam ciężko. Najtrudniejsze w przysposobieniu dziecka z negatywnymi doświadczeniami jest dopasowanie go do nowej rzeczywistości, by z czasem mógł wymazać trudne przeżycia z pamięci. Zresztą, które dziecko nie ma problemów na pewnym etapie swojego życia? Więc, nie. Nie żałuję tej decyzji. Jestem tak bardzo wdzięczny za swoje dzieci, że nie potrafię tego wyrazić!” © William Spencer / Quora

7

„Moja samotna znajoma adoptowała 5-letnią dziewczynkę o imieniu Daria. Wszystko było dobrze do momentu, w którym pewien «uprzejmy» nauczyciel powiedział jej prawdę, gdy skończyła 14 lat. Daria wybuchła. Zaczęła obwiniać adopcyjną matkę za wszelkie zło tego świata, uciekała z domu i wpadła w złe towarzystwo. Nawet zwróciła się do jednego z popularnych programów telewizyjnych z prośbą o pomoc w znalezieniu jej biologicznej matki. Po pewnym czasie udało się odszukać nie tylko ją, ale również jej siostrę, którą adoptowała inna rodzina. Biologiczna matka stoczyła się na samo dno i nawet nie chciała przyjąć własnej córki do swojego domu. A gdy zaproponowała siostrze spotkanie po latach, w odpowiedzi usłyszała, że ta ma tylko jedną rodzinę. Tę, która ją wychowała. Daria nigdy nie wybaczyła biologicznej matce za to, że ją porzuciła, a adopcyjnej — że przez wiele lat ukrywała przed nią prawdę”.

8

„Jedyne dziecko mojej sąsiadki zginęło w wypadku samochodowym w wieku 17 lat. Kilka lat później, gdy miała 50 lat, adoptowała 6-letnią dziewczynkę o imieniu Greta. Dziewczyna miała problemy emocjonalno-behawioralne, które z czasem przerodziły się w problemy psychiczne. Sąsiadka jeździła z nią po różnych terapeutach, lekarzach, dawała jej leki itd. Greta po raz pierwszy uciekła z domu w wieku 14 lat. Potem kolejny raz kilka miesięcy później. Jej wymówką była próba odzyskania rodziny, z której jakoby została «porwana». Uwielbiała używać tego pretekstu, by psychicznie znęcać się nad swoją adopcyjną matką. Greta ponownie zniknęła w wieku 16 lat, tym razem na ponad rok. Chyba kilka dni później do sąsiadki zadzwonił personel szpitala oddalonego o 5 stanów... Okazało się, że Greta urodziła dziecko i po 7 godzinach sama opuściła szpital. Zostawiła natomiast dane kontaktowe matki adopcyjnej. Więc ta 67-letnia już kobieta zaczęła wychowywać niemowlę. Greta wróciła po roku i zaczęła szantażować biedną starszą panią: «Dawaj pieniądze albo porwę dziecko, tak jak ty porwałaś mnie!». Po czym znowu zniknęła. Kilka lat później urodziła kolejne dziecko, które również zostawiła w szpitalu. I tak, moja ponad 80-letnia sąsiadka wychowuje dwoje dzieci z problemami emocjonalno-behawioralnymi”. © jaimystery / Reddit

9

„Moja najlepsza przyjaciółka zginęła w wypadku samochodowym i osierociła synka, którego adoptowałam. Mąż ma bliźniaczki z pierwszego małżeństwa, ale ich matka została pozbawiona władzy rodzicielskiej. Żyliśmy sobie jako szczęśliwa rodzina. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wychowuję dzieci «innych ludzi». Aż do momentu, w którym moi rodzice zaczęli suszyć mi głowę. «Dlaczego się nimi zajmujesz? Po co ci taki ciężar? Powinnaś sama urodzić swoje dzieci!». Podczas spotkań rodzinnych szeptali naszym dzieciom naprawdę paskudne rzeczy. Na przykład, że zostały znalezione i są dla mnie ciężarem. Miarka się przebrała, gdy powiedzieli: «Wychowaliśmy was, żebyście przedłużyli naszą rodzinę!». Po tym ograniczyłam z nimi wszelki kontakt. Po prostu miałam dosyć.

Teraz moje dzieci są dorosłe. Kiedy potrzebowałam przeszczepu nerki, wszystkie zrobiły testy, żeby zostać dawcami. Chciały oddać mi swoje, choć nawet ich o to nie prosiłam. Wolałam zatrzymać to w tajemnicy (mąż im powiedział). Ostatecznie dostałam nerkę od jednej z moich córek. Wtedy moi rodzice po raz pierwszy nazwali ją swoją wnuczką i przeprosili”.

10

„Siostra i jej mąż nie mogą mieć dzieci, więc zdecydowali się na adopcję małej dziewczynki. Była nieśmiała i małomówna. Gdy teściowa siostry ją zobaczyła, zaczęła krzyczeć: «No, wielkie dzięki! Dlaczego muszę wychowywać cudze dziecko zamiast własne wnuki? Nawet nie wiadomo, przez co ta sierota przeszła». Nie wiem, jak ją uspokoili, ale mówili, że była bardzo zestresowana. Po 5 latach wciąż nie zaakceptowała adoptowanej wnuczki. Na święta kupuje prezenty tylko dzieciom swojej starszej córki, czyli spokrewnionym wnukom. Siostra musiała ograniczyć kontakt z teściową, żeby nie urazić uczuć małej i oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu”.

11

„W przeszłości adoptowałam 4-letnią dziewczynkę. Dziś ma 33 lata i ukończyła studia na dwóch uczelniach. Jest wspaniałą córką! Kiedyś spytałam ją: «Nie przeszkadza ci, że jesteś adoptowana?». Odparła: «Nie. Od zawsze cieszyłam się, że mnie wybraliście. Jestem dumna, że byłam godna tak wspaniałej rodziny». Później przyszedł na świat mój synek i teraz mam dwoje wspaniałych dzieci”. © Erika Cirule / Youtube

12

„Pokłóciłam się o coś z najstarszym synem, gdy miał 14 lat. W trakcie sprzeczki powiedział coś, czego spodziewałam się usłyszeć od jakiegoś czasu. Żałował, że jesteśmy jego rodzicami i że w ogóle go adoptowaliśmy. Nie pamiętam, jak dokładnie na to zareagowałam, ale wydukałam coś w stylu: «Wiem». Jeśli mam być szczera, byłam wstrząśnięta tą kłótnią, ale poczułam też ulgę, że w końcu to powiedział. Po tym zdarzeniu kilka nocy spędził u kolegi. Kiedy wrócił, przeprosił za swoje zachowanie i ucieczkę z domu. Potem przez długi czas nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Miałam wrażenie, jakby nie potrafił skleić kilku zdań. Jego oczy były pełne łez. Powiedział, że było mu naprawdę przykro za to, co powiedział. To była nieprawda. Najbardziej wkurzało go to, że nie jesteśmy jego biologicznymi rodzicami. Nienawidził świadomości, że został adoptowany. Chciał tylko być naszym biologicznym synem. To złamało mi serce bardziej niż słowa, które wypowiedział kilka dni wcześniej. Odparłam, że czuję dokładnie to samo. Nie przytuliliśmy się. Po prostu siedzieliśmy naprzeciw siebie na sofach i patrzyliśmy sobie w oczy. Wtedy zobaczyliśmy wzajemne łzy i miłość. Odrzucenie przez adopcyjnego syna było przełomem w naszej relacji. Od tamtej pory jesteśmy sobie bliżsi, mimo wzlotów i upadków, które nam towarzyszyły przez następnych kilka lat”. © Ruth Alborough / Quora

13

„Najmłodsza córka zamieszkała z nami w wieku 10 lat, gdy druga córka zaprosiła ją do domu na nocowanie, które trwa już 13 lat. Sporo przeszła jak na swój wiek. Wtedy po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, że musiałam pokochać kogoś, nie oczekując niczego w zamian. Może nigdy nie odwzajemnić naszej miłości lub nie być lojalna wobec nas jako członkini rodziny. Miałam z nią trochę przebojów, ale nauczyła mnie o sobie samej więcej niż ktokolwiek inny. Nie zrozumcie mnie źle. Bezgranicznie kocham moje biologiczne dzieci i oddałabym za nie życie. Ale ją kocham chyba jeszcze mocniej. Nie było jej dane poznać luksusu, jakim było bezpieczeństwo od najmłodszych lat. Jakaś część mnie pragnie, żeby wiedziała, jak bardzo ją doceniamy i jak bardzo jesteśmy jej wdzięczni za to, że jest z nami. Nie muszę tego mówić moim dzieciom, bo one o tym wiedzą. Gdy były młodsze, każdego dnia powtarzałam im, jak bardzo je kocham. Ta dziewczyna zmieniła nasze życie. Przyjęła nas jako swoją rodzinę, z którą może porozmawiać o wszystkim i o niczym. Dziś czwórka moich dzieci jest bardzo zżyta. Stanowimy jej paczkę, a ona naszą”. © Renee LaCoste Long / Quora

14

„Chciałbym podzielić się historią mojego przyjaciela Romana, który w latach 90. adoptował dziecko. Był prostym kierowcą TIR-a. Żonaty, miał syna. Jego małżonka była w szpitalu, gdzie urodziła się ich córka. W tym samym czasie jednak inna matka porzuciła swoje dziecko. Urodziło się schorowane i miało skłonność do kolki. Tak się złożyło, że żona Romana zaczęła je karmić piersią. Po dziecko mieli przyjechać pracownicy sierocińca, ale ponieważ było noworodkiem, zostawili je przy niej. Tak zażyczyła sobie świeżo upieczona matka. Powiedzieli, że przyjadą po małego za 2 dni. Była wiosna. Lód na drogach zaczynał topnieć i podróż do domu była bardzo utrudniona. Roman ostrożnie przywiózł dzieci, ale wtedy nie myślał nawet, że ten chłopiec zostanie z nimi przez dłuższy czas. Stwierdził, że jak tylko drogi zrobią się przejezdne, odwiezie małego do sierocińca. Gdy w ich domu pojawili się pracownicy placówki, maluch był chory i postanowili zostawić go przy rodzinie jeszcze przez jakiś czas. Wtedy Jane, żona Romana, powiedziała, że nie chce oddawać dziecka, więc po pewnym czasie złożyli wniosek o adopcję i chłopiec został z nimi.

Ostatnio Roman mówił, że pewien «uprzejmy» sąsiad powiedział ich adopcyjnemu synkowi (wtedy miał 8 lat) prawdę. Z początku chłopiec tego nie skomentował, ale gdy później spytał o to rodziców, ci wszystko potwierdzili. Ich synek przez pewien czas milczał. W końcu powiedział: «Cóż, teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego wszyscy jesteście blondynami, a ja mam ciemne włosy»”.

„Roman przeprowadził się ze swoją rodziną do naszego miasta. Dziś jego dzieci są dorosłe. Starszy syn przeniósł się do stolicy, a córka wyszła za mąż i wyjechała w jeszcze inne miejsce. Oboje mają kontakt z rodzicami. Piszą listy i regularnie ich odwiedzają. Z Romanem i jego żoną został tylko ich adopcyjny syn. Mieszka w sąsiednim mieszkaniu. Ożenił się i pracuje jako kierowca TIR-a, tak samo jak jego ojciec. Dziś Roman mówi: «Jestem wdzięczny losowi i żonie za tak wspaniałego syna. Nie wyobrażam sobie, co by z nim było, gdyby nie spotkała go wtedy w szpitalu». Wczoraj dowiedziałem się, że ich adopcyjny syn został ojcem i nazwał córkę Jane. Na cześć swojej mamy”.

Czy znacie inne historie ludzi, którzy postanowili adoptować dziecko? A może sami jesteście adopcyjnymi rodzicami?

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły