15 historii o ludziach, dla których najważniejszą rzeczą w życiu jest dobre jedzenie

Ludzie
rok temu

Ludzie mają różne podejście do swojej diety. Dla niektórych ważne jest, aby wszystko było świeże i zdrowe, inni lubią słodycze, a jeszcze inni mają bzika na punkcie pikantnych dań. Są tacy, którzy nigdy nie podzielą się jedzeniem i tacy, którzy nie zjedzą ani kęsa bez poczęstowania innej osoby. To wszystko jest w porządku, dopóki pasuje obu stronom. Warto jednak pamiętać, że pozornie tak prosta potrzeba jak jedzenie też może wywoływać bardzo silne emocje.

  • W moim pierwszym małżeństwie moja była dokuczała mi tak bardzo, że uciekłem od niej, zabierając ze sobą tylko to, w co byłem ubrany Chciałem po prostu, żeby w końcu dała mi spokój. Kiedyś wróciłem do domu z pracy o północy, a po drodze kupiłem kebab — chodziło o to, by zjeść go po cichu i nie hałasować przy gotowaniu. A ona zrobiła skandal, że przyniosłem tylko jeden, bo też chciałaby sobie zjeść. Później wziąłem ślub po raz drugi. Moja obecna żona poszła na studia — jest lekarzem i co jakiś czas wyjeżdża na zjazdy. Poszedłem do lodówki i zobaczyłem tam pudełka z jedzeniem oraz karteczkę: „Z czerwoną pokrywką — podgrzać, z niebieską — zjeść!”. Stałem przed lodówką i płakałem ze wzruszenia.
  • Rodzina moich znajomych zawsze ma w domu trzy zestawy posiłków. Jedzą różne rzeczy i każdy gotuje dla siebie. Żona przestrzega zdrowej diety — wszystko powinno być zbilansowane, nie za tłuste, nie smażone, nie słone. Córka gotuje sobie coś wykwintnego, modnego, egzotycznego, apetycznego. Mąż z kolei potrzebuje pożywnego i smacznego jedzenia — dużo mięsa, ciasta, które sam piecze, a do tego smaży i robi pikle. Tylko syn je wszystko. Kiedy ich odwiedzam, każde z nich próbuje mnie przekabacić na swoją stronę — zachwalają własne jedzenie i krytykują pozostałych w żartobliwy sposób.
  • Kiedy ma się wśród znajomych kucharza, nie zawsze jest to korzystne. Nasz kumpel zazwyczaj bierze gotowanie na siebie. My mu pomagamy, ale to on zajmuje się głównymi procesami. Niestety przyrządzanie dań trwa wtedy znacznie dłużej, niż gdyby gotowali zwykli śmiertelnicy. Wczoraj zamierzaliśmy obejrzeć film i postanowiliśmy zrobić spaghetti, więc Maciej najpierw obrał pomidory, następnie dusił je na patelni przez czterdzieści minut, aby zrobić sos, a dopiero pod koniec ugotował sam makaron. Pichcił przez jakieś półtorej godziny! Muszę przyznać, że jego potrawa smakowała niewiele lepiej niż ta, którą zrobiłbym sam w pół godziny. Zostawiłbym pomidory w skórce i myślę, że niczego by to nie zepsuło.
  • Spotykałam się z moim chłopakiem od liceum, spędziliśmy ze sobą całe studia, a potem zamieszkaliśmy razem. Nasz związek trwał w sumie prawie dziesięć lat. Wiele razy próbowałam dowiedzieć się, czy ma zamiar wziąć ze mną ślub, a raz nawet sama to zaproponowałam. Ale on wciąż mnie zbywał, mówiąc, że najpierw chce się ustatkować, a dopiero potem pomyśli o małżeństwie. Zerwaliśmy. Trzy miesiące później poznał inną, a po kolejnych trzech miesiącach się pobrali. Dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że oświadczył się jej w kuchni, po tym jak ugotowała mu shawarmę.
  • Czułam się zmęczona gotowaniem! Uzgodniłam z chłopakiem, że dziś wieczorem zamówimy kolację z restauracji. Poszłam jednak do sklepu spożywczego po małe zakupy i wtedy się zaczęło: „O, krewetki w promocji! Zjadłabym je z oliwą cytrynową. Kupię trochę na później. O, rukola! Mam ochotę na sałatkę z rukoli! Czy będą ją mieli w tej restauracji? Wezmę na wszelki wypadek”. Takich „O!” było jeszcze mniej więcej siedem. W końcu wróciłam do domu ze wszystkimi składnikami potrzebnymi do zrobienia kolacji, więc nie było sensu nic zamawiać. Ugotowałam, zjedliśmy i byliśmy zadowoleni, ale znowu pojawiła się ta myśl w mojej głowie: „Mam dość gotowania!”.
  • Odkąd pamiętam, moja mama zawsze stała przy garach. Jako dziecko byłam chuda, a porcje, które mi nakładano, po prostu fizycznie nie mieściły mi się brzuchu. Zawsze coś zostawiałam, a potem musiałam słuchać: „Nie smakuje ci? Mama się nagotowała, a ty co! Robię to wszystko dla ciebie, a potem muszę wyrzucać! Niczego nie doceniasz!”. Teraz mam własne dzieci i kiedy przyjeżdżamy w odwiedziny do mojej mamy, jest tak samo jak zawsze — gotuje, gotuje i gotuje. Jak jest barszcz, to trzeba jeszcze zrobić zupę z makaronem. Zrobiła bigos, ale gotuje jeszcze buraczki. Ma ziemniaki i mielone, ale smaży też schabowe i gotuje spaghetti. A potem narzeka, że tyle gotuje, a my nie jemy. Przez stanie w kuchni nie ma czasu na kontakt z wnukami. Mówię jej: „Lodówka jest pełna jedzenia, idź na spacer z dziećmi lub po prostu odpocznij”, a odpowiedź zawsze brzmi: „Przecież nie mogę zostawić was głodnych!”.
  • Moja dziewczyna jest zwolenniczką dobrego odżywiania. Nie mam nic przeciwko temu, ale mieszkamy razem od dwóch lat i przez cały ten czas gotuje mi zupełnie nieosolone i niesmaczne jedzenie. Tylko w niedziele raz dziennie jemy coś „niezdrowego”, najczęściej na obiad. Nie daje sobie wytłumaczyć, że jestem sportowcem ważącym sto kilo i muszę jeść coś poza pieczoną rybą i ciecierzycą! Z tego powodu zacząłem częściej chodzić do mamy. Tam mogę zjeść świetny posiłek, a na dodatek jestem chwalony, gdy poproszę o dokładkę.
  • Niektórzy narzekają, że mężczyźni polewają wszystko keczupem, a ja z kolei wszędzie dodaję czosnek — do każdego rodzaju zupy, do makaronu, do owsianki, na kanapki, do pizzy, do jajecznicy, do sałatki. Słodkie wypieki to jedyna rzecz, którą jem bez czosnku. Pracuję w domu, a mojemu mężowi nie przeszkadza ten charakterystyczny zapach. Najbardziej cierpię, kiedy muszę gdzieś iść i przez pół dnia przed wyjściem nie mogę jeść czosnku.
  • Ostatnio od czasu do czasu nocuję u mojego chłopaka. Podzieliliśmy się nawet obowiązkami domowymi. On najbardziej lubi gotować. Jest naprawdę świetnym kucharzem i jego znajomi zachwycają się daniami, które przyrządza. Przyznaję jednak, że ze mną jest inaczej. Jego jedzenie jest dla mnie zbyt ostre, bo dodaje bardzo dużo przypraw i sosów. Proszę go, żeby nie używał ich tak dużo, albo żeby przynajmniej dodawał pikantne rzeczy pod koniec, odkładając dla mnie wcześniej małą porcję. On jednak twierdzi, że to zepsuje smak i potrawy nie będą tak wyraziste. Podobno jeśli danie zostanie doprawione na samym końcu, zepsuje to jego całą równowagę. Kiedyś nawet nakrzyczałam na niego, żeby przestał gotować rzeczy, których nie mogę jeść, a on powiedział mi, że w takim razie mogę gotować sobie sama.
  • Pracowałem w dużym biurowcu. Na parterze znajdował się sklep z ogromnym wyborem pysznego, niedrogiego jedzenia. Nie znosiłam gotować i prawie codziennie kupowałam tam mnóstwo rzeczy: trzy lub cztery sałatki, kotlety, ryby, kurczaki, ciasta i tak dalej. Sprzedawczynie myślały, że jestem taka miła i robię zakupy dla kolegów. A ja wstydziłam się przyznać, że to zjadam wszystko sama, mimo że ważę zaledwie 50 kilogramów. Musiałam podtrzymywać legendę, wymyślając różnych kolegów i opowiadałam, co kto lubi. Sprzedawcy zawsze doradzali mi, co wziąć, pytając, czy dana potrawa im smakuje. I tak karmiłam wyimaginowanych kolegów przez ponad rok.
  • Mama zawsze gotowała mi osobny posiłek bez cebuli. Gdy tylko widziałam to warzywo lub czułam jego zapach, robiło mi się niedobrze. Wszyscy jedli normalne ruskie pierogi, a dla mnie była wersja bez cebuli. Zapiekanki w piekarniku składały się z dwóch części i tak samo było ze wszystkimi potrawami.
    — Mamo, które pierogi są moje?
    — Te po lewej stronie półmiska.
    Później dorosłam i urodziłam córkę. Ona je cebulę, ale nie toleruje kotletów, gulaszu, żadnych sosów. Lubi tylko zupy, makaron, gotowane mięso, ogórki i jabłka. Mama się śmieje i mówi, że wnuczka się za nią mści.
  • Mój ojciec poprosił mnie, żebym nie robiła mu tortu na urodziny. Ale ja jestem cukiernikiem i nie wyobrażam sobie świętowania tortu! Skonsultowałam to z mamą i wpadłam na pewien pomysł. Przyszłam na urodziny z pustymi rękami i tata był zadowolony, że spełniłam jego prośbę. Pięć minut później do sali został jednak wniesiony ogromny tort, który w całości składał się... z różnych mięs. Soczyste, smaczne, smażone i z cebulką. Mój ojciec rozpłakał się jak dziecko, gdy zobaczył ten „tort” na swoją cześć.
  • Zaprosiłem dziewczynę, która bardzo mi się podobała, do drogiej restauracji. Przyszła wystrojona, w szpilkach, pachnąca drogimi perfumami. Byłem głodny, więc zacząłem wybierać danie. Ona też patrzyła na menu. Chciałem dobrze zjeść i jednocześnie podziwiać dziewczynę, ale ona cały czas przewracała kartki menu i jej twarz stawała się coraz bardziej smutna: to jest tłuste, to ma mało białka, tu jest gluten, to ma tłuszcze trans. Zamówiłem sałatkę i przeżułem ją z przygnębieniem. Jedzenie przy niej stało się dla mnie krępujące. Kiedy tak siedzieliśmy przy stole, gadała jakieś bzdury o dietach, kosmetyczkach i swoich koleżankach. Po wyjściu z restauracji od razu wsadziłem ją do taksówki i wysłałem do domu. Nadal byłem głodny, więc postanowiłem pójść na porządny posiłek. Zobaczyłem kawiarnię i zauważyłem, że przy wejściu stała niezdecydowana dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Była ubrana zwyczajnie: dżinsy i koszula. Powiedziałem: „Chodźmy do środka coś zjeść, ja stawiam”, a ona na to: „Zgoda!”. Usiedliśmy i zamówiliśmy burgery i kiełbaski. Jadła z takim apetytem, że tłuszcz aż pryskał z kiełbasek. Podczas jedzenia rozmawialiśmy o filmach, grach, książkach i różnych krajach. Teraz mam świetną dziewczynę, jesteśmy razem od dwóch lat.
  • Moja żona kupiła w zeszłym tygodniu kilogram brokułów. Byłem bardzo zaskoczony, ponieważ nigdy nie jadła warzyw, nie znosi ich. Byłem jeszcze bardziej zaskoczony, gdy ugotowała na obiad kapustę. W ciągu kilku dni wszystko się jednak wyjaśniło: moja żona przez telefon opowiada znajomym, jak dobrze się czuje na zdrowej diecie i doradza im przestawienie się na takie jedzenie. Sama jednak je pizzę z czterema rodzajami mięsa, a brokuły gniją w lodówce.
  • Moja koleżanka narzeka, że jej mama zawsze zagląda jej do talerza w restauracji. Mówi: „Daj mi spróbować”. Jeśli jej smakuje, proponuje zamianę, a ta biedna dziewczyna nie potrafi odmówić swojej mamie. Pewnego dnia wybraliśmy się we trójkę na lunch. Jej mama była w swoim żywiole i już chwyciła widelec, żeby dopaść także mój talerz. Złapałam ją jednak za rękę i powiedziałam: „Cieszę się, że moje danie wygląda apetycznie. Mogłaś zamówić sobie to samo”, po czym spokojnie kontynuowałam jedzenie.

W dzisiejszych czasach zamawianie jedzenia stało się łatwiejsze niż kiedykolwiek, czasami mamy po prostu ochotę na odrobinę lenistwa i danie na wynos. A jeśli planujemy bardziej uroczysty posiłek, możemy się wystroić i pójść do restauracji lub kawiarni. Jedyny problem jest taki, że potrawy nie zawsze spełniają nasze oczekiwania.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły