15 historii z podróży, które wywołują całą gamę emocji

Miejsca
14 godziny temu
15 historii z podróży, które wywołują całą gamę emocji

Wspaniałe w podróżach jest to, że stawiają nas w niecodziennych i niezwykłych okolicznościach, a także pozwalają poznać nowych, czasem wyjątkowo ciekawych ludzi. Bohaterowie naszego zestawienia wybrali się w podróż, z której przywieźli — oprócz magnesów i innych pamiątek — najróżniejsze historie.

  • Tak się złożyło, że zakochałam się w kompletnie nieromantycznym chłopaku, który zupełnie nie potrafił okazywać czułości. Pożegnałam się raz na zawsze z pięknymi gestami oraz romantycznymi zalotami i spotykałam się z nim przez 4 lata. Pojechaliśmy nad morze i postanowiliśmy ponurkować z akwalungiem. Chłopak zamówił fotografa i operatora wideo. Wszystko było niesamowicie piękne i fascynujące. Po mniej więcej 10 minutach naszej podwodnej wyprawy podpływa do mnie, z trudem klęka i podaje mi pudełeczko z pierścionkiem. Niezgrabnie kiwam głową na „tak”. Zakłada mi pierścionek. Operator wszystko nagrał. Rozpłakałam się… na dnie morza. © Telegram
  • Kiedyś pojechaliśmy z przyjaciółmi w długą podróż dwoma samochodami na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Wszystko było świetnie, aż w drodze powrotnej w jednym z aut zaczęło kończyć się paliwo – a stacji jak nie było, tak nie było. Zastanawialiśmy się już, czy nie przelać benzyny z jednego samochodu do drugiego albo pojechać naprzód i uprosić obsługę stacji, żeby nalali nam paliwa do kanistra. W końcu postanowiliśmy zaryzykować i sprawdzić, ile jeszcze faktycznie zostało w baku. Byliśmy w wielkim szoku, gdy ich auto, ze świecącą już od dawna czerwoną kontrolką rezerwy, przejechało 50 kilometrów i dosłownie na oparach dotoczyło się do stacji.
  • Mam krótkowzroczność, więc noszę soczewki kontaktowe, ale czasem zwyczajnie nie chce mi się ich zakładać. W ostatni dzień naszej podróży staliśmy z mężem na dworcu kolejowym. Wczesny poranek, jesteśmy niewyspani, ja bez soczewek, czekamy na pociąg. I nagle orientuję się, że muszę iść do toalety – a pociąg jest stary i przez dwie godziny nie będę miała jak skorzystać. Pędzę więc do dworcowej toalety, pokazuję bilet (wpuszczają za darmo), wbiegam do otwartej kabiny i wychodzę już o wiele spokojniejsza. Rozglądam się i moim niewyraźnym wzrokiem dostrzegam dwóch ludzi stojących niedaleko, najwyraźniej niezadowolonych i o czymś dyskutujących. Wtedy wszystko nagle do mnie dociera – to faceci przy pisuarach, którzy właśnie mnie strofują. Wyleciałam stamtąd w totalnym szoku, bileterka spojrzała na mnie z dezaprobatą, a mój mąż niemal tarzał się ze śmiechu, bo z daleka zobaczył, że weszłam do niewłaściwej toalety. © VK
  • Młodszy brat po raz pierwszy w życiu wybrał się sam w podróż. I zamiast polecieć samolotem czy pojechać pociągiem, postanowił... jechać autostopem. Z rodzicami strasznie się o niego martwiliśmy, cały czas próbowaliśmy utrzymywać kontakt, ale któregoś dnia brat nagle zniknął. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości, żadnego sposobu, żeby się z nim skontaktować — nie mieliśmy pojęcia, gdzie jest. Już nawet myśleliśmy o tym, żeby zgłosić sprawę na policję, ale w końcu sam zadzwonił. Okazało się, że... rozładował mu się telefon. I tyle. A my się poczuliśmy, jakby człowiek wyparował! © VK
  • Kiedyś wyjechaliśmy ze znajomymi w podróż po kraju. W pociągu spotkaliśmy grupę młodych ludzi, którzy też wybierali się na wakacje. Jedna śliczna dziewczyna podeszła do mojego kolegi i poprosiła, żeby zamienił się z nią miejscami, bo chciała być razem ze swoimi znajomymi. Zgodził się, bo i tak był jedynym z nas w tamtym przedziale, a do naszego nie miał już jak wejść, więc nie zależało mu, by tam zostać. Dwa tygodnie jeździliśmy po kraju, a ostatnim punktem była mała wioska na wschodzie. I kogo tam spotykamy? Tę samą dziewczynę! Jakie w ogóle były na to szanse? Dwa tygodnie, różne plany, różne trasy, maleńka wioska na końcu kraju — i bum, znowu ona. Powiedzieliśmy koledze, że to znak, przeznaczenie, że koniecznie musi do niej podejść, poznać się, wymienić kontaktami. Kolega zebrał się w sobie i to zrobił. I wiecie, co jej powiedział? „No i jak ci się spało w pociągu?”. Zamienił z nią parę niezręcznych zdań i wrócił do nas. Cóż za fiasko. © VK
  • Często jeździmy z mężem na wakacje do różnych krajów i na różne wycieczki, zawsze zatrzymujemy się w fajnych hotelach. Mój ulubiony moment takich wyjazdów to wejście do pokoju po sprzątaniu i oczekiwanie z zapartym tchem, co zobaczę na łóżku... Tak, tak, mówię właśnie o nich: o zwierzątkach składanych z ręczników. Czego ja już nie widziałam! Łabędzie, krokodyle, małpki. Za każdym razem czuję dziką frajdę, kiedy to widzę. A czasem nawet „bawię się” z pokojówkami — zostawiam zwierzakom swoją czapkę albo nakładam im okulary. Panie w większości podchwytują zabawę i potem czekają na mnie ręcznikowe słonie i żabki w okularach. Ogólnie każdemu, kto choć raz zatrzyma się w hotelu, polecam te antystresowe ręczniki! © VK
  • Leciałam kiedyś samolotem, siedząc przy oknie. Na dwóch miejscach obok — mama z około sześcioletnią córeczką. Nikomu nie przeszkadzały, wszystko było spokojnie. W trakcie lotu się zdrzemnęłam. Gdy się obudziłam, odwróciłam głowę i dosłownie zaniemówiłam — dziewczynka siedzi sobie spokojnie przy przejściu, coś tam rysuje czy czyta, już nie pamiętam, a na środkowym siedzeniu jej mama... uprawia jogę! Nie mam pojęcia, jak udało jej się tak powykręcać na fotelu, żeby z całkowicie kamienną twarzą unieść obie nogi pionowo do góry, opierając się rękami o oparcie przed sobą... ale widok po przebudzeniu był, delikatnie mówiąc, oszałamiający. © VK
  • Byłam w Berlinie i po całym dniu chodzenia chciałam po prostu szybko zjeść, bez zbędnego zamieszania. Znalazłam pizzerię, w której zamawiało się przy ladzie. Wzięłam papierowe menu i zaczęłam przeglądać propozycje. Pizza nr 9, warzywa, pepperoni i inne dodatki, wyglądała bardzo apetycznie. Chłopak za ladą spojrzał na mnie wyczekująco i powiedział coś po niemiecku, a ja uznałam, że znaczyło to: „Co zamawiasz?”. Starając się wyglądać swobodnie, z uśmiechem odpowiedziałam: „Nine”. On zrobił minę pełną konsternacji i poprosił o doprecyzowanie. Powtórzyłam więc: „Nine”, myśląc, że po prostu nie dosłyszał. On znowu patrzy na mnie jak na przybysza z kosmosu. Pokazuję więc palcem na menu i mówię jeszcze raz: „Nine”. I wtedy mnie olśniło. Jestem w Niemczech, a „nine” po angielsku brzmi niemal jak niemieckie „nein” — czyli „nie”. Innymi słowy, przez cały ten czas z radością odpowiadałam „nie” na każde jego pytanie. Zrozumiałam swój błąd, przeprosiłam po angielsku i już pełnym zdaniem złożyłam zamówienie. © Reddit
  • Studiowałam w Szkocji na wymianie i podczas przerw w zajęciach dużo podróżowałam. Leciałam kiedyś samolotem z Londynu do Glasgow i, bez cienia przesady, byłam jedyną kobietą na pokładzie, nie licząc kilku stewardes. Cały samolot zajmowała irlandzka męska drużyna rugby — wszyscy około dwudziestopięcioletni, a jakieś 90% z nich było rudych. Wyglądało to jak niekończące się morze hałaśliwych rudowłosych chłopaków, którzy przez cały lot krzyczeli, skandowali i śpiewali drużynowe przyśpiewki. W pewnym momencie naprawdę poczułam się, jakbym wpadła w środek jakiejś komedii. Było to nie tylko najzabawniejsze, ale i jedno z najbardziej pamiętnych przeżyć podczas całego mojego pobytu. © Reddit
  • Kiedyś pojechałyśmy z córką w samochodową podróż po krajach Kaukazu. Jedziemy sobie przez kompletne odludzie w Armenii i widzimy starszego mężczyznę stojącego przy drodze i machającego na stopa. Zatrzymałyśmy się, poprosił, żeby podwieźć go do wioski. Zabrałyśmy go, dowiozłyśmy na miejsce, a on mówi: „Nie mogę was tak po prostu puścić bez poczęstunku!” i zaprosił nas do domu. A że to Kaukaz i tamtejsza gościnność jest legendarna, to do gospodarza momentalnie zeszła się niemal cała wioska. Siedzimy więc, pijemy herbatę, przed nami stos przeróżnych smakołyków, a my już czujemy, że więcej nie damy rady zjeść. Dziękujemy grzecznie i mówimy, że czas ruszać. Na co dziadek z oburzeniem: „Jak to? Przecież dopiero wypiłyście herbatę, zaraz będzie obiad!”. I rzeczywiście — po chwili wnieśli kolejne góry jedzenia. Wtedy zrozumiałyśmy, że nie ma ucieczki. Zostałyśmy wciągnięte w wielogodzinną wiejską ucztę — niesamowicie smaczną i po prostu przeogromną.
  • Moi rodzice pojechali w podróż poślubną na Węgry i trafiła ona nie tylko do rodzinnego archiwum, ale w pewnym sensie także... do historii. Podczas zwiedzania twierdzy—muzeum Esterházy w jednej z galerii leżała na niepozornym postumencie otwarta księga. Przewodnik wyjaśnił, że to coś w rodzaju księgi gości i poprowadził grupę dalej. A moi rodzice, niewiele myśląc, wpisali tam prosto z serca, jak bardzo im się wszystko podobało. Później wybuchł skandal: w tej księdze wpisywali się królowie, książęta, arystokraci i inne ważne osobistości. Tak oto moi rodzice „wpisali się” w historię świata — dosłownie. © VK
  • Po tygodniu spędzonym na oglądaniu „Władcy Pierścieni” weszłam do toalety na lotnisku i zobaczyłam chłopca, miał może 5 albo 6 lat. Siedział na umywalce, chlapał się bieżącą wodą i wydawał z siebie dźwięki jak Gollum. Potem z kabiny wyszła jego mama i kazała mu natychmiast zejść. © Reddit
  • Pojechałam sama do Belgii na wykupioną wycieczkę. Kiedy nadszedł czas powrotu, utknęłam na jakimś koncercie i spóźniłam się na autobus. Mój plecak i wszystkie rzeczy zostały w środku, przy sobie miałam tylko telefon i portfel. Wpadłam w panikę, poszłam na dworzec i kupiłam bilet do Amsterdamu (tam wtedy mieszkałam). Telefon prawie się rozładował, więc zapytałam przypadkową dziewczynę w sklepie: „Mogę pożyczyć ładowarkę? Nie uwierzysz, co mi się przydarzyło”. Zaczęłyśmy rozmawiać i okazało się, że... jej również uciekł turystyczny autobus. © Reddit

  • Jesteśmy z Kolorado, jechaliśmy samochodem do Kalifornii. Zatrzymaliśmy się na światłach, a nagle z tyłu jakiś facet zaczyna trąbić i coś krzyczeć. Zastanawiamy się, co takiego zrobiliśmy, czym go tak rozzłościliśmy? W panice odjeżdżamy, śmigamy jak szaleni po całym Los Angeles, próbując się go pozbyć. W końcu jednak nas dogania, blokuje, wyskakuje z samochodu, podbiega do okna kierowcy i pokazuje gestami, żeby opuścić szybę. A potem mówi z uśmiechem od ucha do ucha: „Cześć! Zobaczyłem, że jesteście z Kolorado. Ja jestem z Littleton. A wy skąd?”. Okazał się miłym facetem, który po prostu tęsknił za domem. © Reddit
  • Poszłam w Chinach do sauny, a potem na masaż. Zaprowadzono mnie do jakiegoś pokoju, a tam były dwie Chinki. Nie znam chińskiego, a one po angielsku nie mówiły. Pokazałam więc na swoje nogi i pytam: „Masaż?”. Spojrzały po sobie i nic. Spróbowałam jeszcze raz: „Masaż, masaż?”, znowu pokazując nogi. Zignorowały mnie. Pomyślałam sobie, że może ktoś inny ma to robić.
    W pewnym momencie zauważyłam, że jesteśmy w identycznych piżamach... i dopiero wtedy dotarło do mnie: to po prostu inni goście, a ja domagałam się od nich masażu! © sofism_my

Macie swoje własne historie z podróży? Opowiedzcie je w komentarzach! Koniecznie poczytajcie też o sytuacjach z wakacji, które mogły przydarzyć się również wam.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły