Praca w gastronomii nie jest łatwa. Codzienna konfrontacja z klientami, z których każdy miewa ekstrawaganckie potrzeby i zachcianki, może być denerwująca. A czasami także w restauracyjnej kuchni można natknąć się na niespodzianki.
- Kiedyś widziałam, jak kobieta wpadła w furię na oczach swoich dzieci i męża z powodu rukoli. Powiedziałam jej, że używamy rukoli tylko na surowo, ponieważ podczas pieczenia po prostu by się spaliła. Moje wyjaśnienia dotyczące metody przyrządzania rozwścieczyły ją jeszcze bardziej. Kiedy spojrzałam na męża tej kobiety, zauważyłam, jak bardzo był zakłopotany: nie przestawał patrzeć na swojego syna. Obydwaj wyglądali tak, jakby zastanawiali się: „O co właściwie chodzi?” © MacroUsb / Reddit
- Kiedyś pracowałem w burgerowni i codziennie przychodził do nas facet, który zamawiał kanapkę z samym ketchupem. Tylko dwie bułki i sos, bez mięsa, sera czy innych składników. Pewnego dnia zapytałem go: „Czy nie chciałby pan trochę urozmaicić tej kanapki?”. Ale on nic nie odpowiedział. Najwyraźniej po prostu lubił smak samych bułek. © Shy-Prey / Reddit
- Pracuję na pół etatu w restauracji. Pewnego dnia, kiedy mieliśmy duży ruch, właściciel lokalu przyprowadził do naszej kuchni swoją żonę. Dziewczyna była wystrojona jak na bal: krótka sukienka, metrowe szpilki, wytworny manicure. Pracownicy popatrzyli po sobie i wrócili do pracy. Sekundę później wszystkim opadły szczęki z wrażenia, gdy założyła czepek i fartuch, stanęła obok mnie i zaczęła szorować brudne naczynia.
„Szef kuchni zlecił jednemu z naszych pizzermanów pomalowanie drzwi wejściowych. Oto rezultat”.
- Skończyły mi się drobne w kasie. Stałam i zastanawiałam się, gdzie je rozmienić. Przechodził obok nasz kucharz (który wybierał się do sklepu). Zapytałam go: „Masz przy sobie dowód osobisty?”. Odpowiedział: „Tak. A o co chodzi?”. Postanowiłam więc zażartować: „Chodźmy do urzędu stanu cywilnego”. Zgodził się z całą powagą. Bez względu na to, jak długo próbowałam mu wyjaśniać, że to był dowcip, on nadal nalegał. Uznałam, że żartuje i zmieni zdanie w urzędzie stanu cywilnego. Tak czy inaczej, w ten sposób przez przypadek wyszłam za mąż.
- Pracuję jako administratorka w restauracji. Pewnego dnia dziewczyna zamówiła krewetki. Podano jej zamówienie, ale ona się bardzo wkurzyła. Najpierw pomyślałam, że coś jest źle ugotowane, i już miałam przeprosić, ale wtedy klientka spojrzała na mnie i powiedziała rozżalona: „Dlaczego nie uprzedziła mnie pani, że te krewetki są ciężarne?”.
- Mój kolega z klasy dostał u nas pracę. Przyszło zamówienie dla drużyny hokejowej: ziemniaki zapiekane z serem i orzeszkami piniowymi. Należało przygotować dwadzieścia cztery porcje. Nie trzeba dodawać, że zadanie zostało powierzone nam. Dałem temu koledze najprostsze zadanie: zetrzeć ser i rozsypać cienką warstwą na ziemniakach. Podczas gdy on to robił, ja zostałem wezwany do pomocy w cukierni. Kiedy wróciłem, kolegi już nie było (został odesłany do domu), a ziemniaki wciąż się piekły. Razem ze współpracownikiem zaczęliśmy dzielić ziemniaki na porcje. Okazało się, że mój kolega nie pożałował sera. Na ziemniakach była 10-centymetrowa warstwa roztopionego, ciągnącego się metrowymi sznurami sera! Rozciągał się dosłownie jak guma.
- Przyjęłam zamówienie od dwóch pań po czterdziestce, które przyniosły ze sobą lalki. Położyły je na stole, zaczęły z nimi rozmawiać i zasugerowały, żebym przyjęła zamówienie od tych lalek. Poważnie wymieniłam dania w menu, a panie trzymały lalki i kiwały ich głowami. Kiedy przyniosłam jedzenie, panie nakarmiły je łyżką. Wzięły lalki na ręce i chodziły z nimi po restauracji.
„Poprosiłem szefa kuchni, żeby zrobił mi kanapkę z lodami”.
- Przywitałem parę młodych ludzi i posadziłem ich przy stoliku. Kiedy wróciłem, żeby zebrać zamówienie, zauważyłem, że oczy dziewczyny były zaczerwienione, jakby płakała. Chłopak uśmiechnął się i powiedział do mnie: „Wszystko w porządku, po prostu właśnie zerwaliśmy”, po czym zamówił swoje jedzenie. Spodziewałem się, że dziewczyna wyjdzie, ale ona też zamówiła... Skończyło się na tym, że usiedli naprzeciwko siebie i nie odzywali się przez resztę posiłku. To był najdziwniejszy stolik, jaki kiedykolwiek obsługiwałem. © blouderkirk / Reddit
- Pewien mężczyzna przychodził 4 lub 5 razy w tygodniu, kupował 500 ml swojego ulubionego sosu i wypijał go jednym haustem przed wyjściem. © Mattmouth777 / Reddit
- Niedawno duża rodzina przyszła świętować urodziny. Zamówili dużo jedzenia, jak zwykle. Nieco później zauważyłem, że wyjęli przyniesiony ze sobą chleb i zaczęli go jeść.
„Tak wygląda zlew w naszej restauracji”.
- Pracuję w restauracji. Było mi bardzo trudno dostosować się do wymagań. Koleżanka, żeby mnie pocieszyć, powiedziała kiedyś: „Widzisz tego gościa?”. Wskazała na jednego z naszych najlepszych kelnerów i kontynuowała: „Cóż, kiedy był stażystą, został poproszony o sprzątnięcie stołu. A on podniósł stół i go wyniósł”.
- Mój przyjaciel pracuje w restauracji. Pewnego dnia wszedł facet. Kelner podał mu menu i rozmowa toczyła się w ten sposób:
— Dzień dobry, co podać?
— Bardzo chce mi się pić. Poproszę 19 szklanek herbaty.
— Jasne. To może dla równego rachunku przyniosę 20 szklanek.
— 20?! Czy ja wyglądam na konia?
Praca w biznesie gastronomicznym może być trudna i monotonna, ale czasami staje się komediodramatem, w którym głównymi bohaterami mogą stać się zarówno kelnerzy, jak i klienci. Więcej zabawnych historii na ten temat można znaleźć w naszych innych artykułach: