16 dowodów na to, że w zwykłym sklepie jest więcej historii niż towarów na półce

Ludzie
2 godziny temu
16 dowodów na to, że w zwykłym sklepie jest więcej historii niż towarów na półce

Nie ma żadnego znaczenia, czy jesteś sprzedawcą, czy klientem — w sklepie każdy może stać się uczestnikiem albo świadkiem zabawnej sytuacji. W tym zestawieniu znajdziecie opowieści o niezwykłych momentach, w których znaleźli się zarówno jedni, jak i drudzy.

  • Weszłam do sklepu, a ekspedientka zmierzyła mnie od stóp do głów i powiedziała: „Proszę pani, my mamy tutaj tylko drogie ubrania!”. Nic nie odpowiedziałam, kupiłam świetny płaszcz, a po godzinie wróciłam i go zwróciłam. Potem przyszłam znowu, gdy na zmianie była inna sprzedawczyni... i kupiłam ten sam model. W efekcie pierwszą ekspedientkę spotkało rozczarowanie: straciła prowizję od sprzedaży, a ja i tak sprawiłam sobie fantastyczny płaszcz. © VK
  • Potrzebowałam stroju na uroczystość, więc zajrzałam do ekskluzywnego butiku w jednym z eleganckich centrów handlowych. Właściciel pokazał mi kilka kreacji, ale większość mi nie odpowiadała. W końcu zirytował się, uniósł brwi i powiedział: „Moja droga, ty chyba nie znasz się na modzie!”. Nie muszę chyba dodawać, że zrozumiałam wtedy, iż niczego w tym miejscu dla siebie nie znajdę. © Arlene Walsh / Quora
  • Obeszłam cały dział kosmetyków i nigdzie nie mogłam znaleźć masła do ciała. Pytam więc pracownika, a on na to z powagą: „Dziewczyno, kto szuka masła w kosmetykach? Idź pani do nabiału, tam będą!”. Zatkało mnie. Tłumaczę mu, że chodzi mi o masło do ciała, a nie mleczne, a on patrzy na mnie z miną, jakby pierwszy raz o czymś takim słyszał. W końcu musiałam mu wyjaśnić, że masło to nie tylko coś do jedzenia, ale też kosmetyk. Zdziwienia było co niemiara... © VK
  • Niedaleko miejsca pracy mojego męża był sklep, w którym sprzedawali pyszne włoskie kanapki. Zatrzymywaliśmy się tam raz czy dwa razy w tygodniu na lunch. Pewnego dnia, gdy staliśmy przy kasie, sprzedawczyni uznała, że powinna dać nam wykład o tym, jak głupio wydajemy pieniądze, kupując te kanapki i że taniej byłoby zrobić je w domu. Zignorowałam jej komentarz, zapłaciłam i wyszliśmy. Następnym razem sytuacja się powtórzyła — tym razem oznajmiła, że przecież nas na to nie stać i że zamierza o wszystkim powiedzieć mojemu teściowi! Wtedy powiedziałam: „Przepraszam bardzo, kim pani jest, żeby decydować, na co nas stać, a na co nie? To nasza sprawa, na co wydajemy swoje pieniądze!”. © Quora
  • Weszliśmy do popularnego sklepu z drzwiami. Na środku sali przy stole siedzi sprzedawczyni — łuska pestki słonecznika i czyta gazetę. Spojrzała na nas spod byka i nawet się nie ruszyła. W tym momencie jedne z drzwi nagle się otworzyły, a z zaplecza wyszedł drugi sprzedawca. Idąc z kubkiem herbaty, leniwie zapytał: „Czy państwo czegoś szukają?”. Nie, dziękujemy. Już niczego tu nie szukamy. © Dzen
  • Chodziłam po ogromnym sklepie. Złapać tam doradcę to jak trafić na jednorożca. Ale ja i tak wiedziałam, czego potrzebuję — kupowałam nowe głośniki. Znalazłam odpowiednie i poszłam do kasy. Nagle z prędkością światła wyprzedził mnie chłopak w firmowej koszulce i podsunął kasjerce swoją kartę. Powiedziałam mu: „Ej, nie tak szybko, kolego. Gdzie byłeś, kiedy wybierałam i mogłam potrzebować pomocy?”. A on z oburzeniem: „A co, żałuje mi pani?”. Owszem. Taka już jestem: uważam, że jak się pracuje, to porządnie. © Miranda Bush / ADME
  • Pracuję w dziale męskiej odzieży już ponad rok. Czasem jestem tak zmęczona, że odsyłam klientów do kolegi, mówiąc, że „dopiero zaczęłam tu pracować i jeszcze nie znam asortymentu”. Wczoraj podszedł do mnie mężczyzna i poprosił o spodnie w określonym rozmiarze. Odpowiedziałam swoim starym tekstem. A on na to: „Proszę pani, ale przecież to pani dobrała mi świetny zestaw w weekend!”. Chciałam zapaść się pod ziemię. © VK
  • Wpadłem do sklepu budowlanego po linoleum. Poprosiłem sprzedawców: „Proszę odciąć trzysta osiemdziesiąt i czterysta osiemdziesiąt”. Przywiozłem linoleum do domu, rozkładam je — brakuje kawałka. Zmierzyłem — 3 metry i 18 centymetrów. Drugi kawałek — 4 metry i 18 centymetrów. Jadę z powrotem do sklepu i pytam sprzedawców, jak to w ogóle możliwe. A oni na to: „No przecież sam pan prosił: trzy sto osiemdziesiąt i cztery sto osiemdziesiąt”. Jak ludzka głowa może coś takiego wymyślić? Trzy metry i sto osiemdziesiąt milimetrów? © Pikabu
  • Będąc studentką, dorabiałam jako sprzedawczyni w salonie ślubnym. Sprzedawałam wtedy więcej sukien niż wszystkie inne dziewczyny razem wzięte. Zawsze słuchałam panien młodych i z ogromną przyjemnością pomagałam im wybrać tę jedyną kreację. Przysyłano do mnie koleżanki, siostry, znajome. A po 4 miesiącach pracy zwolnili mnie z komentarzem: „Za dobrze pracujesz, inne nie nadążają”. Kurtyna. © Dzen
  • Kiedyś zgubiłam portfel w sklepie — to jeszcze były czasy, kiedy nie płaciło się kartą. Poszliśmy z mężem na zakupy, wózek pełen produktów, sprzedawczyni mówi, ile do zapłaty, a ja patrzę — portfela nie ma! Przeszukałam torebkę, torby, nawet siatki w rękach męża. Byłam zrezygnowana i już się prawie rozpłakałam. Wtedy sprzedawczyni patrzy na mnie i pyta: „A czego pani szuka?”
    Mówię: „Portfela, chyba gdzieś zgubiłam”. A ona na to: „Przecież trzyma go pani w ręce”. Rzeczywiście. Cały czas przekładałam go z ręki do ręki i nie mogłam znaleźć. © Pikabu
  • Raz zamknęli nas w sklepie z ceramiką. Najwyraźniej mieli skrócony dzień pracy. Gdy weszliśmy, panie z recepcji spojrzały na nas, odwróciły się i dalej plotkowały. Pooglądaliśmy, pochodziliśmy, po czym zrobiło się dziwnie cicho. Wracamy do wyjścia — nikogo nie ma, a drzwi zamknięte. Pokręciliśmy się jeszcze trochę, aż znaleźliśmy tylne wyjście. Na szczęście było otwarte, więc po prostu sobie poszliśmy. © Dzen
  • Szukając kiedyś prezentu na urodziny, trafiłam do sklepu, gdzie była tylko jedna sprzedawczyni. Ignorowała mnie zupełnie. Ale gdy podszedł mój mąż, od razu ożyła i zaczęła się starać. Wpadła mi tam w oko jedna torebka, ale nie kupiłam jej przez to, jak mnie potraktowała. Mąż zapytał, czy na pewno jej nie chcę, a ja powiedziałam, że nie. Kilka dni później dostałam ją od niego w prezencie. Spytałam, czy kupił ją w tym samym sklepie i czy obsługiwała go ta sama kobieta. Gdy potwierdził, powiedziałam tylko: „Zwróć ją, proszę”. © wildkoala9009 / Reddit

A więcej porywających historii o prezentach znajdziecie tutaj.

  • Weszliśmy z mężem do sklepu meblowego, żeby rozejrzeć się za sofą i kuchnią na działkę. Lato, upał nie do wytrzymania. Przydzielili nam konsultantkę — młodziutką dziewczynę, pewnie ktoś z rodziny załatwił jej wakacyjną pracę. Idzie więc obok nas takie „cudo”: klapki, krótki top, mini spódniczka, sztuczne rzęsy jak wachlarze, napompowane usta. W ustach guma, co chwilę dmucha baloniki i z trzaskiem je przebija. Niezły obrazek, co? Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne pytanie, tylko mrugała oczami. Choć nie lubię się awanturować, tym razem nie wytrzymałam — poprosiłam kierownika i powiedziałam parę słów o zasadach ubioru. Zażądałam kompetentnego sprzedawcy. Sofę ostatecznie kupiliśmy. © Natali / Dzen
  • Wiele lat temu dopiero zaczynałam jeździć na rowerze na dłuższe dystanse. Pojechaliśmy z tatą na tygodniową wyprawę. Żeby było wygodniej, postanowiłam kupić żelową nakładkę na siodełko. Mówię sprzedawczyni, czego potrzebuję, a ona na to: „Pani po prostu musi trochę poćwiczyć”.
    Nie odpowiedziałam nic. Uznałam, że nie zasługuje nawet na wyjaśnienie. © Mary Wehrle / Quora
  • Kiedyś zachorowała sprzedawczyni, więc musiałam ją zastąpić. Stałam, liczyłam utarg i nagle do sklepu weszła moja była wychowawczyni. Zobaczyła mnie i aż rozpromieniła się z satysfakcji:
    „Wiedziałam, że nic dobrego z ciebie nie będzie!” — rzuciła z triumfem. Już miała wychodzić, a ja z uśmiechem powiedziałam spokojnie: „Pani Natalio, a może coś pani podarować? W końcu jestem właścicielką sklepu, mogę sobie na to pozwolić”. Szach i mat. © VK
  • Stałam dziś w kolejce do kasy, przede mną kilka osób. Gdy przyszła kolej pewnej pani, zaczęło się przedstawienie: „U was wszystko przeterminowane! Proszę spojrzeć!”. I machała kasjerce przed nosem mlekiem, śmietaną i twarogiem. Kasjerka, zachowując spokój, pokazywała każdą etykietę:
    „Tu data produkcji, tu termin przydatności, proszę zobaczyć — są obok siebie, żeby łatwiej było znaleźć”. Ale pani uparcie twierdziła, że ją oszukują i wołała kierownika. Kierowniczka przyszła, wytłumaczyła to samo. Wtedy klientka wysypała wszystkie zakupy na ladę, nakrzyczała na wszystkich, zapowiedziała, że „napisze skargę” i z triumfem wyszła ze sklepu. © Pikabu

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły