16 ludzi, z którymi trudno o normalne interakcje

Ludzie
tydzień temu

Istnieje szczególna kategoria ludzi, z którymi rozmowy przypominają bardziej test wytrzymałości układu nerwowego. Najlepiej nawet nie próbować traktować ich poważnie, tylko po prostu cieszyć się przedstawieniem, które urządzają.

  • Przyjechałam na ślub znajomych z bardzo daleka i zabrałam ze sobą nastoletnią córkę, więc musiałam kupić dwa bilety lotnicze i ponieść podwójne koszty. Na tę podróż wzięłam też kilka dni wolnego w pracy — bezpłatnego. Wesele trwało trzy dni, a za wszystko płacili rodzice panny młodej.
    Po całym wydarzeniu świeżo upieczona żona jeszcze się krzywiła, bo niektórzy goście dali „za mało” pieniędzy w prezencie — jak stwierdziła: „nie starczy na podróż poślubną na Malediwy”. © Evening-Office-8421 / Reddit
  • Niedawno poznałam pewnego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka wszystko idealnie: wysoki, przystojny, oczytany i, co najważniejsze, wolny.
    Rozmawialiśmy jakiś czas, aż nagle zaczął bardzo aktywnie wpraszać się do mnie w gości. Zaproponowałam, żebyśmy spotkali się gdzieś w mieście: pospacerowali, usiedli w jakiejś restauracji. Jednak on za każdym razem zbaczał z tematu i po chwili znów wracał do tego, że chciałby wpaść do mnie.
    — „Chwila! A niby dlaczego miałabym cię zapraszać do siebie?”
    — „Wiesz, ja tak bardzo lubię domowe jedzenie, nie znoszę restauracyjnego. Poza tym miło by było posiedzieć w przytulnym, domowym zaciszu i pogadać”.
    — „To siedź sobie w domu, skoro tak bardzo to lubisz. Ja nie lubię ani gotować, ani tym bardziej zapraszać kogoś do siebie i jeszcze go karmić!”. I co najciekawsze: wiem, że ten człowiek świetnie zarabia... Ale, jak się okazuje, nie lubi wydawać pieniędzy na kobiety. © Shanya200 / Pikabu
  • Myślałam, że tacy ludzie zdarzają się tylko w dowcipach. A tu proszę — żyją tuż obok. Swoich wad nie widzą, a u innych potrafią znaleźć najmniejszą rysę. Raz zapisywałyśmy dzieci do przedszkola równo z jedną mamą. Moja córka jest o cztery miesiące młodsza, a już bez pieluchy, jeździ na rowerku biegowym i dobrze mówi. Rozdzielili nas do różnych grup. I wtedy ta pani mówi do mnie:
    „Oczywiście, że nie mogły trafić do jednej grupy — my jesteśmy już w rozwoju dużo dalej. Ale nie martw się, do rozpoczęcia szkoły nas dogonicie”. Wtedy postanowiłam, że nasze drogi powinny się rozejść. © obri_toys
  • Moja teściowa to wspaniała kobieta. Jej życiowym celem zawsze jest to, co akurat sobie postanowi. Pewnego razu tym celem stała się... śmietana. Koniecznie chciała ją komuś podarować — a raczej wcisnąć — i rozpoczęła bezlitosne obdzwanianie. Najpierw próbowała dodzwonić się do córki, ale usłyszawszy stanowcze „nie”, szybko przerzuciła się na starszą synową. Ta, mając już czterdzieści lat, także opanowała system trzech „nie”, więc i jej nie udało się obdarować. Wtedy teściowa postanowiła uderzyć do starszego syna. Ale że akurat był w pracy, również odmówił. Za to można się było przy okazji poskarżyć na jego żonę — a to już też coś! Ale czy coś mogło zatrzymać moją teściową? Tylko parsknęła i wybrała numer do najstarszego wnuka:
    — Stasiu, mam śmietankę... tłustą, wiejską. Chcesz?
    Staś akurat miał sesję. O dziwo, wcale nie marzył o śmietanie. Teściowa sięgnęła więc po średniego wnuka.
    — Eeee... — wymamrotał, a ona z radością zakwalifikowała to jako odpowiedź twierdzącą.
    Chwyciła więc śmietanę i ruszyła w odwiedziny. W drzwiach spotkała syna wracającego z pracy, poskarżyła się mu na synową, która nie docenia świeżych produktów, a potem z triumfem wręczyła ukochanemu wnusiowi śmietanę. © Pikabu
  • Spotkałam w autobusie moją byłą nauczycielkę. Od razu zaczęła mnie wypytywać: „Czy wszystko u ciebie dobrze? Jesteś już mężatką czy nie?”. Chwyciła mnie za rękę i zaczęła oglądać pierścionki. Odpowiadam spokojnie, że u mnie wszystko w porządku — zarówno z mężem, jak i z rodzicami. A ona nagle pisnęła: „Nie, to niemożliwe!” i zaraz dodała: „A moja córka wciąż nie wyszła za mąż!”. © Ideer
  • Miałam pewną znajomą — leżałyśmy razem w szpitalu na porodówce. Później zaczęła zasypywać mnie komentarzami w mediach społecznościowych: „Ojej, dopiero zaczęliście raczkować?! A my już to robimy od dwóch tygodni”. Zapytałam: „Po co mi to piszesz? Żeby pokazać, że twoje dziecko jest mądrzejsze?”. No i... obraziła się. A na dodatek usunęła mnie z grona znajomych. © olga_s_psychology
  • Do naszej okolicy wprowadziło się małżeństwo, a nowy sąsiad bardzo szybko stał się duszą towarzystwa. Wkrótce jednak zauważyłem dwie rzeczy: po pierwsze, on bez dwóch zdań potrzebuje, żeby całe zainteresowanie skupiało się wyłącznie na nim. A po drugie — w kółko opowiada te same historie. Minęło już pięć lat, a sąsiad nadal zabawia nas dokładnie tymi samymi opowieściami, słowo w słowo. Poza tym przez ten cały czas nie zadał nam ani jednego pytania o nas. © DBCheshireMan / Reddit
  • Na mój ślub ustaliłam dress code: nikt nie miał prawa założyć koloru zarezerwowanego dla panny młodej. Goście mogli ubrać się w stylu pasującym do tematyki wesela albo po prostu przyjść cali na czarno. Było mi zupełnie obojętne, czy założą balowe suknie, czy dżinsy — chciałam tylko, żeby czuli się swobodnie i dobrze bawili. A potem nagle napisała do mnie była przyjaciółka: „Wyślę ci zdjęcie sukienki, którą chcę założyć. Zobaczysz, czy będzie odpowiednia”. Tłumaczyła, że „nie chciałaby przyćmić mnie na moim własnym ślubie”.
    Już wcześniej miałam z nią problemy i byłam zmęczona jej wybrykami, ale pomyślałam, że jakoś ją zniosę przez ten jeden dzień. Odpisałam: „Jasne, wysyłaj”. I nagle przychodzi wiadomość, a ja prawie spadam z krzesła ze śmiechu. Myślałam, że to żart! To była sprana, czarna, bezkształtna sukienka z lat 70. Wyglądała, jakby ktoś wyciągnął ją ze śmietnika i obsypał kurzem. I to właśnie w tym stroju ona bała się mnie przyćmić? Serio? Czy ona naprawdę sądziła, że pójdę do ołtarza w brudnym worku?
    W każdym razie nie przyszła na nasz ślub w tej „sukience” — nie zjawiła się wcale. Szczerze mówiąc, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Myślę, że po prostu nie dostała ode mnie porcji zachwytów, na które liczyła, a gdy zrozumiała, że nie będzie w centrum uwagi, została w domu. © Maleficent_Fee_9462 / Reddit
  • W zeszły weekend przyjaciel zaprosił mnie na urodziny. Było nas 9 osób, w tym solenizant — to ważne, później zrozumiecie dlaczego. Jedna pani upiekła tort i częstowała nim wszystkich zgromadzonych na przyjęciu. Rozmawiałem sobie ze znajomą, a ta pani podeszła do nas z 2 talerzami, na każdym po kawałku tortu. Wzięliśmy poczęstunek i podziękowaliśmy, a ona z jakiegoś powodu zrobiła dziwną minę i odeszła. No trudno, kontynuowaliśmy rozmowę.
    Spróbowałem tortu, ale mi nie smakował, więc odstawiłem talerz. Po przyjęciu zaczął jednak do mnie pisać adorator tej pani. Powiedział, że jego dziewczyna płakała całą noc, bo nie dostała swojego kawałka tortu. Według niego zabrałem go jej na złość, a ona specjalnie podzieliła tort tylko na 8 kawałków i podała mi swój wyłącznie z grzeczności. Mało tego — dodała do ciasta wiórki kokosowe, których akurat nie cierpię. © LeoHyuuga / Reddit
  • Rozmawialiśmy z sąsiadką, że fajnie byłoby na lato wspólnie wynająć nianię do dzieci. Ostatecznie jednak razem z mężem zdecydowaliśmy się wysłać nasze pociechy na obóz letni. Sąsiadka się obraziła i kazała swoim dzieciom trzymać się z dala od naszych. Po trzech tygodniach takiej „cichej gry” moja żona dostała od niej wiadomość: „Byłam niedostępna emocjonalnie, a teraz jestem niedostępna fizycznie. Wyjeżdżamy z miasta na najbliższe dwa tygodnie, ale może uda nam się porozmawiać, kiedy wrócę”. Teraz ja się pytam — co to w ogóle miało być? Obraza tylko dlatego, że wysłaliśmy dzieci na obóz zamiast dzielić się kosztami niani? Przecież mamy pełne prawo robić to, co najlepsze dla naszej rodziny. A przeprosin za swoje zachowanie sąsiadka oczywiście nigdy nie złożyła. © Moderate_Human / Reddit
  • Maluję obrazy, wystawiam je, całkiem nieźle zarabiam i utrzymuję rodziców. Ale dosłownie cała reszta rodziny przy każdej okazji musi zapytać, kiedy wreszcie dorosnę i czy znajdę sobie „normalną” pracę w biurze. Kiedy mówię, za ile sprzedałam obraz, odpowiadają, że to niemożliwe. Każde rodzinne spotkanie to dla mnie męczarnia. Ostatnim razem odegrałam więc cały ten dialog rolami, dokładnie tak, jak zwykle przebiega. Obrazili się. © Ideer
  • Do naszego działu przyszła pewna dziewczyna, nerwowo czegoś szukając. Zapytałam, o co chodzi — okazało się, że kolega zabrał jej komputer do naprawy. Dziewczyna wpadła w panikę: „Na nim są ważne dane! Potrzebuję ich natychmiast!”. Zaczęliśmy szukać i w końcu okazało się, że do naprawy zabrano nie komputer, a monitor, na którym była przyklejona masa karteczek z ważnymi notatkami. © Historie z życia / VK
  • Rano tata zaspał do pracy, więc namówiłam go, żeby pojechał ze mną tramwajem: „W 20 minut bez korków zdążymy”. Jedziemy więc tramwajem, nasza przystanek już niedaleko, a my jeszcze nie kupiliśmy biletów. Nagle tata zauważa kontrolerkę i mówi do niej:
    — Czy nas pani nie poznaje?
    — Nie.
    — Naprawdę nie?
    — Naprawdę!
    — To my, zające!
    I w tym momencie dał susa przez dopiero co otwarte drzwi tramwaju. Człowiek ma 45 lat, a to do mnie mówi teksty w stylu: „Czas dorosnąć”. © VK
  • Usiadłam w parku, żeby poczytać książkę. Przez jakieś 30 minut cieszyłam się ciszą, gdy nagle ktoś zawołał za moimi plecami: „Proszę pani!”. Odwróciłam się, a tam młody chłopak. Idzie jak po omacku i woła: „Proszę mi pomóc!”. Z lekką paniką doprowadziłam biedaka do ławki. A potem on nagle wypala: „Oślepnąłem od twojej urody. Wzrok wróci tylko wtedy, gdy dasz mi swój numer telefonu”. Chyba powinien przebadać głowę. © VK
  • Siedzę w kawiarni i czekam na żonę. Nagle podchodzi dziewczyna i pyta, czy może się przysiąść — wolnych stolików brak. Pozwoliłem. Po kilku minutach przychodzi moja żona i pyta, kto to. Wyjaśniam. Żona spokojnie siada, a ta panna nagle wypala: „I pani tak spokojnie na to reaguje?”. Żona: „A czemu nie? Ufam mu”. Dziewczyna: „Ja na pani miejscu zrobiłabym awanturę”. Żona: „A ma pani chłopaka?”. Ona: „Nie”. Żona: „No właśnie”. © VK
  • Żona się na mnie obraziła. Jest wielką fanką czystości. Pojechała na cały dzień do przyjaciółki, a my zostaliśmy w domu z synem. Wraca i pyta: „Co jedliście?”. Odpowiadam: „Smażone ziemniaki z kotletami. Ale kuchnia jest czysta!”. No ale ona zaczęła szorować i marudzić. Po godzinie pokazałem jej paragon z knajpy. I na co ona właściwie się obraziła? Teraz zaczynam myśleć, że może wcale nie sprzątam tak źle... © Pikabu

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły