17 mam, które wymyśliły tak genialny sposób rozwiązywania problemów dzieci, że chce się bić brawo

Rodzina i dzieci
godzina temu
17 mam, które wymyśliły tak genialny sposób rozwiązywania problemów dzieci, że chce się bić brawo

Mamy muszą jednocześnie być pedagogami, psychologami i magikami. Czasem to właśnie ich pomysłowość pomaga rozwiązać dziecięce problemy — znaleźć sposób, by uspokoić malucha, położyć go spać albo nawet pokonać jego „uzależnienie od pluszaków”. Ta kolekcja historii to najlepszy dowód na to, że mamina kreatywność potrafi przenosić góry i inspirować nawet najbardziej doświadczonych rodziców.

  • Kiedy mój syn zaczyna marudzić, pytam go: „A teraz moja kolej na płacz?”. To zawsze wybija go z rytmu. Uśmiecha się tylko i mówi: „Tak!”, a ja wtedy urządzam prawdziwy dramat — przez kilka sekund teatralnie zawodzę, po czym ocieram łzy i mówię: „Teraz ty”. On „przejmuje pałeczkę”, a potem ja. I tak w kółko. © Cakehead89 / Reddit
  • Jestem mamą, która jest zdecydowanie przeciwna „starym” metodom wychowawczym. Dlatego dla swojego dziecka wybieram inne sposoby. Na przykład gdy rozrabia albo zaczyna psocić, nie krzyczę i nie karzę go „tradycyjnie”. U nas obowiązuje nowa zasada — jeśli masz siłę na głupoty, to znajdzie się i na ćwiczenia. Przysiady, pompki, deska — w zależności od sytuacji. Już zrozumiał logikę: skoro histeryzujesz, to chociaż się wzmocnij. I dyscyplina jest, i ciało ma z tego pożytek. Ja jestem spokojna, on jest w formie. A biorąc pod uwagę, jak często mu się zdarza nabroić, to za parę lat spokojnie będzie mógł startować na olimpiadzie. © VK
  • Moja córka była straszną zbieraczką — muszle, kamyczki, stare magazyny, breloczki, sznurki, pudełeczka i inne skarby. Ale gdy skończyła 14 lat, jej kolekcje przestały się mieścić w pokoju i zaczęły się rozprzestrzeniać po całym domu. Koleżanka poradziła mi, żebym przeczytała książkę Marie Kondo Magia sprzątania. Posłuchałyśmy jej razem z córką... i zajęło nam to tylko trzy dni! Książka naprawdę wciąga i inspiruje, a do tego sprawia, że człowiek zakochuje się w minimalizmie. Uświadamia też, jak wiele zbędnych rzeczy zaśmieca nasze życie i przeszkadza nam skupić się na tym, co naprawdę ważne. Córka potem przez tydzień selekcjonowała wszystko, co niepotrzebne i pozbywała się tego. Co więcej — sama też przejrzałam swój pokój i odkryłam, że choć nie mam wiele rzeczy, to też nazbierało się trochę niepotrzebnych drobiazgów. © VK
  • Kiedy moja mała zaczyna kaprysić albo płakać, ja zaczynam celowo nazywać źle kolory: niebieskie jabłka, różowe banany, fioletowe psy... Nie może się powstrzymać i od razu woła: „Nie, mamo!”. A potem obie wybuchamy śmiechem — bo wszystko zamienia się w zabawną grę. © HornetJumpy5430 / Reddit
  • Kiedy dziecko mocno płacze bez szczególnego powodu, ja sama też zamieniam się w „marudzącego potwora”: macham rękami i wydaję dźwięki jak Chewbacca. W rezultacie maluch zaczyna się śmiać i zupełnie zapomina, dlaczego w ogóle się złościł. A wczoraj na przykład płakał, bo ręcznik „źle” mu wytarł ręce. © Obvious-Inspector58 / Reddit
  • Mam dwa ulubione sposoby. Powiedziałam dziecku, że mam alergię na marudzenie i za każdym razem, gdy zaczynało jęczeć, ja zaczynałam kichać (potrafię robić to bardzo przekonująco). Od razu przestawał i przepraszał! Gdy z kolei próbowałam go wyciągnąć z domu i zaczynałam się denerwować, mówiłam do niego tonem pirata — żeby rozładować napięcie i wrócić do mojego ulubionego, spokojnego i wesołego stylu wychowania. Gdy kiedyś krzyczałam, nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło. © Merry_Pippins / Reddit
  • Jestem dumna, że nauczyłam moją sześcioletnią córkę dbania o higienę dzięki... Shrekowi! Obejrzałyśmy ten film razem parę razy i bardzo jej się spodobał, choć trochę bała się tego ogra. Potem porozmawiałyśmy o tym, że jeśli nie obcina się paznokci, nie myje, nie czyści uszu i zębów — można zamienić się w takiego właśnie zielonego potwora. Teraz dba o higienę z przyjemnością, bo nie chce, żeby z uszu wyciągano jej wosk ani żeby lustro pękało od widoku jej zębów. A mówią, że bajki niczego nie uczą! © VK
  • Moja sześciolatka długo zwlekała z zasypianiem. Ciągle coś — a to chce pić, a to pogadać, a to do toalety, a to przypomniała sobie coś ważnego ze szkoły. Wszystko to zajmowało prawie godzinę. Miesiąc temu zauważyłam, że zasypia w sekundę przy dźwiękach deszczu. Kupiłam jej więc lampkę nocną, która odtwarza dźwięki natury. I wiecie co? Teraz kładzenie się spać to nasza ulubiona pora dnia! My z mężem szczęśliwi, a ona sama sobie wszystko włącza — i zanim przyjdę ją przykryć, już śpi. © VK
  • Gdy moja córka była malutka i zaczynała mocno płakać, pochylałam się nad nią i zaczynałam szeptać. Na początku oczywiście nie słyszała, ale gdy tylko zauważała, że coś mówię, milkła — bo przecież trzeba przestać krzyczeć, żeby usłyszeć mamę. A kiedy już przestawała, mogłam spokojnym głosem przekierować jej uwagę na coś innego. © Yeah_Im_Gonna_Pass / Reddit
  • Zawsze wożę ze sobą maszynkę do baniek mydlanych na baterie. Kiedy mój maluch zaczyna marudzić w foteliku samochodowym, puszczam mu kilka baniek na tylne siedzenie — i od razu jest szczęśliwy jak nigdy! © princesscorgi2 / Reddit
  • Moje dzieci już podrosły. Zainstalowanie popularnego komunikatora i stworzenie rodzinnego czatu było prawdziwym przełomem. Wrzucamy tam zadania domowe, ogłoszenia typu „obiad gotowy!”, tygodniowe menu i plan zajęć. Nie trzeba już drzeć się przez cały dom, żeby coś przekazać. Poza tym dzieci świetnie reagują na terminy — zamiast mówić: „Idź umyj naczynia teraz”, mówimy: „Naczynia mają być umyte do 16:00”. Mają swobodę, a my mamy spokój. © WinchesterFan1980 / Reddit
  • Mój syn (8 lat) i córka (7 lat) nie chcieli wieczorem chodzić spać, bo woleli oglądać bajki. Wspomniałam o tym przy mojej 15-letniej siostrzenicy. Ta coś szybko wygooglowała i mówi: „Wieczorem, jak znowu nie będą chcieli iść spać, włącz im ich ulubioną bajkę, ale w obcym języku. Potem powiedz, że są zmęczeni, dlatego nic nie rozumieją. A rano puść po polsku”. Zaniemówiłam, a potem mnie uznałam, że to genialne! I faktycznie działa! Polecam! © VK
  • Mój syn kiedyś też miał problemy z zasypianiem — wiercił się, chodził po wodę, chciał oglądać z tatą telewizję albo sprawdzać, co się dzieje w kuchni. Pewnego dnia zaczęłam mu puszczać audiobooki. W przedszkolu słuchaliśmy bajek, a gdy poszedł do szkoły — lektur. Potem weszło mu to w nawyk, sam zaczął słuchać przed snem. Teraz chodzi już do piątej klasy, a wieczorem słucha książek z programu... ósmej! I świetnie mu to idzie — z polskiego same piątki. © VK
  • Tworzę wyjątkową atmosferę przy stole. W weekendy robimy „menu jak w knajpce” — obfite śniadania, karta dań. Do kolacji zapalamy świece, gasimy światło i włączamy lo-fi jazz albo włoską muzykę z kawiarni. Moja córka uwielbia „prowadzić restaurację”, a w efekcie naprawdę jemy posiłek razem, całą rodziną — bez telewizora i telefonów. © triangles13 / Reddit
  • Rano, niezależnie od tego, o której wstaniemy, zawsze wychodzimy za późno, więc do przedszkola z synem musimy biec. Trzylatki, zwłaszcza uparte, nie lubią chodzić szybko, więc wymyśliłam grę. Pytam: jak kotek skrada się do myszki? On pokazuje. A jak skacze, żeby ją złapać? Pokazuje. A jak myszka ucieka? Syn biegnie. A kotek ją goni! Potem stajemy się tygrysem, orłem albo wróbelkiem. I tak biegniemy — szybko i wesoło. Choć wczoraj, tuż pod przedszkolem, powiedział: „A teraz pokażę, jak stoi drzewo”... © VK
  • Po raz pierwszy w ciągu 30 lat mojego życia spotkałam dziewczynę, której naprawdę powinno się wręczyć medal „Najlepsza mama roku”. Jechaliśmy autobusem. Na kolanach trzymała chłopca, może czteroletniego. Naprzeciwko siedziała kobieta w białych spodniach. Maluch machał nogami, a na uwagi mamy odpowiedział pytaniem: „A jeśli pobrudzę pani spodnie, to co?”. A ona na to: „Michaś, jeśli pobrudzisz spodnie, to pieniądze odłożone na słodycze oddamy tej pani na pranie”. To był szczyt rozsądku. Mamy, zapamiętajcie ten sposób! © VK
  • Kiedy miałam jakieś 5 albo 6 lat, mama zabrała mnie na jarmark. Nagroda na strzelnicy, pluszowy miś, od razu wpadła mi w oko. Mama wykazała się niesamowitą celnością, ale żadna puszka nie chciała spaść. Od razu zorientowała się, że są po prostu przyklejone, aby ludzie nie mogli nic wygrać. Wtedy nagle zdjęła but i rzuciła nim w puszki, a one oczywiście nadal się trzymały! Oszołomiony właściciel był zmuszony załagodzić sytuację i dać nam misia.

Ten artykuł jest przeznaczony wyłącznie do celów rozrywkowych. Nie składamy żadnych oświadczeń ani nie udzielamy gwarancji co do kompletności, dokładności, wiarygodności czy bezpieczeństwa dostarczonych treści. Wszelkie działania podejmowane na podstawie informacji z tego artykułu odbywają się na własne ryzyko czytelnika. Nie ponosimy odpowiedzialności za jakiekolwiek straty, szkody lub konsekwencje wynikające z wykorzystania tych treści. Zaleca się, aby czytelnicy działali samodzielnie, stosowali odpowiednie środki ostrożności i zasięgali profesjonalnej porady przy próbie odtworzenia którejkolwiek z powyższych sytuacji.

Czy macie jakieś sztuczki dotyczące rozwiązywania dziecięcych problemów? Podzielcie się nimi w komentarzach! Zobaczcie również artykuł o mamach, które myślą tak niestandardowo, że aż można im pozazdrościć.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły