17 opowieści potwierdzających, że dobre uczynki zawsze popłacają

Ludzie
2 godziny temu
17 opowieści potwierdzających, że dobre uczynki zawsze popłacają

Tak to już w życiu bywa: pomożesz obcemu człowiekowi, a potem ktoś wyciągnie rękę do ciebie w trudnej chwili. Te historie przypominają, że świat nie jest pozbawiony miłych ludzi, a dobro naprawdę wraca.

  • Pewnego zimowego wieczoru wracałem do domu z dwoma wypchanymi po brzegi torbami i jeszcze z bukietem kwiatów. Do metra niby niedaleko, ale dzielnica mała i po 22.00 na transport nie ma co liczyć. Poszedłem pieszo. Przeszedłem kawałek i już byłem potwornie zmęczony — śniegu dużo, nogi grzęzną, ciężko się idzie. Wtedy zagadała mnie dziewczyna z samochodu. Powiedziała, że ogrzewając się, widziała, jak idę od stacji metra. Okazało się, że mieszkam po drodze. Zaproponowała, że mnie podwiezie. Zima, pusta ulica, prawie noc — ryzykownie. Zawiozła mnie, pieniędzy nie wzięła, a ja obiecałem, że będę przekazywał dalej łańcuszek wzajemnej pomocy. Dziękuję dziewczynie w czarnej Maździe z kierownicą w cyrkoniach! © Ideer
  • Przed chwilą jechałam metrem do domu. Wszyscy ludzie siedzą ponurzy, a ja nie byłam wyjątkiem. Nagle chłopiec, może czteroletni, z zabawką w ręku podchodzi do małej dziewczynki (rok, może dwa), siedzącej naprzeciwko i wręcza jej tę zabawkę. Na pytanie: „A ty?” ten słodziak odpowiedział, że jemu nie jest potrzebna. Tak mnie to wzruszyło — ta sytuacja i ten mały mężczyzna — że od razu dałam mu małą czekoladkę, którą miałam w kieszeni. Na sercu zrobiło się niewiarygodnie ciepło. Bumerang dobra! © Mamdarinka / VK
  • Moja przyjaciółka w ten sposób znalazła męża: szukała książek, a jemu nie były już potrzebne. Przy spotkaniu była zachwycona schludnością i jakością książek, które oddał za darmo:"Najważniejsze, żeby trafiły w dobre ręce i do czytającej głowy". Przyjaciółka wróciła do domu pod wrażeniem, postanowiła jeszcze raz napisać podziękowanie, a w odpowiedzi została zaproszona na randkę. I tak odnalazły się połówki: żyją szczęśliwie, czytają i kochają swojego kota. © Pikabu
  • Puka sąsiadka-emerytka: „Uciekł mi kot! Pomożesz go szukać?”. No to poszłam. Przeczesałyśmy podwórko, piwnice — nic. A kiedy tylko wróciłam do domu, znowu pukanie do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i mnie zamurowało. Stała tam ta sama sąsiadka i trzymała w rękach talerz z pierożkami. Mówi: „Pewnie jesteś głodna. Słyszałam, jak ci burczało w brzuchu, kiedy szukaliśmy Pysi. Weź pierożki i zjedz, a ja później przyniosę więcej”. A kotka wróciła sama po kilku godzinach.
  • Podczas ulewy podszedł do mnie mężczyzna w eleganckim garniturze i z teczką, po czym niemal wepchnął mi do rąk parasol. Stanowczo odmawiał słuchania moich „nie, dziękuję”. A po paru tygodniach sama oddałam ten parasol zagubionej dziewczynce na naszym podwórku — nie miała przy sobie zupełnie nic, kiedy niespodziewanie zaczął padać deszcz. Czuję, jakby to było przeznaczenie: ten parasol musiał trafić do kolejnej osoby. © Reddit
  • Obok mojego biura jest kawiarnia. Rano ustawiają się tam kolejki, bo wszyscy chcą wziąć kawę przed pracą. Dziś i ja trafiłem na taki „korek”. Z jakiegoś powodu za ladą pracowała tylko jedna dziewczyna: przyjmowała zamówienia, kasowała i przygotowywała kawę. Mimo że ludzie w kolejce się spieszyli i denerwowali, ona starała się uśmiechać i odzywać do każdego bardzo miło. Przez pośpiech i duży ruch pomyliła moje zamówienie i nabiła coś zupełnie innego. Zaakceptowałem ten losowy napój, ale baristka bardzo się przejęła i próbowała naprawić błąd. Zaproponowała mi, żebym wybrał sobie dowolne ciastko na koszt lokalu. Postanowiłem jakoś polepszyć jej dzień, więc zapytałem, co u nich jest najsmaczniejsze. Zaproponowała czekoladowego croissanta, a wtedy ja poprosiłem, żeby zatrzymała go dla siebie — dzięki temu będzie mogła w przerwie zjeść coś słodkiego i odetchnąć po ciężkim poranku. © Pikabu
  • Pracuję jako kelner w restauracji. Rano jechałem do pracy i wysiadłem na przystanku, żeby przesiąść się do innego autobusu. Gdy czekałem, podszedł do mnie starszy pan i poprosił o drobne — powiedział, że bardzo chce coś zjeść. Zrobiło mi się go żal, więc wysypałem mu do ręki wszystkie monety, jakie miałem w kieszeniach. Nie da się opisać tych uczuć, gdy patrzą na ciebie oczy pełne wdzięczności i łez. Powiedział mi tyle dobrych słów, tyle życzeń. Dodał, że ten dobry uczynek dziś do mnie wróci — i rzeczywiście, ostatni gość w pracy zostawił całkiem niezły napiwek. © VK
  • Postanowiłam zrobić coś miłego dla rodziców: pojechać na działkę i zebrać wiśnie. Zerwałam owoce z mniejszych drzew, a największe, przy samej bramie, zostawiłam na koniec. Owoce wisiały wysoko — próbowałam dosięgnąć z płotu, wspinać się na gałęzie. Bez skutku. Moje zmagania obserwowali sąsiedzi. Po chwili podeszło dwóch mężczyzn z drabiną i zaproponowali pomoc. Następnie dołączyli kolejni i tak zebrała się cała ekipa. Pracowaliśmy przy muzyce, szybko wszystko zebraliśmy. Każdemu dałam po trochu wiśni, a w zamian podzielono się ze mną czereśniami, warzywami, a nawet podwieziono mnie do domu. Teraz z sąsiadami umawiamy się na kolejne zbiory i grille. Nie sądziłam, że na działce może być tak wesoło. Pomogłam rodzicom i znalazłam nowych przyjaciół. Dobro wraca. © VK
  • Uczyłam się wieczorowo, pracowałam w sklepie elektrycznym. Klienci zwykle przychodzili bliżej wieczora. Pewnego takiego wieczoru przyszła kobieta — było widać, że wraca z pracy: bardzo zmęczona i ponura. Oglądała żyrandol do kuchni. Wybrała niebieski i powiedziała, że zaraz wróci, bo brakuje jej pieniędzy. Spojrzałam na nią i zrozumiałam, że nie zdąży. Wyglądała na taką normalną, a jednocześnie biło od niej światło... tylko była strasznie zmęczona. A ja byłam już zmęczona tym, jak często ludzie są niemili i roszczeniowi. Zapytałam, ile dokładnie jej brakuje. Okazało się, że naprawdę niewiele! A my mogliśmy zrobić rabat do minimalnej ceny detalicznej. Powiedziałam więc, że po prostu sprzedam jej żyrandol taniej i nie musi nigdzie biegać — niech dziś usiądzie w przytulnej kuchni. Bardzo się zdziwiła. Zostało jej jeszcze na bilet, wyszła uskrzydlona. A następnego dnia wróciła z sokami, ciasteczkami i małą maskotką w kształcie myszki. Powiedziała mi: „Niech ta myszka panią chroni i strzeże!”. Minęło już 15 lat, a moja myszka wciąż się trzyma. Mam nadzieję, że u was w domu też jest ciepło i przytulnie. Czyńcie dobro — ono potem długo ogrzewa nas we wspomnieniach. © VK
  • Co wy wiecie o dobrym i wspierającym zespole? Dziś zadzwoniła do mnie mama, nakrzyczała na mnie z powodu jakiejś głupoty, a ja nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Koledzy to zauważyli, o nic nie pytali, tylko po prostu wstali i wyszli, a po chwili wrócili z herbatą, czekoladą i kocem. Od razu zrobiło mi się tak ciepło na sercu, że zapomniałam o kłótni. Jutro przyniosę im po ciasteczku. © VK
  • Latem robiliśmy w domu remont i w weekend pojechaliśmy po materiały budowlane. Kiedy już wszystko kupiliśmy i mieliśmy wracać, chciałam przejść przez jezdnię do swojego samochodu i nagle zobaczyłam, że jadą dwie ogromne ciężarówki, a na drodze siedzi mały kociak. Kierowcy go nie widzieli, a do tego pędzili z dużą prędkością. Bez namysłu podbiegłam i zaniosłam kociaka w bezpieczne miejsce. Gdy wróciłam na parking, podszedł do mnie kierowca tej ciężarówki i powiedział: „Dziękuję”. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on dodał: „Kociak nie może pani tego powiedzieć, więc mówię w jego imieniu”. Od razu zrobiło mi się ciepło na duszy. Spieszcie się czynić dobro! © VK
  • Zawsze trochę mi żal, kiedy chcę kupić coś dla siebie. Od dawna odkładałem na nowy telefon, bo mój stary dosłownie się rozpadał. Kilka dni temu jednak żona zgubiła swój w komunikacji miejskiej. Zrobiło mi się jej szkoda. Mimo że namawiała mnie, żebym kupił nowy dla siebie, postanowiłem wydać wszystkie odłożone pieniądze i kupić komórkę dla niej. Tak też zrobiłam. Już miałem wychodzić ze sklepu, gdy kasjer poinformował mnie, że jestem dziesięciotysięcznym klientem i w nagrodę otrzymam duplikat paragonu. Kilka minut później wychodziłem z uśmiechem na twarzy... i z dwoma identycznymi nowymi telefonami! To dopiero prawdziwy bumerang dobra! © VK
  • Kilka dni temu poszłam do sklepu po mleko i, jak na złość, pomyliłam karty bankowe — wzięłam tę, na której nie było pieniędzy. Zorientowałam się dopiero przy kasie. Stoję więc cała czerwona, przeszukuję kieszenie w poszukiwaniu gotówki, a ludzie w kolejce za mną zaczynają się niecierpliwić. I wtedy jedna z kasjerek po prostu zapłaciła za moje mleko. Chciałam wziąć od niej numer telefonu, żeby potem oddać pieniądze, ale z uśmiechem odpowiedziała, że to świąteczny łańcuszek dobra i trzeba je po prostu przekazać dalej. Taki oto świąteczny miły gest. © VK
  • Jestem profesjonalnym i dobrze opłacanym korepetytorem. Zwróciła się do mnie rodzina w trudnej sytuacji — ich wnuk dobrze się uczy, ale nie wszystko rozumie, a rodzice nie mogą mu pomóc. Uczę go za darmo i dostaję od niego więcej ciepła niż od innych dzieci. Jego błyszczące oczy są warte o wiele więcej niż pieniądze. Bumerang dobra trafił prosto we mnie! © VK
  • Uczę się w college’u. Naprzeciwko znajduje się kawiarnia, do której praktycznie codziennie zaglądam po kawę. Dziś zamówiłam latte i poprosiłam baristkę, żeby się trochę pospieszyła, bo mój przerwa zaraz się kończyła. Zaczęła przygotowywać napój, zanim zdążyłam zapłacić. W tym czasie do kawiarni weszło dwóch mężczyzn — najpierw rozmawiali między sobą, a potem wymienili kilka słów także ze mną. Kiedy kawa była gotowa, podałam kartę, żeby zapłacić i okazało się, że brakuje na niej pieniędzy, a gotówki w tym momencie nie miałam. Zawstydzona przeprosiłam i powiedziałam, że w ciągu pięciu minut przyniosę pieniądze, bo uczę się niedaleko. Baristka, wiedząc, że bywam tu często, powiedziała, że to żaden problem. W tym momencie jeden z mężczyzn zaproponował, że za mnie zapłaci. Początkowo odmówiłam, ale on nalegał, mówiąc, że jego kolega zapłaci z kolei za niego. Wtedy baristka zaproponowała, że zapłaci za drugiego mężczyznę, tworząc mały „bumerang dobra”. Wyszłam stamtąd w lekkim szoku od tak miłego zdarzenia. Niezwykle przyjemnie jest widzieć, że ludzie wciąż chętnie czynią dla siebie nawzajem dobro. © VK
  • Mieszkam w mieszkaniu i mam kota. To w pełni domowy kot, nigdy nie wychodził na zewnątrz. Kiedyś wyjeżdżałam w trzydniową delegację i poprosiłam sąsiadkę, żeby się nim zaopiekowała. Po powrocie do domu byłam w szoku — okazało się, że wypuściła go na „spacer”, mimo że wyraźnie jej tłumaczyłam, że nie wolno! W rezultacie kot zaginął i nie wrócił przez całą dobę. Natychmiast rozwiesiłam ogłoszenia i z niecierpliwością czekałam na telefon o jego odnalezieniu. Nie minęło pół dnia, a zadzwonił chłopiec, który go znalazł. Nie mógł zabrać kota do domu, ale zauważył, że to zwierzak domowy, więc zrobił mu prowizoryczne legowisko w pudełku i podzielił się z nim swoją szynką z kanapki. Byłam przeszczęśliwa, że mój pupil się znalazł, a chłopcu dałam trochę pieniędzy za jego dobroć. Wszystkie dobre uczynki zasługują na nagrodę, a on nie przeszedł obok obojętnie: uratował nie tylko kota, ale i moje serce. © VK
  • Wczoraj wracałam samochodem z córką z centrum handlowego. Na światłach zauważyłam starszą panią z ciężkimi torbami, ledwo idącą chodnikiem. Zaproponowałam, że mogę ją podwieźć. Kobieta początkowo się zawahała, ale potem się zgodziła. Powiedziała, że mieszka niedaleko. Po drodze miło rozmawialiśmy, a kiedy dowiozłam ją na miejsce, przed wyjściem sięgnęła do torby i wyjęła dwa słoiki domowego dżemu — morelowego i malinowego. „Proszę, to dla pani. Domowe, smaczne i zdrowe! Bardzo dziękuję za podwiezienie!” — powiedziała. Było to niesamowicie miłe i wzruszające. Prawdziwy bumerang dobra. © VK

A oto kolejne kolekcje historii, w których dobro wraca do ludzi w najbardziej nieoczekiwany sposób:

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły