17 zabawnych historii z podróży, które są lepsze niż niejeden serial

Ludzie
3 godziny temu
17 zabawnych historii z podróży, które są lepsze niż niejeden serial

Każda podróż to szansa na przygodę — nieważne, czy jedziesz do pracy, czy wyruszasz do innego miasta. Po drodze mogą trafić się dziwni współpasażerowie, nieoczekiwane przystanki i zabawne przypadki. Zebraliśmy najśmieszniejsze sytuacje z trasy, które na pewno poprawią ci humor.

  • Pewnego razu jechałam w busie obok kierowcy. Wyglądałam dość kobieco: miałam na sobie białą sukienkę na ramiączkach, włosy splecione w dwa warkocze, sandały na obcasie — niczym wróżka. Nagle kierowca gwałtownie skręcił, omijając przeszkodę i zerwał sobie bransoletkę na ręce. Zaklął na głos, martwiąc się, że żona się zdenerwuje, bo niedawno mu ją podarowała. Wtedy wyjęłam z malutkiej torebki szczypce i kombinerki, a potem w mgnieniu oka naprawiłam mu bransoletkę. Trzeba było widzieć jego minę! W torebce mam obecnie: zestaw metalowych akcesoriów, niewielki krzyżakowy śrubokręt i szminkę. Kobiety potrafią zaskakiwać. © VK
  • Mieszkam w małym miasteczku. Na zajęcia dojeżdżam do sąsiedniego, większego miasta. Niedawno jechałam autobusem i opowiadałam przez telefon mamie, że czuję się, jakbym była w ciąży. Usłyszeli to niektórzy ludzie. Gdy przyjechałam do domu, mój chłopak podbiegł i zaczął całować mnie w brzuch. Plotki szybko się rozchodzą! © Ideer
  • Pewnego razu mąż... po prostu zostawił mnie w autobusie. Jechaliśmy razem do kina. Zostały tylko dwa wolne miejsca: jedno obok kierowcy, a drugie na środku. Usiadłam przy kierowcy, a mąż oczywiście zajął to drugie miejsce. Droga była krótka, ale ja nie znałam trasy. W pewnym momencie podróż zaczęła mi się dłużyć, więc zadzwoniłam do męża — i wtedy okazało się, że on już siedzi w kinie i całkowicie o mnie zapomniał. © VK
  • Kiedyś pojechaliśmy ze znajomymi na ryby. Zbliżał się wieczór. Zatrzymaliśmy samochody, rozłożyliśmy sprzęt i popłynęliśmy pontonem, żeby rozstawić sieci. Gdy wracaliśmy, zrobiło się już zupełnie ciemno: zapadł zmierzch, a latarki nie mieliśmy żadnej. Zaczęliśmy maszerować, a pod nogami nagle poczuliśmy coś dziwnego: było mokro, a potem zaczynamy się zapadać w błoto. Pomyśleliśmy: no pięknie, bagno, zgubiliśmy się, trzeba obejść z drugiej strony. I poszliśmy: przez gęste lasy, nieznane ścieżki, przeklęte moczary. Włóczyliśmy się tak całą noc, aż o świcie w końcu udało się odnaleźć drogę do naszego obozowiska. Brudni, zmęczeni, pogryzieni przez komary i wściekli, odkryliśmy ślady naszego „bagna”. Okazało się, że to nie bagno, tylko rów szeroki na trzy metry, przez który krążyliśmy całą noc... tuż obok rozbitego namiotu. © Telegram
  • Myślałam, że w życiu widziałam już wiele, jeśli nie wszystko — ale to, co zobaczyłam w autobusie, naprawdę mnie zaskoczyło. Wracałam od przyjaciółki, a obok mnie siedziała młoda mama z maleństwem na rękach, miało może trzy lub cztery miesiące. Spokojnie jechali, nikomu nie przeszkadzali, aż nagle dziecko zaczęło płakać. Już przygotowywałam się psychicznie na „koncert” i w duchu cieszyłam się, że wysiadam na kolejnym przystanku. Ale tego, co wydarzyło się dalej, nikt by nie przewidział. Mama spojrzała na dziecko i, patrząc mu prosto w oczy, spokojnym, łagodnym głosem powiedziała: „Rozumiem cię, kochanie, ale jest już wieczór, wszyscy są zmęczeni. Ja też. Teraz nie czas. Popłaczesz później”. I wtedy dziecko... natychmiast przestało płakać. © VK
  • Zawsze wierzyłam, że przypadki nie są przypadkowe. Jechałam kiedyś na rozmowę kwalifikacyjną — autobus był pełny, stałam na jednej nodze, starając się nie przewrócić na sąsiada. Obok mnie siedział mężczyzna, oczywiście nie zamierzał ustąpić miejsca. Poczuł mój wzrok, podniósł głowę i zapytał: „Chce pani usiąść?”, a potem pokazał ręką na swoje kolana. Odpowiedziałam: „Nie, dziękuję, postoję”. Dojechałam na miejsce, oburzona jego bezczelnością i wysiadłam na tym samym przystanku, co on. Weszłam do biura, wezwali mnie do gabinetu, a tam... on. „O, proszę, niech pani usiądzie!” — powiedział. Na to ja: „Gdzie? Na krześle czy od razu na kolanach?”. Zamurowało go, a potem się roześmiał. A ja po prostu wyszłam — od razu wiedziałam, że to nie praca dla mnie. © VK
AI generated image
  • Pewnego razu, jeszcze jako nastolatka, zrobiłam sobie kolczyk w dolnej wardze. Wybrałam czarną ozdobę — coś w rodzaju półkola z kolcami. Wyglądało to naprawdę fajnie, dopóki pewnego dnia w autobusie, gdy już miałam wysiadać, nie podeszła do mnie dziewczyna i nie powiedziała „Hej, masz pestkę przyklejoną do wargi. Ach! To piercing. Przepraszam”. © Ideer
  • Babcia zawsze powtarzała mi w dzieciństwie, że nogi trzeba trzymać w cieple — to najważniejsze. Uważała, że człowiek, który troszczy się o twoje stopy, okazuje prawdziwą, czystą i szczerą miłość. Kiedy studiowałam, pojechaliśmy grupą do innego miasta. W przedziale nie było wystarczająco dużo miejsc dla nas wszystkich, więc musiałam jechać sama. Najpierw trochę posiedziałam z przyjaciółmi, a potem wróciłam na swoje siedzenie. W międzyczasie strasznie zmarzłam, a naprzeciwko mnie siedział przystojny chłopak. Zauważył, że trzęsę się z zimna i powiedział: „Może chce pani ciepłe skarpetki? Babcia mi je zrobiła. Nóżki zawsze muszą być w cieple!”. Tak właśnie poznałam mojego przyszłego partnera. Jesteśmy razem już pięć lat. © VK
  • Pewnego razu wracałam do domu na weekend pociągiem. Wchodzę do przedziału — siedzą w nim trzy kobiety. Przywitałyśmy się, a jedna z nich powiedziała: „Jak dobrze, że w naszym przedziale są same dziewczyny! Tak się bałam, że trafi się jakiś chrapiący facet”. Pośmiałyśmy się, rozłożyłyśmy koce i położyłyśmy się spać. Ale zasnąć nie mogłam — ta kobieta chrapała chyba głośniej niż wszyscy mężczyźni, z którymi kiedykolwiek jechałam. © VK
  • Jechałyśmy kiedyś z przyjaciółką taksówką. Był wieczór, nastrój dopisywał, rozmawiałyśmy o swoich sprawach. Nagle z radiostacji kierowcy odezwał się głos: „Krystyna, słyszysz mnie?”.
    Na początku w ogóle nie zrozumiałyśmy, o co chodzi. Po chwili ten sam mężczyzna znów przemówił: „Krystyna, bardzo cię kocham. Wyjdziesz za mnie?”. Zaniemówiłyśmy z wrażenia, taksówkarz też siedział z otwartymi ustami, a w eterze zapadła cisza. Sekunda, druga... i nagle odezwał się kobiecy głos, prawie przez łzy: „Tak”. I wtedy się zaczęło! Z radia rozległy się oklaski, ktoś krzyczał „Brawo!”, ktoś gwizdał. Nasz kierowca aż zatrąbił z radości. My z przyjaciółką śmiałyśmy się do łez, on też się śmiał. Taka nam się trafiła romantyczna przejażdżka. © VK
  • Kiedy byłam studentką, wracałam w czasie sesji do domu z przesiadkami i pewnego razu zapomniałam torby w tramwaju, na pętli. Rozpłakałam się strasznie, bo w środku były pieniądze, klucze, notatki i cała masa drobiazgów. Zgłosiłam się do zajezdni — kazali mi czekać, aż tramwaj wróci. W końcu przyjechał. Wsiadłam, a starszy konduktor zapytał, co było w środku. Wszystko wymieniłam, a on na to: „To nie wszystko, nie oddam! Co jest najważniejsze dla studenta?”.
    Znowu prawie się rozpłakałam, a on wybuchnął śmiechem, podał mi torbę i powiedział:
    „Kanapki!”. © Ideer
  • Jechałem kiedyś tramwajem. Lato, duszno, okna lekko uchylone. Obok siedział chłopiec, około siedmiu lat. Na jednym z przystanków zobaczył przyjaciela i odbył się między nimi taki dialog:
    — Cześć! Dokąd jedziesz?
    — Ja? Tam. A ty dokąd?
    — A ja tutaj.
    Kocham dzieci. © Ideer
  • Pewnego razu w pociągu, na górnej kuszetce, nie mogłam zasnąć przez trzy godziny, bo facet naprzeciwko chrapał na cały wagon. Półprzytomna zaczęłam go kopać nogą, ale chrapanie tylko się nasilało. Tak mnie to zdenerwowało, że w końcu całkiem się obudziłam i już miałam na niego nakrzyczeć. Wstałam, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że naprzeciwko siedzi bardzo zdumiony mężczyzna. Okazało się, że chrapała babcia z dolnego łóżka. © Ideer
  • Znajoma rezerwowała miejsce w autokarze do innego miasta. Dzwoni do operatora, a ten prosi o podanie imienia. Znajoma mówi: „Elżbieta”. Operator odpowiada: „Dobra, jedną Elżbietę już mamy. Proszę powiedzieć, że jest pani Elżbietą II”. © kaja.nika / Pikabu
  • Miałam w pracy świetną koleżankę, zaprzyjaźniłyśmy się i często jeździłyśmy razem do biura. W metrze miałyśmy taki jeden żart: jeśli zobaczyliśmy wolne miejsce, biegłyśmy, żeby je zająć, popychając się nawzajem. Ta, która była druga, zazwyczaj siadała pierwszej na kolanach, a potem starałyśmy się przez jakieś pięć minut jechać, nie rozmawiając, z kamienną twarzą. Później długo jej nie widziałam. Dzisiaj jednak weszłam do wagonu, a ona stała tam obrócona bokiem w moją stronę. Myślałam, jak do niej podejść w zabawny sposób, a w tym momencie dziewczyna, która siedziała obok niej, wstała, a wtedy ona próbowała usiąść. W ostatniej chwili odepchnęłam ją i sama wskoczyłam na to miejsce. Gdybyście mogli zobaczyć osłupiałe spojrzenie dziewczyny, która wstała, osłupiałe spojrzenia pasażerów i spojrzenie... nie mojej koleżanki, tylko bardzo podobnej do niej dziewczyny. © APXuK / Pikabu
  • Jechałam kiedyś w pociągu podmiejskim. Wszedł mężczyzna z ogromnym psem — owczarkiem środkowoazjatyckim. Wszystko było w porządku: krótka smycz, kaganiec założony, pies wyraźnie wychowany i posłuszny. Obok mnie pięcioletnia dziewczynka szeptała coś do mamy. Nagle wstała, podeszła do mężczyzny i powiedziała: „Czy mogę poczęstować pana pieska czekoladką?”. Następnie pokazała mu przekąskę. Mężczyzna odpowiedział: „Zaraz go zapytam”. Pochylił się nad uchem psa i jakby coś mu powiedział. Pies uważnie słuchał i patrzył na dziewczynkę. Potem poruszył uchem, a mężczyzna powiedział: „Nie, nie chce. Powiedział, że za mała”. Dziewczynka pokiwała głową i wróciła zamyślona na swoje miejsce. Po paru minutach usłyszałam, jak pyta mamę: „Mamo, ale kto jest za mały — ja czy czekoladka?”. © Pikabu
  • Pewnego wieczora wróciłam z innego miasta — byłam strasznie zmęczona, zmarznięta i w złym humorze. Wysiadłam na dworcu, do domu trzeba było iść jeszcze kawał, a ja już nie miałam sił. Postanowiłam wziąć taksówkę. Zobaczyłam, że na postoju stoją dwa auta. Podeszłam, otworzyłam drzwi i zadałam dość logiczne pytanie: „Jest pan wolny?”. Na co kierowca, uśmiechając się, odpowiedział: „Tak”. Wsiadłam, nadal niezadowolona, i podałam adres. Podczas jazdy zadawał jakieś pytania, na które odpowiadałam bardzo niechętnie. Gdy dojechaliśmy, podałam mu pieniądze. On powiedział: „Nie trzeba, nie jestem taksówkarzem”. Zobaczył moją zdumioną minę i postanowił wytłumaczyć: „Zapytała pani, czy jestem wolny, więc odpowiedziałem zgodnie z prawdą”. Przeprosiłam go za swoje opryskliwe zachowanie i wysiadłam. © Ideer

Czasami to właśnie przypadki sprawiają, że podróże stają się wyjątkowe. Niech te historie przypomną wam, że nawet niezręczne chwile w drodze później stają się dobrymi wspomnieniami. A jakie są wasze historie z podróży? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły