18 historii, które udowadniają, że zwykłe szkolne zebranie może zamienić się w tragikomedię

Rodzina i dzieci
2 godziny temu
18 historii, które udowadniają, że zwykłe szkolne zebranie może zamienić się w tragikomedię

Prawdopodobnie niewielu rodziców z radością biegnie na zebrania szkolne. Jedni muszą prosić o zwolnienie z pracy, aby zdążyć na czas, inni nie są szczególnie zadowoleni z perspektywy ponownego płacenia na zasłony. Jednak bohaterom naszego artykułu w pewnym sensie się poszczęściło, bo wynieśli z tego spotkania nie tylko cenne informacje od nauczycieli, ale i historie, które można opowiadać zamiast anegdot.

  • Na zebraniu rodziców wychowawczyni nie mogła się mnie nachwalić. W domu zorganizowano kolację w moją cześć. Byłem gwiazdą wieczoru. Mama z tatą mówili, że wreszcie zmądrzałem. A potem okazało się, że nauczycielka chwaliła całkiem innego Dimę, po prostu pomyliła naszych rodziców. © / VK
  • Kiedy miałem około 5 lat, mama poszła na zebranie do przedszkola. Wychowawczyni ogłosiła wyniki ankiety „Jak tata pomaga mamie w domu”. Jeden tata zmywał naczynia, inny — gotował obiad. Jakże zawstydziła się moja mama, kiedy dowiedziała się, że powiedziałem: „A mój tata myje mamie plecy!”. Mama mówi, że nigdy nie czuła się tak zawstydzona. © / Ideer
  • Żona wysłała mnie na zebranie rodziców. Skarciła, że syn jest już w 4. klasie, a ja ani razu nie pojawiłem się w szkole. Co ja tam miałbym robić, ona lepiej zna te wszystkie niuanse nauki. Poszedłem do szkoły, wszedłem na odpowiednie piętro. Zobaczyłem tłum rodziców i razem z nimi wszedłem do klasy. Wysłuchałem wykładu nauczycielki o tym, jak dzieci źle się zachowywały na wycieczce. Dałem pieniądze na nowe okna. Prawie zasnąłem kilka razy, podczas gdy czytali na głos scenariusz kolejnego koncertu. Na szczęście, po godzinie to wszystko się skończyło i poszedłem do domu. Wszedłem, a żona zaczęła mnie wypytywać, co i jak. Powiedziałem, że nasz syn jest wspaniały, ponieważ jego nazwisko ani razu nie padło, co oznacza, że nie ma żadnych problemów. Potem narzekałem na okna, a żona się zdziwiła: „Jak to, znów? Przecież w zeszłym miesiącu dawałam, wstawili już nowe”. Im dłużej opowiadałem o zebraniu rodziców, tym więcej sceptycyzmu pojawiało się na jej twarzy. Wysłuchała i zapytała: „A na zebraniu jakiej klasy byłeś?”. Pewnie odpowiedziałem, że 4 B. Oczy żony się otworzyły ze zdziwienia, a potem powiedziała, że niczego mi nie można powierzyć. No teraz przynajmniej będę wiedział, że syn uczy się w 4 D. Tylko zmarnowałem godzinę życia i wysłuchałem o problemach innej klasy. Więcej nie pójdę. © / VK
  • Podczas zebrania rodziców w przedszkolu irytowało mnie, że najpierw przez pół godziny nauczycielka wyczytuje z kartki jakieś oczywistości o korzyściach płynących z czytania lub o trybie dnia, potem dla rodziców organizują jakąś grę na temat znajomości bajek, a dopiero na samym końcu przez 5-10 minut omawiają aktualne kwestie, bezpośrednio dotyczące dzieci. Godzina mija na niczym. © / ADME
  • Sama nigdy nie lubiłam szkoły, więc kiedy córka zaczęła naukę, pomagałam jej tylko w minimalnym zakresie i tam, gdzie rzeczywiście pomoc była potrzebna. Całkowicie ignorowałam wszelkie rysunki czy prace ręczne. Córka niech robi wszystko według własnego uznania, to dla jej rozwoju potrzebne, a jeśli ja będę lepić ludziki z plasteliny, to już jakaś bzdura. I oto na zebraniu rodziców nauczycielka całkiem poważnie podniosła kwestię, dlaczego prace mojej córki nie są tak piękne jak innych dzieci, dlaczego ma błędy w pracy domowej i dlaczego „zostawiłam córkę na pastwę losu”. Inni rodzice tylko przytakiwali. Podniosłam szczękę i powiedziałam nauczycielce, że proces nauczania jest po to, by dziecko samo się uczyło i nie bało się popełniać błędów, ale wtedy mnie nie zrozumiano. Teraz cały czas na zebraniach zajmuje narzekanie mam, że dziecko nic samo nie robi i tylko marudzi, że program w szkole jest zbyt trudny. © / VK
  • Na zebraniach rodziców zawsze ukrywałam się w kącie. Po pierwsze, żeby nikt nie dowiedział się, że jestem projektantką, bo inaczej od razu zaczną się prośby: „Zrób szkolny album! Nie, kółka! Nie, koszulki!”. A po drugie, mój syn wiecznie wpadał w tarapaty. Tak i tym razem wyszłam z zebrania, w myślach przygotowując groźną mowę. Ale wieczór był tak ciepły, że godzinę krążyłam po ulicach, uspokajając się. Wróciłam do domu: syn odrobił lekcje, posprzątał pokój i z niewinną miną spytał: „No, co tam mówili?”. Westchnęłam i powiedziałam: „Wychowawczyni cię chwaliła. Powiedziała, że stałeś się spokojniejszy, i prosiła przekazać podziękowania. Jestem z ciebie dumna”. Jego oczy się rozszerzyły. I wiecie co? Zadziałało to lepiej niż wszystkie moje kazania. © ***Fox / Pikabu
  • Poszłam na zebranie rodziców. Nauczycielka zaczęła wychwalać prymusów, wśród których zupełnie niespodziewanie znalazła się i moja córka. Napisała poważne życiowe wypracowanie i nawet pochwalono mnie za jej dobre wychowanie. W domu ze łzami w oczach rzuciłam się do córki, chwaląc ją. Jak mogłam nie zauważyć, że moja roztrzepana dziewczynka stała się odpowiedzialną uczennicą! Spotkały mnie zdziwione oczy: „Mamo, co ty? No, przesadnie napisałam o pomocy ludziom i kociakom. Nauczyciele to lubią!”. Młody psycholog, cholera. © / VK
  • Syn chodzi do tej samej szkoły, do której ja chodziłem 20 lat temu. W środku wyremontowane, przy wejściu bramki, w oknach plastikowe okna, nowoczesna sala gimnastyczna, w korytarzu fontanny do picia, wszystko dobrze. Wszystko dobrze. Ale! Dzwonek pozostał ten sam. Czekając na początek zebrania, dwa razy podskoczyłem z zaskoczenia. Straszny ogłuszający dźwięk, do którego nie można się przyzwyczaić. Złapałem flashbacki. © ice96rus / Pikabu
  • Na początku mojej kariery nauczycielskiej, kiedy jeszcze nie było elektronicznych dzienników, na zebranie klasy 8 B wszedł nieznany mężczyzna. Przedstawił się jako tata Wasiliewa i powiedział, że żona jest na konferencji. Zdziwiłam się, bo zwykle przychodziła mama Miszy, prymusa. Tata usiadł, wpatrzył się w jakieś dokumenty i prawie nie słuchał. Pod koniec spotkania zapytał, czy syn ma jakieś dwójki na semestr. „Jakie dwójki? Misza to prymus!” — odpowiedziałam. A po godzinie zadzwoniła do mnie mama Miszy: „Przepraszam, nie mogłam przyjść. Coś ważnego było?”. „Jak to?! Przecież był pani mąż!”. „Jaki mąż? On jest na delegacji!”. Następnego ranka wszystko się wyjaśniło. W szkole był jeszcze jeden Wasiliew, szóstoklasista, który źle się uczył Jego ojciec, spóźniając się, zapytał nauczycielkę na korytarzu, dokąd ma iść. Ta, nie wiedząc o drugim Wasiliewie, skierowała go do 8 B. © / Pikabu
  • Mój mąż próbował zabrać cudze dziecko z przedszkola. Opowiadał: „Patrzę, jakby Wadim. Wołam, nie reaguje. No to wziąłem go za rękę i poszedłem”. Jak to? „No, wpadłem w panikę”. Wychowawczyni potem powiedziała, że wszedł do innej grupy. I teraz ten przypadek wspominają na każdym zebraniu rodziców. Imion oczywiście nie podają, ale ja wiem, że to o nas. Syn miał już wtedy trzy lata, mąż spędzał z nim dużo czasu, więc nie jest jasne, jak to się stało. © / VK
  • Żona po raz pierwszy od trzech lat wysłała mnie na zebranie rodziców. Siedzę tam jak biały kruk wśród kobiet. Wychowawczyni zaczęła pochwały: „Saszeńka to niesamowicie zdolny i dobrze wychowany chłopiec”. Siedzę, uśmiecham się — mój chłopak! A nagle ona niespodziewanie: „Nie ma pan powodów do uśmiechu. A teraz powiem o waszym Saszy. Odpychające zachowanie, wczoraj pluł!”. © / VK
  • Na początku września odbyło się u nas pierwsze zebranie rodziców. Rok dopiero się zaczął, dzieci jeszcze nie zdążyły narozrabiać, więc zebranie przebiegało spokojnie, dopóki głosu nie zabrała mama nowego chłopca. „Zdecydowanie nie odpowiada mi wasz nauczyciel angielskiego! Nie ma brytyjskiej wymowy! To nie do przyjęcia!”. Szkoła jest u nas zwyczajna, nie językowa. Nauczyciel podobał się dzieciom, skarg wcześniej nie było. Ale wystarczyło, że jedna osoba rozpoczęła i reszta rodziców się przyłączyła: „Tak, jak można tak postępować? Pilnie trzeba go zmienić!”. Za parę dni nauczyciela zwolniono. Dzieci później długo się oburzały. Ale kogo obchodzi zdanie tych, dla których, zdawałoby się, wszystko jest organizowane? © / Pikabu
  • Syn w wieku 13 lat przeczytał Bohatera naszych czasów Lermontowa, a potem biegał po mieszkaniu zachwycony, krzycząc: „To genialne!”. Później oznajmił mi, że teraz będzie grał Peczoryna, nie zrozumiałam, o co mu chodzi. A po miesiącu na zebraniu rodziców niespodziewanie dowiedziałam się od innych rodziców, że prawie połowa dziewcząt w naszej klasie jest zakochana w moim Sierioży. Jestem w lekkim szoku. © / VK
  • Pracuję w szkole. Przeprowadzałam zebranie rodziców, po którym przywołałam do siebie matkę pewnego chłopca. Powiedziałam jej, że nauczycielka języka i literatury narzekała, że chłopak pod koniec 9 klasy ledwie czyta sylabami. Powinien czytać książki, chociażby zgodnie z programem. Na co mama z dumą odpowiedziała: „Ja przez całe życie przeczytałam dwie książki, i to w szkole! Nie ma potrzeby, żeby marnował czas na tę bzdurę, i tak sobie poradzi”. © / VK
  • Byłem na zebraniu rodziców u mojej siostrzenicy. Psycholog razem z wychowawczynią zaczęli: internet — zło, gry — zło. Rodzice siedzieli i znużeni kiwali głowami. Na koniec wychowawczyni postanowiła pochwalić moją siostrzenicę: „Oto wzorowe dziecko! Telefon tylko do dzwonienia, tablet dla kolegów z klasy, a sama idzie na dwór bawić się!”. Potem do mnie: „Pewnie też rzadko bywa pan w mediach społecznościowych?”
    „Jestem tam całymi dniami”, mówię.
    „A czym się pan zajmuje?”
    „Jestem specjalistą od mediów społecznościowych”.
    Wychowawczyni przygasła, jakbym jej popsuł cały wieczór, i odesłała wszystkich do domów. © / Pikabu
  • Na zebranie rodzicielskie pierwszy raz przyszedł mój tata, zwykle chodziła mama. Wszedł, rozejrzał się i pewnie usiadł w pierwszym rzędzie. W tym czasie moja wychowawczyni narzekała, jaki ze mnie łobuz i jak wagaruję. Tata wstał, spojrzał jej prosto w oczy i zapytał: „A teraz proszę mi powiedzieć, za co dostaje pani wynagrodzenie? Powinna pani nauczać czy narzekać na dzieci?”. Byłem oszołomiony, siedząc na korytarzu, słuchając, jak próbowała coś odpowiedzieć. Wszyscy rodzice popatrzyli po sobie, a ja wyszedłem ze szkoły z poczuciem, że mój tata to superbohater. © / VK
  • W dziewiątej klasie, z powodu kiepskiej sytuacji z ocenami i zachowaniem, zorganizowano wspólne zebranie rodziców z uczniami: rodzice w ławkach, a my z tyłu.
    Mama półżartem straszyła: „Pójdziemy, pójdziemy, zaraz się wszystkiego o tobie dowiemy”. Bać się nie było za bardzo czego: w szkole i tak miałem dobrą opinię. Zebranie nie wyglądało wcale przerażająco, było nawet komiczne. Gwóźdź programu stanowiło cytowanie notatek z Dziennika zachowania (zeszytu z uwagami dla całej klasy): „Przeczytam drugi dziennik, który prowadzono tylko przez 2 tygodnie, ponieważ pierwszy tajemniczo zniknął, gdy dowiedziano się o spotkaniu... Troje dzieci z klasy systematycznie nie odrabia prac domowych”. Ogólnie, zebranie przyniosło korzyść mojej reputacji. A przyłapać mnie i tak się nie udało:
    — Dlaczego nie odrobiłeś pracy domowej?
    — W jakim sensie?
    — Na zebraniu mówili, że wasza klasa nic nie robi.
    — Mówili tylko o trzech osobach. Nazwisk nie podano. A do mnie pretensji konkretnie tam nie zapisano. © Kot2202 / Pikabu
  • Mama poszła na zebranie rodziców. Nawet się nie przejmowałem, myślałem, że znowu powiedzą, że zapominam stroju na wuef i siedzę w ostatniej ławce. A ona przyszła do domu cicha, jakaś oszołomiona. Usiadła, patrząc na mnie, jakby zobaczyła mnie na nowo. Okazało się, że na zebraniu psycholog opowiadała, że w naszej szkole od pół roku działa „skrzynka wsparcia”, że dzieci mogą anonimowo pisać listy do tych, którym jest smutno, których dręczą lub którzy po prostu mają dość wszystkiego. I jest jeden uczeń, który pisze najwięcej. Bez politowania czy protekcjonalności, po prostu po ludzku: „Nie jesteś sam”, „Jestem z tobą”, „Nie jesteś słaby, jesteś żywy”. A podpis to po prostu „S”. Mama od razu zrozumiała, że to ja. Rozpoznała pismo. Powiedziała, że początkowo prawie się rozpłakała. Potem była dumna. I tak powiedziała: „Nie wiedziałam, że potrafisz być tak silny, nawet gdy sam milczysz”. A ja, szczerze mówiąc, sam o tym nie myślałem. Po prostu chciałem, żeby komuś zrobiło się trochę lżej. © / VK

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły