18 historii o tym, że egzaminy to nie tylko oceny, ale też wspomnienia na całe życie

Ludzie
2 godziny temu
18 historii o tym, że egzaminy to nie tylko oceny, ale też wspomnienia na całe życie

Każdy egzamin to mała przygoda. Czasem heroiczna, czasem wstydliwa, a czasem tak absurdalna, że aż chce się zapytać: „Czy to naprawdę mnie spotkało?”. Zebraliśmy historie, które dowodzą, że oceny dawno poszły w niepamięć, ale emocje zostały na zawsze.

  • Moja mama jest moją opoką. Kiedyś strasznie bałam się zdawać egzamin z gry na skrzypcach... Miałam wtedy 7 albo 8 lat. Mama powiedziała: „Głupoty! Spójrz na komisję i wyobraź sobie, że siedzą nie na krzesłach, tylko na sedesach... To przecież zwykli ludzie. Po prostu graj”. Zdałam egzamin śpiewająco! Tamta chwila była dzięki temu lekka i zabawna. W najtrudniejszych momentach moich egzaminów zawsze wyobrażam sobie komisję siedzącą na sedesach — stres od razu znika i zdaję bardzo dobrze. Dziękuję, mamo! © anastasiaveremechik
  • Pamiętam też, że w szkole napisałam próbny egzamin na 98 punktów. Wtedy moja wychowawczyni powiedziała na zebraniu, przy wszystkich rodzicach i uczniach, że wszystko ściągnęłam i że powinnam się wstydzić (a byłam jedyną osobą, która nie chodziła do niej na płatne korepetycje). Było mi strasznie przykro, więc tak się zawzięłam, że właściwy egzamin napisałam na 100 punktów! © neuro_mamka
  • Na egzaminie w hali sportowej na uniwersytecie zadzwonił telefon. Wszyscy się rozglądali, żeby zobaczyć, do kogo należy. Nagle wstał jakiś chłopak, odebrał i powiedział: „Wzywają? Już lecę!”. Zdjął okulary, krawat, koszulę, zerwał spodnie — a pod tym wszystkim dumnie prezentował się strój Supermana. Potem wybiegł z hali, a setki studentów w tym momencie po prostu pękały ze śmiechu. © Reddit
  • Kiedy wiele lat temu zdawałem egzamin, odbywał się on w szkolnej auli, gdzie każde krzesło miało mały, składany stolik. Były one strasznie wąskie, a ławek dla leworęcznych oczywiście brakowało. Jestem leworęczny, więc mnie i jeszcze kilku osobom zaproponowano przeniesienie się do pokoju nauczycielskiego. A tam miękkie, duże fotele na kółkach, normalny stół, cisza i pełen komfort. W tym samym czasie na auli, gdzie biedacy dalej pisali egzamin, dokładnie w środku testu pękła rura w suficie. © Reddit
  • Zdawałem w szkole egzamin z polskiego, miałem opowiedzieć o książce „Potop”. Sam wymyśliłem fabułę, bohaterów, wyciągnąłem wnioski, co autor miał na myśli i co chciał przekazać. Nauczycielka uważnie słuchała mojego monologu, a na koniec się zaśmiała. Za usilną próbę postawiła mi trójkę. © Pikabu
  • Przed pierwszą sesją powiedziano nam, że jeden z wykładowców daje prymusom paczki pysznych smakołyków. Oczywiście nas to zmotywowało: zarywaliśmy noc, przyszliśmy na egzamin, opowiedzieliśmy wszystko, co wiedzieliśmy. Siedzimy zadowoleni i czekamy na pyszny bonus. A tu na koniec wykładowca mówi: „W tym roku zmieniłem zdanie — prymusi i tak dostają stypendium, a trójkowicze zostają bez niczego”. I zaczął rozdawać zapasy tym, którzy ledwo-ledwo zdali. Prawie się popłakaliśmy. Nauka sama w sobie to już ból, a tu jeszcze nagroda przeszła nam koło nosa. © VK
  • W szkole podobała mi się jedna dziewczyna. Nie szedł jej jeden przedmiot i na egzaminie podałem jej kalkulator z odpowiedziami. Ale nauczyciel od razu go zabrał i zaniósł do dyrektora. Ten powiedział, że nie znalazł nic podejrzanego i oddał kalkulator. Biorę go do ręki i widzę, że... po prostu skasował wszystkie odpowiedzi. © Reddit
  • Na ostatnim roku studiów medycznych postanowiłam trochę odpuścić i na egzamin końcowy przyszłam prawie nieprzygotowana — byłam pewna, że i tak wszystko wiem. Część praktyczną zdałam idealnie, ale na teorii się zacięłam: niby rozumiałam, ale nie potrafiłam tego sensownie ująć w słowa. I wtedy nagle palnęłam: „W trzecim sezonie Doktora House’a był podobny przypadek”. Prowadzący spojrzał na mnie i zapytał, czy zamiast się uczyć, oglądałam seriale. Przyznałam się szczerze. W efekcie przez kilka minut rozmawialiśmy o serialach medycznych, wymieniliśmy się poleceniami... i mnie puścił. Uratowała mnie reputacja prymuski. © VK
  • Jeden z moich kolegów z roku był ochotniczym strażakiem. W trakcie egzaminu odezwał się jego strażacki pager. Zerwał się, zahaczył o stół, wpadł na ścianę i wyleciał z sali. Wykładowca, patrząc za nim z osłupieniem, rzucił: „Egzamin jest aż tak trudny?”. Wtedy jego partner z zajęć laboratoryjnych spokojnie odpowiedział: „On jest strażakiem... Jak wróci, napisze poprawkę”. © Reddit
  • Niedawno dziadek opowiedział historię ze swoich studiów. Jego kolega z roku imieniem Jurek założył się z innymi, że ściągnie u najbardziej surowego wykładowcy. Nadszedł dzień egzaminu, Jurek wchodzi pierwszy. Oczy czerwone, z nosa leci — ewidentnie udaje chorego. Wykładowca spojrzał na niego, westchnął i powiedział: „Pisać i tak będziesz”. Jurek poszedł na miejsce. Siedzi, pociąga nosem, co chwilę wyciąga chusteczkę i wydmuchuje nos. Tyle że chusteczek miał nie jedną czy dwie, ale całe dwadzieścia osiem — dokładnie tyle, ile było zestawów pytań. W każdej ukryta była właściwa odpowiedź. Najpierw wyciąga jedną, zerka, wyciera nos, potem następną. W ten sposób wszystko spisał, a na koniec dostał czwórkę. I wygrał zakład. © VK
  • Na studiach wypracowałam własny system zdawania egzaminów. Nigdy nie dostałam oceny niższej niż czwórka! Po prostu prosiłam kogoś z pierwszej piątki zdających, żeby postawił małą kropkę na odwrocie karteczki ze swoim pytaniem. Ta osoba wychodziła z egzaminu, a ja wypytywałam ją o pytanie i przygotowywałam się właśnie do niego. Potem wchodziłam do sali, patrzyłam na wszystkie pytania, żartowałam, że wybór jest za duży i sama nie wiem, co wybrać — a w rzeczywistości szukałam tego jednego z kropeczką. © VK
  • Siedziałam z tatą w kuchni i opowiedział mi historię ze swoich studiów. Do egzaminu trzeba było nauczyć się 40 zestawów, po dwa pytania w każdym. Tata opanował tylko jedno pytanie z jednego zestawu — ale tak, jakby była to prawda objawiona na całe życie. I wyciągnął dokładnie ten bilet! Pierwsze pytanie zaliczył bez problemu, na drugim się zawiesił, ale kobieta z komisji powiedziała: „Widzę, że pan zna przedmiot. Może pan iść, piątka!”. Słuchałam tego i byłam w totalnym szoku. © VK
  • Sesja letnia miała zakończyć się trzema egzaminami. Przygotowywałam się do nich tak, jakby chodziło o życie i śmierć — cały czas się uczyłam i powtarzałam, spałam po kilka godzin dziennie. Doszło to do absurdu, bo jakimś cudem wymyśliłam sobie czwarty egzamin i nauczyłam się materiału, który w ogóle nie był potrzebny. Koleżanka w porę mnie powstrzymała, bo inaczej poszłabym o 8:00 rano na test, który w ogóle nie istniał. Do czego potrafi doprowadzić człowieka sesja... © VK
  • Kiedyś prowadziłam egzamin u studentów trzeciego roku. Weszli wszyscy razem, wylosowali pytania i zaczęli się przygotowywać. Podchodzili pojedynczo i odpowiadali. Gdy zostały już tylko jakieś cztery osoby, zauważyłam, że jeden chłopak zasnął na ostatniej ławce. Zamilkliśmy i zaczęliśmy się przysłuchiwać, bo przez sen szeptał materiał — a do tego tak szczegółowo i poprawnie, że od razu było widać, iż naprawdę zna temat. Sprawdziliśmy jego pytanie, a tam właśnie to pytanie, na które odpowiadał przez sen. Obudził się pod koniec egzaminu, a w indeksie już czekała czwórka. © VK
  • 8. klasa, egzamin z matematyki. Prowadzi go surowa matematyczka. Na rozwiązanie są 2 godziny, a ja, prymuska, oddaję pracę po pół godzinie. Matematyczka patrzy i mówi: „Przepisuj”. I tak raz za razem, przez całe 2 godziny. Na koniec przewróciła oczami i rzuciła: „I to ma być prymuska?! Nawet nie rozumie, jak się robi brudnopis”. © VK
  • Zdawałem w szkole test z niemieckiego, kiedy zaczęło padać. Nagle chłopak siedzący przy oknie krzyknął: „No nie!”. Cała klasa się wystraszyła. A wtedy on dodał: „Zapomniałem zamknąć okno w domu!”. Po czym wspiął się na parapet, przy którym siedział i pobiegł przez podwórko do sąsiedniej dzielnicy. © Reddit
  • W połowie egzaminu końcowego z biologii do sali wpada chłopak w piżamowych spodniach, boso, z długopisem w ręce. Nie miał ze sobą nic więcej. Ciężko oddycha, włosy ma potargane, ewidentnie dopiero co wstał. Chwyta arkusz z zadaniami i siada do stołu — gotowy zdawać egzamin, który prawie przegapił. © Reddit
  • Została jedna noc przed najważniejszym dniem egzaminu. Siedzę w pokoju, wypijam trzeci kubek kawy, wkuwam cały materiał, próbując wbić sobie do głowy wszystko, co muszę zapamiętać. I przy najważniejszym temacie, który powinnam znać perfekcyjnie, nagle przypomniałam sobie przedstawienie w przedszkolu, gdzie grałam Królewnę Śnieżkę. Z jakiegoś powodu w tym przedstawieniu był też książę, którego nie mogłam sobie przypomnieć. Siedziałam i przez ponad godzinę szukałam zdjęć tego chłopca, próbując znaleźć cokolwiek, co pomogłoby mi przypomnieć sobie jego imię. I oto o 5:00 rano uświadamiam sobie, że to był Karolek i jednak po prostu grał krasnala... Czy muszę dodawać, że na samym egzaminie nie pamiętałam niczego oprócz krasnala Karolka? © VK

Czy macie jakieś zabawne historie związane z egzaminami? Podzielcie się nimi w komentarzach!

A oto więcej opowieści na podobne tematy:

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły