18 noworocznych historii, które pomagają uwierzyć w cuda

Ludzie
3 godziny temu
18 noworocznych historii, które pomagają uwierzyć w cuda

W życiu zawsze jest miejsce na cud, zwłaszcza w Nowy Rok. To właśnie w tym czasie często mają miejsce takie wydarzenia, które stają się dobrymi wspomnieniami na całe życie. I nawet jeśli początek tych historii nie zapowiada niczego dobrego, później magia robi swoje.

  • 31 grudnia, wieczór. Kroję sałatkę jarzynową, piekę kurczaka — zamierzaliśmy świętować z mężem we dwoje. Nagle on mówi: „Zakochałem się w innej kobiecie i chcę spędzić z nią Nowy Rok!”. Następnie ubiera się i wychodzi. Kurtyna. I tyle z 10 lat szczęśliwego małżeństwa. Siedzę, płaczę nad sałatkami... i nagle słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam sąsiadka z klatki, moja koleżanka, chce pożyczyć kilka krzeseł — duża impreza, zabrakło im. Zobaczyła moje zapłakane oczy, zapytała, co się stało... W końcu poszłam do niej na sylwestra, żeby nie siedzieć sama w domu. Poznałam tam mężczyznę, kuzyna sąsiadki. Na początku po prostu rozmawialiśmy jak przyjaciele, a po 1,5 roku wzięliśmy ślub. Teraz jestem w 5. miesiącu ciąży, chociaż z byłym mężem przez te 10 lat w żaden sposób nie udało nam się mieć dzieci. Cud? Bez dwóch zdań!
  • Dorastałam w bardzo zamożnej rodzinie. W młodości urodziłam córkę, ale ojciec kazał mi się jej wyrzec — inaczej wyrzuciłby mnie z domu. Posłuchałam go. Dziś mam 50 lat. Życie minęło, a ja zostałam zupełnie sama. W noworoczną noc zadzwoniła do mnie przyjaciółka, ginekolożka i położna. Powiedziała, że muszę coś zobaczyć. Okazało się, że opiekowała się kobietą, która wyglądała dokładnie jak ja w młodości. Niestety, poród się nie udał — kobiety nie zdołano uratować. Była sierotą, rodziła dziecko tylko dla siebie, a o ojcu nic nie wiadomo. Przyjaciółka zaproponowała, że pomoże mi w adopcji nowo narodzonej dziewczynki. Dzięki swoim możliwościom finansowym i znajomościom udało nam się to zrobić. Moja córeczka, urodzona 31 grudnia, teraz dorasta i każdego dnia patrzę na nią ze zdumieniem — jest niemalże moim lustrzanym odbiciem. Nawet znamię ma w tym samym miejscu co ja. Nie chcę znać prawdy, ale wierzę całym sercem, że tamta kobieta była moją utraconą córką, a ja spłacam wobec niej dług, wychowując jej dziecko. © VK
  • Miałam wtedy jakieś 4-6 lat, ale tę bajkową noc pamiętam do dziś. Mieszkaliśmy na wsi, w domu jednorodzinnym: tata, mama, ja i siostra. 31 grudnia za oknem było mnóstwo śniegu — nie to co teraz. Tata pod wieczór wręczył mi własnoręcznie zrobioną łopatę do odśnieżania, a sam chwycił coś w rodzaju szufli i zabraliśmy się do pracy. Przez pół godziny naprawdę odgarnialiśmy śnieg: tata odrzucał go sprzed ganku, a ja zaraz za nim kopałam tunele w zaspach. Pod koniec kazał mi odgarnąć małą kupkę śniegu, więc zaczęłam to robić. Po kilku ruchach łopatką natknęłam się na coś twardego. Rzuciłam narzędzie i zaczęłam kopać rękami. I wtedy z zasp wydobyłam... pudełko lodów przewiązane kolorowym sznurkiem z napisem: „od Świętego Mikołaja”. Moja radość nie miała granic — byłam wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Dziś, choć taty już dawno nie ma, nadal wspominam tę historię i wciąż trudno mi powstrzymać łzy — łzy dziecięcej radości i wiary w magię. © gho87 / Pikabu
  • Pracuję już trzeci rok z grupą dzieci, studiuję też choreografię — czasu dla siebie nie mam wcale. Dyrekcja zleciła mi zorganizowanie dla dzieci świątecznej imprezy, oczywiście ze Świętym Mikołajem i Śnieżynką. W panice zaczęłam szukać osób do tych ról. Mikołajem został mój dobry znajomy, ale ze Śnieżynką był problem: sesja, nikt nie mógł. W końcu znalazłam dziewczynę, impreza się udała, wszyscy zadowoleni. Pojechaliśmy świętować udane przedstawienie. Nie wiem, jak to się stało, ale jutro będę świadkową na ich ślubie. Dokładnie rok później. Ot, świąteczny cud! © Ideer
  • „Nie to, żebym wierzyła w Świętego Mikołaja...” — powiedziała 24 grudnia moja dziewięcioletnia córka — „...ale napiszę do niego list. Chcę niebieskie kryształy!”. Serce mi stanęło. Ten zestaw był jej marzeniem od dawna, ale nigdzie nie mogłam go dostać. A tu już 24 grudnia — sprzątanie, sałatki, gotowanie... Córka pisze list, a ja czuję, jak coś mnie ściska w środku. Zrezygnowana włączyłam „Kevina samego w domu” — obowiązkowe tło przygotowań. W połowie dnia skończyło się masło. Poszłam do sklepu, a po drodze minęłam witrynę sklepu zabawkami — i nagle zobaczyłam pudełko z napisem „Zestaw do hodowli kryształów”. I to właśnie niebieskich! W promocji! Kupiłam od razu. Wiem, że dorosłym nie wypada wierzyć w bajki, ale... Święty Mikołaju, dziękuję ci bardzo! © Region89 / Pikabu

„To mały świąteczny cud. Dzisiaj rano mój dawno zaginiony kot wrócił do domu!”

„Jest trochę brudny, trochę nerwowy i schudł. Ale jest już bezpieczny, ma dom i od razu się do mnie przytulił”.

  • Zawsze wierzyłam w świąteczne cuda i każdego roku spełniało się moje życzenie. Ale pewnej noworocznej nocy pomyślałam o czymś nie dla siebie, a dla mojej przyjaciółki, z którą przyjaźnimy się od 5 lat. Los już dawno rozrzucił nas po różnych krajach, ale chronimy naszą przyjaźń mimo wszystko. Od dawna marzyła, by zostać mamą. Bardzo się tym przejmowałam, dlatego życzyłam jej, by w tym roku zaszła w ciążę. Minął rok, czekałam cierpliwie i... w listopadzie doczekałam się wieści o jej ciąży! Wtedy opowiedziałam jej o swoim noworocznym życzeniu. Ale najbardziej zdumiewające było to, że lekarze wyznaczyli termin na 6 sierpnia, a ona urodziła 12 — w dzień moich urodzin! © Ideer
  • Przeprowadziłam się do innego miasta, zupełnie sama. Oszczędzałam każdy grosz. Gdy przyszło do decyzji, czy kupić choinkę, uznałam, że nie — szkoda pieniędzy. Ale od razu zrobiło mi się smutno. 24 grudnia przechodziłam obok stoiska z choinkami, a sprzedawca zawołał: „Kup drzewko, piękne są!”. Odpowiedziałam: „Za drogie! I wszystkie takie wielkie”. Wtedy on się uśmiechnął, wybrał najmniejszą i dał mi ją prawie za darmo. Mój mały świąteczny cud. © Podsłuchane / Ideer
  • Zgubiłem telefon, spacerując z psem. Kładąc się spać o pół do trzeciej w nocy, zauważyłem, że go nie ma. Szukałem wszędzie, już zrezygnowany, gdy przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić lokalizację przez konto. Udało się! Telefon leżał na ulicy, tuż pod moim oknem. Włączyłem dzwonek, wyszedłem w śnieżycę, szukałem i po chwili usłyszałem melodię. Odgarnąłem śnieg i znalazłem go. Działał bez zarzutu. To był mój mały noworoczny cud. © VK

„Jeśli potrzebujesz, weź sobie za symboliczną opłatą” — tak mi powiedziano. Całe pudło świątecznej radości stało gotowe do wyrzucenia!

„Przytuliłam jak własne, włożyłam do bagażnika i zabrałam do domu. Wszystko starannie zapakowane w pudełkach owiniętych gazetami z 1983 roku. Piękno odległego dzieciństwa”.

  • Rok rozpaczałam po rozstaniu z chłopakiem. Chciałam go odzyskać, ale on znalazł inną. W końcu postanowiłam zawierzyć magii świąt i poprosiłam wszechświat, żebyśmy znów byli razem. Ale w ostatniej chwili zmieniłam życzenie: „Chcę być z kimś, z kim będę szczęśliwa”. Po północy na imprezie u przyjaciół dosłownie zderzyłam się z pewnym mężczyzną. Od tamtej pory jesteśmy razem. I jestem szczęśliwa! © Ideer
  • Miałem 7 lat, kiedy trafiłem na oddział intensywnej terapii z zapaleniem płuc. To był okropny czas — również dlatego, że zdarzyło się to tuż przed samymi świętami Bożego Narodzenia. Ale specjalnie dla mnie pielęgniarki przyniosły ogromny telewizor z podłączonym do niego Nintendo GameCube, żebym aż tak bardzo się nie nudził. Grałem w Super Mario Sunshine przez cały pobyt w szpitalu. To była najfajniejsza gra, moja ulubiona do tej pory.
    Wyszedłem ze szpitala zaledwie kilka dni przed świętami, a kiedy w domu zacząłem otwierać prezenty, radości nie było końca. Wśród prezentów znalazłem własną konsolę i moją ulubioną grę Mario. Do tej pory pamiętam, że nie mogłem powstrzymać łez szczęścia i zdumienia, które się wtedy pojawiłt. © MoveToPluto / Reddit
  • W naszej rodzinie Nowy Rok to smutno-radosne święto. Wszystko dlatego, że 30 grudnia odszedł z tego świata mój tata. Zmarł po krótkiej chorobie, ale przed śmiercią obiecał, że jeszcze zdarzy się noworoczny cud — jeśli nie w tym roku, to w następnym. I dokładnie rok później, 1 stycznia, urodziłam córkę. Tuż po północy. Wtedy już dawno przestałam leczyć się z bezpłodności — byłam zmęczona czekaniem. A jednak cud się zdarzył! © VK

„Jasne, wszystko rozumiem: ciepły Nowy Rok, deszcz, dodatnia temperatura, mało śniegu... Ale żeby 1 stycznia zobaczyć coś takiego, to już szczyt! Żywy motyl”.

  • 14 lat temu przeprowadziłam się od rodziców 1000 km dalej i mieszkałam w wynajętym mieszkaniu. 24 grudnia poszłam po zakupy. Wracam do domu z torbami, a tam właścicielka mieszkania mówi, że ktoś do mnie przyszedł i zostawił prezent. W środku były różne smakołyki i pieniądze. Pomyślałam, że to rodzice przekazali mi podarunek przez znajomych. Zadzwoniłam do nich, podziękowałam... Ale okazało się, że przesyłka nie była od nich. Do tej pory nie wiem, kto wystąpił w roli Świętego Mikołaja! Wówczas to był dla mnie prawdziwy świąteczny cud! © VK
  • Dziś z synem weszliśmy do sklepu z klockami Lego, żeby obejrzeć nowości. Obok stał młody chłopak — konsultant, który słyszał nasze rozważania o tym, czego jeszcze brakuje synkowi w zestawie „Arktyka”. Nagle otworzył witrynę i podarował dziecku białego niedźwiedzia. Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy! Znowu uwierzyłam w świąteczne cuda i ludzką dobroć, a dziecko jest przekonane, że to sprawka Świętego Mikołaja. © VK
  • Rozstałam się z chłopakiem po roku związku i siedziałam w domu cała zapłakana. Przyjaciółka próbowała mnie wyciągnąć na spacer. Długo nie chciałam, ale po namyśle postanowiłam: „Czemu nie?”. Cicho, śnieg błyszczy, lampki migają — magia! Wracałam już do domu, gdy podbiegł do mnie mężczyzna i zapytał: „Nie chciałaby pani wziąć szczeniaka? Białego samojeda. Za darmo”.
    No to wzięłam. Dalej poszłam już uśmiechnięta, o chłopaku zupełnie zapomniałam, a nowego przyjaciela nazwałam Miki. © Ideer
  • Miałem wtedy około 10 lat. Postanowiliśmy świętować z rodziną na wsi. Żyliśmy wtedy bardzo skromnie, więc z bratem nie mieliśmy na święta słodyczy. Był późny przedświąteczny wieczór, mama krzątała się przy kuchence, tata rozpalał piec, a nagle ktoś zapukał w okno. Mama z tatą od razu pobiegli zobaczyć, kto to. Po chwili na progu pojawiła się dziewczyna w niebieskim kombinezonie. Była w drodze do krewnych, ale za kierownicą zaczęła ją boleć głowa — tak bardzo, że po prostu nie była w stanie prowadzić samochodu, dlatego poprosiła o tabletkę. Mama z tatą oczywiście zrozumieli sytuację, nakarmili ją, napoili i dali lek przeciwbólowy. Kiedy ból jej przeszedł, nagle podskoczyła i pobiegła do samochodu. Po chwili wróciła i przyniosła nam część prezentów, które wiozła. Było tam tyle różnych słodyczy! Niektórych nigdy w życiu nie widziałem na oczy. Wiara w cuda wzleciała pod niebiosa! Nazwaliśmy ją Śnieżynką, a ta niespodziewana i miła historia zapadła nam w pamięć na zawsze. © VK
  • Moi rodzice zawsze podtrzymywali w nas wiarę w Świętego Mikołaja i świąteczne cuda, nawet kiedy zaczęłyśmy z siostrą pracować i mieszkać na swoim. Kilka lat temu w grudniu było mi bardzo smutno: wszyscy krewni i przyjaciele mieli swoje plany na świąteczny wieczór, a w moim życiu osobistym od paru lat nic się nie udawało. Zostałam sama w swoim mieszkaniu. Wtedy postanowiłam wysłać list do Świętego Mikołaja, ale nadzieję na cud miałam słabą. Napisałam prośbę, by spotkać swoją bratnią duszę i zakochać się z wzajemnością. Na końcu listu obiecałam poświęcać więcej czasu i troski bliskim. Niedawno świętowaliśmy kolejną rocznicę z mężem, którego poznałam kilka miesięcy po wysłaniu tego listu. Mojej obietnicy razem regularnie dotrzymujemy. Chcę wierzyć, że nie była to przypadkowa zbieżność wydarzeń i rzeczywiście istnieje magia świąt. © Ideer
  • Kto obserwował zachowanie kotów po postawieniu choinki w domu, ten mnie zrozumie... Koty stają się po prostu szalone, nieokiełznane i wszelkie ich wysiłki skupiają się jedynie na tym, by ten świąteczny symbol pokonać, przewrócić, zniszczyć! A z moimi Baśką i Ramzesem wydarzył się wczoraj świąteczny cud. Postawiliśmy choinkę i specjalnie w widocznym miejscu zawiesiliśmy ulubione zabawki tych futrzaków. I wiecie co? Koty siedziały pod nią całą noc jak zaczarowane i nawet zasnęły. Rozumiecie? Minęła prawie doba i żadna choinka nie ucierpiała! Wygląda na to, że wynalazłam nowy lifehack. © VK

Teddy mówi: „Dziękuję za nowe drzewko dla kota”. I ma na myśli choinkę.

  • Pracuję w dużym centrum onkologicznym i często przywożą do nas pacjentów w ciężkim stanie, czasem bez nadziei. Oczywiście nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich, choć bardzo się staramy. Ale w przeddzień zeszłych Świąt wydarzyło się coś niesamowitego. Przywieziono do nas staruszkę. Rak, 4. stadium. Przyjechała karetką sama, bez krewnych. Lekarz ją zbadał i zaczął przygotowywać do przeniesienia do hospicjum, próbując delikatnie przekazać, że zostało jej nie więcej niż miesiąc życia. Ale ta słaba, niedołężna babcia rzuciła się na niego niemal z pięściami, krzycząc: „Co ty bredzisz, nieszczęśniku?!”.
    Okazało się, że babcia ma 85 lat i sama wychowuje troje małych dzieci. Jej syn i synowa zginęli w wypadku wiele lat temu, a wnuczka „wpadła” z trojaczkami i zostawiwszy dzieci u babci, wyjechała za ocean. Dzieci są pod opieką sąsiadki, a babcia kategorycznie odmawia umierania — nie może, no po prostu nie! Ale co mogliśmy zrobić?
    Babcia odmówiła hospicjum. Rano robiła gimnastykę, zorganizowała coś w rodzaju klubu zainteresowań na oddziale, po kilku dniach znała już wszystkich pacjentów... I wygląda na to, że naprawdę nie zamierzała umierać. W końcu podczas świątecznej imprezy podjęto decyzję, by jednak ją zoperować i wyznaczyć chemię. I wiecie co? Już tydzień po operacji biegała po piętrach, podśpiewując, opiekowała się pacjentami leżącymi, czytała im książki na głos! A miesiąc później żegnaliśmy ją całym oddziałem, bo jechała do domu. Nie mogliśmy powstrzymać łez, kiedy do sali wbiegli jej prawnukowie, rzucili się na nią z uściskami i pocałunkami, przytulali się, pytali, dlaczego tak długo jej nie było. Opowiadali też, że wszyscy razem napisali list i poprosili Świętego Mikołaja o jedno — zwrot ukochanej babci. A babcia wstała, wzięła swoje torby, przytuliła każdego z nas i na pożegnanie powiedziała: „Wszystko jest w waszych rękach. Nigdy się nie poddawajcie”. Bez względu na to, jak beznadziejna może się nam wydawać nasza sytuacja. To był najcudowniejszy świąteczny prezent w całym moim życiu! © VK

Nasze mamy i babcie nie tylko mają silne charaktery, ale potrafią też czasem nas zaskoczyć. A jakimi pięknościami były w swoich czasach — nie dało się od nich oderwać wzroku!

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły