22 osoby, które szukały pracy, a znalazły ciekawą anegdotę do opowiadania

Ludzie
2 dni temu

Zdobycie pracy to nie lada wyzwanie. Przygotowujesz się do rozmowy o swoich umiejętnościach i osiągnięciach, a nagle zostajesz zapytany o swój stan rodzinny i zwierzęta domowe. Choć rozmowy kwalifikacyjne mogą być naprawdę irytujące, często stanowią źródło przezabawnych historii.

  • Przeszedłem jedną rundę rozmów kwalifikacyjnych i wszystko sprowadzało się do rozmowy z szefem. Zabrali mnie do biura (od razu wiedziałem, że szef to poważny człowiek) i kazali czekać. Wszedł mężczyzna w średnim wieku, chyba nawet w tym samym wieku co ja. Naturalnie wstałem, oczekując uścisku dłoni. Nie, facet przeszedł obok, nawet na mnie nie patrząc. W ogóle. W porządku, nie miałem z tym problemu. I wtedy zaczął się cyrk. Dyrektor, nadal nie patrząc na mnie, spytał zastępcę:
    — Kogo tu mamy dzisiaj? Niech opowie nam o swoim doświadczeniu.
    I tak dalej. Dyrektor, udając, że mnie tam nie ma, zadawał pytania swojemu zastępcy, a ten z kolei przekierowywał je do mnie. W pewnym momencie telefon zastępcy zawibrował, facet trochę się rozproszył i przegapił pytanie dyrektora. Ha! W tę grę można grać we dwoje. Ja siedzę, milczę — bo pytanie nie zostało powtórzone. Zastępca milczy, ponieważ nie usłyszał pytania. Dyrektor milczy, bo nie jest papugą, żeby dwa razy powtarzać, a w ogóle to jest na to za dumny. I tak cała nasza trójka siedziała w milczeniu. Cóż, nie zaliczyłem tej rozmowy. © po15 / Pikabu
  • Kilka miesięcy temu na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziano mi, że wszyscy pracownicy przechodzą badanie wariografem (zwykła hurtownia handlowa). Kiedyś byłam już poddana badaniu wariografem i nie chciałam tego powtarzać. Zapytałam pracownicę HR: „Czy wasz szef jest gotowy poddać się badaniu wariografem i odpowiedzieć na kilka moich pytań? Chętnie za to zapłacę”. Zakrztusiła się. © FosFinX / Pikabu
  • Sekretarka wydała instrukcję negocjacyjną: „Wchodząc do biura, należy zająć miejsce nie bliżej niż w drugim rzędzie krzeseł. Nie podchodzić, nie wyciągać rąk do uścisku. Ma pan dokładnie 15 minut. Nawet jeśli nie skończył pan wypowiedzi, należy pożegnać się i wyjść. Wcześniej trzeba się zapisać na kolejny dzień”. Sam dyrektor pokazywał nam coś na ekranie swojego telefonu z odległości 4-5 metrów, oczywiście nic nie było widać. © user7023084 / Pikabu
  • Mój znajomy znalazł się w sytuacji, w której chciano skorzystać z jego pracy za darmo. Zrobił im wymyślny layout, zapytał, czy wszystkim się podoba. A kiedy oni, radośnie zacierając ręce, zapewnili, że wszystko jest super, po prostu zamknął layout bez zapisywania. Mówił, że wyraz ich twarzy i późniejszy potok przekleństw były bezcenne. © SteelPanda / Pikabu
  • Mieszkam w małym mieście. Chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i, ze względu na moje zainteresowania, odpowiedziałem na wakat na stanowisko kierownika działu TVET. Przychodzę na rozmowę, wita mnie młody mężczyzna w wieku około dwudziestu siedmiu lat. I zaczyna się.
    On: Specjalizacja twojej poprzedniej pracy nie bardzo pasuje do naszych wymagań.
    Ja: Jeśli będzie trzeba, to coś wymyślę. Mam wykształcenie techniczne, widziałem rury, pompy, kotły, znam i rozumiem zasadę działania. Zajmę się niuansami, nie będzie żadnych problemów.
    On: Mamy bardzo dużo pracy. Zdajesz sobie sprawę, że wszystkie obliczenia strukturalne, termiczne, hydrauliczne i inne spadną na ciebie.
    Ja: Nie, czegoś tu nie rozumiem. Kierownik działu oznacza obecność ludzi w dziale.
    On: Oczywiście, w dziale są 3-4 osoby, ale nie są one dość kompetentne. Albo raczej wcale. Więc wszystkie obliczenia musisz robić sam.
    W każdym razie, wyszedłem stamtąd. © Spectre666 / Pikabu
  • Odpowiedziałem na ogłoszenie w gazecie, to było jakieś piętnaście lat temu. Poszukiwali pracownika medycznego. Mam odpowiednie wykształcenie. Powiedzieli, żebym przyjechał na rozmowę. Pojechałem na drugi koniec miasta (nie miałem jeszcze prawa jazdy, więc pojechałem autobusem), mocno padało. Wszedłem do biura. Kobieta od razu zapytała, czy pracowałem kiedyś w aptece. Odpowiedziałem, że nie. A ona to: „Och, w takim razie nie jest pan odpowiednią osobą dla nas”. Zapytałem, dlaczego nie mogli zadać tego pytania przez telefon. Nie było odpowiedzi. © IskraKarpova / Pikabu
  • Jakiś czas temu miała miejsce pewna sytuacja. Zadzwoniłem w sprawie pracy. Powiedzieli mi, gdzie mam się zgłosić za trzy godziny. Na szczęście przynajmniej nie padało. Przejechałem pół miasta (milionowego skądinąd miasta). Pod wskazanym adresem wręczyli mi jakiś papier.
    — Co to jest?
    — To data, godzina i miejsce, w którym odbędzie się rozmowa kwalifikacyjna.
    Patrzę — za cztery dni, w zupełnie innym miejscu. I zdałem sobie sprawę, że tam nie pójdę, skoro od początku mają takie nastawienie. © AlexCave / Pikabu
  • Zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną późnym popołudniem. Dział HR dał mi arkusz testów do rozwiązania i zabrał mnie do pokoju. Rozwiązuję testy. Mija pół godziny, godzina — testy rozwiązane, ale ta cisza jest niepokojąca... Pięć minut później przychodzi sprzątaczka i informuje mnie, że wszyscy już dawno wyszli i biuro jest zamykane. Najwyraźniej pracownik HR miał sklerozę i o mnie zapomniał. Cóż, ja też postanowiłem zapomnieć o nich. © bruzgofff / Pikabu
  • Pamiętam, jak w 2003 roku, gdy byłem kompletnie spłukany, przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną do lokalnej sieci sklepów spożywczych, której właścicielem był wyjątkowo antypatyczny lokalny oligarcha. Rekruter przejrzał moje CV, wszystko mu pasowało, i dał mi kwestionariusz, w którym wśród oczekiwanych pytań były następujące: mój znak zodiaku, jaki kolor spodni preferuję i jaka jest stolica Australii. To były czasy telefonów komórkowych bez internetu, ale byłem oczytany i napisałem, że Canberra. Rekruter wziął formularz, wyszedł, wrócił po chwili i powiedział, że mnie nie przyjmą. Zaskoczony zapytałem, dlaczego. Okazało się, że szef nie lubi zbyt inteligentnych ludzi. © POPCORN1226 / Pikabu
  • Przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Dział HR dał mi kwestionariusz i zostawił mnie w sali konferencyjnej, mówiąc, że ankieterzy przyjdą za pół godziny. Pół godziny później nadal nikogo nie było, podobnie jak 45 minut później. Poszedłem do pustego biura HR, wziąłem moją kurtkę i kilka długopisów na pamiątkę i wyszedłem. Ale był ciąg dalszy. Półtora roku później ponownie zadzwonili do mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Zgodziłem się przyjść, ale oczywiście nie poszedłem. Tuż przed rozmową zadzwonili do mnie i zapytali, gdzie jestem. Byłem w domu w wannie, ale powiedziałem im, że zaraz tam będę. Dzwonili jeszcze kilka razy, ja ściemniałem, ale potem najwyraźniej zdali sobie sprawę, że z nich kpię, i powiedzieli, że to nieładnie tak robić. © HypnoTosh / Pikabu
  • Kiedyś byłem na rozmowie w prywatnej firmie, coś w stylu biura projektowego. Zapytali mnie: „Jeśli będą problemy z siecią lub komputerami, do którego działu pójdziesz najpierw?”. Odpowiedziałem, że do serwerowni. A oni na to: „Nie! Trzeba iść do działu księgowości, żeby jak najszybciej wysłali raporty! Szkoda, że tego nie wiesz... Wymagamy tego od każdego kandydata”. © WERWOLF969913 / Pikabu
  • Szukałam pracy i na każdej pierwszej rozmowie padało pytanie: „Jakie były twoje osiągnięcia w ostatniej pracy?”. Jestem księgową. Jakie osiągnięcia? Próbowałam podsumować zwykłe obowiązki zawodowe jako osiągnięcia, ale natychmiast zostałam powstrzymana. Próbowałam powiedzieć wprost, że księgowi nie mają żadnych osiągnięć: po prostu wykonujemy prace zgodnie z zadanym algorytmem, aby pracodawca nie został zbesztany przez organy podatkowe. Wtedy w ogóle mnie nie zrozumiano:
    „I co, ani jednej inicjatywy, ani jednej propozycji optymalizacji? Po prostu płynęłaś z prądem?”. Kiedy w końcu trafiłam na doświadczonego i dojrzałego HR-owca, a nie małą dziewczynkę, od razu zostałam zaproszona na rozmowę z moim przyszłym managerem, a już następnego dnia zostałam zatrudniona. © Overheard / Ideer
  • Od dawna marzyłam o pracy w dużej lokalnej firmie. Rok temu oblałam pierwszą rozmowę kwalifikacyjną i byłam już zdesperowana, ale nagle, o cudzie, zostałam ponownie zaproszona, a nawet dostałam staż! Tydzień później siedziałam, trzęsąc się jak osika, przed dyrektorem, czekając na podchwytliwe pytania o ich produkt, a on po prostu zaczął rozmawiać ze mną jak ze starym znajomym, o wszystkim: motywacji, wartościach, hobby. Kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że zostałam przyjęta, nie wytrzymałam i rozpłakałam się... Dziękuję za zaufanie! Nie zawiodę! © Overheard / Ideer
  • Postanowiłam znaleźć nową pracę. Zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Przyjaciółka poradziła mi: „Załóż bieliznę na lewą stronę. Nikt się nie zorientuje, a to podobno przynosi szczęście”. Zrobiłam to. A potem dostałam wiadomość, że zwalniają mnie ze starej pracy. I nigdy nie zaprosili mnie do nowej. © Overheard / Ideer
  • Jeden rekruter był naprawdę zabawny. Nie odpowiedział na żadne pytanie dotyczące stanowiska, firmy, harmonogramu ani wynagrodzenia: powiedział, że mają kilka wakatów i że podczas osobistej rozmowy będziemy mogli przedyskutować i wybrać, gdzie najlepiej pasuję. Wyjaśniłam, że nie zamierzam tracić czasu na rozmowę kwalifikacyjną, jeśli nie pasuję do ich warunków, więc jaki był problem z powiedzeniem od razu o podstawach? Zaczął mnie wypytywać, o jakie stanowisko i wynagrodzenie się ubiegam. Byłam już zła, powiedziałam, że wszystko mają napisane w CV. Ale on nie miał mojego CV! Zapytałam go, jak w takim razie wybiera pracowników. Odpowiedział, że po prostu ma mój numer telefonu. Tak, tak, oczywiście. Wysłałam go na drzewo. Nie rozumiem takich pracodawców. Czy oni naprawdę myślą, że ludzie zrobią wszystko? Gdybym miała taką możliwość, poszłabym jako kasjerka albo sprzątaczka do najbliższego marketu: tam ludzie są zawsze potrzebni, wszystko jest oficjalnie i blisko. © Anila / ADME
  • To było w 2010 roku. Znajomy starał się o pracę jako kierownik ds. zakupów w sieci znanego holdingu paliwowego. Pensja zapowiadała się na bardzo przyzwoitą jak na tamte czasy. Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedzieli, że na początku przyjmą go na trzymiesięczny okres próbny z pensją 4,5 raza niższą. Wymagania były całkiem do przyjęcia. W rzeczywistości jednak okazało się, że przez ostatnie trzy lata żaden z kandydatów nie przepracował na tym stanowisku więcej niż trzy miesiące. Kierownictwo znalazło formalną wymówkę i zwolniło pracownika. Nikt nie chciał zapłacić pełnej stawki. © Alexander Ts / Dzen
  • Miałam być zatrudniona w październiku jako sprzątaczka. Powiedzieli mi wszystko: wydawało się, że nie ma w tym nic skomplikowanego, i trzeba być tam tylko przez dwie godziny. Już miałam się zgodzić, kiedy dowiedziałam się czegoś najważniejszego: okazało się, że musiałabym przychodzić o ósmej wieczorem (pracują do dziesiątej). Mieszkamy na północy, na początku października o 19 jest już ciemno, a co dopiero później. Wyszłam rozczarowana i sfrustrowana. © Soap Foam / Dzen
  • Jestem emerytką, chciałam znaleźć dodatkowe zatrudnienie. W pobliżu mojego bloku szukali dozorczyni. Oficjalne zatrudnienie, dobra pensja. Na rozmowie kwalifikacyjnej poprosili mnie o dokumenty potwierdzające wykształcenie. Nie zatrudnili mnie, bo według nich „byłoby upokarzające dla emerytki z dwoma wyższymi wykształceniami pracować jako dozorca”. Tak właśnie zdecydowali. © Irina Gry / Dzen
  • Szukałam pracy na pół etatu. Zadzwoniła młoda kobieta i zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Pomieszczenie półpiwniczne, ale wykończone całkiem przyzwoicie. Żadnych osobnych biur, tylko przestrzeń oddzielona regałami z kilkoma stolikami. Weszła pani. Bluzka, która była modna 15 lat temu, mocny makijaż, po pięć pierścionków na palcach. Zrobiło się ciekawie. Pani zaczęła opowiadać, że są z dużego oddziału jakiejś firmy. Rekrutują pracowników do papierkowej roboty. Wymienia obowiązki: bach! Taką pracę wykonuje kilka osób, a w dużej firmie nawet kilka działów. Już się śmiałam w duchu, ale milczałam. Pani sypała słowotokiem: przytulne biuro w centrum miasta, nowe wyposażenie biura... Ale tu trzeba wpłacić ryczałtem niewielką kwotę na zorganizowanie miejsca pracy. Najlepiej gotówką, ale można też przelewem. Myślę sobie: kurde, to się jeszcze zdarza? Cóż, zdarza się. Odrzuciłam tę pracę. © Svetlana S. / Dzen
  • Pierwszą rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko księgowej w centrum medycznym odbyłam przez telefon. Pytali mnie o wzrost, wagę, złe nawyki i tak dalej. Nie wytrzymałam i zapytałam: „Nie będę widzieć pacjentów, dlaczego muszę pasować do jakichś parametrów?”. Odpowiedzieli: „Wszyscy nasi pracownicy powinni być szczupli i piękni”. Pracowałam tam tylko przez rok i odeszłam. © Inna E. / Dzen
  • Po pracy na uczelni szukałam innego zajęcia. Na rozmowie byli szef i jego zastępca. Zadawali pytania dotyczące pracy. Nagle jeden z nich zapytał, jak mi się żyje z mężem. Powiedziałam, że dobrze, ale skąd takie pytania? Odpowiedział: „Jeśli masz dobre relacje w rodzinie, będziesz dobrze pracować. Nasz firma jest wzorowa”. A ja pracowałam wcześniej na uczelni, a nie w budce z kebabami. Stwierdziłam: „A co, jeśli mam złe relacje w rodzinie i będę chętnie biegać do pracy i zostawać do późna, żeby nie wracać do domu? Nie może tak być?”. Ostatecznie nie chciałam dla niech pracować, przekonali mnie w końcu.
  • Przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Powiedzieli: „Mamy bardzo zaangażowany zespół, często zostajemy po normalnych godzinach pracy. Nie masz nic przeciwko?”. Odpowiedziałem, że jestem singlem, nie mam dzieci, więc jeśli mają normalną rekompensatę za nadgodziny, będę bardzo szczęśliwy. Odpowiedź brzmiała: „No wiesz, kochamy naszą pracę, więc nadgodziny nie są płatne”. Podziękowałem i wyszedłem. © g253 / Reddit

A oto historie o szefach, którzy potrafią zmienić życie pracowników w piekło.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły