18 historii, które udowadniają, że w środkach komunikacji może zdarzyć się wszystko

— Aniu, moja droga, bardzo kocham chłopców, ale po zajęciach nie zabiorę ich do siebie na noc. Tak, rozumiem, że chcesz być sama, ale idę dziś wieczorem do teatru. Nie, nie mogę tego odwołać.
Nina i ja odbieramy dzieci z zajęć judo: ja odbieram syna, a ona czeka na swoich wnuków. Od czasu do czasu siedzimy razem w holu centrum sportowego i rozmawiamy o tym i owym. Wiem, że jest emerytowaną nauczycielką matematyki, wychowała dwóch synów, a teraz jest aktywnie zachęcana do opieki nad wnuczętami. Dzisiaj Nina nie wytrzymała po rozmowie z synową, a ja dowiedziałam się wiele o problemach współczesnych babć. Opowiem tę historię w jej imieniu.
Uwielbiam Piotrka i Pawła, to mądrzy chłopcy, bardzo podobni do mojego syna. Ale mam niewiele ponad 60 lat, chcę jeszcze trochę pożyć. Ile ja do tej pory miałam z życia? Wyszłam za mąż w wieku 20 lat, mój mąż był kierowcą ciężarówki: tydzień w domu, dwa w trasie. Mieszkaliśmy w akademiku, w pokoju o powierzchni 12 metrów kwadratowych, gdzie urodzili się nasi synowie, a potem dostaliśmy mieszkanie.
Żeby być z chłopcami, poszłam do pracy w przedszkolu. Potem oni poszli do szkoły, więc i ja zatrudniłam się w szkole. Całymi dniami lekcje, wieczorami zeszyty, mąż wiecznie nieobecny, rodzice i teściowie oddaleni o setki kilometrów. Moi synowie dorośli, poszli na studia, mąż mnie zostawił. Myślałam, że odetchnę, ale nie: u mojej mamy zaczęła się demencja, potem problemy z nogami. Przeniosłam ją do siebie, 12 lat się nią opiekowałam, ostatnie lata tylko leżała. A potem moja mama zmarła, synowie się pożenili, przeszłam na emeryturę, pomyślałam, że trochę wreszcie pożyję. ale urodziły się wnuki.
Starszy syn ma bliźniaki, mają 7,5 roku. Młodszemu synowi miesiąc temu urodziła się córka. Synowa oświadczyła, że nie zamierza brać całego urlopu macierzyńskiego, bo robi karierę. Przyszłam do nich, a syn powiedział: „Mamo, musisz siedzieć z dzieckiem przez kilka lat, aż do przedszkola. Nie bój się, nie za darmo, zapłacimy ci. I nie przyjmuję odmowy!”. Co zrobiłam? No cóż, od razu wyjaśniłam, że to mi nie pasuje i że nie chodzi o pieniądze.
To wyglądałoby tak: muszę tam być o 6:30 każdego ranka i zajmować się wnuczką przez cały dzień, dopóki mój syn lub synowa nie wrócą do domu z pracy około 19:00. „Nie musisz robić nic specjalnego: przecież niemowlęta śpią przez większość czasu, po prostu musisz tam być. No, mogłabyś ugotować obiad albo wyprasować pranie, żeby się nie nudzić” — tak mówi mi synowa. Dziwne, że rezygnuje z takiego łatwego życia na rzecz pracy w biurze po 12 godzin, prawda?
Bardzo się cieszę z narodzin wnuczki, ale uważam, że dzieci powinny być wychowywane przede wszystkim przez rodziców. Ale nasze społeczeństwo oczekuje, że kobiety na emeryturze wrócą do pracy: nie ma znaczenia, co robiły wcześniej: teraz muszą być nianiami. W większości przypadków ta praca nie jest wysoko ceniona, a zabieranie pieniędzy dzieciom nie jest mile widziane. I nie jest też zbyt poważane w tym sensie, że babcia musi zajmować się wieloma zadaniami, ale jednocześnie ma milczeć, nie sprzeciwiać się rodzicom dziecka i robić wszystko według ich zaleceń.
Nawiasem mówiąc, moja koleżanka pobiera opłatę od zięcia za opiekę nad wnuczką i ta opcja idealnie pasuje każdemu. Maria opiekuje się dziewczynką od 8 miesięcy, podczas gdy jej rodzice są w pracy, jej zięć daje jej za to około 2 tysięcy miesięcznie, a dodatkowo co roku opłaca jej 2 tygodnie sanatorium. Wszyscy czują się z tym komfortowo: rodzice mają niedrogą, ale niezawodną nianię, a koleżanka podwyżkę emerytury. Ona mówi, że posiedziałaby z dzieckiem za darmo, ale jeśli zięć chce jej za to płacić, to czemu nie?
Maria zapewnia, że jest szczęśliwa: „Nie widziałam, jak moja córka dorasta. Urodziłam ją, nie mając męża, i przez kilka miesięcy mieszkała z moją mamą. A teraz tak bardzo chcę wychować małego człowieka! Chcę zobaczyć, jak moja wnuczka uczy się chodzić, mówić, jeździć na rowerze, czytać i pisać. Chcę nauczyć ją tego, co wiem i potrafię, dać jej miłość, której nie dałam mojej córce”. To wspaniałe, gdy ktoś robi coś, co naprawdę lubi. Ale nie wszystkie babcie są takie jak Maria. I nie muszą takie być.
Tak, nie chcę opiekować się wnukami nawet za pieniądze, ale nie uważam się za złą babcię, ponieważ daję moim wnukom swoją część miłości i troski. Chętnie zabieram Piotrka i Pawła z noclegiem kilka razy w miesiącu, wożę ich na zajęcia, chodzę na spacery z moją nowonarodzoną wnuczką, daję im prezenty i często spotykam się z dziećmi. Ale opieka nad nimi przez cały dzień jest wykluczona.
Widzisz, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie pracuję non stop. Cieszę się każdym dniem i nie chcę rezygnować z życia. Zapisałam się na poranne zajęcia dla kobiet 60+ w centrum sportowym, a po nich od razu idę na basen. Plecy przestały boleć, pojawiła się siła i radość. Z koleżankami chodzimy do teatrów, muzeów, jeździmy na wycieczki autokarowe, nawet jeśli to tylko kilka dni, ale wokół jest tyle ciekawych rzeczy!
Dwa razy w tygodniu wieczorami przychodzą do mnie uczniowie. Udzielam korepetycji w niepełnym wymiarze godzin: to niewiele wysiłku, a zawsze wpadnie trochę grosza. Trzy razy w tygodniu zaprowadzam też na lekcje chłopców. I jakoś tak wychodzi, że jestem ciągle zajęta. A moi synowie i synowe są urażeni, że nie stawiam ich na pierwszym miejscu. Ania, moja synowa, właśnie się obraziła, że dziś zamiast iść do teatru nie zabrałam chłopców do siebie na nocowanie, ale takie rzeczy trzeba jakoś wcześniej uzgodnić. Oni, młodzi ludzie, nie zdają sobie sprawy, że ja — według ich standardów stara kobieta — mogę mieć własne plany.
Wiem, że wiele osób pamięta, jak kiedyś jeździło do babci na wieś na całe lato, i wytyka nam, współczesnym babciom, że nie zabieramy wnuków na dłużej. Ale my nie mieszkamy na wsi — to po pierwsze, a po drugie, jak można porównywać tamto wychowanie z obecnym? Dzieci na wsi dorastały jak małe dzikuski: jadły śniadanie i cały dzień były poza domem, przybiegały napić się wody i zrobić kanapkę z masłem i solą — i znowu ich nie było. Ale teraz taka sztuczka nie przejdzie. Muszę być zaangażowana w opiekę nad wnukami: chodzić gdzieś razem z nimi, karmić zdrowym jedzeniem, rozwijać zainteresowania. To zupełnie co innego!
Kocham moje wnuki, całą trójkę, ale nie jestem ich nianią ani mamą. Czy dlatego, że nie chcę być z moimi wnukami od rana do nocy, nie jestem wystarczająco dobrą babcią? Ania, matka chłopców, uważa, że tak. Twierdzi, że wnuki powinny być centrum mojego życia, i muszę odwołać dla ich dobra i teatr, i korepetycje, i wycieczkę do stolicy. Mój syn ją w tym popiera.
Młodszy syn też oczekuje, że chętnie wymienię moje zajęcia na pieluchy, śpioszki i grzechotki, bo jakiż mogę mieć inny cel w życiu? A ja chcę być babcią dla wnuków, nie brać na siebie zbędnej odpowiedzialności, tylko kochać i rozpieszczać te dzieci. Czy nie mam racji?
Wywód Niny został przerwany w pół słowa przez Piotrka i Pawełka, którym skończył się trening. Wyszli, a ja zastanawiałam się: czy babcie naprawdę muszą opiekować się wnukami, czy to tylko przestarzałe stereotypy? Ja nie miałam takich problemów, bo praca zdalna pozwala mi samej zajmować się dzieckiem, ale zastanawiałam się, jak inni rozwiązują ten problem. Poszperałam w internecie i zdałam sobie sprawę, że opinie na ten temat są, delikatnie mówiąc, różne:
Niezależnie od tego, czy zajmują się na co dzień wnukami, czy przeżywają drugą młodość, babcie zrobią wszystko dla ukochanych dzieci i wnucząt.