Dlaczego ludzie projektują swoje problemy na innych i jak się przed tym bronić

Badanie przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Princeton wykazało, że im więcej energii wkładamy w oszczędzanie, tym łatwiej popaść w ubóstwo. Oznacza to, że zaciskanie pasa w celu wydobycia się z biedy nie rozwiąże problemu. Z tego artykułu dowiecie się, jakie jest drugie oblicze sztuczek ułatwiających oszczędzanie pieniędzy, a także gdzie przebiega granica między oszczędnością a prawdziwą biedą.
Nie mówimy tu o sytuacjach, kiedy dochody zmniejszają się z powodu problemów, których nie da się przezwyciężyć. Chodzi o zdolnych ludzi, który jakoś wiążą koniec z końcem, ale przez lata nie potrafią poprawić swojej sytuacji finansowej. I nie wynika to z jakiegoś kryzysu, tylko zaakceptowania ubóstwa jako normy. Ekipa Jasnej Strony odkryła, że taka tendencja jest niebezpieczna z więcej niż jednego powodu.
Wróćmy do publikacji Uniwersytetu Princeton. Według badaczy zaspokajanie podstawowych potrzeb przy niewystarczającym budżecie wymaga ciężkiej pracy umysłowej. Cały wysiłek koncentruje się na zwalczaniu konsekwencji biedy, a nie jej przyczyn. Mówiąc prościej: człowiek jest tak wykończony, że nie ma już siły na podniesienie głowy i szukanie wyjścia z sytuacji. Bieda nakręca biedę. To błędne koło.
Oprócz ciągłego zmęczenia pojawia się kolejny problem — chroniczny brak doświadczeń. Powiedzmy, że możesz spożytkować czas i energię na dwa sposoby:
Może się wydawać, że nakład pracy jest w obu przypadkach taki sam, jednak druga opcja niesie ze sobą konsekwencje na przyszłość. Wynika to z tego, że dostosowując się do sytuacji, tracisz możliwość rozwoju i raczej nie zyskasz zdolności, o której warto wspomnieć w CV. Później przychodzi wypalenie emocjonalne i brak perspektyw na polu zawodowym. Błędne koło się zapętla.
Jeśli nie masz wystarczająco dużo pieniędzy, żeby dobrze się odżywiać i korzystać z opieki medycznej, podjęcie decyzji o oszczędzaniu na mieszkanie (albo samochód czy iPhone’a) to prosta droga do katastrofy finansowej.
Spróbuj to sobie wyobrazić: „W jaki sposób powinien spędzić 10 lat życia ktoś, kto oszczędza pieniądze na własne lokum?”
Opcja nr 1: Przez 10 lat jeść zupki chińskie. Po tym czasie raz w tygodniu pozwolić sobie na kanapkę z szynką. Ale wtedy będzie trzeba już zacząć oszczędzać na wesele dorastających dzieci, więc znów trzeba zrezygnować z kanapek. Można też jednak inaczej...
Opcja nr 2: Przez pierwsze 5 lat inwestować w doświadczenie i wiedzę, a w ciągu 5 kolejnych rozwiązać swój problem mieszkaniowy. Zamiast tego można też nadal wynajmować mieszkanie albo spędzać zimy w domku na słonecznej plaży. Liczy się to, że opcja nr 2 daje możliwość zamiany zdobytej wiedzy na lepsze zarobki i prawo wyboru. Natomiast w przypadku pierwszej opcji cały czas obniża się wydatki i nigdy nie korzysta z życia.
„Inwestowanie” i „oszczędzanie zasobów” to koncepcje, które można zastosować nie tylko w ekonomii, ale też w finansach osobistych. Na przykład osoba kupująca zmywarkę też inwestuje — w urządzenie, dzięki któremu będzie oszczędzać czas i energię. Zyska na tym jej projekt pod nazwą „Rodzina”.
Inwestowanie w codzienne życie przynosi też wymierne korzyści. Rzeczy takie jak centralne ogrzewanie mieszkania, zamrażarka do przechowywania owoców sezonowych, a nawet patelnia, na której nie przypalisz mięsa, naprawdę się opłacają — ale najpierw trzeba w nie zainwestować. W każdym razie dobrze sprawdza się zasada, że aby oszczędzać, trzeba najpierw więcej wydać.
Oszczędność polega na wykorzystywaniu resztek jedzenia do stworzenia nowego posiłku, nawet jeśli nie ogranicza cię budżet. Inna sprawa, jeśli lodówka jest pusta — wtedy masz do czynienia z brakiem wyboru. Ma to zastosowanie również do innych prac domowych i prób zrobienia czegoś z niczego.
Możesz się oburzyć i zapytać: „Czy mam się wstydzić tego, że lubię gotować?”. Nie. Znów jest to kwestia wyboru i jego braku. Jeśli masz pieniądze, to kiedy boli cię głowa albo nie masz pomysłu na obiad, możesz po prostu wyjść do knajpy — nawet, jeśli uwielbiasz gotować. Ale jeśli masz pusty portfel, to po prostu nie masz takiej opcji.
Powstrzymywanie się od zakupów pod wpływem impulsu i trzymanie się listy to oczywiście zawsze dobry pomysł. Dzięki temu nie wydaje się pieniędzy na rzeczy niepotrzebne. Czasami warto jednak kupić produkty spoza listy — jeśli są w dobrej cenie i mają długi termin ważności.
Przy niskich dochodach trudno wziąć sobie do serca zachętę do korzystania z promocji i kupowania produktów w większych opakowaniach. Wynika to z faktu, że nie można sobie pozwolić na takie ulokowanie środków bez uszczerbku dla budżetu. Często trzeba wybierać między większym opakowaniem produktu a innymi drobiazgami do domu, bo wypłata nie wystarczy na wszystko.
Opisaliśmy już sytuację, gdy promocja dotyczy produktu dobrej jakości. Co innego, jeśli masz poczucie, że taki nabytek to gra w rosyjską ruletkę. Im niższe dochody, tym częściej podejmuje się ryzyko podczas zakupów. Kupuje się wtedy na przykład nieświeże ryby.
Dostępność tańszych produktów zwiększa też ryzyko oszukiwania samego siebie i kupowania podróbek zamiast smacznego i zdrowego jedzenia. Na przykład „paluszki krabowe” z mielonej ryby, imitacja kawioru czy śledź farbowany na „łososia” są dużo tańsze od oryginałów, ale znacznie niższa jest też ich jakość.
Z powodu ubóstwa do głowy przychodzi wiele złych pomysłów — na przykład zastąpienie zdrowego jedzenia tanimi parówkami, których składu lepiej nie czytać, czy rezygnacja z opieki zdrowotnej na rzecz nie zawsze bezpiecznych domowych metod leczenia. Reakcja organizmu na takie zmiany nie jest natychmiastowa — raczej przez lata „chowa urazę”, a potem wystawia nam słony rachunek.
Naukowcy potwierdzili, że oddziaływanie biedy na stan zdrowia nie ogranicza się do jakości jedzenia czy usług medycznych, z jakich się korzysta. Brak pieniędzy wywołuje stres, który zwiększa ryzyko wystąpienia cukrzycy oraz chorób zakaźnych i schorzeń układu sercowo-naczyniowego. Stres wpływa też negatywnie na DNA, powodując skłonność do depresji.
Kiedy trzeba ograniczyć wydatki, wiele osób zasięga porad dostępnych na kanałach poświęconych tematom „zrób to sam” czy „znajdź tańszy sposób”. Przyznajemy, że mogą one być przydatne, dopóki nie wykraczają poza granice zdrowego rozsądku. W opisie sztuczek rzadko wspomina się o negatywnych efektach, dlatego całkiem możliwe, że zamiast oszczędzić, stracisz przez nie tylko pieniądze albo czas (w najlepszym razie).
Powstrzymywanie negatywnych emocji na rzecz oszczędności wydaje się naturalne. Nie jest to jednak nic dobrego. Plany biznesowe i dobre pomysły rodzą się w głowie, dlatego umysł powinien być wolny od zmartwień. Natomiast w niezdrowych warunkach życia mózg będzie się koncentrował wyłącznie na rutynie. A według badaczy takie ograniczenie i wyczerpanie emocjonalne powstrzymują nas przed dostrzeganiem własnego potencjału i pożytkowanie go na własny rozwój. Jeśli nie ma inspiracji, brakuje też energii.
Co możesz zrobić? Przestań odgrywać w głowie negatywne scenariusze. Na przykład:
Ludzkie potrzeby są nieskończone — dlatego ciągle chcemy więcej. Nie usprawiedliwia to jednak ciągłego odmawiania sobie przyjemności, bo w końcu zaczyna się to odbijać na psychice.
Powiedzmy, że ktoś już dawno nie był na urlopie. Może odłożyć pieniądze na wyjazd, ale poczucie winy nie pozwala wydać takiej kwoty, skoro oszczędza na coś innego. Przekłada więc urlop, a poczucie winy zamienia się w niezadowolenie. To z kolei wywołuje chęć poprawy nastroju przez zakupy: „Tak mi smutno... O, koszulka w dobrej cenie! Skoro już nigdzie nie jadę, to chociaż coś sobie kupię. Może jeszcze spodenki, sandały i jakąś biżuterię!”
W końcu taka osoba zaczyna zastępować to, czego naprawdę potrzebuje, czymś tańszym, ale niepotrzebnym. Daje to szybkie poczucie radości, ale nie zaspokaja głównej potrzeby.
Wzajemne wsparcie to świetna sprawa. Nie dotyczy to jednak przypadków, gdy taka pomoc okazuje się droższa niż profesjonalna usługa. Ktoś chce na przykład oszczędzić na przeprowadzce i poprosi znajomego o pomoc przy przewożeniu mebli. W przyszłości ten znajomy może jednak przypomnieć, że jest się mu winnym przysługę — i to w najbardziej nieoczekiwanym lub najmniej dogodnym momencie.
Im skromniejszy budżet do dyspozycji, tym bardziej polega się na zasadzie „zamiast płacić specjaliście, poproś o pomoc znajomego”. Co więcej, utrudnia to zerwanie kontaktów z ludźmi, za którymi się nie przepada, bo można kiedyś potrzebować ich pomocy.
Można ignorować „zachcianki” i „potrzeby” innych ludzi, jeśli nie obarczy się ich własnymi problemami. Dlatego lepiej włożyć energię w znalezienie lepszej pracy, niż nakręcać spiralę wzajemnego zadłużenia.
Wszystkie powyższe kwestie doprowadziły nas do jednego wniosku: żeby oszczędzać pieniądze, trzeba zwiększyć dochód. Ścisła kontrola wydatków to tylko półśrodek. Odmawianie sobie mniejszych i większych przyjemności może doprowadzić do trwałego uzależnienia od niesprzyjających okoliczności i wywołać depresję.
Mamy świadomość, że poruszyliśmy trudny i złożony problem. Dlatego chętnie poznamy wasze zdanie na ten temat!