17 historii, które udowadniają, że warto być dobrym człowiekiem


Moja 45-letnia przyjaciółka Anna przez wiele lat pracowała jako księgowa. Jej kariera układała się pomyślnie — przez 20 lat awansowała od asystentki do głównej księgowej, z sześciocyfrową pensją w naprawdę dużej i poważnej firmie. W życiu osobistym też wszystko było dobrze: w zeszłym roku wraz z mężem świętowali srebrne gody i przez całe 25 lat żyli w zgodzie. Dzieci dorosły i mieszkały już osobno. Ale wszystko się odwróciło, gdy jej mąż zmienił branżę — to wydarzenie omal nie okazało się fatalne dla ich małżeństwa. Opowieść będzie prowadzona z jej perspektywy.
Dwa lata temu mój mąż przeszedł na emeryturę — pracował w trudnych warunkach, więc już w wieku 50 lat mógł odejść na zasłużony odpoczynek. Od kilku ostatnich lat pasjonował się pracą w drewnie: nasze stoły i krzesła są wykonane jego rękami. Nigdy jednak niczego nie sprzedawał, twierdząc, że wtedy hobby stałoby się pracą, a on tego nie chciał. Dlatego całą swoją twórczość rozdawał — u dzieci i znajomych w mieszkaniach stały meble jego autorstwa. Na to hobby szły niemałe pieniądze, ale nasze pensje spokojnie wystarczały zarówno na wygodne życie, jak i na zakup wszystkiego, co było potrzebne do jego małego warsztatu.
Po przejściu na emeryturę postanowił jednak spieniężyć swoje umiejętności i za część naszych oszczędności wynajął niewielki lokal produkcyjny oraz kupił brakujący sprzęt. Nie sprzeciwiłam się — w końcu to nie były nasze ostatnie pieniądze, a poza tym zawsze we wszystkim się wspieraliśmy. Zamieścił ogłoszenie ze zdjęciami swoich prac na specjalistycznej stronie i już w pierwszym tygodniu zgłosiły się dwie osoby: jedna potrzebowała stołu do kuchni, a druga szafy.
Po pierwszym zamówieniu jakby wyrosły mu skrzydła — opowiadał o nim z takim entuzjazmem, że aż cały promieniał. A mnie nagle ukłuło coś w rodzaju zazdrości — kiedy ja ostatni raz mówiłam o swojej pracy z taką radością? Nawet nie potrafię sobie przypomnieć. Z czasem zauważyłam, że nie mam ochoty słuchać jego opowieści o nowym zajęciu — robiłam się rozdrażniona i odpowiadałam niechętnie. A potem zrozumiałam, że po prostu trzeba coś z tym zrobić.
Pewnego dnia przy kolacji powiedziałam mężowi, że chcę rzucić swoją pracę. Był zdziwiony, bo przecież zawsze lubiłam to, czym się zajmuję i robiłam to nie tylko dla pieniędzy. To prawda, ale zaczęłam czuć, że utknęłam w miejscu, uderzyłam głową sufit i dalej już żadnego rozwoju nie będzie. Tak, pensja jest wysoka, ale postanowiłam, że znajdę sobie zajęcie równie dochodowe — pozostało tylko zdecydować jakie.
Postanowiłam, jak to się mówi, iść do IT. Na razie nie zrezygnowałam z pracy, uznając, że najpierw trzeba się czegoś nauczyć, a nie skakać na głęboką wodę. Zapisałam się do szkoły online, wybranej na podstawie opinii. Zaczęła się nauka, która trwała pół roku — początkowo wszystko bardzo mi się podobało, wciągnęłam się i poczułam nawet pewien zapał. Gdy tylko kurs się skończył, zabrałam się za poszukiwanie pracy — szkoła obiecywała zatrudnić uczniów w dużej firmie, ale żadna z organizacji, które były gotowe mnie przyjąć, nie przypadła mi do gustu. Poza tym proponowane wynagrodzenie było, delikatnie mówiąc, niezbyt wysokie. Nie, nie zamierzałam ścigać się z mężem o zarobki, ale też nie miałam zamiaru pracować za grosze. Zaczęłam więc szukać sama, ale okazało się, że takich jak ja, świeżo po kursach, było znacznie więcej niż ofert pracy — więc zadanie było praktycznie niewykonalne. Zaczęłam więc znów szukać sobie innego zajęcia. Poddawanie się nie jest w moim stylu.
Wszystko zaczęło się od telefonu od przyjaciółki. Poprosiła mnie, żebym pojeździła z nią samochodem — miała zamiar kupić auto, a za kierownicą nie siedziała od kilku lat. Muszę przyznać, że uwielbiam prowadzić i opanowałam tę umiejętność już w wieku 14 lat — uczył mnie tata, a gdy osiągnęłam pełnoletniość, od razu zrobiłam prawo jazdy. Zgodziłam się. Dziś wiem, że trochę pochopnie, bo choć jeździłyśmy w miejscu, gdzie nie było ani aut, ani ludzi, kilka razy musiałam wręcz krzyczeć, żeby zahamowała. Ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Kilka dni później zadzwoniła ponownie i oznajmiła, że kupiła samochód. I wtedy mnie olśniło — chcę zostać instruktorką nauki jazdy! Po tamtych przejażdżkach zrozumiałam, czym naprawdę chcę się zajmować: uczeniem ludzi prowadzenia auta. Zawsze lubiłam przekazywać wiedzę — bez cienia przesady mogę powiedzieć, że „wychowałam” trzech księgowych. Zawód instruktora łączył więc dwie moje pasje: motoryzację i uczenie innych.
Wieczorem, kiedy mąż wrócił do domu, powiedziałam mu, że już wiem, czym chcę się zajmować i że zamierzam zrezygnować z pracy księgowej. Gdy oznajmiłam mu to po raz pierwszy, nie do końca mi uwierzył — nawet wtedy, gdy poszłam na kurs testera oprogramowania. Powiedzieć, że był w szoku, to nic nie powiedzieć. Owszem, jego mały biznes zaczął przynosić dochody, ale utrata mojej pensji wyraźnie obniżyłaby nasz poziom życia. Próbował mnie więc odwieść od tego pomysłu, przekonując, że będę żałować. Ale mnie już nie dało się zatrzymać — determinacji miałam za troje.
W poniedziałek przyszłam do pracy i od razu udałam się do dyrektora z gotowym wypowiedzeniem. Przez chwilę przyglądał się na zmianę dokumentowi i mnie, po czym zapytał: „Anno, a mąż się na to zgodził?”. Zbaraniałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. A wtedy zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam: po prostu podpisał wypowiedzenie i nawet nie kazał mi zostawać na okres kolejnych dwóch tygodni.
Wróciłam do pokoju, który dzieliłam z dwiema innymi księgowymi i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Koleżanki zapytały, co się dzieje, a ja oznajmiłam, że odchodzę. Jedna z nich wypaliła: „Anka, czy ty oszalałaś? Kto w twoim wieku odchodzi z pracy z własnej woli?”. Najzabawniejsze jest to, że później, gdy już pracowałam jako instruktorka, trafiła do mnie na lekcję. Nie wiedząc, kim jestem, rzuciła tekst: „Emerytów też zatrudniają do takiej roboty?”. Niektórzy naprawdę nigdy się nie zmieniają.
Jeszcze tego samego dnia zapisałam się na kurs dla instruktorów nauki jazdy i już na pierwszych zajęciach poczułam, że to jest dokładnie to, czego szukałam. Szkolenie trwało prawie pół roku, a ja po każdej lekcji opowiadałam mężowi z zachwytem, jak bardzo mi się to podoba. Powiedział, że odmłodniałam i że oczy świecą mi się tak samo jak dwadzieścia lat temu. Jego biznes też się rozkręcił — do tego stopnia, że zatrudnił pomocnika. Żartował, że moja energia udzieliła się i jemu.
Po ukończeniu kursu zostałam instruktorką w tej samej szkole. Większość moich kursantów początkowo podchodziła sceptycznie do kobiety-instruktorki, chyba przez jakiś dziwny stereotyp o kobietach za kierownicą. Ale już po pierwszej lekcji wszyscy się odprężali, widząc, że mają do czynienia z profesjonalistką. Zaczynali rozumieć, że płeć nie ma tu żadnego znaczenia.
Finansowo oczywiście straciłam — moje dochody spadły o połowę. Jednak po pierwsze, mieliśmy oszczędności, a po drugie, biznes męża coraz lepiej prosperował. Poza tym dogadałam się ze szkołą w sprawie wynajmu samochodu i zaczęłam udzielać również lekcji prywatnych, dzięki czemu w końcu mój dochód prawie zrównał się z poprzednim. A w zamian zyskałam świetny nastrój i dużo większą harmonię w domu.
Czy poleciłabym kobietom w moim wieku rzucać pracę i szukać siebie od nowa? Nie wiem. Ale jeśli jesteście pewne, że finansowo was to nie pogrąży i macie wspierającego partnera — to dlaczego nie?
Ten artykuł ma wyłącznie charakter rozrywkowy. Nie składamy żadnych oświadczeń ani gwarancji dotyczących kompletności, dokładności, rzetelności ani bezpieczeństwa dostarczonych treści. Jakiekolwiek działania podejmowane na podstawie informacji zawartych w tym artykule odbywają się wyłącznie na ryzyko czytelnika. Nie ponosimy odpowiedzialności za jakiekolwiek straty, szkody lub konsekwencje wynikające z korzystania z tych treści. Czytelnikom zaleca się zachowanie ostrożności, samodzielne podejmowanie decyzji oraz zasięgnięcie profesjonalnej porady przed próbą odtworzenia jakichkolwiek elementów opisanych w artykule.
Jak myślicie, czy można się nagle przebranżowić w wieku 45 lat? Może wy również macie podobne doświadczenia? A jeśli chcecie przeczytać więcej historii o ludziach, którzy zmienili zawód, zajrzyjcie tutaj.











