9 niezręcznych sytuacji, które sprawią, że poczujesz się lepiej ze swoim życiem

Dorastałam w rodzinie, w której żyliśmy od wypłaty do wypłaty. Zazwyczaj pieniędzy starczało tylko na zakupy spożywcze i opłaty za media. Pamiętam, że moi rodzice zwykli krzyczeć: „Pracujemy tylko na życie! Nie da się nic zaoszczędzić”. Ale ich pensje nie były złe. Kiedy założyłam własną rodzinę, od razu pomyślałam o tym, że musimy nauczyć się oszczędzać pieniądze na czarną godzinę.
W artykule wykorzystano obrazy stworzone przy użyciu sztucznej inteligencji.
Po pierwsze, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, nauczyłam się przeznaczać czas na odpoczynek. Po prostu zdałam sobie sprawę, że po dniu wolnym na kanapie i z wyciszonym telefonem pracuję znacznie wydajniej. A wypaleniu zawodowemu znacznie łatwiej zapobiegać niż wydawać pieniądze na lekarzy i leczyć się z dolegliwości nasilających się na tle chronicznego zmęczenia i braku snu.
Dlatego, gdy moja teściowa, przyzwyczajona do orki bez przerwy, szyderczo zapytała mnie, czym niby jestem taka zmęczona, że nic nie robię, szczerze jej odpowiedziałam: „To nie tylko odpoczynek, to inwestycja w siebie”.
Postanowiłam zacząć budować poduszkę finansową od stosunkowo niewielkiej kwoty. Na wypadek, gdyby ktoś musiał szybko wyleczyć zęby. Albo gdyby dzieci wyrosły ze wszystkich ubrań naraz.
Przedyskutowałam tę kwestię z mężem, zgodził się i powoli zaczęliśmy oszczędzać pieniądze z naszych pensji. Nawiasem mówiąc, on zarabia średnio, ja trochę więcej. Po pewnym czasie oboje dosłownie podskoczyliśmy do sufitu z radości, bo na koncie oszczędnościowym zgromadziła się całkiem pokaźna kwota. Uruchomiliśmy prawdziwy domowy system księgowy i dokładnie zapisywaliśmy, dokąd trafiają nasze pieniądze. Nie będę tu przytaczać wykresów i wyliczeń, ale szybko znaleźliśmy „czarną dziurę”, do której bezmyślnie przelewaliśmy część rodzinnego budżetu.
Byliśmy zainspirowani naszym sukcesem i kontynuowaliśmy oszczędzanie. Po kilku latach suma była już naprawdę znacząca. Ale wtedy odkryliśmy niezbyt przyjemną rzecz: oboje przyzwyczailiśmy się do wydawania tak mało, że zaczęliśmy oszczędzać ze szkodą dla siebie. Przywykłam do kupowania tylko tego, co niezbędne. Bez fanaberii: ubrania na wyprzedaży, artykuły spożywcze na przecenie. Kiedy widziałam modnie ubraną dziewczynę w centrum handlowym, od stóp do głów obwieszoną markowymi rzeczami, od razu zaczynałam kalkulować, ile pieniędzy wyrzuciła w błoto.
Pamiętam, że w tamtym czasie miałam pewien lęk przed wydawaniem. Myślałam: „Mam teraz dużo pieniędzy, a jeśli skubnę choć trochę, ta suma przestanie istnieć”. Mój mąż również zaczął się martwić, gdy zobaczył, że kwota na koncie oszczędnościowym maleje. A nie zaglądaliśmy do niego tak często.
Tym, co nas wyleczyło, o dziwo, była seria problemów rodzinnych. Mój teść trafił do szpitala, potrzebował pilnej operacji. Przeznaczyliśmy sporą część oszczędności na jego leczenie i rekonwalescencję. Pracowaliśmy dalej. A potem dostałam karę w pracy. Nie była to duża kwota, ale wciąż nieprzyjemna. Zapłaciliśmy ją z naszej kasy i znów zaczęliśmy ciężko pracować.
A na osłodę: w naszym mieszkaniu pękła rura i zalaliśmy sąsiadów poniżej. Musieliśmy nie tylko sami dokonać naprawy, ale także zrekompensować jej koszty lokatorom z mieszkania na dole. Jak to mówią, pożegnaliśmy się z kolejną częścią naszych oszczędności.
W tym momencie jakby do nas dotarło: a więc to są te czarne dni, dla których zebraliśmy naszą poduszkę bezpieczeństwa. Gdyby jej nie było, musielibyśmy się zadłużyć i zaciągnąć kredyt. Więc oszczędzamy dalej, ale staramy się nie przesadzać.
Nasi rodzice oczywiście traktowali pomysł stworzenia poduszki finansowej z lekkim niedowierzaniem. Mówili: „To nie zadziałało w naszym przypadku, więc nie zadziała też w twoim, czy jesteś inna niż my?”. Raz nawet musiałam poważnie pokłócić się z matką mojego męża.
Teściowa wściekła się, że moje dzieci w szkole nie mogą sobie nawet kupić kanapki. A ja na pewno niedługo ucieknę z oszczędnościami męża. Trzeba było widzieć jej minę, gdy wyciągnęłam tabelkę z wyliczeniem, kto ile inwestuje, i powiedziałam, że oszczędności nie są mojego męża, tylko rodziny, a w ogóle to zarabiam więcej niż jej syn.
Oczywiście nigdzie się nie wybierałam. Kocham mojego męża, kocham moje dzieci. A tak w ogóle, to one raczej nie jedzą szkolnych przekąsek. Codziennie pakuję im do szkoły pojemniki z domowym jedzeniem. Z zapaleniem żołądka jest podobnie jak z wypaleniem zawodowym, o którym wspomniałam na początku artykułu: łatwiej i taniej jest zapobiegać niż leczyć.
Teraz na naszym koncie znów mamy dużą kwotę, ale nie będziemy panikować, jeśli nagle się zmniejszy z powodu nagłych wydatków. W końcu po to właśnie oszczędzamy.
Przy okazji poznajcie metody oszczędzania stosowane przez naprawdę bogatych ludzi.