Wygłosiłam niewinny komentarz na temat wagi mojej synowej — teraz jestem czarną owcą w rodzinie


Relacje z teściami nigdy nie są łatwe, zwłaszcza gdy ich przekonania różnią się od naszych. W dzisiejszej historii pewna kobieta dzieli się swoją opowieścią o tym, jak postawiła na swoim i wybrała ścieżkę kariery, która nie wpisuje się w tradycyjne wartości rodziny jej męża — oraz o wyzwaniach, które się z tym wiązały.
Mój mąż pochodzi z „tradycyjnej” rodziny. Jego matka była gospodynią domową, a ojciec jedynym żywicielem rodziny. Ja z kolei wywodzę się z zupełnie innego środowiska — moja mama wręcz zabroniła mi kiedykolwiek być finansowo zależną od mężczyzny i wpajała mi to od najmłodszych lat.
Mój mąż ciężko pracował, żeby oduczyć się wartości, które widział w swoim domu. Wkładał swoją część wysiłku w obowiązki domowe (często więcej niż trzeba), był zaangażowanym i obecnym ojcem oraz prawdziwym partnerem. Jedyna rzecz, która mnie irytuje, to to, jak dużą wagę przywiązuje do opinii swojej rodziny. Rozumiem, że wszyscy chcemy, żeby nasi rodzice byli z nas dumni, ale to już przesada.
Teraz moi teściowie mają zostać u nas na dwa tygodnie. Nasz standardowy układ wygląda tak: ja przygotowuję śniadanie, wszyscy jemy obiad w pracy lub w szkole, a mój mąż gotuje kolację. Mamy panią do sprzątania, ale jest aktualnie na urlopie, więc w międzyczasie sprzątamy sami — każdy dba o swój pokój, a części wspólne ogarniamy wszyscy razem. Zawsze tak to robiliśmy i to działa.
Moim teściom nie podoba się to, że jestem „jedną z tych nowoczesnych kobiet”. Nie podoba im się to, że pracuję, że nie widzę sensu życia wyłącznie w byciu żoną i matką i że mój mąż ma swój udział w obowiązkach domowych. Rozmawialiśmy o tym otwarcie już dawno temu — jasno wyznaczyłam swoje granice i powiedziałam, że nie będę wysłuchiwać krytyki na temat mojego życia w moim własnym domu. Kiedy ja jestem gościem w ich domu, dostosowuję się do ich zasad i odgrywam rolę synowej, jaką chcieliby mieć. Zazwyczaj to respektują.
Kiedy wróciłam wczoraj z pracy, byłam zmęczona i głodna. Zwykle jestem w domu o 18:15–18:30, a kolację jemy o 19:00. Przywitałam się szybko i pobiegłam wziąć prysznic przed kolacją. Kiedy zeszłam na dół i poszłam do kuchni, żeby pomóc nakryć do stołu, okazało się, że nic nie jest przygotowane.
Zapytałam męża, o co chodzi, ale nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Odpowiedziała jego matka, mówiąc, że nic nie ugotował. Dodała, że to ja powinnam wypełnić swój obowiązek żony i przygotować jedzenie dla rodziny. Mój tchórzliwy mąż wciąż unikał kontaktu wzrokowego.
Wtedy po prostu wyszłam z pokoju i zamówiłam jedzenie na wynos. Nałożyłam porcje dla siebie i dzieci i usiedliśmy razem do stołu. Mąż i jego rodzice sami się obsłużyli i do nas dołączyli.
Teściowa jednak cały czas nawijała o tym, co jest ze mną nie tak i dlaczego jestem porażką. Zapytałam męża, czy ma coś do powiedzenia. Powiedział, że jego matka ma rację i że nie zaszkodziłoby, gdybym zachowywała się „bardziej jak porządna kobieta” i „lepiej dbała o dom i dzieci”. Dodał, że tradycja nie wzięła się znikąd i że to trochę przykre, że zachowuję się tak, jakbym gardziła sposobem, w jaki on został wychowany.
Nie wytrzymałam i być może faktycznie trochę przesadziłam z odpowiedzią. Powiedziałam mu, że tradycja nie utrzyma pięcioosobowej rodziny za 5 tysięcy miesięcznie i że jest zbyt spłukany, by być takim seksistą. Wyglądał na dotkniętego — zobaczyłam, że ma łzy w oczach. Wstał od stołu.
Żałuję, że powiedziałam to przy dzieciach, ale usłyszeć coś takiego od niego, kiedy sprzątam po nim bałagan i jednocześnie muszę znosić jego rodziców, to było dla mnie zbyt wiele.
Jeśli kiedykolwiek nazwano was „tym złym” za stawianie granic, nie jesteście sami. Ta kolejna historia pokazuje, jak odmowa pewnej kobiety, by zostać opiekunką, przerodziła się w dramat. Przeczytacie w niej, dlaczego postawienie się nie zawsze jest łatwe, ale czasami konieczne.











