14 osób, które nie oczekiwały takiego numeru... a powinny!

Ludzie
godzina temu
14 osób, które nie oczekiwały takiego numeru... a powinny!

Wszyscy przywykliśmy do tego, że przyjaciele, współpracownicy czy nawet obcy ludzie potrafią zachować się niespodziewanie — ale bohaterowie naszego artykułu trafili na takie akcje, że dosłownie odebrało im mowę. Przygotowaliśmy dla was zestaw sytuacji, po których fraza: „Tego to już naprawdę się nie spodziewałem!” nabiera zupełnie nowego znaczenia.

  • Za każdym razem, gdy wstaję w nocy do toalety, mąż pyta: „Gdzie idziesz?”. Tak mnie już ten jego tekst zmęczył, że któregoś razu powiedziałam mu dla żartu: „Odchodzę od ciebie!” i poszłam sobie spokojnie do łazienki. Wychodzę o prawie padłam ze śmiechu: mąż stoi w drzwiach cały przerażony i pyta: „Ania, co się stało, dokąd ty odchodzisz?”. Okazało się, że on w ogóle nie pamiętał, że kiedykolwiek pytał mnie, gdzie idę, ale akurat tę odpowiedź usłyszał. I teraz sama nie wiem — czy to słodkie, czy może już czas iść do psychologa. © mommdarinka
  • Zaczęłam strzyc swojego chłopaka, ale w trakcie zorientowałam się, że jednak nie dam rady, więc wysłałam go do salonu. W domu jego mama zapytała, kto go tak ostrzygł. On z dumą odpowiedział, że ja. Jego mama strasznie mnie nie lubi, ale najwyraźniej się przełamała albo po prostu chciała zaoszczędzić — poprosiła, żebym i ją ostrzygła. No to się zgodziłąm. Potem przez parę następnych miesięcy chodziła w chustce. © Ideer
  • Mam 26 lat i niedawno zacząłem spotykać się z pewną dziewczyną. Gdy przyszła do mnie w gości po raz pierwszy, od razu zauważyła, że nigdzie w mieszkaniu nie ma luster. Teraz twierdzi, że to bardzo dziwne. A ja po prostu nawet nie pomyślałem, żeby kupić sobie lustro! Uznałem, że jeśli będę musiał na siebie spojrzeć, to odpalę aparat w telefonie. Prawie nie układam włosów, nie noszę soczewek kontaktowych i golę się na wyczucie, więc lustro nigdy nie wydawało mi się czymś naprawdę potrzebnym. Czy to dziwne? © Reddit
  • Dawno temu szef zawołał mojego wujka do gabinetu i mówi: „Podoba ci się moja córka? To się z nią ożeń”. A wujek z tą córką zamieniał co najwyżej „dzień dobry” i „do widzenia”. Okazało się jednak, że ona do niego wzdychała. No i niespełna miesiąc później odbył się ślub. W trakcie wesela druhna postanowiła głośno zażartować, że skoro dziecko ma urodzić się w sierpniu, to trzeba je nazwać August albo Augustyna. Pan młody zbaraniał — przed ślubem z panną młodą do niczego nie doszło, a tu nagle wychodzi, że za siedem miesięcy zostanie „ojcem”. Chciał uciec, ale ojciec panny młodej mu nie pozwolił: „Nie będziesz mi córki hańbić. Siedź cicho, potem się dogadamy”. Ostatecznie wujek skusił się na żonę z bogatej rodziny, na świetną podwyżkę oraz na duże, osobne mieszkanie dla młodych. I tak żyją razem od wielu lat, całkiem szczęśliwie, wychowali troje dzieci — dwoje wspólnych. Początek był kiepski, ale skończyło się naprawdę dobrze. © Dzen
  • Moi rodzice w końcu zmęczyli się ciągłym krzyczeniem na dzieci, więc przybili do ściany w korytarzu okrętowy dzwon. Dzwonili nim na kolację i za każdym razem, kiedy chcieli zwrócić naszą uwagę. Zostałam wytresowana jak pies — do dziś robię się głodna, gdy tylko usłyszę dźwięk takiego dzwonu. © staubtanz / Reddit
  • Pewnego dnia mój kolega z pracy po prostu nie wrócił z urlopu do biura. Żadnych wyjaśnień, żadnej wiadomości, kompletnie nic. Na telefony ani maile też nie odpowiadał. Po tylu latach jego pracy w firmie wszyscy zaczęli się martwić, że stało się coś poważnego. Krążyły plotki, ale żadna się nie potwierdziła. W końcu zatrudniono kogoś na jego miejsce, a on sam stał się swoistą legendą. Dopiero później dowiedziałem się, że przez te wszystkie lata ciężko pracował, niczym bohater Skazanych na Shawshank: odkładał każdą wypłatę, czekając, aż uzbiera swoją „magiczną kwotę”, a gdy w końcu to osiągnął — przeszedł na emeryturę. Tak po prostu. Nie powiedział nikomu ani słowa. A teraz żyje jak milioner. © Reddit
  • Moja córka przez trzy dni płakała, bo odmówiliśmy jej wyjazdu na działkę w weekend. Dla niej to świetna atrakcja: żadnych zadań domowych, żadnej nauki, tylko zabawa z dzieciakami z sąsiedztwa, rower i pełna swoboda. A dla dorosłych zawsze znajdzie się tam robota. Obrażała się i obrażała, aż w końcu zwołała rodzinny „sztab kryzysowy”: przyniosła laptopa i zaczęła prezentację pt. „10 powodów, dla których musimy jechać na działkę”. Ostatni punkt brzmiał: „Jestem waszym jedynym dzieckiem, bardzo mnie kochacie i chcecie, żebym była szczęśliwa”. Wychowaliśmy sobie, cholera, jakiegoś małego manipulatora. © VK
  • Siedziałyśmy kiedyś z koleżanką w dość ruchliwym parku, gdy nagle podbiegł chłopczyk i pyta: „Czy pani to Kasia?”. Zbaraniałam, ale mówię: „No... tak”. Następnie wręczył mi różyczkę, niby od tajemniczego adoratora. Było mi bardzo miło, a koleżanka aż zzieleniała z zazdrości. Szukam wzrokiem potencjalnego wielbiciela, a nagle ten sam chłopak podbiega znowu, cały zdyszany, i mówi: „Jednak pani nie jest tą Kasią”, po czym zabrał mi kwiatka! © Ideer
  • Byłam kiedyś na weselu, na którym schowano pannę młodą i zażądano okupu. Pan młody natomiast siedział przy stole i spokojnie sobie zajadał. Gdy po raz trzeci przypomniano mu, że przecież porwali mu żonę, odpowiedział z kamienną twarzą: „Jak zaświta, to sama przyjdzie”. Oczywiście panna młoda w końcu „uciekła” od porywaczy. Ale parę lat później i tak się rozwiedli. © Dzen
  • Jestem teraz w ciąży, więc kiedy wstaję w nocy do toalety, mój mąż od razu podrywa się z łóżka z pytaniem: „Wszystko w porządku?”. Raz przespał mój nocny spacer, ale obudził się chwilę później, wpadł do łazienki jak oparzony, otworzył drzwi na oścież i z wytrzeszczonymi oczami zadał to samo pytanie. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy łapać za głowę. © nolagh_mcgregor
  • Moja mama na emeryturze znalazła sobie pasję: zbiera bezdomne zwierzęta, leczy je, a potem szuka im nowych domów. Wpadłam do niej ostatnio, a drzwi do salonu zamknięte, mama jakaś nerwowa. Pytam: „Co ty tam ukrywasz?”. Cała się zaczerwieniła i szepcze, żebym tylko się nie śmiała. Otwiera drzwi, a tam nasz sąsiad drzemiący w fotelu pod kocem, a na kolanach mruczy mu kot. Mama mówi, że przychodzi jej pomagać, bo tu czuje się potrzebny. Nic dziwnego, że tak ostatnio wypiękniała!
  • Mam 35 lat i od 7 lat jestem mężatką. Przez ten czas nawiązałam świetną relację ze swoją teściową, ale wczoraj była nasza rocznica i nie mogłam nie wspomnieć naszego absolutnie spektakularnego pierwszego spotkania — historii, która zresztą stała się jedną z ulubionych w naszej rodzinie. A było tak: z moim chłopakiem, obecnym mężem, byliśmy razem 11 miesięcy, kiedy mi się oświadczył. Jego mama o mnie słyszała, ale nigdy mnie nie widziała. Postanowił więc w końcu nas zapoznać. Byłam okropnie zestresowana: z jego opowieści wynikało, że jest dobrą, ale bardzo surową kobietą, a jej zdanie wiele dla niego znaczy. Kiedy tylko powiedzieliśmy jej, że zamierzamy się pobrać, odpowiedziała: „Nie podobasz mi się. Nie jesteś odpowiednią kobietą dla mojego syna”. Zatkało mnie na chwilę, ale po chwili zupełnie spokojnie powiedziałam: „Czyli na ślub pani nie zapraszać? Bo my już robimy listę gości”. Teściowa osłupiała: „Co? Powiedziałam: NIE”. A ja na to: „Nie prosimy pani o pozwolenie. Jesteśmy dorośli”. Gdy tylko to usłyszała, jej mina się zmieniła: „Jednak mi się podoba. Jest podobna do mnie — zawsze postawi na swoim”, po czym wybuchnęła śmiechem, a ja razem z nią. Mój mąż stał obok w totalnym szoku, patrząc, jak my się dogadujemy. Tak to było. © VK
  • Mój mąż to po prostu dziadek w ciele trzydziestolatka. Ma skórzany futerał na okulary, który nosi... w foliowym woreczku. Mówi, że dzięki temu futerał cały czas wygląda jak nowy. Po remoncie błagałam go, żeby zdjął folię z nowego sprzętu, ale gdzie tam, nie ma mowy. Potem znajomi opowiadali nam, że wynajęli mieszkanie i zastali w nim krzesła owinięte folią spożywczą, żeby lokatorzy ich nie ubrudzili. A mój mąż na to: „Rozumiem ich, krzesła są ładne”. Zwykle śmieję się z jego dziwactw, ale czasem doprowadzają mnie do szału. Sama żyję według zasady: „To nie my jesteśmy dla rzeczy, tylko rzeczy dla nas”. Przecież przedmioty są po to, żeby ich używać. Oboje mamy po 30 lat. © Ideer
  • Firma, w której pracowałem, przechodziła ciężkie chwile. Czułem, że padnę ofiarą redukcji etatów. Dlatego kiedy jeden z dyrektorów podszedł do mojego biurka i poprosił, żebym z nim poszedł, od razu wiedziałem, co się święci. Zaprowadził mnie do sali konferencyjnej, gdzie już czekali: mój przełożony, starszy wiceprezes i pani z HR. Wszyscy wyglądali na przygnębionych, więc nie mogłem się powstrzymać i rzuciłem: „Pewnie mnie wezwaliście, żeby w końcu dać mi służbowy samochód? Tylko uprzedzam: nie lubię czerwonego koloru”. Niestety, nikt się nie zaśmiał. © Reddit

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły