14 wspomnień, przez które zapragniesz znów chodzić na wykłady i do stołówki

Ludzie
5 godziny temu
14 wspomnień, przez które zapragniesz znów chodzić na wykłady i do stołówki

Studenckie życie to nie tylko wykłady, sesje i tanie zupki chińskie. To równoległy wszechświat, w którym zdrowy rozsądek znika, a jego miejsce zajmują czysty absurd i genialna improwizacja. W jednym pokoju mieszkają ludzie nadający imiona karaluchom, w drugim — chłopak, którego wykładowcy uwielbiają za „fotograficzną pamięć”. Zebraliśmy 15 opowieści z życia studentów: od barszczu z trzech ziemniaków po samoobronę przy użyciu puzonu.

  • Jestem wykładowcą na uczelni. Miałem studenta o rzekomo niesamowitej pamięci fotograficznej. Przed seminarium albo zajęciami praktycznymi otwierał podręcznik, patrzył przez kilka sekund na potrzebne strony i już był gotowy do odpowiedzi. Dziewczyny się nim zachwycały, chłopcy go szanowali, a wykładowcy wręcz uwielbiali. A na rozdaniu dyplomów Sławek nagle mi się przyznał, że żadnej pamięci fotograficznej nie ma. Po prostu zwyczajnie zakuwał w domu całymi dniami. © VK
  • To był najlepszy egzamin. Na samym początku prowadzący kazał tym, którzy celują w trójkę, usiąść w pierwszych rzędach, tym na czwórkę — w środkowych, a kandydatom na piątkę — na samej górze. Licząc na to, że uda mi się coś ściągnąć, poszłam na sam szczyt. Gdy już usiedliśmy, wykładowca nagle oświadczył: „Tym, którzy rzucą indeksami i trafią na moje biurko, wpiszę ocenę waszego rzędu”. I wtedy dopiero się zaczęło! Ja nie trafiłam, ale atmosfera była niezapomniana. © Ideer
  • Nasz wykładowca na uniwerku pochodził z Anglii. Kiedy przeprowadził się w inny region, żeby uczyć, zdarzyła mu się zabawna wpadka. Obudził się, spojrzał za okno, zobaczył, że spadł śnieg i z przyzwyczajenia po prostu położył się z powrotem spać, bo u nich w taką pogodę do pracy iść nie trzeba. Obudził go dopiero telefon z uczelni i wtedy przypomniał sobie, że przecież nie jest już w domu. © Ideer
  • Jak w najbardziej banalnej historii o studentach, zepsuł mi się komputer. Skasowało się nie tylko to, co zrobiłem w ciągu dnia, ale też wszystko, nad czym pracowałem przez poprzedni tydzień. Komputer wrócił do wcześniejszej wersji systemu i usunął parę dużych zadań oraz kilka mniejszych, ale ważnych projektów. © Reddit
  • Usłyszałam krzyki i łomot na korytarzu w moim akademiku gdzieś koło drugiej w nocy. Najpierw po prostu zamarłam. Potem zaczęło mi się wydawać, że ktoś woła: „Pomocy!”, więc się zaniepokoiłam, chwyciłam swój puzon i ostrożnie podeszłam do drzwi. Okazało się, że jakiś student po prostu zapomniał karty dostępu i bardzo głośno walił do drzwi, żeby go wpuścili. © Reddit
  • Chłopak, który mieszkał nad nami w akademiku, był strasznie hałaśliwy. Cały czas grał na konsoli do trzeciej w nocy i darł się wniebogłosy. Pewnego razu tak bardzo wkurzył mojego współlokatora, że ten zaczął walić pięścią w ścianę. Najwyraźniej nie spodobało się to naszemu sąsiadowi, bo wskoczył na łóżko i z całej siły z niego zeskoczył. W tym momencie zawalił się u nas sufit. Mój współlokator, przyjaciel i ja rzuciliśmy się ratować sytuację. Kiedy naprawialiśmy szkody, ten dowcipniś z góry zszedł na dół, zobaczył, co się stało, zaśmiał się i sobie poszedł. © Reddit
  • Na egzaminie powiedziano nam, że mamy używać tylko jednej kartki i zapisać ją z obu stron. Jeden chłopak napisał odpowiedzi na osobnych kartkach. Nie pozwolono mu tak oddać pracy, więc postanowił je skleić. W sali nie było niczego, co mogłoby mu w tym pomóc, więc mądrala użył zamiast kleju... gumy do żucia. Wyglądało to okropnie i obrzydliwie. Na szczęście w końcu pozwolono mu napisać egzamin jeszcze raz, już na właściwej kartce. © Reddit
  • W sobotę wieczorem brałam prysznic i właśnie miałam mydlić głowę, kiedy nagle włączył się alarm przeciwpożarowy. Wybiegłam z łazienki, po drodze narzucając szlafrok i chwytając ręcznik. Na szczęście był kwiecień i nie było bardzo zimno, ale i tak musiałam stać na zewnątrz kompletnie mokra, bo wydział aktorski na naszym uniwersytecie nie opanował obsługi swojej maszyny do dymu. © Reddit
  • Pewnego razu w college’u ja i kilku innych chłopaków wzięliśmy stół i krzesła, wpakowaliśmy je do windy i zaczęliśmy jeździć po piętrach. Kiedy drzwi się otwierały, a ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem, pytaliśmy: „Nie macie może jakiejś samotnej koleżanki? Bo szukamy pary dla naszego kumpla”. © Reddit
  • Byliśmy biednymi studentami i nawet miksera nie mieliśmy. Pewnego razu zachciało nam się zrobić tort, kupiliśmy do niego śmietankę, jakoś zapominając o braku wspomnianego cudu techniki. W końcu zaczęliśmy dzikie szamańskie tańce przy muzyce z lat sześćdziesiątych, ubijając śmietankę ręcznie w słoikach. Lifehack dla wszystkich na diecie! © Ideer
  • Kilka lat temu mnie i mężowi wpadł do głowy pomysł, żeby odzyskać studencką młodość, więc bez dłuższego namysłu zapisaliśmy się do lokalnego technikum. Rano spotykaliśmy się pod szkołą, piliśmy kawę, gadaliśmy, potem zastanawialiśmy się, czy warto iść na zajęcia. Dochodziliśmy do wniosku, że nie i szliśmy do pracy. Uczyliśmy się do pierwszej sesji, po której grzecznie nas wyrzucono za nieobecności. I tak zakończyła się nasza druga „studencka przygoda”. © VK
  • Kiedy wprowadziłam się do akademika, poznałam dziewczynę, która mieszkała piętro wyżej. Pewnego dnia przyszła do mnie i grzecznie zapytała: „Mogę umyć twoje naczynia?”. Miała taki błagalny wzrok, a w moim zlewie było tyle garów, że po prostu nie potrafiłam jej odmówić. Od tamtej pory wpadała do mnie prawie codziennie — rozmawiałyśmy, a ona zmywała i twierdziła, że nie wyobraża sobie życia bez tego zajęcia. Już dawno się wyprowadziła, chyba nawet wyszła za mąż i przeniosła się do innego miasta, a ja czasem tak bardzo za nią tęsknię... © VK
  • Życie w akademiku potrafi człowieka nieźle odmienić. Mam koleżankę, z którą na drugim roku zaczęłyśmy mieszkać w jednym pokoju. Przez cały pierwszy rok dojeżdżała z domu na uczelnię, co kosztowało ją mnóstwo pieniędzy, energii i czasu, więc od początku drugiego roku zamieszkaliśmy razem. Och, jak ciężko było jej w pierwszym miesiącu. Bała się dosłownie każdego robala. Po mniej więcej pół roku przywykła i zaczęła radzić sobie z nimi bez problemu. Teraz nazywam ją „Pogromczynią Robaków”. Tak bardzo oswoiła się z życiem w akademiku, że każdy karaluch ma już swoje imię. Wczoraj na przykład wchodzi do łazienki i na głos mówi: „O, Wacek, ty też tutaj? Miłego dnia!”. © VK
  • Kilka dni temu zapukał do mnie chłopak z sąsiedniego pokoju i zapytał, czy nie podzieliłabym się burakiem, jeśli mam. Zapytałam, po co mu. Odpowiedział, że chce ugotować barszcz. Zaproponowałam, że mu pomogę w zamian za talerz zupy. Poszliśmy do kuchni, a on miał tylko mojego buraka i trzy ziemniaki. Ale się nie zraziliśmy — resztę składników zdobyliśmy od innych studentów. Ugotowaliśmy wielki garnek barszczu i każdemu, kto pomógł, zanieśliśmy po misce. © VK

Możecie kontynuować nostalgiczne wspomnienia o życiu akademickim razem z naszym kolejnym artykułem zawierającym 14 zabawnych historii z życia studentów.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły