15 historii o gościach, przez których ma się ochotę zmienić adres

Ludzie
3 godziny temu
15 historii o gościach, przez których ma się ochotę zmienić adres

Niespodziewani goście to jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy zachowują się jak gospodarze w cudzym domu — wtedy trzeba uruchomić całą swoją pomysłowość i cierpliwość, żeby jakoś ich wyprosić. Bohaterowie naszego artykułu musieli stawić czoła bezczelnym krewnym, znajomym, a nawet przyjaciołom. Cóż, takie komiczne historie przynajmniej zapadają w pamięć na całe życie.

  • Przyjechali do mnie w odwiedziny krewni. Bardzo się ucieszyłam, ale ponieważ mieszkali u mnie przez dwa tygodnie, zaczął do nas zaglądać również wujek, który mieszka w tym samym mieście. Pod pretekstem, że przyszedł spotkać się z rodziną, wpadał na śniadanie, obiad albo kolację. Zdarzało się, że przyprowadzał ze sobą jeszcze innych ludzi i domagał się, żebyśmy zastawiali stół. Potrafił włączyć film, który podobał się tylko jemu i ignorował prośby reszty, żeby zmienić kanał. Przeszkadzał mi w pracy, bo pracuję zdalnie, a krewni zamiast zwiedzać miasto i odpoczywać, musieli go bez przerwy karmić albo zabawiać. Doprowadzał wszystkich do szału. Pewnego dnia nie było mnie w domu i mojej siostrze, która przyjechała w gości, puściły nerwy. Wygarnęła mu w imieniu nas wszystkich. Powiedziała, że nikt nie zatrudniał się tu do jego obsługi i że to nie jest hotel. Wujek się obraził się i honorowo wyszedł. A my z rodziną odetchnęliśmy z ulgą.
  • Przyjaciółka starała się o pracę w naszym mieście i poprosiła, żebym przygarnęła ją na parę dni. Z ciężkim sercem się zgodziłam. Zapełniłam lodówkę jedzeniem i mówię: „Bierz, co chcesz, ale nie mam czasu dla ciebie gotować”. Skrzywiła się i odpowiada: „Że co? Mam grzebać w cudzej lodówce? Nie ma mowy. Skoro jestem u ciebie w gościach, to ty powinnaś nakrywać do stołu. Nie wychowali cię?”.
  • Siostra mojej mamy znalazła pracę niedaleko naszego miejsca zamieszkania i przyzwyczaiła się nocować u nas praktycznie codziennie — twierdziła, że do siebie ma daleko i niewygodnie się dojeżdża. Zachowywała się u nas jak u siebie: brała nawet moje kosmetyki i ubrania. Mama nie potrafiła jej odmówić, bo w końcu to siostra. Na szczęście tata sprytnie to rozwiązał: wyrzucił kanapę, a przy okazji także fotel. Gdy ciotka przyszła do nas kolejny raz, okazało się, że nie ma już gdzie spać. A na podłodze spać nie chciała, więc pojechała do domu. Od tamtej pory dojazdy nagle przestały być problemem.
  • Niedawno przyjechała do nas teściowa. Zobaczyła mój nowy komplet łyżek i mówi: „Powinnaś kupić sobie jeszcze parę prostszych, tańszych”. Pytam: „A po co?”. A ona na to: „No bo to nowy komplet. Zostaw go dla gości, a sobie kup jakieś tanie”. W tym momencie przypomniało mi się dzieciństwo: babcia zawsze odkładała ładne rzeczy podarowane mnie albo jej, mówiąc: „To dla gości. Cukierki są dla gości, wam ich na stół nie postawię”. I tak człowiek żyje: pracuje dla cudzej opinii, kupuje nowe rzeczy dla innych. A potem okazuje się, że życie jest jedno, a ty przeżyłeś je dla „gości”.
  • Przyjechał do mnie siostrzeniec na kilka dni. Powiedział, że tylko na trzy, bo chce zwiedzić stolicę. Potem wyszło na jaw, że postanowił zdawać tutaj do szkoły teatralnej. Mija tydzień, drugi, a on wcale nie zamierza wyjeżdżać. Miałam urodziny i poprosiłam go, żeby zajął się czymś poza domem, bo planowałam świętować u siebie z koleżankami. Nigdzie nie wyszedł. Siedział z nami, wtrącał się do rozmów. Ale potem miarka się przebrała: stwierdził, że mnie i moich rodziców nie uważa za rodzinę, bo jesteśmy dla niego „dziesiątą wodą po kisielu”. Zszokowała mnie ta bezczelność i mówię: „To dlaczego tu mieszkasz, skoro nie jesteśmy rodziną?”. Zadzwoniłam potem do jego rodziców, żeby zabrali synka. Na szczęście po niego przyjechali i jeszcze porządnie go ochrzanili. Mówił im, że pozwoliłam mu zostać na miesiąc — wtedy wyszło na jaw, że kłamał.
  • Przyjechała w odwiedziny ciotka z synem. Wcale mi jej tu nie brakowało, ale mama bardzo nalegała, bo głupio odmówić rodzinie. Mieszkam z kotem, moim oczkiem w głowie, wypieszczonym jak dziecko. Ciotka Anka weszła do mieszkania, zobaczyła naszego Rysia i od razu rzuciła się na niego z wrzaskiem: „Zamknijcie to potworzysko! Podrapie Marcinka, zarazi go robakami! Niech siedzi w toalecie!”, po czym próbowała gdzieś zaciągnąć mojego zwierzaka. Chyba nie muszę mówić, że tę ciotkę widziałam pierwszy raz w życiu, a z kotem mieszkam już trzy lata, więc krewna została natychmiast odesłana do mojej mamy. Jak chcą, to niech się tam gnieżdżą w jednym pokoju — za to bez kotów.
  • Na parę tygodni przed Bożym Narodzeniem dzwoni do mnie mama i oznajmia, że mój młodszy brat z żoną oraz brat tej żony przyjadą do mnie z innego miasta, żeby świętować u nas. Oczywiście nawet nie zapytała, jakie mamy plany. Jeszcze pół biedy, gdyby brat sam zadzwonił i zapytał — ale nie, mama postanowiła za wszystkich. Odpowiedziałam krótko i stanowczo: „Nie, nie będzie nas w domu”. A ona dalej swoje: „No to wy jedźcie, gdzie chcecie, a oni u was posiedzą”. Po tej rozmowie nie odzywałyśmy się do siebie przez kilka miesięcy.
  • Pewnego razu przyjechali do nas krewni męża mojej ciotki, razem z córką. Dziewczynka bawiła się w moim pokoju i po chwili wyszła stamtąd z moim ukochanym pluszowym misiem. Podeszła do mamy i szeptem zapytała: „Mamo, mogę wziąć tego misia?”. A jej matka zupełnie spokojnie: „Oczywiście, kochanie, bierz”. Do dziś nie rozumiem, jak można pozwolić dziecku zabrać cudzą rzecz. Ale nie straciłam wtedy głowy — przed ich wyjściem odebrałam dziewczynce mojego misia i z nim uciekłam. Do dziś jestem dumna, że potrafiłam go obronić. Wiąże się z nim tyle ciepłych wspomnień. © Quora
  • Przyjaciółka miała krewnych z innego miasta, którzy lubili przyjeżdżać do niej na Święta. Spędzała wszystkie dni wolne w kuchni, a oni odpoczywali i tylko wydawali polecenia. Znosiła to długo, ale przed ich ostatnim wyjazdem powiedziała: „Po co teraz tutaj przyjeżdżać? Poczekajcie, aż miasto zostanie porządnie odnowione i przyjedźcie za 5 lat”. Aluzja została zrozumiana i nieproszeni goście więcej jej nie niepokoili.
  • Moja mama była bardzo kochająca, ale kompletnie nie dostrzegała cudzych granic. Gdy przyjeżdżała w gości, bez wahania zmieniała coś w domu według własnego uznania. Często przestawiała garnki, naczynia i produkty w kuchni, mimo że moja żona ma tam wszystko poukładane dokładnie tak, jak lubi. Żona tylko wzdychała, ale cierpliwie to znosiła. Kilka lat temu, podczas jednej z wizyt, mama została sama w domu, a my z żoną i dziećmi pojechaliśmy do kina. Kiedy wróciliśmy i zobaczyliśmy salon, dosłownie odebrało nam mowę. Wszystkie meble były poprzestawiane: masywna szafa, kanapy, fotel. Mama ma już swoje lata, a dźwiganie mebli w takim wieku to prawdziwy wyczyn. Stała pośrodku nowej aranżacji, zdyszana, ale wyraźnie z siebie dumna. Rozłożyła ręce i zapytała: „No i jak wam się podoba?”. Pokręciłem tylko głową i bez słowa przestawiłem wszystko z powrotem. © Quora
  • Mieszkamy z mężem na parterze dziewięciopiętrowego bloku. Wczoraj wyjechał w delegację. Odprowadziłam go i poszłam do łazienki. Było około 20:00. Nagle słyszę dzwonek domofonu. Nikogo się nie spodziewałam ani niczego nie zamawiałam, więc spokojnie kontynuowałam kąpiel, nie reagując na dzwonienie. Ktoś dzwonił przez kilka minut, po czym przestał — najwyraźniej inna osoba otworzyła drzwi do klatki. Wyszłam z łazienki, usiadłam spokojnie z herbatą. Po jakichś pięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam sąsiadka, która od progu krzyczy:
    — Dlaczego nie otworzyłaś mi drzwi do klatki?! Stałam pięć minut na dworze z ciężkimi torbami!
    — Przepraszam, ale nie jestem pani córką i nie mieszkamy razem. Dlaczego miałabym otwierać? I gdzie jest pani klucz?
    — A co za różnica?! A jakby przyjechała karetka albo straż pożarna, to też byś nie otworzyła? Zawsze otwierałaś! Światło paliło się u ciebie w mieszkaniu, widziałam! No jasne, „nie mogłaś”... Nie zamierzałam tego dalej słuchać i zamknęłam drzwi. Jeszcze dobrą chwilę waliła w nie pięściami, po czym w końcu sobie poszła. © neiroapus
  • Na Nowy Rok przyjechali do nas przyjaciele. Przyjaźnimy się w dwie pary. Ustaliliśmy, że koszty jedzenia podzielimy po równo. Jednego dnia poprosiliśmy kolegę, żeby po drodze wstąpił do sklepu i kupił coś do herbaty. Kupił, ale przyszedł jakiś wyraźnie przygaszony. Przez dwa dni chodził obrażony, a my nie mogliśmy zrozumieć, o co chodzi. W końcu zaczęliśmy go wypytywać. Wtedy oświadczył, że nie doceniamy jego starań — bo on kupił słodkości, a my nie oddaliśmy mu pieniędzy. A podobno wydał 50 złotych. Bez problemu oddałam mu te pieniądze, ale on i tak dalej się dąsał. W końcu wyjechali od nas wcześniej. Jego żona wielokrotnie nas potem przepraszała, a dziś utrzymujemy kontakt tylko z nią. On z kolei do tej pory z dramatyzmem opowiada tę historię naszym wspólnym znajomym.
  • Niedawno wyszłam za mąż, a kilka dni temu przyjechała do nas koleżanka mojego męża z jego rodzinnego miasta. Miała rozmowę kwalifikacyjną i potrzebowała noclegu. Mąż zgodził się od razu, a dopiero potem mnie o tym poinformował. Nie miałam nic przeciwko. Przyjechała bardzo wcześnie rano i od razu wręczyła mi długą listę produktów, których nie je. Mój grafik jest napięty, więc kupiłam odpowiednie jedzenie, ale poprosiłam, żeby gotowała sobie sama — nie mam czasu przygotowywać osobnego menu dla kolejnej osoby. Przez cały pobyt tylko narzekała. Twierdziła, że w mieszkaniu jest za zimno i kazała zamykać wszystkie okna, a ja z kolei dostawałam szału z powodu zaduchu. Potem zażądała, żeby wieczorami nie paliło się światło. Byłam wściekła, że muszę zmieniać swój tryb życia przez gościa, który nie idzie na żadne kompromisy. Po rozmowie kwalifikacyjnej wróciła i oznajmiła, że być może zostanie jeszcze kilka dni, a nawet dwa tygodnie. Powiedziałam mężowi stanowczo, że absolutnie się na to nie zgadzam — chciałam spokojnie odpocząć w wolne dni. Mąż przekazał jej, że mamy już plany i musi poszukać sobie innego noclegu. © Reddit
  • Mieszkam w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dwóch moich przyjaciół z Europy, z którymi znamy się jeszcze ze szkoły, zapytało, czy mogą przyjechać do mnie na tydzień — pozwiedzać Dubaj i Abu Zabi. Oczywiście się zgodziłem i powiedziałem: „Mam wolny pokój, możecie u mnie przenocować. Wezmę nawet kilka dni wolnego, żeby was oprowadzić po Dubaju”. Jednak kiedy tylko przyjechali, zaczęło się prawdziwe przedstawienie. Ciągle narzekali na moje koty, że im przeszkadzają. Spanie na dmuchanym materacu było dla nich niewygodne. Gdy wracałem późno z pracy, domagali się, żebym przygotowywał im kolację. Mówiłem, żeby nie ruszali rzeczy mojej żony bez pozwolenia, ale i tak to robili. W końcu poprosiłem ich, żeby przenieśli się do hotelu — bo nawet dobroć ma swoje granice. © Reddit
  • Nasz tata był bardzo gościnny — uwielbiał zapraszać ludzi i organizować spotkania towarzyskie. Mama była jego zupełnym przeciwieństwem. Nawet na obiady i kolacje przygotowywała zawsze dokładnie wyliczone porcje. Pewnego razu tata przypadkiem spotkał znajomego i zaprosił go do nas do domu. Mama dowiedziała się o tym dopiero wtedy, gdy gość już stał w progu. Zaczęła się panika. Barszczu starczyło dokładnie po jednej misce dla każdego. Na dnie garnka została tylko odrobina. Podczas kolacji gość zachwycał się barszczem i chwalił gospodynię, a tata próbował namówić go, żeby wziął dokładkę. Ten grzecznie odmawiał, ale tata nie dawał za wygraną. Mama niemal przestała oddychać ze stresu — dawała znaki mimiką i szturchała tatę nogą pod stołem. W końcu gość uległ i powiedział: „No dobrze, to poproszę jeszcze jedną porcję”. Mama, blednąc, poszła do kuchni i zaczęła czarować prawdziwą „zupę z niczego”: dolała wody do resztek barszczu, dodała przyprawy, wrzuciła ziemniaki i była bliska płaczu. Po tym wszystkim tata dostał porządną reprymendę. © i_best_kz

Nie bez powodu mówi się: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Lepiej nigdy nie nadużywać cudzej gościnności. Warto też pamiętać, że gdy jest się w czyimś domu, należy szanować zasady ustalone przez gospodarzy.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły