15 historii o tym, jak zwykła wizyta w teatrze lub muzeum zamieniła się w niezłe przedstawienie

Ludzie
2 tygodnie temu
15 historii o tym, jak zwykła wizyta w teatrze lub muzeum zamieniła się w niezłe przedstawienie

Tak bywa — idziesz do muzeum albo teatru po odrobinę kultury, a wychodzisz, czując się jak po stand-upie albo głupkowatej scenie z komedii. W tej kolekcji znajdziecie historie, które skończyły się prawdziwym widowiskiem.

  • Pracuję jako nauczycielka i zabrałam dzieci na wycieczkę do muzeum. Przeprowadziłam instruktaż: nikogo nie zaczepiać na ulicy, nie gryźć, nie straszyć. Dotarliśmy na miejsce weseli i zadowoleni. Nagle na schodach pojawiła się groźna pani i zaczęła krzyczeć: „Nie wpuścimy was — znowu przyszliście bez nauczyciela!”. A ja, niska, wyłaniając się z tłumu dzieci, mówię: „Ja tu jestem!”. Trzeba było widzieć jej minę! © VK
  • Moja babcia pracuje w muzeum. Musiała udać się na 2–3 godziny do szpitala, a w pracy nie znaleziono zastępstwa, więc na jej miejsce przyszłam ja. Pracuję, a nagle podchodzi do mnie dziecko z pytaniem, które mnie zszokowało. Pyta: „Czy choruje pani tak jak bohater filmu Ciekawy przypadek Benjamina Buttona czy po prostu dobrze się pani trzyma?”. Najpierw nie zrozumiałam, o co chodzi, ale później dziecko wyjaśniło, że w muzeach pracują tylko babcie, a ja jestem młoda. Ach, te dzieci. © VK
  • Postanowiłam zrobić sobie małe wyzwanie. Zauważyłam, że w mojej szafie są same spodnie i bluzy — nic kobiecego ani eleganckiego. Jakoś odwykłam, chodzę tylko do pracy i na siłownię, a ładnych ubrań nawet nie mam gdzie pokazać. Postanowiłam jednak, że po wypłacie od razu pójdę na zakupy. Kupiłam dopasowaną sukienkę wieczorową, długo kręciłam się przed lustrem w sklepie, a potem w domu przymierzyłam ją na spokojnie. I... byłam rozczarowana — wcale mi nie pasowała. Zupełnie nie w moim stylu, od razu chciało mi się wskoczyć z powrotem w bluzę i dżinsy. Żeby się zmotywować, zaplanowałam wyjście do teatru. Założyłam nową sukienkę i czekałam na taksówkę, stresując się, jak wyglądam. Przechodziła obok mnie para zakochanych — chłopak prawie skręcił sobie szyję, nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Dziewczyna szturchnęła go i powiedziała: „Przestań się na nią gapić”. To był najlepszy komplement, jaki mogłam usłyszeć. © VK
  • Nigdy nie przykładałem szczególnej uwagi do swojego ubioru. Wchodziłem do sklepu, kupowałem to, co na mnie pasowało i chodziłem w tym, dopóki się nie porwało. Ostatnio mój przyjaciel, który studiuje w szkole teatralnej, przyszedł i poprosił, abym pożyczył mu swój strój. Płaszcz, szalik, rękawiczki, czapkę i buty. Powiedział, że potrzebuje je do roli, a mamy ten sam rozmiar. Roześmiałem się i zapytałem go: „To rola wędrownego filozofa?”. Okazało się, że prawie zgadłem. © VK
  • Poznałem dziewczynę, bardzo ciekawą i inteligentną. Pojechaliśmy do teatru, a po drodze mój samochód zgasł. Wyszedłem z pojazdu i przez 15 minut próbowałem rozgryźć, co jest nie tak. Zacząłem zaglądać pod maskę. Wtedy moja dama również wyszła, podniosła sukienkę i zaczęła grzebać w aucie! Dostałem dysonansu poznawczego, patrząc na delikatną dziewczynę, ubraną jak na bal (sukienkę podniosła, żeby nie ubrudzić), dłubiącą przy samochodzie. Generalnie naprawiła go w 8 minut, a ja pewnie się z nią ożenię. © VK
  • Poszliśmy z chłopakiem do teatru. Przed nami siedziała para całująca się bez żadnych skrupułów.
    Mój chłopak nie wytrzymał, pochylił się w ich stronę i ponuro rzucił: „Przyszliście tu dla kultury czy głupoty wyprawiać?”. Para się odwróciła, a my aż zaniemówiliśmy — przed nami siedział nasz wykładowca z uniwersytetu! Miał już prawie sześćdziesiąt lat. Albo nas nie rozpoznał, albo udawał. Po prostu odwrócił się z powrotem w stronę sceny. Jego towarzyszka wyszła natomiast do toalety.
    Z ciekawości poszłam za nią i wtedy wszystko się wyjaśniło: to była nasza koleżanka z grupy.
    Ta sama, która nigdy nie pojawiała się na jego zajęciach, a mimo to co semestr w magiczny sposób dostawała ocenę „celujący”. © VK
  • Byliśmy z córką w teatrze lalek, atmosfera bardzo uroczysta, mnóstwo rodziców z dziećmi. Typowa historia o walce dobra ze złem. Na końcu dobry bohater poprosił dzieci, żeby pomogły przepędzić złoczyńcę. Wszyscy zgodnie krzyczeli: „Zło, idź precz!”. I nagle jeden chłopiec wrzasnął piskliwie: „Spadaj stąd!”. Warto dodać, że po przedstawieniu nikt już nie widział ani tego dziecka, ani jego rodziców — najwyraźniej wyszli jeszcze przed zakończeniem spektaklu. © VK
  • Poszłyśmy z pięcioletnią córką na spektakl Giselle. Z wyprzedzeniem wytłumaczyłam jej, że to balet o tragicznej miłości. Siedzimy, oglądamy, córka wpatrzona jak w obrazek. I nagle Giselle pada nieprzytomna, muzyka cichnie. Widzowie zamilkli ze smutkiem. I wtedy w całej sali rozlega się donośne: „No i jak po czymś takim wierzyć facetom?! Prawda, mamo?”. Na przerwę wyszłam czerwona jak rak.
  • Spotykam się z chłopakiem, ale nie rezygnuję z przyjaciół. Umówiłam się z nimi, że pójdziemy do teatru. Napisałam chłopakowi, że mam zaplanowany wieczór. Odpisał: „Baw się dobrze!”. Super, pomyślałam — nie jest zazdrosny. Aż tu nagle, pod koniec pierwszego aktu, dostrzegłam mojego ukochanego na balkoniku. Zamiast oglądać spektakl, wpatrywał się we mnie przez monokl. © VK
  • Moi rodzice są razem od dziewiątej klasy, a mój tata zawsze robił oryginalne prezenty dla mamy i starał się ją zaskoczyć. Pewnego razu wyjął tylne siedzenie z samochodu swojego ojca i zamienił je na dwa bilety do teatru, zapraszając ją tym samym na pierwszą randkę. W drodze do domu miło sobie rozmawiali, a mama wspomniała nazwisko jakiegoś poety. Postanowił zdobyć jego książkę. Mimo że szukał wszędzie, nie mógł jej nigdzie kupić, więc poszedł do biblioteki i przepisał ręcznie ponad sto stron jego wierszy... © VK
  • Spektakl toczył się spokojnie, wszystko jak zwykle, aż na scenę wpadła kobieta na obcasach, z iPhonem w ręku. W samym środku dialogu aktorów podniosła telefon i wrzasnęła, żeby uciszyli się, bo dzwoni „jej skarbuś”, a w tym teatrze wszędzie jest słaby zasięg — poza sceną. Na widowni zapadła cisza, nikt kompletnie nie wiedział, o co chodzi. Aktorzy też zamarli, ewidentnie nie wiedząc, jak się zachować. Wtedy ktoś z widowni rzucił w jej stronę jabłko — kobieta kompletnie zaskoczona. Kurtyna opadła, aktorzy wyszli na ukłon, a sala eksplodowała oklaskami. © VK
  • Dziewczyna od dawna namawiała mnie, żeby pójść do opery. Nie przepadam za tego typu „rozrywkami”, więc długo odwlekałem naszą wizytę. W zeszłym tygodniu musiałem się zgodzić, bo sama kupiła bilety. Rano nastawiłem się na maksymalnie nudne widowisko — i na początku dokładnie tak było. Ale już po dwudziestu minutach zacząłem rozumieć muzykę i cieszyć się tym, co się działo. Po operze nie mogłem powstrzymać emocji — bardzo mi się podobało, czułem się jak inny człowiek. Chciałem od razu podzielić się wrażeniami z moją ukochaną, a ona na wyjściu prosto w twarz mówi: „Ale beznadziejna ta opera, więcej nie idziemy!”. © VK
  • Pewnego razu pojechaliśmy ze szkołą do wioski artystów. W jednym z domów-muzeów przewodnik pokazał nam pokój, gdzie „wielki mistrz” tworzył po raz ostatni. Z jednej strony — jego sztaluga, pędzle i wysoki obrotowy stołek; z drugiej — krzesła dla zwiedzających. Wszyscy koledzy z klasy już usiedli, a mi nie przypadło żadne miejsce. Nie chciałem stać, więc bez namysłu usiadłem na tym wysokim stołku. Okazało się, że na tym stołku kiedyś siadał tylko sam artysta. Ostatni raz wstał, obrócił go w określony punkt — coś w rodzaju symbolu — i odszedł, zostawiając swój ostatni rysunek. A ja oczywiście wszystko zepsułem, obracając siedzisko. Przewodnik sucho powiedział: „Zwykle stołek pokazuje tamten kierunek... ale dzisiaj wiecie, czemu jest inaczej”. Prawie zapadłem się pod ziemię. © DogoCap / Reddit
  • To było kilka lat temu i do dziś drżę na samo wspomnienie. Poszliśmy z żoną do teatru. Zgasło światło, przytuliła się do mnie, a ja ją objąłem i zacząłem głaskać po nodze. Przez jakieś dwie minuty wszystko było w porządku, aż nagle kobieta siedząca obok niej pochyliła się i powiedziała:
    „Przepraszam, głaszcze pan moją nogę”. Natychmiast przeprosiłem, ale miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Najgorsze jednak, że stało się to na samym początku spektaklu, a potem jeszcze przez dwie godziny siedzieliśmy obok siebie. Kobieta opowiedziała o wszystkim swoim koleżankom i wybuchnęła śmiechem, a ja czułem się strasznie niezręcznie. Na szczęście żona też się roześmiała, ale do dziś nie mogę zrozumieć, jak ta pani mogła tak długo tolerować całą sytuację. © Irishchief81 / Reddit
  • Jakieś pięć lat temu postanowiliśmy z dziewczyną spędzić weekend w mieście i wstąpiliśmy do muzeum. Było wesoło i interesująco. Obejrzeliśmy wszystkie eksponaty i już mieliśmy wychodzić, gdy ktoś obok nas zawołał: „Hej, pośpieszcie się, jeśli chcecie zdążyć, wkrótce zaczynamy!” – i otworzył nam drzwi. Bez wahania weszliśmy za grupą i zaczęliśmy słuchać przewodnika, który pokazywał nam sekrety muzeum: zwierzęta i skamieniałości, które nie były wystawiane, oraz inne specjalne eksponaty w magazynach. Po około piętnastu minutach zauważyliśmy, że wszyscy dziwnie się na nas patrzą. Wciąż zagłębialiśmy się w magazyny, aż nagle starszy pan zapytał:
    „Hej, wiem, że mamy dużą grupę, ale nie przypominam sobie tych dwojga… kim wy jesteście?”. W pomieszczeniu zapadła cisza, a dwadzieścia osób wpatrywało się prosto w nas… Było to tak niezręczne, że przez dobre dziesięć minut nie mogliśmy się nawet roześmiać. Przeprosiliśmy i natychmiast wyszliśmy z pomieszczenia. © GoldfischausSilber / Reddit

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły