15 historii z rodzinnych wakacji, które wymknęły się spod kontroli

Rodzina i dzieci
7 godziny temu

Wakacje powinny zbliżać rodzinę, ale czasem kończą się katastrofą. W jednej chwili dzielicie się kremem do opalania, a w następnej ktoś przy kolacji wyciąga sekret sprzed dwudziestu lat albo wpada w szał i ucieka w klapkach do lasu. Poniższe historie sprawią, że dwa razy zastanowisz się, z kim warto wybrać się na kolejny urlop.

  • Mój mąż zarezerwował dla nas „rustykalny” domek na wakacje. Zero Wi-Fi, brak bieżącej wody i jedna łazienka... dla ośmiu osób. Atmosfera była napięta, ale trzeciej nocy moja szwagierka oskarżyła mnie o ukrywanie jej suchego szamponu. Wyrwała się boso do lasu, krzycząc o „toksycznej aurze”.
    Okazało się, że mój 9-letni syn schował go do pudełka z klockami Lego, myśląc, że to zabawka. Znaleźliśmy ją godzinę później nad strumieniem, gdzie zarzekała się, że nigdy więcej z nami nigdzie nie pojedzie.
  • Moja siostrzenica zabrała na nasz wspólny wyjazd nad morze swojego nowego narzeczonego. Był czarujący — aż za bardzo. Ciągle oferował, że sam „załatwi sprawunki”.
    Pewnego ranka szukałam aloesu i zajrzałam do jego walizki. Zamiast niego znalazłam drugi telefon i pudełko z damską biżuterią... żadna z tych rzeczy nie należała do mojej siostrzenicy. Tej nocy poszłam za nim, gdy się wymknął.
    Spotkał się z inną kobietą w barze na plaży — i pocałował ją. Zrobiłam zdjęcia. Moja siostrzenica płakała godzinami i wyjechała następnego ranka bez pożegnania. Zerwali jeszcze przed końcem naszej wycieczki.
  • Moja 15-letnia wnuczka błagała, by zabrać na rodzinny wyjazd jej chłopaka. Ignorował nas, non-stop siedział w telefonie i przewracał oczami za każdym razem, gdy prosiłam go o pomoc.
    Pewnego wieczoru znalazłam w jego plecaku coś niepokojącego: pogniecione bilety autobusowe i kartkę z napisem: „Spotkajmy się w niedzielę rano na dworcu. Nie mów rodzinie”.
    Drżały mi ręce. Planowała z nim uciec! Tej nocy odbyłyśmy z wnuczką długą, emocjonalną rozmowę. Poprosiła o wcześniejszy powrót do domu i kilka dni później zablokowała jego numer.
  • Mój wujek spóźnił się na nasze rodzinne wakacje w górach, przywożąc „koleżankę z pracy” — kobietę, której nikt nie znał. Ale coś było nie tak. Mówiła do niego „kochanie”, gdy myślała, że nikt nie słyszy.
    Kilka dni później jego córka przyłapała ich za domkiem, jak trzymali się za ręce. Zapytała go o to. Błagał, by nikomu nie mówiła. Powiedziała wszystkim.
    Wyjechał tej samej nocy. Jego żona dowiedziała się dwa dni później. Od tamtej pory rodzina nie jest już taka sama.
  • Zatrzymaliśmy się na weekend w domku mojego kuzyna na odludziu. Wszystko było w porządku — aż jedno z dzieci nie znalazło w korytarzu za atrapą kratki wentylacyjnej migającej czerwonej lampki. To była kamera. Ukryta.
    Zapytaliśmy o to kuzyna. Bronił się, tłumacząc, że zamontował ją „dla bezpieczeństwa”. Ale było ich więcej — jedna w łazience, druga koło sypialni.
    Ciotka wezwała policję. Teraz toczy się przeciwko niemu śledztwo. Nikt już nawet nie wymienia jego imienia.
  • Dwa lata oszczędzaliśmy na rodzinny wyjazd do Włoch. To miały być wymarzone wakacje. Ale gdy tylko wylądowaliśmy, zamieniły się w logistyczny koszmar.
    Moja siostra próbowała kontrolować plan podróży za pomocą kolorowego segregatora. Tata zatruł się w Rzymie wątpliwej jakości lasagną. Mama była wściekła, że nikt nie chce „zatrzymać się i podziwiać architektury”. A kropla, która przepełniła czarę goryczy?
    Podczas kolacji we Florencji brat oświadczył, że nienawidzi tej podróży i „wolałby siedzieć w domu i oglądać Netflixa”. Mama wybuchła płaczem, rzuciła serwetką i wyszła. Siostra pobiegła za nią. Ja zostałam, zajadając najlepsze tiramisu w moim życiu, i zastanawiałam się, jakim sposobem wszystko tak szybko stanęło na głowie.
  • To miał być relaksujący rejs po Karaibach dla całej naszej rodziny. Ale gdy tylko weszliśmy na pokład, babcia postanowiła organizować codzienne „rodzinne obiady”... z obowiązkową obecnością. Kuzyn zrezygnował trzeciego wieczoru, wolał bufet i karaoke na statku. Babcia nazwała go „hańbą” przy wszystkich, a potem postanowiła nie odzywać się do końca rejsu — chyba że ktoś przyniósł jej koktajle z krewetek.
  • Czwarty lipca, wynajęty domek, wielkie wakacje dla patchworkowej rodziny. Mój przyrodni brat kupił nielegalne fajerwerki i o mało nie podpalił drzewa. Tata krzyczał, macocha odpowiadała wrzaskiem, a ktoś rzucił papierowym talerzem jak frisbee. Wieczór zakończył się tym, że dwie osoby poszły w las, a jeden z sąsiadów zagroził, że zadzwoni na policję.
  • 10-godzinna podróż do Yellowstone zamieniła się w 16-godzinny koszmar. Tata uparł się na „malowniczą trasę”, która wydłużyła jazdę o cztery godziny. Ciocia zabrała jajka na twardo na przekąskę i zasmrodziła cały samochód.
    Po sześciu godzinach ktoś wspomniał coś o przeszłości rodzinny, a po ośmiu mama płakała. Dojechaliśmy do domku w absolutnej ciszy. Praktycznie nikt nie odezwał się aż do śniadania następnego dnia.
  • Nikt z nas tak naprawdę nie umie jeździć na nartach. Ale tata znalazł w internecie dobrą ofertę i nagle jechaliśmy do ośrodka narciarskiego, by „zapoczątkować nową rodzinną tradycję”.
    Pierwszego dnia siostra przewróciła się, wysiadając z wyciągu, i musiała być zwieziona na dół w sankach ratunkowych. Mama utknęła w połowie stoku i dostała ataku paniki. Ja spędziłam dzień, ucząc 6-letnią siostrzenicę hamowania, ale ona wolała prędkość i zamieniła się w bałwana.
    Tej nocy wszyscy opatrywali rany i krzyczeli na tatę, że „zmarnował pieniądze”. On cicho pił kakao i odmówił planowania kolejnych wakacji.
  • Wynajęliśmy łódź na urodziny mamy. Ktoś dostał choroby morskiej, ktoś zepsuł silnik i jedliśmy rozmoczony tort, podczas gdy ona płakała w okularach przeciwsłonecznych. Poprosiła, żeby „następnym razem zorganizować zwykłą kolację”.
  • Brat namówił nas na biwak, by „odciąć się od świata i na nowo połączyć jako rodzina”. W teorii świetny pomysł... aż do ulewy pierwszej nocy. Namiot przeciekał, drewno na ognisko było mokre, a tata zapomniał kuchenki. Śniadanie składało się z torby zimnej mieszanki studenckiej i kłótni o to, kto zapakował zapałki.
    Tego popołudnia, gdy próbowaliśmy rozbić drugi namiot, brat warknął na mamę, że „wydaje za dużo poleceń”, a ona wyszła w las w ponczu i z batonikiem. Znaleźliśmy ją trzy godziny później, siedzącą na pniu i nucącą coś pasywno-agresywnie. Od tamtej pory nie brała udziału w biwakach.
  • To był wielki zjazd rodzinny w wynajętej willi w Hiszpanii. Mój kuzyn spakował tylko klapki i poślizgnął się w gaju oliwnym. Tata doznał tak ciężkich oparzeń słonecznych, że dwa dni leżał owinięty w mokre ręczniki jak burrito. Ciocia myślała, że zamawia tapas, ale przypadkowo poprosiła o jedzenie dla 25 osób.
    Godzinę tłumaczyliśmy na hiszpański za pomocą Google i tańca interpretacyjnego zdanie: „Nie mamy wystarczającej liczby krzeseł”. Tej nocy zgasło światło i jedliśmy przy latarkach. To było... niezapomniane.
  • Zabraliśmy 5-letnie bliźniaki pierwszy raz do Disneylandu, ale teściowa uparła się, żeby jechać z nami, by „doświadczyć magii”. Narzekała na każdą kolejkę, każdą cenę i każdą przekąskę, która nie była „pożywna”.
    Powiedziała też córce, że Myszka Miki to tylko „facet w spoconym kostiumie” chwilę przed tym, jak ustawiliśmy się w kolejkę do zdjęć. Żona straciła panowanie. Skończyło się na kłótni za zamkiem Śpiącej Królewny, podczas gdy ja tłumaczyłem płaczącym dzieciom, że „Miki jest prawdziwy, jeśli w niego wierzysz”.
    Zdjęcia z tego dnia? Wspaniałe. Wszyscy się uśmiechają. Wszyscy kłamali.
  • Kuzynka zostawiła paszport w kieszeni fotela w samolocie. Całkowity chaos na lotnisku w Lizbonie. Po trzech godzinach kłótni, obwiniania i paniki ochrona go znalazła.
    Ciocia uznała to za „znak” i próbowała odwołać cały wyjazd. Wsadziliśmy ją do taksówki i więcej do tematu nie wracaliśmy.

A oto 10 prawdziwych historii z wakacji, które miały być relaksujące... aż niespodziewanie stały się przerażające.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły