15+ ludzi, których sąsiedzi długo nie zapomną

Ludzie
3 tygodnie temu
15+ ludzi, których sąsiedzi długo nie zapomną

Im większy blok, tym większe ryzyko, że przydarzy ci się jakaś historia, a nawet uwikłasz się w trójkąt miłosny. Zapomnijcie o wierceniu o siódmej rano — bohaterowie naszego artykułu przeżyli znacznie zabawniejsze rzeczy.

  • Zamówiłam dzieciom sushi i pizzę, żeby zrobić piknik na podwórku. Dzwoni kurier i mówi: „Przyjechałem”. Wychodzę, a tu obrazek jak z filmu: sąsiad odbiera moje zamówienie! Krzyczę: „To moje zamówienie, dzwoniliście do mnie!”. A sąsiad patrzy i mówi: „Myślałem, że pani dla mnie zamówiła”. © ixi.ksa
  • Dzisiaj przypadkowo zostawiłam klucz w zamku na zewnątrz. Zorientowałam się dopiero po kilku godzinach, gdy zobaczyłam swój klucz w zamku od środka. To znaczy, że jakiś nieznany sąsiad przechodził obok, zauważył klucz, cicho otworzył drzwi i włożył klucz do środka, żeby nas nie okradli. © oksana_i_am_the_world
  • Zasiedziałem się w pracy i nie miałem okazji nic zjeść. Wracam głodny do domu i nagle w nozdrza uderza mnie zapach świeżo przyrządzonego jedzenia. A w mojej kuchni tylko pół paczki zupek chińskich i sucha piętka chleba — wszystko inne trzeba by dopiero ugotować. Od razu zrobiło mi się smutno. Przypomniały mi się rodzinne wieczory z dzieciństwa, kiedy mama smażyła pierożki, a ja kręciłem się przy niej, byle tylko wyrwać choć jednego, jeszcze gorącego. Wchodzę do mieszkania, nawet nie zdążyłem się rozebrać — i nagle słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam sąsiadka, babcia Wiesia, z talerzem parujących pierożków: „Wiem, że mieszkasz teraz sam, nie ma ci kto gotować, więc proszę, poczęstuj się”. Tak się wzruszyłem, że ją uściskałem i podziękowałem z całego serca. I muszę przyznać — nic smaczniejszego niż te świeżo usmażone pierożki nie jadłem od dobrych dwudziestu lat. © DisneyKoenig / Pikabu
  • Mieszkamy w nowym bloku, gdzie ściany są cienkie jak karton, ale ostatnio zrozumiałem, że to może mieć też swoje plusy. Żona wyszła i zostałem sam z córką. Szykowaliśmy się do wyjazdu do szpitala. Czas uciekał, a my wciąż nie mogliśmy wyjść. Latałem po mieszkaniu i szukałem kluczyków do samochodu. Przewróciłem prawie całą chałupę do góry nogami — nigdzie ich nie było. W końcu bezsilny uniosłem ręce do góry i krzyknąłem: „No gdzie te klucze?!”. I nagle zza ściany odzywa się sąsiad: „W pralce!”. Myślę sobie — co jest, te ściany są też przezroczyste? Poszedłem do pralki i rzeczywiście znalazłem tam kluczyki! Do szpitala zdążyliśmy. Wieczorem natomiast wróciła żona i wyjaśniło się, skąd sąsiad wiedział. Okazało się, że to nie był pierwszy taki przypadek i mama już nieraz strofowała córkę: „Znowu schowałaś klucze do pralki?!”. Sąsiad musiał to wcześniej słyszeć i — całe szczęście — w porę mi podpowiedział. © Pikabu
  • Wróciłam z pracy około 20:00 i zaczęłam przygotowywać jedzenie. Zrobiłam pieczone ziemniaki i łososia. Zero przypraw — tylko sól i pieprz. Wyjęłam kolację z piekarnika i nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam stoi ochroniarz i mówi do mnie: „Sąsiedzi skarżą się na zapach”. Okazuje się, że mojemu „ulubionemu” sąsiadowi Brytyjczykowi nie podoba się zapach ryby — nawet czerwonej, morskiej. © tati.glu
  • Dręczyła mnie ciekawość, dlaczego w domu naprzeciwko ciągle pali się światło. Z pomocą przyszedł sąsiad — zaśmiał się i zaprosił mnie do środka. Poznałam właścicieli i pytam: „Czemu u was ciągle świeci się światło?”. Gospodyni odpowiada: „A spróbuj je zgasić!”. Zgasiłam, a tu nagle z klatki wyleciała papuga, usiadła na włączniku i znów zapaliła światło. „Kesha nie lubi spać po ciemku” — wyjaśniła. © VK
  • Wynająłem mieszkanie na parterze nowiutkiego, trzypiętrowego bloku. Znalazłem pracę w pobliskim warsztacie. Grafik mam nietypowy, więc czasem wracam późno: wezmę kąpiel, obejrzę jakiś serial albo film i kładę się spać. Bywało, że gdy odsypiałem w dzień, słyszałem, jak sąsiedzi bez końca wiercą wiertarką. To było dla mnie nowe doświadczenie, bo całe życie mieszkałem w domu jednorodzinnym. Kiedyś nie zwracałem na to większej uwagi i nie rozumiałem, dlaczego dla niektórych akustyka w blokach to taki problem — aż do dziś. Godzina 00:30. Leżę w wannie, oglądam odcinek „Simpsonów”. Głośność niewielka, oglądam na telefonie. I nagle słyszę oburzony głos z góry: „Chcę spać! Dlaczego mam słuchać, jak się kąpiesz i oglądasz telewizję?!”. Głos nie był krzykliwy, ale wyraźnie słyszalny. Wyłączyłem dźwięk i siedziałem w ciszy, dochodząc do siebie... A ona jeszcze podziękowała! © FeverAG / Pikabu
  • Wracałem z pracy obok dwunastopiętrowego bloku, gdy nagle z góry rozległ się przejęty głos:
    — Młody człowieku! Może mi pan powiedzieć, na którym jestem piętrze?!
    Spojrzałem i zobaczyłem, że na szóstym piętrze stoi starsza pani.
    — Na szóstym! — wołam.
    — To proszę zostać na chwilę, będę wyglądać z kolejnych balkonów, a pan mi powie, kiedy dotrę na dziewiąte.
    No to stoję i czekam, aż się pokaże. Mija dziesięć minut... piętnaście... cisza. Zaczynam się niepokoić.
    Wtem z klatki wychodzi kobieta z pieskiem. Widzi mnie z zadartą głową i pyta:
    — Pan liczy piętra?
    — Tak, a skąd pani wie?
    — Bo tu codziennie ktoś liczy. Wczoraj pewien facet stał prawie godzinę, podczas gdy ona biegała po balkonach. © Pikabu
  • Przyszedłem wczoraj do domu, a na drzwiach karteczka: „Natychmiast przestańcie podlewać swoje kwiaty”. Od sąsiadów z góry. Na moim balkonie stoją dwa doniczki z pelargoniami. Podlewam je ostrożnie, nikogo nie zalewam. Poszedłem więc do sąsiadów wyjaśnić sprawę.
    Otworzył facet około pięćdziesiątki z miną, jakbym mu dom podpalił. Pytam: „O co chodzi z tym podlewaniem?”. A on mi na to: „Powoduje pan podwyższoną wilgotność!”. Wytłumaczyłem mu, że od moich kwiatków wilgoć w żaden sposób nie może dostać się do jego mieszkania. A on w odpowiedzi: „Ja to obliczyłem! Jak tylko pan podlewa, od razu źle się czuję!”. Okazuje się, że od miesiąca prowadzi dziennik obserwacji mojego podlewania. Zapisuje godziny, kiedy podlewam i zestawia je ze swoim samopoczuciem. © chernyaevi
  • Babcia skręciła nogę na klatce schodowej. Sąsiad usłyszał hałas, wybiegł i zawiózł ją na ostry dyżur. Przez to nie poszedł do pracy. Wieczorem babcia dzwoni do nas. Zaczynamy jej współczuć i ją pocieszać, a ona mówi: „Ale wy nic nie rozumiecie! Ja mu życie uratowałam!”. Okazało się, że ten facet miał tego dnia o tej samej godzinie sprawdzać coś w kamieniołomie, a właśnie wtedy doszło tam do wypadku. Nieszczęście jednej osoby okazało się wybawieniem dla drugiej. © VK
  • W dzieciństwie mieszkaliśmy w bloku, gdzie balkony były prawie wspólne. Jedno długie ogrodzenie na całe piętro, a przegrody cienkie jak karton. Mieliśmy kota, nazywał się Czupa (skrót od „Chupacabra”). Nasz Czupa szybko zrozumiał, że nie jest zwykłym kotem, tylko królem piętra. Zaczął łazić po wszystkich balkonach jak pan i władca. Raz wpadł do jakiejś babci i porwał kiełbasę z talerza, innym razem zajrzał do sąsiada. A kiedyś tak się rozpędził, że wleciał na balkon do cioci Danusi i zwalił jej doniczkę z kwiatkiem. Kot budował swój autorytet, jak tylko się dało. Z czasem wyszło na jaw, że każdy z sąsiadów myślał, że to jego kot. Jeden wołał na niego Mruczek, drugi — Lolek, a trzeci nawet... Gienia. © VK
  • Często jeżdżę w odwiedziny do babci. Mieszka pod miastem, w małym mieszkaniu w bloku.
    Ostatnio, kiedy u niej byłam, opowiedziała mi, że zaleca się do niej sąsiad w jej wieku. Przynosi kwiaty, czekoladki, zostawia liściki. Babcia twierdzi, że facet stara się na darmo, bo jedynym mężczyzną w jej życiu był i zawsze będzie mój dziadek, który zmarł kilka lat temu. Ale sąsiad jest uparty i nie odpuszcza — ciągle okazuje jej swoje względy. Wtedy też usłyszałam ich rozmowę, gdy babcia wyszła wyrzucić śmieci. Akurat wychodził z mieszkania i zaproponował, żeby poszli coś razem zjeść — mówi, że zna pyszne miejsce. Babcia spojrzała na niego chłodno i odparła: „Ale ja nie jem”. Twarda kobieta! © VK
  • Kiedy miałem pięć lat, przypadkiem trafiłem piłką w sąsiada, starszego pana. Akurat przechodził obok, idąc do sklepu, a ja go nie zauważyłem i kopnąłem piłkę z całej siły. Trafiłem w okulary, rozbiłem je i zostawiłem ślad na jego nosie. Co zaskakujące, nie zganił mnie — uśmiechnął się i powiedział, że mój strzał był naprawdę mocny. Moi rodzice kupili mu wtedy nowe okulary, a ja zapamiętałem tę sytuację na całe życie. W zeszłym tygodniu grałem w piłkę na podwórku ze swoim pięcioletnim synem... i on też tak kopnął, że trafił w tego samego starszego pana!
    Biedny człowiek już ledwo chodzi. Syn podbiegł do niego, przeprosił, a on tylko się uśmiechnął i powiedział: „Od razu widać, czyj to syn! Uderzenie ma tak samo dobre jak jego ojciec!”. Gdyby było więcej takich ludzi, świat byłby odrobinę lepszy i milszy! © VK
  • Obok naszego parkingu jest blok mieszkalny i duże podwórko. Przy tym domu rośnie kilka płaczących wierzb. Pod ich gałęziami jakieś dzieci zbudowały domek dla kotów i psów z pudeł, kawałków linoleum i folii. Domek jest dwupoziomowy, z wieloma pokoikami, wejściami i schodkami. Mieszka tam dziesięć kotów i trzy pieski. Dzieci je karmią, bawią się z nimi. Niedawno koło domku założyły ładny klomb z petuniami i zbudowały drapak. Nie zdziwię się, jeśli na zimę do domku doprowadzą ogrzewanie, a obok stworzą lodowisko. © Ideer
  • Obudziłem się w środku nocy od potwornego hałasu młota udarowego tuż nad głową. Spojrzałem na zegarek — była druga w nocy. Poszedłem na górę. Otworzył sąsiad w roboczych rękawicach. Powiedziałem do niego: „Co ty, do cholery, robisz? Ludzie śpią!”. A on całkiem poważnie odpowiedział: „Specjalnie robię to w nocy, żeby w dzień nikomu nie przeszkadzać. W dzień przecież sąsiedzi są w domu, odpoczywają po pracy”. Powiedziałem: „Człowieku, a co twoim zdaniem ludzie robią w nocy?”. Chwilę się zastanowił i odparł: „No... śpią. Ale sen jest lekki, a zmęczenie w ciągu dnia ciężkie”. © chernyaevi
  • Mieszkam na 22 piętrze 24-piętrowego budynku. Zwykle działają trzy windy, ale czasami zdarza się, że jedna, a nawet dwie, mają awarię i cały ruch pasażerski obsługuje jeden dźwig. Zawsze w takich momentach na parterze piętrze gromadzi się różnorodny tłum. Tym razem byliśmy tam my z żoną, zespół pogotowia ratunkowego składający się z 2 osób, mamusia z wózkiem i ciotka w wieku około 50 lat. Winda była towarowa, w zasadzie wszyscy zmieścilibyśmy się bez problemu, gdyby tylko każdy trochę wciągnął brzuch. Czekaliśmy na windę około pięciu minut, aż w końcu, z wyższych warstw stratosfery, postanowiła zjechać na naszą „grzeszną ziemię”. Nacisnęliśmy 22. piętro, ekipa karetki poprosiła o 23., mama z dzieckiem 16., a potem czekaliśmy, czym nas zaskoczy pani 50-tka i zgadliśmy: 2. piętro. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy. Przyspieszenie i zaraz zatrzymanie na drugim piętrze: pani wysiada, wchodzi młody facet! A przecież drugie piętro to już praktycznie żabki skok do parteru — wystarczyłyby dwa susy i byłby na wolności! Ale nie, wybór był jasny. Wyraźnie chcąc nas wszystkich trochę wkurzyć, nacisnął 1. piętro. Pomyśleliśmy, że najpierw odstawimy go piętro niżej, a potem pojedziemy dalej, tam gdzie trzeba. Winda jednak się zamknęła się i zawiozła nas na 16. piętro, potem na 22., a następnie przetransportowała ekipę karetki na 23. A później, ze wszystkimi przystankami na niższych piętrach, w końcu dowiozła młodego faceta na 1. © Marcus1988 / Pikabu
  • Mieszkam w bloku wielopiętrowym. Na piętrze wyżej sąsiaduje ze mną wspaniały młody człowiek. Zawsze jest schludnie uczesany i gładko ogolony, jeździ luksusowym autem. Ma wspaniałe maniery, jest uprzejmy i grzeczny. Wszystko byłoby cudownie, ale każdego wieczora siedząc w kuchni słyszę, jak ojciec go beszta, że nie pomaga mamie. © Ideer

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły