16 osób, które zetknęły się z taką bezczelnością, że odebrało im mowę

Ludzie
11 miesiące temu

Niektórzy uważają, że arogancja i tupet to sposób na życie. Wszędzie chcą się wtrącać, wepchnąć przed kogoś w kolejce czy zażądać czegoś w niegrzeczny sposób. Radzenie sobie z takimi ludźmi jest zwykle dość niekomfortowe. I może dlatego takie sytuacje za długo zapadają nam w pamięć.

  • Mieliśmy drzwi do mieszkania z zamkiem, który trzeba było zamykać na klucz. Prawie nigdy tego nie robiliśmy, bo dzieci cały dzień kursowały między mieszkaniem a podwórkiem, więc nieustannie bieganie, żeby im otworzyć, było irytujące.
    Kiedy sąsiadka to odkryła, zaczęła wchodzić do mojego mieszkania jak do swojego i zasypywała mnie uwagami w stylu: „Dlaczego się wylegujesz, lepiej podłogi umyj!”. Musiałam w dość chamski sposób wytłumaczyć tej bezczelnej kobiecie, że to mój dom i sama będę decydować, co i kiedy robię. Wyrzuciłam ją za drzwi. Obraziła się na mnie. Nie rozmawiamy ze sobą od 10 lat, witamy się tylko, kiedy się spotykamy, i to wszystko.
  • Kiedyś postawiłam sobie za cel nauczyć się robić zapiekankę twarogową jak moja mama. Piekłam je codziennie przez kilka tygodni. Oczywiście mój chłopak i ja nie mogliśmy zjeść tak dużo, więc zabierałam zapiekankę do pracy i dzieliłam się nią z kolegami. Kiedy osiągnęłam pożądany rezultat, przestałam piec. Wtedy podszedł do mnie kolega z pracy i miał do mnie poważne pretensje, że przywykł do jedzenia moich zapiekanek na śniadanie. Powiedziałam mu, że moja bezprecedensowa hojność się skończyła. A on poprosił mnie o pieniądze na kanapkę, bo był głodny.
  • Krewna mojego męża z małej wioski mieszkała z nami przez kilka miesięcy, uczyła się w szkole muzycznej. Mój mąż i ja przyjęliśmy ją, daliśmy jej pokój, karmiliśmy ją itp. Rano mąż zabierał ją samochodem do szkoły po drugiej stronie miasta i przywoził z powrotem po zajęciach. Półrocze dobiegło końca, a ona wróciła do swojej wioski.
    Po pewnym czasie my również tam się wybraliśmy z wizytą do innych krewnych. Odwiedziliśmy rodzinę naszej studentki. Ale zamiast wdzięczności otrzymaliśmy reprymendę za to, że nie mieliśmy w domu pianina i ich córka musiała wieczorami uczyć się u pani, do której mój mąż też ją zawoził samochodem i przywoził z powrotem. Jej ojciec powiedział, że dziewczyna za karę nie będzie już z nami mieszkać. I że znajdzie jej mieszkanie z pianinem.
  • Poprosiłam kolegę, żeby zaopiekował się moimi kotami, kiedy wyjadę na 2 tygodnie. Kolega zażądał ode mnie pieniędzy na wyżywienie przez ten czas. I żebym płaciła mu za pilnowanie kotów. Dlaczego, u licha, miałabym mu finansować posiłki, skoro został poproszony tylko o to, by karmić zwierzęta?
  • Miałam urodziny. Ciocia dała mi trochę pieniędzy (czysto symboliczną kwotę) i zaprosiła mnie do kawiarni, mówiąc, że chce mnie ugościć. Zarezerwowała nawet stolik. Pod koniec posiłku, kiedy
    przyniesiono rachunek, ciocia oznajmiła: „Nie stać mnie na to. Zapłać za siebie”. Musiałam zapłacić równowartość jej prezentu i jednej trzeciej mojej pensji (kawiarnia nie była tania). Chciałam zrobić przyjęcie urodzinowe dla przyjaciół, ale po pójściu do tej kawiarni mój budżet mi na to nie pozwolił.
  • Jadłam lunch z pewną damulką, która miała szalone poczucie wyższości. Powtarzała, że takie rzeczy są niejadalne i wykrzywiała swoje cienkie usta w pogardliwy sposób, patrząc na to, co jem. Nie wytrzymałam i odpowiedziałam, że jeśli mamy inne preferencje smakowe, to nie znaczy, że moje są gorsze. Oznacza to tylko, że mamy różne gusta. Obraziła się. Najwyraźniej źle zareagowałam.
  • Zebrałam na działce śliwki. Stałam na przystanku autobusowym. Starsza pani, która stała obok, powiedziała: „Och, jakie ładne śliwki!”. Nie zastanawiając się długo, wzięłam 3 śliwki, dałam jej.... I wtedy ona zaczęła marudzić: „Dlaczego tak mało? Włóż mi jeszcze do torby, ale dojrzalsze!”. Uciekłam od niej najdalej, jak się dało.
  • Na parkingu przy lokalnym centrum handlowym jakaś babcia prosiła o pieniądze. Nie miałam gotówki, ale zawsze mam trochę drobnych w samochodzie. Zebrałam to, co było, i dałam jej. Babcia spojrzała na monety, powiedziała: „Nie potrzebuję takich drobniaków” i rzuciła je na maskę samochodu. Wtedy zrozumiałam, że dawanie nie zawsze ma sens. Zabrałam swoje monety z powrotem, zapracowałam na nie.
  • Widziałam w sklepie taką sytuację: pani bierze słoik z półki, otwiera go, wącha, mówi do swojego towarzysza „Niezłe!”, odkłada słoik z powrotem na półkę, bierze kolejny i wkłada go do koszyka.
  • Jechałam autobusem. Podeszła do mnie kobieta, poklepała mnie po plecach i powiedziała: „Daj mi 2 złote”. Dałam. Zobaczyła pieniądze w moim portfelu, ponownie klepnęła mnie w ramię i powiedziała: „Daj mi jeszcze dychę”. Popatrzyłam na nią oszołomiona. Kobieta siedząca obok mnie stwierdziła: „Dlaczego w ogóle jej coś dałaś? Spójrz na jej paznokcie”. I rzeczywiście, miała świeżo zrobione, długie tipsy.
  • Pamiętam incydent w sklepie: stałam przy kasie, a przede mną stała jakaś damulka. Popatrzyła na plakietkę z imieniem kasjerki i piskliwym głosikiem zaczęła komentować: „Nigdy nie lubiłam imienia Pola. Nie nazwałabym tak swojego dziecka, to brzmi jak przezwisko”. Pamiętam, dziewczyna przy kasie była cała czerwona, ale milczała, choć widać było, że jest jej nieprzyjemnie. Co jest nie tak z ludźmi?
  • Kiedy bliska przyjaciółka dowiedziała się, że moja babcia zmarła, zapytała mnie ze śmiechem: „Czy przynajmniej zostawiła duży spadek?”. Wciąż to pamiętam, choć już dawno jej wybaczyłam...
  • Kiedy pracowałam jako nauczycielka, spotkała mnie naprawdę dziwna sytuacja. Pewnego dnia o 6 rano obudził mnie telefon. Zadzwoniła do mnie uczennica (skąd wzięła mój numer, pozostaje tajemnicą) i z marszu zażądała: „Potrzebuję pieniędzy. Mój chłopak chce, żebym mu pożyczyła. A ty jesteś nauczycielką i masz obowiązek mi pomóc!”. Kurtyna.
  • Zatrudniliśmy pomoc domową. Do jej obowiązków należało: przychodzenie o 8:30, 15 minut popilnowania dziecka (2 i pół roku), podczas gdy ja zabieram starsze do przedszkola w sąsiednim bloku, wieszanie prania na balkonie i prasowanie (2 razy w tygodniu). Do tego 2-3 razy w tygodniu sprzątanie w domu, nie generalne, ale bieżące. Potrzebowałam jeszcze pomocy przy przyrządzaniu posiłków (sama gotuję): pokrojenie mięsa, obranie warzyw.
    Kobieta codziennie się spóźniała. Musiałam zabierać malucha ze sobą do przedszkola, a była zima i ubieranie dzieciaków trwało bez końca... W ogóle nie umiała prasować. Sprzątać też nie: pierwszego dnia wyrwała wąż od odkurzacza, a bezprzewodowy był dla niej ponoć za ciężki. Podobno była uczulona na chemię gospodarczą i gumowe rękawiczki. Jedną szmatką myła toaletę i umywalkę i tą samą szmatką próbowała odkurzać.
    W godzinach, w których wychodziłam z dzieckiem na spacer, ona po prostu spała. Jeden z jej telefonów był zawsze na ładowarce. Będąc u nas, zawsze jadła śniadanie, obiad i podwieczorek (pracowała do 15:30). W ciągu 2 tygodni wzięła dwa dni wolnego i poprosiła o dodatkowe pieniądze na wizytę u lekarza. Była strasznie zaskoczona, kiedy zrezygnowaliśmy z jej usług.
  • Kiedyś starsza pani upadła na maskę mojego samochodu, krzycząc: „Och, źle się czuję”. Zapytałem, czy chce, żebym zabrał ją do szpitala. Powiedziała, że woli wrócić do domu. Ale w samochodzie odżyła, jakby nic się nie stało.
    Kiedy dojechaliśmy pod jej dom (skądinąd bardzo ładny), poprosiła mnie o pieniądze na chleb. Byłem nieco zdziwiony, ale dałem jej trochę drobnych. Potem nalegała, żebym podwiózł ją do sklepu. Kiedy powiedziałem, że stoimy prawie pod sklepem obok jej domu, powiedziała, że tutaj jest drogo i woli zrobić zakupy tam, gdzie jest taniej. Kurtyna....
  • Miałam sklep ze słodyczami. Któregoś dnia po przyjściu zobaczyłam taką scenę: jakaś baba robiła awanturę i doprowadziła sprzedawczynię do łez. Zapytałam, o co chodzi. Sprzedawczyni wyjaśniła: klientka poprosiła o 100 g karmelków, sprzedawczyni zważyła — 106 g. Klientka oburzona powiedziała, że życzy sobie dokładnie 100 gramów. Sprzedawczyni wyjęła jeden cukierek — 98 g. Klientka w krzyk: „Potrzebuję 100g!”. Widać, że przyszła się awanturować.
    Powiedziałam wtedy: „Normalnie nie pozwalam sprzedawcom odgryzać słodyczy, ale dla pani zrobię wyjątek”. Odwróciłam się do sprzedawczyni: „Odgryź pani cukierka, żeby waga się zgadzała”. Klientka zagotowała się z wściekłości i wyszła jak niepyszna.

Ludzie, którzy robią i mówią wszystko, co przyjdzie im do głowy, mogą być prawdziwym utrapieniem. Dlatego przyda się wam krótka ściągawka, jak odpowiadać na niegrzeczne i bezczelne pytania innych.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły