16 randek, które chciałoby się wyrzucić z pamięci

Ludzie
7 godziny temu
16 randek, które chciałoby się wyrzucić z pamięci

Randki są prawie jak egzamin: przygotowujesz się, denerwujesz, a i tak nie ma od kogo ściągnąć. Nawet jeśli wieczór wcale nie przebiega zgodnie z planem i czujesz wstyd albo musisz nerwowo chichotać, pamiętaj, że czasem takie spotkanie zamienia się w świetną historię, którą można opowiadać znajomym zamiast dowcipu.

  • Moja żona miała niezamężną przyjaciółkę, a mój brat — nieżonatego kolegę. No i brat postanowił ich ze sobą zapoznać, a nas zaprosili dla towarzystwa. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, potem wpadli do nas na herbatę. Chłopak odprowadził przyjaciółkę do domu, a następnego dnia ta cała zapłakana zaczęła się żalić: „Odprowadził mnie tylko do rogu, powiedział do widzenia i uciekł. Pewnie mu się nie spodobałam...”. A okazało się, że wręcz przeciwnie — bardzo mu się spodobała, tylko wstydził się u nas poprosić o skorzystanie z toalety, a potem naprawdę mu się już spieszyło.
    Minęło 15 lat, są razem, mają dwoje dzieci — a my do dziś pękamy ze śmiechu, jak sobie to przypominamy. © Dzen
  • Młodzi chłopcy czasem odwalają różne rzeczy, ale dorośli mężczyźni też potrafią zaskoczyć... Miałam wtedy 46 lat. Mężczyzna zaprosił mnie na randkę do centrum handlowego. Weszliśmy do kawiarni, a ja poprosiłam o wodę, bo było strasznie gorąco. Przynieśli mi butelkę. On sobie nic nie zamówił. Po kawiarni postanowiliśmy pójść do kina. Gdy sprawdzałam repertuar, on chwilę pomyślał i stwierdził: „A może po prostu pójdziemy do sklepu, coś kupimy i pojedziemy do mnie?”. Obok były ruchome schody. Wskoczyłam na tę cudowną maszynę i odjechałam. Takiej randki w życiu już więcej nie miałam! © Dzen
  • Poznałam pewnego faceta. Zjedliśmy pizzę, a potem zaprosił mnie do siebie, żeby pokazać zdjęcia z Egiptu. No to poszłam. W mieszkaniu wszędzie było pełno kurzu, jakieś walizki, porozrzucane rzeczy. Kiedy zbierałam się do wyjścia, zauważyłam w korytarzu lustro, a nad nim nabazgrany na tapecie napis: „Nie dzwoń do niej”. Zapytałam go o to, a on zaczął coś mamrotać o byłej dziewczynie. Na szczęście akurat podjechała moja taksówka. Odprowadził mnie do auta, mówiąc, żebyśmy się jeszcze spotkali i pogadali. Jakoś nie miałam już na to najmniejszej ochoty. © Pikabu
  • Mój znajomy poznał dziewczynę na portalu randkowym. Napisała mu: „Chodźmy do restauracji! Nie bój się, nie jestem żadną łowczynią portfeli. Każdy płaci za siebie”. No to poszli. Zamówili pizzę, sushi, napoje — wszystko było super, dopóki nie przyniesiono rachunku. Wtedy dziewczyna powiedziała: „Trzymaj!” i z lekkim uśmiechem wręczyła mu kwotę nieco mniejszą niż 10% całego rachunku. On na to: „Zaraz, przecież zamawialiśmy wszystko razem — dwie pizze, zestawy sushi, napoje...”. A ona: „No ja prawie nic nie piłam. Pizzy tylko kawałek zjadłam. A sushi mi nie smakowało”. Znajomy nie chciał się kłócić, więc powiedział: „Dobra, nie przejmuj się” i zapłacił całość. A gdy wrócił do domu, dostał od niej wiadomość: „Dzięki za wieczór. Wybacz, ale nie pasujemy do siebie. Nie lubię skąpców”. © Pikabu
  • Odprowadziłem dziewczynę po randce pod jej blok. Stoimy, całujemy się, aż tu nagle za plecami słyszę krzyk jakiejś babci: „Phi, wstyd i hańba!”. A mnie było tak dobrze, że odwróciłem się i wypaliłem: „Babciu, chodź tu, to i ciebie pocałuję!”. Kiedy babcia zobaczyła, że idę w jej stronę całkiem zdecydowanym krokiem, zaczęła piszczeć i próbowała szybko uciec. Ale że na ulicy była gołoledź, a w ręce miała siatkę z zakupami, to zaczęła machać rękami, żeby się nie przewrócić i przy okazji walnęła mnie tą siatką prosto w głowę. Oj, zabolało! Aż się przewróciłem. Po tym incydencie dziewczyna zaproponowała, żebym wszedł do niej na górę. Tak na marginesie — spotykaliśmy się potem jeszcze przez kilka miesięcy. © mypocketuniverse / Pikabu
  • Znajomy zaproponował mi spotkanie. Jesień, wieczór, ciemno, latarnie — romantycznie. Przeszłam przez swoje podwórko i podeszłam do sklepiku na rogu — tam się spotkaliśmy. Postaliśmy chwilę, potem ruszyliśmy w stronę... lokalnych śmietników. A przecież to ścisłe centrum miasta! Dziesięć metrów w lewo była normalna, oświetlona ulica. Ale nie, on uparł się, by iść w ciemność — bo tam bardziej romantycznie, tam latarnie i mniej ludzi. No dobrze, pomyślałam. Za śmietnikami przeszliśmy może z pięć metrów, gdy mój kawaler, zobaczywszy ciemny zaułek, stwierdził, że pewnie są tam psy, które mogą go ugryźć, a potem powiedział: „Wiesz co, lepiej wróć już do domu”. No to wróciłam. W sumie nie było mnie może z pięć, sześć minut. Do dziś nie wiem, co to właściwie było za „spotkanie”. Mój tata śmiał się potem do łez, bo na to „randkowe wyjście” dłużej się szykowałam, niż faktycznie na nim byłam. © Dzen
  • Facet zabiegał o mnie przez pięć miesięcy. Tak mnie już zmęczył, że w końcu zgodziłam się pójść z nim do knajpy. Powiedział mi: „Zamawiaj, co chcesz!”. Zamówiłam więc sałatkę z krewetkami. A on... sam ją zjadł! Mnie została tylko jedna krewetka. Jeszcze nic nie powiedziałam, a on nagle rzucił: „Ja płacę, to ja jem!”. Po tym od razu wysłałam go grzecznie, ale stanowczo, w bardzo daleką podróż. I poszłam do domu. © zarinaumarova446
  • Poszedłem na randkę z dziewczyną. Od samego początku rozmowa się nie kleiła — próbowałem ją zagadywać, ale wszystko na nic. Odpowiadała krótko, żadnych pytań, żadnego zainteresowania. Kiedy moja towarzyszka poszła do toalety, kobieta przy sąsiednim stoliku nachyliła się do mnie i szepnęła: „Ta dziewczyna to koszmar! Naprawdę podziwiam twoją cierpliwość”. Ta kobieta później została moją żoną. © Realistic-Whereas865 / Reddit
  • Kolega z pracy poszedł kiedyś na randkę z dziewczyną. Myślał, że pójdą razem na imprezę z kilkoma jej znajomymi. Okazało się jednak, że na imprezie była tylko ona... i pięciu innych mężczyzn. Czyli urządziła sobie małą wersję „Randki w ciemno”. Według niej to miało sens — lepiej spotkać się sześcioma facetami jednego wieczoru i od razu wybrać, którego chce zobaczyć ponownie, niż marnować sześć wieczorów na sześciu osobnych randkach. © slytherinprolly / Reddit
  • Na ulicy podszedł do mnie chłopak z różą: „Proszę, dla ciebie!”. Wzięłam ją z radością, podziękowałam i też życzyłam mu wszystkiego najlepszego. Staliśmy tam, wymieniając uprzejmości na całego. Druga część tej szopki: „A mogę panią przytulić?”. Wyglądał bardzo przyzwoicie, stylowo ubrany, sympatyczny, ładnie pachniał perfumami. No dobra, niech będzie. Przytuliliśmy się. Trzecia część: „A da mi pani trochę pieniędzy?”. Wtedy zaczął opowiadać o tym, że jest wolontariuszem. I tutaj mnie zatkało ze śmiechu — ja, naiwna, przytulałam go z całego serca, a on... tylko chciał kasę. Powiedziałam mu, że lepiej by było, gdyby nie tracił na kwiaty, tylko wsparł dzieci, jeśli już zbiera pieniądze. I odeszłam. Później przyszła mi jeszcze do głowy myśl, że właściwie nie wiem, skąd on wziął te kwiaty. © Dzen
  • Kiedy miałam 16 lat, poszłam na potrójną randkę. Były tam dwie ustalone pary, a mojego towarzysza widziałam po raz pierwszy. Poszliśmy do kręgielni. Przez cały czas mój chłopak starał się popisywać. Poszedł rzucać kulą w stronę swojego kolegi, żeby pokazać, jaki jest „cool” i silny. Tylko że chybił i kula trafiła najpierw w moje ramię, potem w mojego przyjaciela, a na końcu spadła komuś na nogę. Mój towarzysz niezręcznie przeprosił, po czym oznajmił, że musi iść do toalety. I więcej go nie widziałam. © Puzzleheaded_Storm79 / Reddit
  • To było sporo lat temu. Poznałam chłopaka przez internet — na początku normalnie rozmawiał, choć zauważyłam kilka dziwnych rzeczy, które odnotowałam w myślach. Pomyślałam jednak: „Może mi się wydaje”. Pierwsza randka — poszliśmy coś zjeść w fast-foodzie. Wtedy wyszło na jaw, że ma już dziesięcioletniego syna i wcale nie ma tyle lat, ile wcześniej twierdził, tylko znacznie więcej. Poza tym ogólnie zachowywał się dość arogancko i bezczelnie. Postanowiłam, że to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie... ale najwyraźniej on tak nie myślał. Następnego dnia dostałam od niego wiadomość, w której od razu chciał „przejść do rzeczy”: „Króliczku, w związku z zimną pogodą proponuję spotkać się od razu u mnie”. Odpowiedziałam, że nie jestem żadnym „króliczkiem”, tylko mam na imię Rina. Wtedy on stwierdził, że lepiej nigdy więcej się nie spotykać. Potem jeszcze długo śmiałam się z tej sytuacji. © Rina Korneva
  • Miałam wtedy około 16 lat. Poszłam na randkę i byłam miło zaskoczona — okazał się wysoki i przystojny. Zaproponował, żebyśmy poszli do restauracji. Kiedy przyszliśmy na miejsce, okazało się, że pracuje tam jego kolega. Kolega dosiadł się do nas i zaczęli gadać na swoje tematy. Myślałam, że potrwa to chwilę, ale oni siedzieli tak dwie godziny! Próbowałam włączyć się do rozmowy, ale byli tak pochłonięci sobą, że mnie praktycznie nie zauważali. Potem ten chłopak odprowadzał mnie do domu, jechaliśmy razem komunikacją miejską. I tuż przy moim domu nagle powiedział: „Daj mi, proszę, część pieniędzy na taksówkę, w końcu kupowałem ci lody”. Oddałam mu pieniądze i zszokowana poszłam do domu. Do dziś pamiętam ten moment pełen niedowierzania. Następnego dnia zadzwonił, ale go odrzuciłam. Gdyby to zdarzyło się teraz, pewnie wyszłabym po piętnastu minutach, ale mając 16 lat, niestety, nie myślałam jeszcze tak rozsądnie. © ADME
  • Znajoma niedawno opowiadała zabawną historię. Miała urodziny i siedziała w pracy, zajęta swoimi sprawami, gdy nagle zadzwonił jeden z jej adoratorów — facet dość nieudolny i skąpy. Złożył jej życzenia i zaproponował wspólny obiad. Była zaskoczona taką „hojnością”, ale się zgodziła. Wsiadła do samochodu, a on zawiózł ją do zwykłej stołówki, gdzie samemu nakłada się jedzenie na talerz. Następnie oznajmił: „Ugość się, kochana! Bierz, co chcesz! Ja nie będę jadł, bo już zjadłem w domu”. © ADME
  • Ta historia nie jest moja, tylko mojej koleżanki. Miała wtedy około 17 lat, poznała chłopaka, poszła z nim na randkę i od razu poczuła, że to nie to. On zaprosił ją na drugie spotkanie, a ona zamiast od razu powiedzieć prawdę, skłamała, że następnego dnia jedzie do babci za miasto. Chłopak wypytał ją o wszystkie szczegóły, a następnego dnia zadzwonił i oznajmił, że przyjeżdża na dworzec ją odprowadzić. Na dodatek zabrał ze sobą kolegę. Nie miała wyboru — musiała kupić bilety na autobus i odjechać z dworca, machając im na pożegnanie. Wysiadła dopiero gdzieś za miastem i pół dnia wracała do domu. Wtedy naprawdę przekonałam się, że kłamstwo... zawsze się źle kończy. © ADME
  • Mojej koleżance sąsiadka „załatwiła” swojego znajomego. Mówiła: „Pracuje z moim mężem, sympatyczny, ma mieszkanie”. Tylko dziwne, że nazywała go... Sanremo. Koleżanka zapytała: „Tak dobrze śpiewa dobrze czy co?”, a sąsiadka: „Oczywiście!”. Wyobraźcie sobie jej minę, gdy na spotkanie przyszedł facet koło 50., z podartą torbą, z której wystawały klucze nastawne. A Sanremo dlatego, że pracuje w administracji budynków jako hydraulik — „sanremont”. Na szczęście wcześniej ustaliłyśmy z koleżanką, że jeśli facet jej się nie spodoba i będzie trudno odejść, zadzwoni do mnie, a ja przyjadę, udając, że pilnie jej potrzebuję. Przyjechałam, a tam moja 20-letnia koleżanka z przerażoną miną i facet patrzący na nas triumfalnie. O matko! Cóż, nic złego przecież nie robił, więc jak grzecznie go odprawić? Powiedziałam: „Miło mi poznać, ale musimy pilnie jechać na zajęcia”. Zaproponował, że nas odwiezie. Koleżanka na to: „Zamówimy taksówkę”, a on: „No, skoro macie czas, to chodźmy jeszcze gdzieś posiedzieć”. Poszłyśmy do najbliższej francuskiej kawiarni, a facet wyciągnął z torby swoją „skarbonkę”. Przeżyłyśmy dziesięć minut żenady, zapłaciłyśmy i pędem wzięłyśmy taksówkę, on jeszcze próbował nas „dogonić”, ledwo się uwolniłyśmy. Później zapytałam koleżankę, dlaczego od razu nie uciekła. Powiedziała, że się zestresowała. Sąsiadka potem jeszcze ją pouczała, że tak dobrego człowieka uraziła. © ADME
Uwaga: niniejszy artykuł został zaktualizowany w lutym 2025 w celu skorygowania materiałów źródłowych oraz zgodności z faktami.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły