18 kurierów, którzy zamienili dostawę w występ komediowy

Ludzie
2 godziny temu
18 kurierów, którzy zamienili dostawę w występ komediowy

Żyjecie sobie spokojnie, ale od czasu do czasu na pewno nachodzi was ochota na odrobinę przygody. Czasem jednak, by przeżyć coś naprawdę wyjątkowego, wystarczy po prostu otworzyć drzwi kurierowi. Z ich codziennych historii spokojnie można zrobić cały serial, bo widzą naprawdę wiele.

  • Pracuję jako kurier. Wiozę cztery pizze i lemoniadę. Otwiera mi drzwi jakiś facet. Wręczam mu torbę, a on patrzy na mnie i mówi: „Niczego nie zamawiałem!”. Sprawdzam rachunek — dane się zgadzają. Dziwna sytuacja. Dzwonię więc do kierownika, a w tym momencie chłopak podchodzi bliżej i szepcze: „Stary, tam w środku jest moja dziewczyna. Myśli, że trzymam dietę i jadam tylko białko. Jak zobaczy tę pizzę, jestem skończony”. Cóż, bywa. Już kombinuję, co z tym zrobić, a on nagle mówi: „Poczekaj tu minutkę, zaraz wracam”. Następnie schodzimy kilka pięter niżej, a on prosi, żebym potrzymał pudełka, jak będzie jadł. Wciągnął po dwa kawałki z każdej pizzy, popił lemoniadą i wrócił do mieszkania. A resztę kazał mi wziąć dla siebie. © VK
  • Jestem kurierem, jadę z kolejnym zamówieniem, czytam instrukcję: „Światło w szopie nie działa, proszę podejść od tyłu budynku”. Podchodzę, a tam — w kompletnej ciemności — siedzi człowiek na leżaku. © starshine913 / Reddit
  • Zamówiłam sushi. Nastrój świetny: pełen makijaż, włosy ułożone, w lustrze aż sama siebie podziwiam. Dzwoni kurier, otwieram drzwi... i prawie krzyczę z wrażenia. Przede mną stoi Igor, mój dawny kolega z klasy. Ten sam, który kiedyś przy wszystkich powiedział: „Ty? Nie mój poziom”. Tak właśnie palnął, kiedy wyszło, że mi się podoba. Wtedy był taki „na topie” — wysportowany, pewny siebie, miał wzięcie u dziewczyn. A teraz? Włosy jak u kota w zimie, zęby w rozsypce, pachnie jak garaż. Poznał mnie, podał torbę i burknął tylko coś w stylu: „Smacznego”. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i dałam mu napiwek większy niż koszt całego zamówienia. Tak po prostu — żeby zrozumiał, że losy czasem potrafią się odwrócić. © VK
  • Przyjeżdża do mnie z zamówieniami zawsze ten sam kurier. Ostatnio zauważyłam jednak, że mnie unika. Wręcza paczkę i dosłownie odskakuje na metr. Kiedy dowiedziałam się, o co chodzi, prawie pękłam ze śmiechu. Okazało się, że pewnego razu moja mama, która nie spodziewała się żadnej dostawy, szepnęła do domofonu: „To ty przyszedłeś, mój kochany? Wchodź szybko!”. Po prostu myślała, że to jej wnuczek wrócił ze szkoły…
  • Zawsze marzyłam, żeby ludzie opisywali mnie słowami: „wysoka i zgrabna”. Przede wszystkim zgrabna, bo z wzrostem problemu nie mam. Nie wiem czemu, ale to zawsze było dla mnie ważne. No i pewnego dnia kurier przynosi mi do pracy kwiaty z karteczką: „Dla wysokiej, zgrabnej brunetki!”. Serce mi prawie z piersi wyskoczyło, ale potem rozpoznałam te bazgroły – to był charakter pisma mojej najlepszej przyjaciółki. Może i nie jestem aż taka zgrabna, ale za to przyjaciółkę mam świetną. © Telegram
  • Zamówiliśmy z dziewczyną pizzę. Czekając na dostawę, ostro się pokłóciliśmy, ale nasze wyjaśnianie sprawy przerwał dzwonek do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Płacę za pizzę, a nagle z kuchni słychać: „Max, mam dość, między nami koniec!”. Kurier puścił do mnie oczko, poprosił o chwilę i gdzieś pobiegł. Nie miałem wyjścia, stałem i czekałem. Wrócił z kwiatami, okazało się, że dorabia także na dostawach bukietów. Dał mi je z przesłaniem: „Idź do niej, pogódźcie się!”. Nawet pieniędzy nie wziął. Z dziewczyną faktycznie w końcu się pogodziliśmy, a tego chłopaka na pewno znajdę. Jak dojdzie do ślubu, będzie moim świadkiem. © Telegram
  • Pewien chłopak zaczął mnie podrywać. Pisał w mediach społecznościowych, a ja odpisywałam mu raczej niechętnie. On jednak, mając tylko moje nazwisko, imię i datę urodzenia, wyśledził mój adres domowy i numer telefonu stacjonarnego. W moje urodziny zamówił dla mnie pizzę. Zadzwonili z pizzerii i mówią: „Kurier już wyjechał. Jak pani będzie płacić — gotówką czy kartą?”.
    Odpowiedziałam, że niczego nie zamawiałam. Podali moje dane, ochrzanili mnie i zapowiedzieli, że dodadzą mnie do czarnej listy za takie żarty. A potem ten „geniusz” napisał: „Kotku, to ja zamówiłem pizzę, to mój prezent dla ciebie”. I jeszcze dodał emotkę z bukietem róż. Na początku myślałam, że to jakiś głupi dowcip, ale potem dotarło do mnie, że on jest po prostu nienormalny.
  • Ta sytuacja przydarzyła się mojej przyjaciółce, która pracowała jako kurierka. Jechała samochodem, a gdy dotarła pod właściwy dom, powitały ją... indyki, które goniły ją aż do samych drzwi. Na dachu spał ogromny kot, a kiedy gospodarz otworzył drzwi, wybiegły z nich trzy mopsy, żeby przywitać nieznajomą. Gdy przyjaciółka wróciła do samochodu, z lasu wyszły koziołki i patrzyły, jak odjeżdża. © ThisBoisFreeTacoBell / Reddit
  • Pracuję jako kurier. Ludzie u nas podpisują się w specjalnych formularzach — ja wpisuję nazwisko i inicjały, a oni składają podpis. Był ciepły, wiosenny dzień, humor dopisywał. Przyjeżdżam do jednej firmy. Odbiorczyni ma wolne, ale jej koleżanka mówi, że może odebrać paczkę. Wpisuję jej pełne imię i nazwisko i podaję jej długopis. Kobieta patrzy na mnie i pyta: „Skąd pan wie, jak się nazywam?”. I wtedy mnie poniosło. Mówię: „Jak to, nie pamięta pani? Lato, kurort, 1991 rok. Byliśmy młodzi i piękni. Zachód słońca, plaża...”. Po tych słowach inni pracownicy zaczęli zerkać na nas ukradkiem, a ona zrobiła wielkie oczy. Wtedy z poważną miną dodałem: „Przeczytałem pani identyfikator”. Odwróciłem się i odszedłem w kierunku zachodzącego słońca... to znaczy w kierunku drzwi. © Telegram
  • Przydarzyła mi się zabawna sytuacja. Dzwoni do mnie kurier i odbywa się taki dialog:
    — Tu kurier. Stoję przy wejściu do klatki schodowej.
    — A dlaczego pan tam stoi? Proszę wejść do środka. Domofon 25.
    — Drzwi do klatki są otwarte.
    — To proszę się udać na moje piętro.
    — I don’t understand you. Do you speak English?
    Nagłe przejście na angielski z samego rana mocno mnie zaskoczyło. Musiałam szybko się obudzić i przejść na obcy język, żeby wyjaśnić chłopakowi, gdzie znajduje się moje mieszkanie.
  • Kiedyś mąż wrócił z pracy w wyjątkowo dobrym humorze. Przytulił mnie, pocałował, przeszedł się po mieszkaniu i pyta: „Nie rozumiem, a gdzie są kwiaty, które ci wysłałem?”. Odpowiadam, że żadnych kwiatów nie dostałam, nikt nie przyszedł. Zadzwoniliśmy do firmy kurierskiej, ale tam zapewniono nas, że bukiet został dostarczony na czas i pod właściwy adres. Kilka dni później sytuacja się powtórzyła — znów zamówił kwiaty i znów ich nie dostałam. W końcu postanowiliśmy sprawdzić to sami i złożyć zamówienie, siedząc w domu. Przyjęli je. Stoję przy wizjerze i po około dwudziestu minutach widzę kuriera z kwiatami. Już ma zapukać do naszych drzwi, gdy nagle otwierają się drzwi obok i nasza sąsiadka mówi: „Znowu ich nie ma w domu, ja przekażę kwiaty”.
    Tym razem nie zamierzałam być miła — zabrałam ten bukiet, a przy okazji też dwa poprzednie, choć trochę już przywiędły. © VK
  • Pewnego razu zamówiłam nocą przekąskę. Siedziałam i śledziłam kuriera na mapie. Z jakiegoś powodu minął mój dom i pojechał do innej dzielnicy, prawdopodobnie dostarczając inne zamówienie. Jeździł tam przez 30 minut, a potem wrócił pod mój dom. Już zaczęłam schodzić po schodach, gdy dostałam powiadomienie, że moje zamówienie zostało dostarczone. Wyszłam z klatki, a tam nikogo nie ma. Byłam w szoku. Zadzwoniłam do wsparcia i obiecali, że się tym zajmą. Po 5 minutach oddzwonili i powiedzieli, że nie mogą znaleźć kuriera. Przestał się z nimi kontaktować. Zwrócili mi pieniądze. Dostawa została zamknięta, a ja pozostałam głodna. Wygląda na to, że kurier po prostu zjadł moją kanapkę i chipsy.
  • Kiedy muszę się zarejestrować na jakiejś stronie, bo akurat czegoś potrzebuję, ale nie widzę większego sensu w całej tej rejestracji, to wpisuję takie imię i nazwisko, żeby odechciało się komukolwiek do mnie dzwonić. Tak było i tym razem. Zamówiłem coś dla siebie, wiedząc, że to jednorazowa sprawa — raczej już nigdy nie będę miał do czynienia z tym sklepem. No i odbyła się taka rozmowa: „Dzień dobry! Czy rozmawiam z panem Wierzchosławem Szuszczykiewiczem-Szczepankiewiczem? Tu kurier, w sprawie pańskiego zamówienia...”. Ja po krótkiej pauzie: „No nieźle!”. © Pikabu
  • Moja mama to niesamowita kobieta. Zgadza się na wszystkie spontaniczne pomysły, ciągle jej nie ma w domu i zawsze wymyśla coś oryginalnego. Postanowiła zrobić sobie przyjemność — jeszcze w pracy zamówiła sushi, żeby po powrocie do domu od razu spotkać kuriera. Ale pojawiły się jakieś problemy i nie mogła złożyć zamówienia online. Nie zraziła się jednak: po pracy wstąpiła do pobliskiego lokalu, złożyła zamówienie, zapłaciła i poprosiła, żeby potraktowali to jako dostawę na nasz domowy adres. Pracownicy się zgodzili, a gdy przekazywali sushi kurierowi, mama zagadała z nim i wyjaśniła, że to ona sama sobie zamówiła. W końcu poprosiła, żeby ją podrzucił do domu —bo przecież i tak tam jedzie. Nie potrafił jej odmówić, więc mama zadowolona przyjechała razem z nim. Nie musiała tłuc się ponad godzinę zatłoczonym busem, nie zapłaciła za taksówkę, a jeszcze przywiozła sushi. Szkoda tylko, że jej spryt nie jest dziedziczny. © VK
  • Pracuję w szpitalu i dziś mieliśmy naprawdę ogromną kolejkę, która zebrała się jeszcze przed moim przyjściem. Jednak pierwsze co zrobiłam, to przygotowałam dokumenty, które miałam przekazać kurierowi. Zaczęłam powoli przyjmować pacjentów, a kurier przyszedł nie o dziewiątej, a o pierwszej po południu. Od razu przeprosił i powiedział, że był na miejscu punkt dziewiąta, ale niektóre babcie w kolejce nie uwierzyły, że przyszedł tylko po dokumenty i agresywnie doradziły mu spokojnie siedzieć i czekać na swoją kolej. I tak siedział przez cztery godziny... © VK
  • Od pewnego czasu mam zwyczaj zamawiać sobie kolację z dostawą po pracy. Robię zamówienie z wyprzedzeniem, żeby po powrocie do domu móc spokojnie usiąść i nacieszyć się nagrodą po długim dniu. Wracam, a kuriera nie ma i nie było. Już zaczynam się denerwować, aż tu nagle dostaję wiadomość na czacie dostawy: „Przepraszam, przez przypadek usiadłem na pani zamówieniu. Będę za 10 minut, już wszystko zamówiłem ponownie na własny koszt”. Kiedy przywiózł jedzenie, widać było, że naprawdę mu głupio. Ale jego szczerość rozbawiła mnie do łez.
  • Niedawno zamówiliśmy pizzę i sushi. Zamówienie było już opłacone z góry. Na dwadzieścia minut przed planowaną dostawą wyszedłem z czarnym workiem na śmieci i widzę, że naprzeciw mojego bloku, przy samochodzie, krząta się dostawca w charakterystycznej koszulce. Podszedłem i zapytałem, czy to do mnie. Adres się zgadzał, więc zostawiłem worek przy swoim aucie, odebrałem jedzenie i powiedziałem: „Dzięki, zaraz wrócę”. Zaniosłem jedzenie do mieszkania i wróciłem po worek, którego wcześniej nie zdążyłem wyrzucić. Miałem to zrobić i dać napiwek! Ale... gdzie on się podział? Mam nadzieję, że pieluchy oraz obierki z ziemniaków i marchewek wystarczająco zrekompensowały dostawcy napiwek, na który — jak widać — nie chciał czekać. © Pikabu
  • Z rodzicami mieszkamy w różnych miastach, więc często rozmawiamy przez wideo. Ostatnio bardzo wciągnęli się w zamawianie jedzenia z dostawą. No i podczas jednej rozmowy widzę, że są jacyś ponurzy i małomówni. Pytam, co się stało, a oni od razu: „Wczoraj kurier nie przyniósł chleba, który zamówiliśmy do kolacji. Tak się zdenerwowaliśmy: mieliśmy zupę, a do zupy przecież musi być chleb!”. Dla jasności — piekarnię mają dosłownie obok domu. Ale cóż, przyzwyczajenie do dostawy robi swoje!

Ten artykuł ma charakter wyłącznie rozrywkowy. Nie składamy żadnych oświadczeń ani nie udzielamy żadnych gwarancji dotyczących kompletności, dokładności, rzetelności ani bezpieczeństwa przedstawionych treści. Wszelkie działania podjęte na podstawie informacji zawartych w tym artykule czytelnik podejmuje wyłącznie na własne ryzyko. Nie ponosimy odpowiedzialności za jakiekolwiek straty, szkody lub konsekwencje wynikające z wykorzystania tych treści. Czytelnikom zaleca się samodzielne działanie, zachowanie należytych środków ostrożności oraz zasięgnięcie profesjonalnej porady przed próbą odtworzenia jakiejkolwiek części tego materiału.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły