20+ historii o tym, że pierwszej pracy po prostu nie da się zapomnieć

Ludzie
dzień temu

Pierwsza praca prawie zawsze przypomina grę sprawdzającą naszą wytrzymałość. Wraz z pensją dostaje się bezcenne doświadczenie, którego nie da się wymazać z pamięci. Historie podobne do poniższych nawet po latach wywołują uśmiech, a czasem nawet łzy wzruszenia.

  • Kiedy byłam w college’u, niektórzy studenci mieli już komórki z klawiaturą. To był początek lat 2000. Bardzo chciałam taki telefon, ale nie było mnie na niego stać. Moją wymarzoną komórką była czarno-czerwona Nokia 7260. Nazywano ją „wężem” z powodu klawiatury w kształcie węża. Była bardzo droga i często reklamowana. Miałam wtedy 18 lat, a moją pierwszą pensję akurat wstrzymywano. Po trzech miesiącach w końcu otrzymałam trzy pensje. Od razu poszłam do sklepu po niedrogą komórkę, bo jak na tamte czasy moje wynagrodzenie było bardzo małe. Wtedy jednak natknęłam się na nią — moją wymarzoną Nokię 7260. Z drugiej ręki, ale w doskonałym stanie. Kupiłam ją, a moje szczęście było ogromne! © ADME
  • Moja pierwsza praca miała miejsce, gdy miałem 10-11 lat. Razem z rówieśnikami z mojego miasta pracowaliśmy na polach. Pielenie, okopywanie, przerzedzanie. Kiedy lato dobiegło końca, przyszedł czas odebrać wypłatę. Wchodziliśmy pojedynczo do biura. Pierwszy wyszedł z pieniędzmi, drugi również. Wchodzę ja i słyszę: „A twoje pieniądze matka zabrała, nie masz nic do odbioru”. Ta dziecięca trauma pozostanie ze mną na całe życie. © Pikabu
  • Jeszcze jako student zacząłem szukać pracy programisty bez doświadczenia. Odpowiedzi nie było, więc obniżyłem oczekiwania i w CV dopisałem: „Gotów pracować za jedzenie”. Nagle przyszło zaproszenie i poszedłem na rozmowę. Przywitało mnie dwóch wesołych facetów. Zadania były trudne, zupełnie inne niż na uczelni. A o tej linijce „za jedzenie” powiedzieli: „Tak nie pisz — przecież szukasz pracy”. Ostatecznie przyjęli mnie na pół etatu. To było najlepsze miejsce na start: faceci okazali się genialni i zrobili ze mnie specjalistę. Przy pierwszej wypłacie dostałem kopertę z pensją, ale od razu zażądałem jeszcze dopłaty za nadgodziny. Szef się roześmiał: „Lepiej by było, gdybyśmy cię faktycznie wzięli za jedzenie — sami się wpakowaliśmy!”. Ale dopłacił. Nasza współpraca okazała się długa i owocna. © Pikabu
  • Moja pierwsza praca w biurze. W pokoju socjalnym stały duże, metalowe ekspresy do kawy. Wystarczyło wsypać kawę i nacisnąć przycisk, bo ekspres był podłączony bezpośrednio do wodociągu. Nie wiedziałem, że urządzenie uruchamia cykl za każdym razem, gdy wciśnie się przycisk. Nacisnąłem go więc dwa razy pod rząd i odszedłem. Kiedy wróciłem, ekspres był przepełniony, a kawa rozlana dosłownie wszędzie. To był mój pierwszy dzień w pracy. © captain_trainwreck / Reddit
  • Pierwszą pracę dostałam w dużym sklepie z zabawkami. Miałam 17 lat i zarabiałam, po prostu pokazując rodzicom i ich dzieciom, jak działają zabawki. Najbardziej lubiłam robota na pilota. Był wielkości dziecka i mogłam cały dzień jeździć nim po sklepie. © dwightuignorant_**** / Reddit
  • Pracowałam w sklepie zoologicznym. Mieliśmy sześć kakadu, które przeraźliwie gryzły. Zdarzało się, że aż przez nie płakałam, ale właściciela to w ogóle nie obchodziło. Miałam wtedy 15–16 lat i za te grosze, które mi płacili, naprawdę nie było warto. © Feisty-Bluebird-5277 / Reddit
  • Dostałem pierwszą pensję w fabryce i wydałem całe pieniądze na upragnioną konsolę. Przynoszę ją do domu, zamierzam podłączyć, a tu okazuje się, że mój telewizor nie ma odpowiednich wejść! Siedziałem więc z nieużywaną konsolą przez miesiąc i czekałem na następną wypłatę, aby kupić odpowiedni telewizor. To był najdłuższy miesiąc w moim życiu! © tufgu / Pikabu
  • Postanowiłem pomóc nastolatkom trochę zarobić: zaprosiłem dwóch bratanków do składania mebli. Dałem im wkrętarki, pojechaliśmy na zlecenie. Każdy z nich złożył po jednej szafce z szesnastu, resztę zrobiłem ja. Przez 9 godzin zarobiłem 150 dolarów, a im dałem po 12. Następnego dnia już nie przyszli, woleli rozdawać ulotki. Później zadzwoniła moja 14-letnia bratanica — błagała, żebym wziął ją ze sobą, nawet bez zapłaty. Mocno się wahałem, ale mnie uprosiła. Chłonęła wszystko jak gąbka, szybko się nauczyła. Płaciłem jej 30–40% zarobku. Przez całe lato stała się moim prawdziwym pomocnikiem. We wrześniu dogadała się ze swoją szkołą, żeby złożyć meble do trzech klas. Woźny był pewien, że to ja będę pracować, ale ona zrobiła wszystko sama w tydzień. Szkoła zapłaciła 1200 dolarów. Pojechałem do nich do domu i uroczyście wręczyłem jej wszystkie pieniądze, a do tego podarowałem wkrętarkę. Jej mama płakała ze szczęścia, tata nie mógł uwierzyć, że to możliwe. Za zarobione pieniądze kupili jej dobry komputer. Nie leniuchujcie, a wszystko wam się uda! © Pikabu
  • Na dwa tygodnie przed Nowym Rokiem w hipermarkecie, w którym moja mama pracowała jako kasjerka, wprowadzono nową funkcję — osobę, która od razu pakowała zakupy klientów do toreb. Pozwolono mi dorabiać po szkole, po 4–5 godzin dziennie. Pierwszy dzień był stresujący: myliłem torby na jedzenie z tymi na chemię gospodarczą, ale starałem się uśmiechać i każdemu składać świąteczne życzenia. Już drugiego dnia było dużo łatwiej. Ku mojemu zaskoczeniu klienci zaczęli zostawiać napiwki. W ciągu dwóch tygodni zebrałem z nich nawet więcej, niż wyniosło moje oficjalne wynagrodzenie. Marzyłem o konsoli, ale w szkole zaproponowano nam wycieczkę klasową. Wybór był prosty — wydałem pieniądze na podróż. Nigdy tego nie żałowałem! To były niezapomniane chwile — pierwszy wyjazd do innego miasta razem z przyjaciółmi. © Miemie101 / Pikabu
  • Przyjaciel mojego ojca miał bzika na punkcie kur i otworzył „muzeum kur”. Był tam też sklepik, w którym zostałem zatrudniony. Znajdowały się w nim wszelkiego rodzaju pamiątki związane z kurami. Wszędzie były drewniane wióry i pasza dla kur. Kury swobodnie spacerowały po sklepie. Można było tam nawet kupić zapłodnione jaja kurze i inkubator, aby samodzielnie wyhodować sobie pupila. © Skeeders / Reddit
  • W wieku 15 lat dostałem od mamy na Nowy Rok wieżę muzyczną. Trzy napędy na płyty, dwa magnetofony kasetowe, tuner, budzik. Kilka miesięcy później mama zaproponowała mi pracę — sprzątanie podłóg w budynku, w którym sama pracowała. Pół etatu, więc i pensja niewielka. Po pierwszym miesiącu pracy byłem pełen ekscytacji — w końcu pierwsza w życiu wypłata! Już planowałem, że kupię sobie sweter albo nawet dżinsy... Ale pierwszej pensji, podobnie jak i kolejnych, nigdy nie dostałem. Powód zawsze ten sam: „A kredyt za wieżę muzyczną to niby kto spłaci?”. Najbardziej bolało nie to, że nie miałem pieniędzy, tylko ta fałszywa motywacja. I niestety w moim życiu zdarzało się to więcej niż raz. © Pikabu
  • Podjąłem pracę jako sprzedawca wykładzin podłogowych. Na rozmowie obiecywano wysokie wynagrodzenie — wszyscy przecież potrzebują wykładzin! Tydzień szkolenia bez wynagrodzenia. Pierwszy dzień: grafik pracy od 8:00 do 21:00. Wręczono mi dwutomową książkę o rodzajach wykładzin. Musiałem nauczyć się tego w dwa dni, potem egzamin. Siedzieć można tylko w porze obiadowej, resztę czasu na nogach. Na potrzeby osobiste tylko godzina dziennie, wliczając obiad. Toaleta tylko na zapis z kontrolą czasu. Za przekroczenie czasu kary finansowe, nawet dla stażysty. Wisienka na torcie: „Musisz sprzedawać, ale sprzedaże nie wliczają się w twój wynik, bo jesteś tylko stażystą!”. Tego samego dnia zapisałem w dzienniku, że „wyszedłem na przerwę” i nigdy nie wróciłem. Ze mną odeszło jeszcze dwóch stażystów. © koromag / Pikabu
  • Moja pierwsza praca była na budowie. Pełni entuzjazmu, osiemnastoletni, do południa razem z kolegą przerzucaliśmy asfalt. Po obiedzie brygadzista dał nam nowe zadanie: „Z tamtego traktora spuśćcie wiadro ropy i zamoczcie w niej łopaty. Niech się odmoczą”. Byliśmy chłopakami bez żadnego doświadczenia, typowe dzieciaki z miasta. Nie wiedzieliśmy ani jak spuścić paliwo z traktora, ani nawet jak ono dokładnie wygląda. Obeszliśmy maszynę dwa razy, aż w końcu niepewnie wskazałem jakąś zakrętkę: „To tutaj?”. „No pewnie, innych nie ma” — przytaknął kolega. Spuściliśmy więc całe wiadro jakiejś mętnej, dziwnie pachnącej cieczy. Ja zostałem przy łopatach, czekając, aż ta „ropa” zacznie rozpuszczać asfalt, a kolega poszedł zawołać brygadzistę. Wystarczyło spojrzeć na jego minę, żeby zrozumieć, że coś poszło nie tak. Okazało się, że wylaliśmy... wiadro oleju. I w tym momencie akurat z obiadu wrócił traktorzysta. © Pikabu
  • W wieku 18 lat pracowałam jako sprzątaczka w biurze, żeby zaoszczędzić na wyjazd do Niemiec — na koncert japońskiej grupy rockowej. Bardzo wtedy interesowałam się kulturą japońską. Sprzątałam z zapałem: tańczyłam z odkurzaczem, włączałam rock w toaletach. Krótko mówiąc, dość szybko mnie zapamiętano. Pewnego razu w windzie spotkałam Japończyka z wyższego piętra — przywitałam się z nim po japońsku, z ukłonem. Od tej pory zawsze się witaliśmy.
    Kiedyś przyjechał właściciel naszej firmy sprzątającej — Francuz Jean-Paul, żeby wybrać dziewczynę do tymczasowej pracy. Przyszłam na mini-rozmowę kwalifikacyjną jako pierwsza i zaczęłam z nim rozmawiać po francusku, którego nauczyłam się w szkole. Przy nim przywitałam się z tamtym Japończykiem. Jean-Paul był w szoku: sprzątaczka, która kłania się Japończykom i mówi po francusku! Po pięciu miesiącach dostałam nową przełożoną, która już pierwszego dnia oznajmiła, że wszystko robię źle. Nie wytrzymałam — zdjęłam fartuch, dramatycznie rzuciłam go na odkurzacz i powiedziałam: „Odchodzę!”. Mam nadzieję, że później ktoś opieprzył ją za to, że straciła sprzątaczkę ze znajomością dwóch języków. © Pikabu
  • Zatrudniłam się na stanowisku sekretarki bez doświadczenia. Dano mi klucze do biura — miałam otwierać je pierwsza i zamykać ostatnia. Biuro było pod ochroną, ale klucz do alarmu działał tylko czasami. Pierwszego dnia rano przyszłam, włączyłam sprzęt i nagle ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram, a tam napakowani faceci w mundurach: „Rabuje pani biuro?”. Przestraszyłam się i wyjaśniłam, że to mój pierwszy dzień. Popatrzyli na mnie surowo i odjechali. Później też nie układało się najlepiej: zepsuł się faks, drukarka, komputer. Pod koniec dnia pracownicy wyszli, a ja musiałam wszystko wyłączyć, zamknąć i włączyć alarm. Nie wiem, jak mi się to udało, ale kiedy prawie skończyłam, za moimi plecami znów stali ci sami faceci. Tym razem już wiedzieli, że nie jestem złodziejką, ale i tak musieli przyjechać. Ostrzegli mnie: kolejny fałszywy alarm i organizacja dostanie karę. Na szczęście następnego dnia klucz naprawiono i już nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. © Pikabu
  • Pewnego lata, gdy miałem osiem lat, szukałem zajęcia i sposobu na zarobek. Trafiłem na targ, gdzie sprzedawano arbuzy. Podszedłem do sprzedawcy i zapytałem: „Potrzebuje pan pomocnika?”. Odpowiedział: „Nie, nie potrzebuję”. Usiadłem więc obok i obserwowałem, jak zręcznie sprzedaje arbuzy turystom. Po kilku godzinach musiał pójść załatwić jakieś sprawy, zostawiając mi instrukcję: „Pilnuj arbuzów!”. Wtedy podeszli klienci. Z powagą wybrałem arbuza, stuknąłem w niego, zważyłem i podałem cenę. Kiedy szef wrócił, miałem już drobną sumkę w kieszeni. Powiedział: „Dobrze, będziesz mi pomagał!”. I tak dostałem swoją pierwszą pracę. Zarabiałem niewiele, ale wystarczało na lody, słodycze i soczki. Do tego mogłem jeść tyle arbuzów, ile chciałem i jeszcze zabierałem je do domu. © Pikabu
  • W mojej pierwszej pracy nie ograniczałam się tylko do siedzenia w biurze. Chodziłam po domach i sprzedawałam pasy wyszczuplające. Ludzie patrzyli podejrzliwie, wątpili... A kiedy kupowali, to chudł chociaż ich portfel. © anna.dementyeva1991
  • Miałam 16 lat i podczas wakacji zaczęłam asystować w laboratorium. Było tam mnóstwo pracy i brakowało rąk do pomocy. Pokazali mi wszystko, dali pierwsze zadanie: umyć wszystkie słoiczki i pojemniczki. Uporałam się z tym dość szybko, a potem bez chwili namysłu wyciągnęłam swoją książkę, otworzyłam i zaczęłam czytać. Całe laboratorium w szoku, cisza jak makiem zasiał, a ja kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi. Wtedy mi wytłumaczyli, że kiedy skończę swoje zadanie, powinnam podejść do innych i zapytać, czy mogę im jeszcze w czymś pomóc. Na początku dawali mi tylko naczynia do mycia, ale z czasem zaczęli dopuszczać mnie także do doświadczeń i pomiarów — oczywiście pod okiem kogoś bardziej doświadczonego. © ulka12345 / Pikabu
  • Po studiach znalazłam pracę jako projektantka. Szef był niezłym cwaniakiem, rotacja była przerażająca. Wytrzymałam dwa lata. Nie wypłacili mi pensji za ostatni miesiąc — powiedzieli, że dostanę ją „później”. Mimo to odeszłam bez robienia skandalu, w dodatku szkoląc następcę. Przez pół roku z mężem siedzieliśmy bez pieniędzy. I nagle telefon od byłego szefa: „Wpadnij”. Myślałam, że chce, żebym znowu pracowała za darmo. Przyszłam, a on oddał mi dług za tamten miesiąc i prawie pięć razy więcej! Powiedział: „Przepraszam za opóźnienie, dziękuję za uczciwą pracę”. Te pieniądze nas uratowały: kupiliśmy wyprawkę na narodziny dziecka. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak dobrze mnie potraktował, ale dziękuję. © Pikabu
  • Po studiach dostałam pracę. Szybko jednak odeszłam, bo zrozumiałam, że to taka „firma-krzak”. Pieniędzy nigdy nie zobaczyłam. Pisałam do nich, dzwoniłam codziennie. Dyrektor wykręcał się, a potem zaczął być chamski. Ostatecznie jednak wszystko mi wypłacił, kiedy przypadkiem spotkałam go w kawiarni. Tak zbladł, jakby zobaczył ducha. Może uznał, że go prześladuję. Tego samego wieczoru na moją kartę zostały przelane moje uczciwie zarobione pieniądze. A bezcenne doświadczenie na pewno zdobyłam. © Pikabu
  • W wieku 15 lat postanowiłem sam zarobić. Sąsiad zaproponował mi pracę — rozdawanie ulotek. Zgodziłem się: chodziłem w upale przez 5 godzin dziennie, nogi bolały, ale nawet te niewielkie pieniądze wydawały się dla mnie wtedy fortuną. Po latach sąsiad przyznał, że wtedy nie potrzebował specjalnie promotora. Po prostu chciał pomóc mi zarobić uczciwie i nie chciał, żeby ktoś oszukał mnie z pierwszą pracą, bo byłem zupełnie zielony. Otrzymałem nie tylko pieniądze, ale i lekcję: poznałem wartość pracy i zyskałem wiarę w ludzi. Dziękuję, sąsiedzie! © Pikabu

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły