20+ najbardziej skąpych osób, z jakimi mieli do czynienia internauci

Ludzie
rok temu

W dzieciństwie nikt nie chciał być nazywany przez kolegów skąpiradłem, więc nawet ci, którzy niespecjalnie się do tego palili, dzielili się zabawkami i cukierkami. Dorośli zazwyczaj nie używają takich określeń, więc niektórzy mogą po prostu nie zdawać sobie sprawy, że ich zachłanność i niechęć do dzielenia się może być dziwna i odstręczająca dla innych.

  • Moja babcia trzykrotnie dawała mi w prezencie złoty wisiorek z bursztynem — na moje 30., 33. i 34. urodziny. Wyciągała go ze szkatułki, pokazywała wszystkim i mówiła: „Masz, wnuczko, daję ci go! Ale na razie niech zostanie u mnie, bo nie masz do niego łańcuszka”. Kiedy miałam 34 lata, poprosiłam męża o łańcuszek. Gdy jak zwykle moja babcia wyjęła wisiorek i powiedziała rytualne słowa: „Ale ty nie masz łańcuszka...”, wyjęłam łańcuszek i chwyciłam wisiorek! Widok jej twarzy w tym momencie był bezcenny. Nie noszę tej ozdoby, ale od czasu do czasu wyciągam ją i uśmiecham się z satysfakcją.
  • Miałam kiedyś chłopaka, który nigdy nigdzie mnie nie zabierał. Nie jestem interesowna, ale czasami chciałam usiąść w kawiarni z filiżanką kawy lub kupić sobie ładny drobiazg. Ale z nim tylko spacerowałam po parku. Zakończyłam ten związek, kiedy podeszłam do niego i zobaczyłam, jak błyskawicznie wsuwa w siebie Snickersa, wręcz się nim dławiąc. Najwyraźniej po to, by się nim ze mną nie podzielić.
  • Znajoma poprosiła mnie o pomoc w remoncie. Robiłem to wtedy zarobkowo, ale miałem przerwę w pracy i się zgodziłem. Nie dość, że w niczym mi nie pomogła, to nawet nie zaproponowała filiżanki herbaty. A pracowałem dla niej cały dzień, od 9 rano do 5 po południu. W końcu otwarcie jej o tym powiedziałem, a koleżanka stwierdziła, że nie ma w domu herbaty, bo jej nie pija. Bezczelnie zażądałem: „To idź i kup!”. Wróciła ze sklepu i wręczyła mi jedną torebkę herbaty! Byłem totalnie zszokowany. Zapytałem: „Dlaczego tylko jedną?”. Odpowiedź okazała się jeszcze dziwniejsza: „Ja jej nie piję, a tobie jedna torebka wystarczy!”.
  • Na urodziny sąsiadki mojej mamy upiekłam mój popisowy tort: czekoladowy, duży, czteropoziomowy. Wieczorem sąsiadka zadzwoniła do mamy zapłakana: „Ukradły mi twój tort!” Okazało się, że dwie przyjaciółki sąsiadki przyszły złożyć jej życzenia. Nakryła stół i położyła 3/4 ciasta na talerz, a 1/4 włożyła do lodówki, aby poczęstować syna i jego rodzinę. Znajome skosztowały tort, pochwaliły, ale wiadomo, dwie osoby nie zjedzą 3/4 tortu. Wtedy obydwie wyjęły z torebek reklamówki i, nie pytając gospodyni, szybko podzieliły ciasto między siebie. Następnie jedna z koleżanek (ta bardziej bezczelna) poszła do kuchni i zabrała resztę tortu z lodówki. Gdy sąsiadka krzyknęła: „Co ty robisz?”, ta spokojnie spakowała łup ze słowami: „Zaprosiłaś mnie, więc powinnaś się podzielić, a ja mam wnuki”.
  • Miałam takiego chłopaka: na Dzień Kobiet dał mi telefon, potem kota brytyjskiego, kolczyki i coś tam jeszcze, a po rozstaniu poprosił o zwrot tego wszystkiego. Oczywiście oddałam, nie powiedziałam ani słowa. W końcu zwrócił mi kota i powiedział, że zniszczył mu cały dom. Później ten facet próbował do mnie wrócić, ale kot i ja już go nie chcieliśmy.
  • Padł nam czajnik elektryczny w pracy. Postanowiliśmy, że złożymy się na nowy. Wtedy jeden z kolegów powiedział, że od wielu lat ma w domu prawie nowy, ale zepsuty czajnik. Stwierdził, że jeśli go naprawimy, będziemy go mogli używać. Następnego dnia przyniósł czajnik. Błyskawicznie zdiagnozowaliśmy problem: styki w podstawie nie łączyły. Naprawiliśmy. No i wiadomo, co się stało: facet wsadził czajnik do torby i zabrał do domu. Teraz składamy się na nowy.
  • Moja przyjaciółka brała ślub. Wesele dla niewielu osób. Przyjaciółka kupiła suknię w stylu greckiej bogini i potrzebowała do niej uczesania w wysoki kucyk. Prosty, nieskomplikowany, tylko końcówki zawinąć na lokówce. Taka fryzura kosztuje kilkadziesiąt złotych. Zapisała się do fryzjera, omówiła wszystko z wyprzedzeniem, zrobili jej tam uczesanie i manicure. Na koniec przyjaciółka stwierdziła, że będzie piękną panną młodą. Wtedy otworzyły się otchłanie piekła, istna apokalipsa. Okazało się, że fryzura kosztuje nie kilkadziesiąt, a kilkaset złotych. To samo z paznokciami! I dlaczego nie powiedziała wcześniej, że to wszystko jest na ślub! Nie chcieli jej wypuścić z salonu, zdjęli kucyk i zmyli paznokcie. Krótko mówiąc, było tragicznie, ale jest co wspominać.
  • Siedziałem w myjni, w kawiarni na piętrze, czekając na umycie samochodu. Podszedł mężczyzna, poprosił barmana o nalanie wrzątku do kubka, wyjął z kieszeni torebkę herbaty i wrzucił ją do kubka. Zgodnie z zasadami tego miejsca wrzątek jest za darmo. Na parterze myli właśnie Lexusa tego faceta.
  • W moim rankingu skąpców przoduje mężczyzna, który ciągle jadał u mojej koleżanki, z którą się spotykał. Nigdy niczego nie kupował ani nie przynosił, a jadł za trzech. Pewnego dnia koleżanka miała tego dość. Przed jego przyjściem schowała całe jedzenie i powiedziała mu, że skończyły jej się pieniądze i zapasy. Facet trzaskał drzwiami lodówki przez całą noc, jakby oczekiwał, że jedzenie nagle się tam pojawi. Rano wypił herbatę i wyszedł bardzo zły i poirytowany. Na parterze bloku koleżanki jest całodobowy sklep spożywczy.
  • Miałam jakieś 6 lat, zaprosiłam na urodziny kolegę z podwórka. Przyszedł, przyniósł prezenty: skakankę i Snickersa. Uroczystość dobiegła końca, a on wtedy powiedział: „To wszystko, idę do domu, oddaj mi skakankę i czekoladę”. Zdziwiłam się, a kolega bez zakłopotania stwierdził: „No co, urodziny się skończyły, więc oddaj mi prezenty!” Byłam grzeczną dziewczynką, więc mu je oddałam.
  • Mój mąż, teraz już były, przysłał mi bukiet kwiatów na Dzień Kobiet: piękny, widać, że drogi. Po dwóch tygodniach napisała do mnie koleżanka, żebym oddała jej za bukiet, który wysłała mi na prośbę męża. Okazało się, że ja o to poprosił, ale nie spieszył się z oddaniem jej pieniędzy. Kupiłam więc sobie bukiet kwiatów zamiast zapłacić czynsz. A do niego nigdy nie dotarło, co zrobił nie tak.
  • Znajoma opowiedziała mi historię. Spacerowała po mieście z facetem, który ją podrywał. Przechodzili obok jej domu, rodzice właśnie nakrywali do stołu. Zaprosili go, żeby zjadł z nimi barszcz. Wcześniej znajoma i ten facet wpadli do baru na żurek, on zapłacił. Siedzieli więc z jej rodzicami, jedli, rozmawiali. Kiedy zaczęli się zbierać, facet poprosił o torebkę, wziął w połowie opróżniony pojemnik śmietany ze stołu, zawinął go i zabrał ze sobą.
  • Mój były chłopak zaprosił mnie kiedyś na obiad. Kupiliśmy paczkę pierogów (na spółkę, naturalnie), ugotowałam je, usiadłam przy stole. On do mnie:
    — Ile pierogów sobie nałożyłaś?
    — Nie wiem, dlaczego?
    — No bo wydaje mi się, że nałożyłaś sobie więcej niż połowę.
    Myślałam, że żartuje. Poszłam do kuchni po śmietanę, wróciłam, a on siedział nad moim talerzem i liczył pierogi. A potem stwierdził:
    — Zostało 12, zjadłaś 3, to razem 15.
    Wtedy policzyłam sama, wyszło mi 16, wtedy się uspokoiłam.
  • Pamiętam, kiedy byłam w ciąży, około szóstego miesiąca. Mieliśmy kiepską sytuację finansową. Krótko mówiąc, rzadko zdarzało mi się zjeść owoce albo inny przysmak. Przyszedł ojciec mojego męża. W rękach trzymał śliwki, takie dojrzałe, m-m-m, aż mi ślinka ciekła. Teść przeszedł koło mnie, położył śliwki na stole i powiedział: „Schowaj je do lodówki, mój syn przyjdzie i je zje”. Te śliwki zostały w lodówce, dopóki ich nie wyrzuciłam. Mój mąż ich nie zjadł.
  • Ciotka i jej dwaj synowie zostali zaproszeni na rocznicę ślubu moich rodziców. Starszy syn (31 lat) od razu oświadczył, że je wyłącznie polędwicę wołową. Kupiliśmy ją i odłożyliśmy do rozmrożenia. Stół pękał w szwach od przysmaków, a krewni zmiatali jak buldożery wszystko, co najsmaczniejsze i najdroższe. Po 6 godzinach ciągłego jedzenia zebrali się do domu. Kiedy już wyszli, przypomnieli sobie, że nie zjedli polędwicy, która wciąż była w lodówce. Ciotka wysłała starszego syna z powrotem do nas. Zabrał wołowinę i wrócili do domu. I śmiałabym się z tego, gdyby nie fakt, że dali rodzicom jeden prezent wart kilkanaście złotych.
  • Dzień Kobiet. Szef i współpracownicy nakryli do stołu, a jeden z nich dał mojej koleżance w prezencie tabliczkę czekolady. Podziękowała i schowała ją do torebki. Siedzieliśmy przy stole i gadaliśmy. Po chwili moja koleżanka zaczęła zbierać się do wyjścia. Kolega, który dał jej czekoladę, podszedł do niej i zapytał poważnie:
    — Gdzie idziesz, masz czekoladę?
    — Zjem ją w domu z kawą, nie chcę jej teraz.
    — To ułam mi połowę. Myślałem, że zjemy ją razem tutaj.
    Zdziwiona koleżanka wyjęła czekoladę, dała mu połowę i wyszła.
    Kolega postanowił się wytłumaczyć i powiedział nam:
    — Zapłaciłem za nią, więc mam prawo do połowy.
    Szef:
    — Coś mi się zdaje, że nieprędko znajdziesz sobie dziewczynę.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły