Jak udało mi się wyremontować mieszkanie bez pieniędzy i doświadczenia

Porady i sztuczki
4 godziny temu

Nigdy nie miałam własnego mieszkania. Małżeństwo, dzieci, rozwód, ponowne małżeństwo — wszystko to działo się w różnych wynajmowanych mieszkaniach, małych lub dużych, przytulnych i niezbyt miłych dla oka. Nie uważałam tego za problem. Ale kiedy zamieszkałam z moim drugim mężem, wynajęliśmy większe mieszkanie i postanowiliśmy je wyremontować. Właścicielka nie miała nic przeciwko. Zatrudniliśmy ekipę. Córka dostała swój wymarzony pokój, a ja białe ściany. Właścicielka mieszkania przyjechała, obejrzała nowy remont, pokiwała głową, a po tygodniu zażądała wyprowadzki, bo postanowiła sprzedać swoje lepiej wyglądające metry. Dostaliśmy dwa miesiące na opuszczenie lokum. Wtedy zdecydowałam, że mam dość. Potrzebujemy własnego mieszkania!

Historia naszego szybkiego zakupu nie była łatwa: zadłużyliśmy się, sprzedaliśmy samochód poniżej wartości rynkowej. Ale po 1,5 miesiąca mieliśmy mieszkanie. Po podpisaniu umowy kupna-sprzedaży weszłam do własnego domu i rozpłakałam się ze szczęścia.

W mieszkaniu nie dało się jednak mieszkać. Poprzedni lokatorzy doprowadzili je do okropnego stanu: poplamione ściany, odpadające kafelki w łazience, niedziałające gniazdka, wszędzie brud, pleśń w kątach. I wisienka na torcie: mój mąż został wysłany w podróż służbową na kilka miesięcy, a ja zostałam w zdewastowanych wnętrzach i zastanawiałam się, co robić. Miałam dwa tygodnie i minimalną ilość pieniędzy.

Wyszorowałam mieszkanie jakimiś okropnymi chemikaliami i zadzwoniłam do znajomego, który zna się na remontach, żeby mi doradził, na czym mogę zaoszczędzić. Rozejrzał się i zapytał: „Co jesteś skłonna zrobić sama?”. Odpowiedziałam: „Wszystko”. I tak powstał plan.

Określiłam, co mogę zatrzymać, a co muszę wymienić, co trzeba naprawić przed wprowadzeniem się, a co po zdobyciu pieniędzy.

Podłoga laminowana była trochę zużyta, ale nie taka zła, płytki na podłodze były przestarzałe, ale mocne, sufity z płyt gipsowo-kartonowych były krzywe, ale jak często patrzymy w górę? Musiałam je zostawić, wymiana i tak nie wchodziła w grę. Tapeta była tłusta, drzwi wejściowe zostały wyłamane, a krany popękane.

Ustaliłam przybliżony budżet, wzięłam urlop i zabrałam się do roboty. Razem z córką zdarłyśmy tapetę, skułyśmy odpadający tynk i wypełniłyśmy spleśniałe zakamarki chemią gospodarczą.

Nie obyło się bez przygód. Podczas pracy poszłam do toalety i nie mogłam się wydostać, bo zamek się zaciął! Po pół godzinie bezskutecznych prób uwolnienia mnie, moja córka wzięła kielnię i podczas gdy ja szarpałam się z drzwiami, ona wybiła w nich dziurę, pomogła sobie kopniakiem i wyciągnęła mnie na zewnątrz. Ugh! Później musiałam zakleić dziurę taśmą dekoracyjną.

Nocami oglądałam setki filmików o remontach: jak szpachlować i malować, jak własnoręcznie montować listwy przypodłogowe i uszczelniać fugi płytek. W sklepie budowlanym zaczęli witać mnie konsultanci z działu farb i materiałów wykończeniowych, a życzliwy pracownik pomógł mi za darmo przyciąć plastikowe panele, które postanowiłam wykorzystać do szybkiego wykonania ściany w łazience.

Remont to niesamowicie ciężka praca. Wieczorami zapadałam się w sobie i śniłam o gładziach gipsowych i wałkach malarskich bez końca toczących farbę po ścianach.

Nie miałam czasu zajmować się hydrauliką i elektryką. Znalazłam fachowców z ogłoszenia, którzy naprawili gniazdka i zainstalowali nowe krany i toaletę. Oczywiście, jeśli się nie spieszysz, lepiej pracować ze sprawdzonymi ekipami: gniazdka mam krzywe, a po zainstalowaniu kranu w łazience była powódź. Dobrze przynajmniej, że nie zalałam sąsiadów.

Zepsute i przekrzywione drzwi wejściowe zostały (wymiana była za droga!), a o pomoc poprosiłam stolarza. Paroma mocnymi uderzeniami młotka wyprostował drzwi, a na zadrapania i dziury przykleił piękny biały panel i ościeżnice. Piękne (ale wciąż drogie)!

W końcu nadeszła ta upragniona chwila! Z całym naszym dobytkiem i dwoma oszołomionymi kotami przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania. Zdobyliśmy trochę mebli i sprzętu AGD, ale czekało nas jeszcze wiele zakupów. Musieliśmy sprawić, by to miejsce było naprawdę nasze.

Dołączyłam do internetowych portali ogłoszeniowych i zaczęłam śledzić wyprzedaże. Plakaty za grosze, poszewki na poduszki z second handów, narzuty z przeceny, używane lampy, krzesła od znajomych, ceramiczny kot, którego moja córka zrobiła kiedyś na kursie, kilka girland ze światełkami... inspiracja z Pinteresta.

Płytki w łazience pomalowałam na biało specjalną farbą, potraktowałam fugi wokół wanny silikonem sanitarnym i uszczelniłam szpary uszczelniaczem akrylowym. Wanna musiała być używana w przerwach między suszeniem warstw. Dobrze, że nowoczesne materiały szybko schną.

Zakryłam nieestetyczne drzwiczki techniczne w mieszkaniu obrazami w ramkach, mocując je rzepem do ubrań i rzepem z superglue. Zdejmowanie ich raz w miesiącu w celu zapisania odczytów liczników nie jest oczywiście szczególnie wygodne, ale jak to mówią, piękno wymaga poświęceń.

Po pozbyciu się dziesiątek pudeł po przeprowadzce, szybko zdałam sobie sprawę, że nie wytrzymam długo wśród stosów rzeczy i ubrań kurzących się na drążku, więc zaczęłam szukać szafy. Nie było mnie stać na drogą, a te tanie wcale nie wyglądały dobrze. A kiedy obliczyli koszt szafy na zamówienie, moje oczy otworzyły się szeroko i nie chciały się z powrotem zamknąć. I wtedy kupiłam mały kurs online na temat tworzenia mebli.

Mieliśmy narysować projekt na kartce papieru, a następnie zamówić części do wycięcia w fabryce. Po kilku wykładach zdałam sobie sprawę, że szkolna matematyka w końcu się przyda! Wszystko jest obliczane co do milimetra, a żeby zrozumieć, jaką głębokość i średnicę powinien mieć otwór oraz w jakiej odległości od krawędzi części powinien się znajdować, trzeba przestudiować wiele rodzajów elementów złącznych. Mój humanistyczny mózg prawie eksplodował od śrub, wzmocnień, wkrętów i częściowo stosowanych zawiasów meblowych!

Bałam się zabrać za dużą szafę. Moim pierwszym projektem była mała szafka we wnęce w toalecie: tylko półki i drzwi. Zmontowałyśmy ją razem z córką i upuściłyśmy na siebie, kiedy próbowałyśmy wciągnąć do wnęki. Ale wszystko było w porządku.

Zaprojektowanie dużej szafy zajęło mi miesiąc i mnóstwo nerwów. Szuflady, antresola i schowek na deskę do prasowania zostały rozrysowane na kartce papieru. Ale obliczenia się nie sumowały, więc podarłam kartkę i narysowałam wszystko jeszcze raz. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz.

Ale największy szok przyszedł, gdy wszystkie części dotarły na miejsce. Zajęły całe mieszkanie, a ich łączna waga wyniosła 315 kg! Biorąc pod uwagę, że nasze ściany i podłogi są krzywe, nie było łatwo je zmontować i wyregulować. Pomógł mi przyjaciel, a montaż zajął nam prawie 2 pełne dni. Ale moja szafa kosztowała 3 razy taniej niż biorą producenci mebli. Chociaż teraz zdaję sobie sprawę, że nie jedzą chleba za darmo!

Wciąż jestem w trakcie porządkowania naszego mieszkania. Nadal nie mamy listew przypodłogowych ani lustra w łazience i chcę zmienić brzydkie ciemnobrązowe drzwi na białe. Chcę też przemalować staromodną kuchnię, którą odziedziczyliśmy. I na pewno zrobię jeszcze kilka szafek na balkonie i w przedpokoju. Teraz wiem, że potrafię.

Niektórzy nieustannie zmieniają tapety, inni domagają się zamontowania kabiny prysznicowej zamiast wanny, a jeszcze inni muszą naprawiać wcześniejsze błędy w wykończeniu wnętrz... Oto historie 16 osób, które doświadczyły na własnej skórze, z czym wiąże się remont mieszkania.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły