Mój chłopak nazwał mnie „pustelnikiem”, bo ciągle siedzę w domu, ale nie miał pojęcia, że coś ukrywam

Związki
6 godziny temu

Jedna z czytelniczek podzieliła się ostatnio z nami szczerą i otwierającą oczy historią o tożsamości, zmianie i rozwoju w związku. Z tymi doświadczeniami utożsami się zapewne wiele kobiet, zwłaszcza jeśli wiedzą, co to znaczy być zaszufladkowanym przez partnera. Oto list tej kobiety:

Mieli różne wyobrażenia o radości.

Witaj, Jasna Strono!

Zawsze lubiłam siedzieć w domu i nie widzę w tym nic złego. Mój pomysł na idealny weekend to przytulny koc, książka lub dobry film, jakieś dobre jedzenie i po prostu...święty spokój. Nie mam ochoty na nocne życie czy szalone przygody. Najzwyczajniej w świecie jestem typem domatorki. Ale najwyraźniej mój chłopak uważa, że to czyni mnie „nudną”.

Pewnego wieczoru próbowaliśmy ustalić plany na weekend. On chciał iść na imprezę na plaży, a ja zasugerowałam spokojną kolację, a potem oglądanie filmu na Netfliksie. Roześmiał się i powiedział: „No tak, oczywiście, ale z ciebie pustelnik”. Zmusiłam się do chichotu, ale w środku coś we mnie pękło.

Coś, z czego do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Pustelnik? Że niby przesiaduję całe dnie i nic nie robię? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej się irytowałam. Najwyraźniej nie był to komplement".

Uświadomiła sobie, że się zmieniła — ale nie w sposób, w jaki życzyłby sobie tego jej partner.

Na początku byłam oszołomiona, dąsałam się, ale potem stanęłam w obliczu czegoś większego. Zrozumiałam, że nie do końca się mylił.

Prawda jest taka, że nie zawsze taka byłam. Kiedyś chciałam więcej wychodzić, cieszyć się na przypadkowe plany lub szlajać się nocą po mieście. Ale powoli się wycofałam. Nie tylko dlatego, że lubiłam ciszę, ale dlatego, że się bałam.

Bałam się, że nie będę pasować, że nie będę wiedziała, co powiedzieć, że nie jestem „tą dziewczyną”. A kiedy próbowałam się trochę przełamać, nie w pełni mnie wspierał. Mówił na przykład: „Nie jesteś typem imprezowiczki” albo „Po co się zmuszać?”. Więc przestałam próbować i pozostałam w swojej strefie komfortu.

Jej rozwój sprawił, że poczuł się nieswojo.

Ale tamtego wieczoru coś się zmieniło. Niekoniecznie z powodu zniewagi; głównie dlatego, że zdałam sobie sprawę, że nie żyję. Ukrywałam się. A jemu najwyraźniej się to podobało. Postanowiłam więc udowodnić coś nie tylko jemu, ale i sobie.

Zaczęłam od małych rzeczy. Wyjście na kawę ze starą przyjaciółką, wieczór ze współpracownikami, potem joga i inne aktywności z przyjaciółmi, których zwykle unikałam. Szczerze mówiąc, to było niesamowite uczucie być widzianym i łączyć się z innymi poza moją małą bezpieczną bańką.

Na początku był zaskoczony. „Znowu wychodzisz?” albo „Od kiedy jesteś taką duszą towarzystwa?”. Potem stał się zdystansowany i niepewny.

„Zmieniłaś się” — powiedział pewnego wieczoru, mało uprzejmie. „Dotąd nie obchodziły cię takie rzeczy. Byłaś szczęśliwa, będąc ze mną w domu. A teraz ciągle się stroisz. Komu próbujesz zaimponować?”.

Byłam w szoku. Czułam się tak, jakby nigdy wcześniej tak naprawdę mnie nie dostrzegał, a teraz nie podobało mu się to, kim się stałam.

Na nowo zdefiniowała siebie.

Mój chłopak mawiał, że moja spokojna aura go uziemia. Byliśmy szczęśliwi — aż do tamtego wieczoru, kiedy nazwał mnie pustelnikiem, bo nie chciałam iść na imprezę. Może po prostu lubił to, że jestem do bólu przewidywalna i bezpiecznie czuł się z kimś, kto go nie przyćmi. Ale nie żyję po to, by zapewnić komuś spokój kosztem własnego rozwoju.

Więc wczoraj przemówiłam: „Kiedy nazwałeś mnie pustelnikiem, miałeś rację. Byłam unieruchomiona. Ale to się właśnie zmienia. Rozwijam się i jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Jeśli to sprawia, że czujesz się niekomfortowo, to może dlatego, że obawiasz się, że nie jestem już łatwa do kontrolowania”.

Nie był zbyt rozmowny. Chyba wiedział, że mam rację. Tak, zmieniłam się. Ale nie jest mi przykro. Nadal uwielbiam przebywać w domu, ale lubię też pokazywać się i być widzianą, kiedy mam na to ochotę. Mogę być zarówno domatorką i stawiać na rozwój. Nie tkwię w jednym miejscu.

Od tamtej pory nie rozmawialiśmy. Kocham go i wiem, że on też mnie kocha, ale jednocześnie wyczuwa, że jego świat jest zagrożony. Chcę, żeby kochał każdą wersję mnie. Chcę, żebyśmy razem się rozwijali i zmieniali. Czy to zbyt wiele?

Dziękujemy naszej czytelniczce za podzielenie się tą szczerą historią. Oto nasze porady, jak odnaleźć się w tej sytuacji.

Twoja ewolucja nie jest zagrożeniem — to oznaka życia.

Kiedy ewoluujesz, wcale nie odrzucasz tego, kim byłaś lub kogo kochał twój partner — to wzrost. W zdrowych związkach obie osoby powinny mieć przestrzeń do zmian. Jeśli partner postrzega twój rozwój jako zagrożenie, może to sporo mówić o jego niepewności niż o twoich działaniach. I to jest coś, czym warto się zająć.

Dobrze jest prosić o miłość, która nie ogranicza.

Pragnienie miłości, która dostosowuje się do tego, kim się stajesz, nie jest zbyt wygórowane. Długotrwałe związki rozwijają się nie dzięki byciu podobnym jak dwie krople wody, ale dzięki elastyczności. Według ludzi badających naturę związków pary, które trwają, to te, które potrafią dostosować się do ewoluujących potrzeb i tożsamości drugiej osoby na przestrzeni czasu. Nie prosisz o perfekcję, prosisz o partnerstwo.

Kolejnym krokiem jest komunikacja.

W tej chwili cisza wydaje się chłodnym dystansem — ale może też być przestrzenią do refleksji. Kiedy będziesz gotowa, zaproś partnera do szczerej rozmowy. Podziel się tym, jak się czujesz, bez obwiniania, i posłuchaj, jak on widzi tę sytuację. Jeśli naprawdę cię kocha, będzie chciał cię zrozumieć, a nie kontrolować.

Nie musisz się umniejszać, by być kochaną.

To bardzo wzmacniająca świadomość w każdym związku: miłość nie polega na staniu w miejscu. Możesz się rozwijać, zmieniać, ewoluować — i nadal być kochaną, bo na to zasługujesz. Właściwy partner to wie — i będzie rozwijał się razem z tobą.

Ta historia przypomina nam, że czasami wystarczy jeden komentarz, nawet niemający na celu zranienia, aby odkryć w sobie coś, co od dawno uciszaliśmy. Sprawdźcie też tę historię: tu nastąpił podobny moment przebudzenia. Kobieta odwołała swój ślub po tym, jak jej narzeczony pokusił się o „niewinny” żart, który mimowolnie ujawnił głębszą prawdę o ich związku.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły

tptp