Ponad 15 dowodów na to, że historie o kurierach i ich klientach nadają się na fabułę sitcomu

Ludzie
rok temu

To wspaniałe, że w XXI wieku można zamówić wszystko do domu i nie tracić czasu na zakupy i stanie w kolejkach, a kurier przywiezie towar pod same drzwi. Nie zawsze jednak wszystko idzie gładko i bez incydentów. Zdarza się, że pracownicy firmy kurierskiej i ich klienci przeżywają mniej lub bardziej miłe zaskoczenia podczas wzajemnych kontaktów.

  • Mamy w domu dwa duże koty. W związku z tym co kilka miesięcy składamy duże zamówienie na worki karmy i żwirek.
    Kurier: „Dzień dobry, jestem na dole, proszę zejść”.
    Ja: „Nie mogę. Worki mają 45 kg, a ja jestem dziewczyną”.
    Kurier: „To niech pani poprosi męża, żeby zszedł i wziął połowę. Z czystej życzliwości”.
    Ja: „Nie ma problemu. Tylko najpierw niech pan zwróci z czystej życzliwości 20 złotych z tych 40, które zapłaciłam za transport z wniesieniem”.
    Rozłączył się, bardzo obrażony. Ale worki wniósł.
  • Odebrałam zamówienie od kuriera, a potem okazało się, że miałam jogurt na brodzie. Kilka tygodni później przyjechał ten sam kurier, a ja znów wyszłam do niego pobrudzona jedzeniem. Chyba jestem bardzo niechlujnym zjadaczem. Ciekawe, czym się pobrudzę, gdy przyjedzie następnym razem. © Nieznany autor / Reddit
  • Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu. Właściciel miał bardzo dziwne drzwi: nie otwierały się od wewnątrz, jeśli zamknąłeś je od zewnątrz. Powiedział, że przed nami mieszkała tu jego stara teściowa, która miała zaniki pamięci. Dlatego założył taki zamek, a także celowo uszkodził wewnętrzny zatrzask, żeby przypadkiem nie wyszła na zewnątrz i nie zamknęła się. Zamówiłem dostawę ze sklepu spożywczego. Kurier przyjechał, podszedłem do domofonu i zorientowałem się, że jestem zamknięty. Moja żona poszła do dentysty i zatrzasnęła drzwi. Nie było sposobu, aby otworzyć je od wewnątrz. Zacząłem gorączkowo wyjaśniać kurierowi sytuację, a on nagle powiedział: „Niech pan mi rzuci klucz przez okno, sam otworzę”. Cóż, trochę się zaniepokoiłem, ale rzuciłem mu klucz. Otworzył mi i wydał zamówienie. Mądry facet, jestem mu wdzięczny!
  • Pracuję jako kurier. Klient wybiera adres, wtedy system sam stawia znak na mapie, kierując się własną logiką. A jeśli klient sam umieści znak na mapie, system wpisuje adres, który uważa za najbliższy. Wtedy zaczyna się: dojeżdżasz do znaku: „Ale ja podałem adres”. I odwrotnie: idziesz pod adres, a oni czekają na ciebie na ławce, gdzie umieścili znak. Między znakiem a adresem na mapie jest 100-200 metrów, ale w rzeczywistości mogą być wąwozy, rzeki i góry. Na przykład garaże z blachy falistej.
  • Właśnie zacząłem zmianę, miałem kiepski humor. Kazano mi dostarczyć pizzę pepperoni pod taki a taki adres. Przyjechałem, dałem facetowi zamówienie, a za nim stanęło kilka osób i zaczęło klaskać. Byłem zaskoczony. Facet dał mi 100 dolarów i powiedział, że byłem najszybszy. Okazało się, że mieli konkurs dla dostawców. To był mój najlepszy dzień w pracy.
  • Czasami trafiają się niesamowici klienci. Pewnego dnia miałem dostarczyć zamówienie ze sklepu spożywczego. Klient zadzwonił do mnie i powiedział: „Zapłacę ci dodatkowo, jeśli zbierzesz dla mnie worek zwykłej trawy. Nie chwastów, ale trawy, którą może zjeść krowa”. Nie było to specjalnie trudne, poszedłem na skróty przez opuszczony stadion, zebrałem trochę trawy, próbując zgadnąć, czy naprawdę trzyma krowę w domu. Przyjechałem, on otworzył drzwi, podałem zamówienie i torbę i zobaczyłem, że w zasięgu wzroku nie ma żadnej krowy. Okazało się, że trawa była dla kozy.
  • Mieszkamy w domu. Pewnej zimy rozpętała się burza śnieżna, droga do domu była cała zasypana. Tego dnia czekałam na dostawę, chociaż byłam pewna, że z powodu warunków pogodowych zostanie ona przełożona. Ale nie, kurier przeszedł 500 metrów w głębokim śniegu od głównej drogi, bo samochód nie mógł przejechać, i dostarczył paczkę. Byłam pod wrażeniem. Oczywiście dostał duży napiwek.
  • Dostarczyli mi biurko. Oczywiście w częściach do montażu. Kurier powiedział: „Zaniosę je, jest ciężkie”.
    Powiedziałam: „Nie ma problemu, weźmie je moja córka”. Moja córka podeszła, wzięła biurko i zaniosła do domu. Zapadła cisza. Twarze kurierów były oszołomione. Było ich dwóch, moja córka miała 15 lat, a stół ważył tylko 17 kg.
  • Kiedyś kurier dostarczał mi artykuły spożywcze, kiedy byłam bardzo chora. Spotkałam go później zakatarzonego i z kotem na rękach. Pomyślałam, że jest dobrym człowiekiem, więc zaalarmowałam zespół wsparcia firmy, w której pracował. Jesteśmy razem już od pięciu lat.
  • Od czterech miesięcy dorabiam sobie jako dostawca jedzenia przez aplikację. Co siódma dostawa jest odbierana po długim oczekiwaniu pod drzwiami, przez panią w szlafroku, z mokrą głową. Możesz zobaczyć każdy mój krok w aplikacji i obliczyć czas dostawy, więc czemu akurat wtedy bierzesz prysznic?
  • Domofon nie działa, więc do kurierów schodzę do wejścia, gdy zadzwonią. Dom ma 5 wejść, moje jest na samym końcu, tabliczki z numerami przy wszystkich wejściach. Kurier dobre pół godziny nie mógł się zorientować, że czeka przy wejściu na drugim końcu domu. A ja stałam w otwartych drzwiach, w kapciach i szlafroku. Było minus dziesięć stopni.
  • Zamówiliśmy krzesło, zapłaciliśmy za dostawę do mieszkania, budynek ma windę towarową. Kurierka dzwoni i mówi: „Jestem na miejscu”. Otwieram drzwi mieszkania, piętro jest puste. Oddzwaniam, mówię, że nikogo nie widzę, a ona odpowiada, że czeka przy samochodzie. Mówię, że mamy przesyłkę opłaconą do mieszkania, i rozłączam się. Jakieś 15 minut później przychodzi kurierka, brudna, zła i mówi, że mogliśmy jej pomóc. A co mnie to obchodzi, przecież mam wszystko opłacone.
  • Miałam dostarczyć trzy duże pizze z kurczakiem, przyjechałam [z nimi] na miejsce. Wsiadłam do windy, a ona utknęła tuż przed właściwym piętrem. Zadzwoniłam do klienta i powiedziałam: „Jestem na miejscu, ale niezupełnie”. Facet wyszedł na klatkę, zadzwonił po obsługę, wyciągnęli mnie. Potem wróciłam do niego. Dał mi pieniądze i poprosił, żebym kupiła kolejną pizzę, a potem mu ją dostarczyła. Powiedział, że jestem naprawdę miła i że to będzie randka. Wieczorem poszłam do niego. Cały wieczór oglądaliśmy film i jedliśmy pizzę. Związek nie wypalił, ale zostaliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.
  • Kurier dostarczył pizzę. Kiedy otworzyłam drzwi, mój szczeniak chciał wyskoczyć na klatkę. Powiedziałam kurierowi: „Zaraz przyjdę”, wzięłam szczeniaka, zaprowadziłam go do kuchni i wydałam polecenie: „Zostań”. Kurier zza drzwi: „Tak, oczywiście”.
  • Od 3 miesięcy wieczorami pracuję jako kurier: ci, których domofony nie działają, dzielą się na dwie kategorie. Jeśli zadzwonisz do jednych, otworzą drzwi niemal natychmiast, zwykle mając na sobie byle jaki dres albo szlafrok. Ci drudzy wychodzą niespiesznie, w pełni odszykowani, w najlepszym razie po 5 minutach. To mnie wkurza. Nie interesuje mnie czyjś ubiór, chcę tylko szybko dostarczyć zamówienie i odjechać.
  • Zamówiłam posiłek z dostawą do domu. Kurier dostarczył zamówienie i zażartował: „Jesteś zbyt leniwa, żeby gotować, prawda?”. Byłam zdumiona: gdyby wszyscy sobie gotowali, on nie miałby pracy.
  • Kiedyś zamówiłam pizzę z pieczarkami i oliwkami. Zamówienie miało dotrzeć w ciągu 20-30 minut. Dostarczono mi ją jednak 15 minut wcześniej. Gdy tylko podszedł do mnie dostawca, postanowiłam sprawdzić swoje zamówienie. Okazało się, że tak bardzo się spieszył, że zapomniał zabrać pizzę, i ostatecznie dostarczył mi tylko pudełko z rachunkiem. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
  • Pracuję jako kurier w dwóch dzielnicach: jedna jest stara, z niewieloma nowymi budynkami, druga została właśnie ukończona. Różnica jest ogromna! W starej dzielnicy ludzie, widząc mnie z okna, proponują otwarcie drzwi, nawet jeśli nie jestem do nich. W nowej dzielnicy ogrodzenie wokół domu jest zamknięte, wejście jest zamknięte, winda jest zamknięta, jest też część z zamkiem magnetycznym, ale nie można dostać się do mieszkania bez dzwonienia, nikt nie otworzy drzwi. A potem robią zamieszanie, że nie jestem na czas.
  • Dostarczałem zamówienie na shawarmę w serowej picie i cappuccino. Długo dzwoniłem do drzwi, po czym otworzyła je dziewczyna wpatrzona w książkę. Powiedziałem: „Pani zamówienie, proszę się podpisać na rachunku”. Ona, nie odrywając wzroku od książki, wzięła torbę, położyła ją na półce w przedpokoju i, nadal nie podnosząc wzroku, zaczęła klepać ręką po tej półce. Znalazła szminkę i podpisała się na paragonie „Lady R”. Nie odrywając wzroku od książki, zamknęła mi drzwi przed nosem. Nie wiem, o co w tym chodziło, ale to było bardzo dziwne zamówienie.

Jeśli spodobały wam się te historie, poczytajcie kolejną porcję epickich przygód kurierów i ich klientów.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły