16 osób, które musiały przyznać, że ich partnerzy zachowali się w zupełnie nieprzewidywalny sposób

Ślub to ceremonia łącząca pary wiecznym węzłem i celebrująca ich miłość. Ta uroczystość ma pokazać zalety ich osobowości i piękno wspólnej relacji. Nasza czytelniczka zaplanowała swój ślub właśnie w ten sposób — by odzwierciedlał ich miłość. Ale jej siostra miała nieco inne plany.
Cześć, Jasna Strono! Piszę te słowa, bo czuję potrzebę opowiedzenia mojej ślubnej historii, która była nieoczekiwanym doświadczeniem zarówno dla mnie, jak i mojego męża.
Byliśmy zaręczeni od prawie 3 lat i w końcu wyszłam za mąż za tego jedynego. Jesteśmy dla siebie pierwszą miłością. Planowaliśmy nasz ślub przez ostatnie dwa lata, więc trochę to trwało. Udało nam się nieco zaoszczędzić i zdecydowaliśmy się na prostą, ale doniosłą uroczystość. Cóż, nie dysponowaliśmy nieograniczonym budżetem.
Zarezerwowaliśmy lokal przy plaży i wysłaliśmy zaproszenia do 30 osób, które mogła pomieścić knajpa. To miała być kameralna uroczystość. Chcieliśmy otoczyć się wyjątkowymi i najbliższymi nam osobami. Dwa miejsca przypadły mojej siostrze i jej narzeczonemu.
Kilka dni przed ślubem zadzwoniła do mnie siostra i powiedziała, że pragnie, abyśmy miały podwójne wesele. Byłam w szoku i próbowałam wybić jej ten pomysł z głowy. Nie mam pojęcia, co w nią wstąpiło, żeby tak nagle powiedzieć coś głupiego.
Ona ma ekstrawagancki gust, a ja wiedziałam, że moje proste wesele nie będzie jej odpowiadało. Starałam się jej to wyperswadować, ale nalegała, mówiąc, że to ma sens, ponieważ będzie „cała rodzina”. Dodała, że takie rozwiązanie będzie wygodne dla nas obu, pomimo różnic w preferencjach i budżecie.
Zapomniała jednak wspomnieć, że nie planuje płacić za wszystko, co wiąże się z uroczystością, choć zarabia trzy razy więcej niż ja. Podkreśliłam, że powinna to przemyśleć lub po prostu zaplanować ślub w późniejszym terminie. Kontrargumentowałam, myśląc, że zrozumie. Ale nie zrozumiała.
Pod koniec tygodnia ogłosiła, że zbliża się podwójny ślub. A to był dopiero początek.
Siostra zaoferowała pomoc w sfinalizowaniu wszystkich spraw, ponieważ zaczęła mieć wątpliwości. Powiedziała, że to rekompensata za stres, który spowodowała. Po poinformowaniu gości?! Nagle zmieniła zdanie? Wiedziałam, że jest impulsywna i w ogóle, ale to było skrajne zachowanie. Podpowiedziałam jej, jak może pomóc, skoro sama się zaoferowała.
Następnego dnia sprawdziłam plan i szczęka mi opadła, bo zauważyłam, że coś jest nie tak. Mimo że to był mój dzień, w ostatniej chwili wszystko zmieniła. Zrezygnowała z lokalizacji na plaży i wybrała bardziej ekstrawaganckie miejsce, a za rezerwację w ostatniej chwili została naliczona ogromna opłata. Zmieniła też kwiaty — na takie, które jej się podobają — to również była droga operacja. Kupiła sukienkę od projektanta i chciała, żebyśmy się dopasowały, więc zamówiła jeszcze jedną. Nawet cena za dekoracje się potroiła.
Koordynator ślubu skontaktował się ze mną listownie. Okazało się, że to moja siostra, która pisała, że zrobiła mi niespodziankę z okazji naszego podwójnego ślubu. Miałam dość. Cały nasz pomysł został zdeptany. To już nie była moja skromna ceremonia. To było wydarzenie bez charakteru, godne jakiegoś kolorowego czasopisma. Nie był w tym już nic, co miało dla mnie znaczenie. Ukradła mi uroczystość i sprawiła, że byłam gościem na własnym ślubie.
Noc przed ślubem mój ówczesny narzeczony i ja spakowaliśmy walizki, wsiedliśmy do samolotu i uciekliśmy na wieś. Gdy zobaczył, co wyprawia moja siostra, zarezerwował piękny domek z balią i zorganizował urzędnika, który miał przeprowadzić tam naszą ceremonię. Nie miałam pojęcia i byłam zaskoczona, że jedynymi osobami, które się tam zjawiły, były moja druhna i jego drużba. Pomogli mu to wszystko zorganizować. Szczerze mówiąc, nie mogłabym prosić o nic więcej.
Nasz ślub był idealny. To była piękna i spokojna ceremonia, w której tylko dwie osoby i natura były świadkami tego, jak słodko ogłosiliśmy naszą miłość.
Kiedy wróciliśmy, zadzwoniła moja wściekła siostra, skarżąc się, że dostała rachunki na tysiące dolarów. Zażądała, abym je zapłaciła albo poda mnie do sądu. Spokojnie wyjaśniłam, że wszystko zarezerwowała, a anulowała to, za co ja miałam zapłacić, więc kwity to jej wyłączna odpowiedzialność. Pogratulowałam jej, a w odpowiedzi zaczęła krzyczeć w jeszcze większej furii.
Próbowała obrzucić mnie wyzwiskami, ale się rozłączyłam. Mama powiedziała mi później, że nadal jest wściekła jak osa i okłamuje ludzi, że zrujnowałam jej ślub, zrzucając na nią koszty. To naprawdę słabe z jej strony. Nie wiem, jak dogadałabym się z nią po powrocie, ale w tej chwili nie zawracam sobie tym głowy, bo chcę cieszyć się czasem jako świeżo upieczona mężatka.
Mówi się, że nigdy nie zapomina się swojej pierwszej miłości. W tej kolekcji prawdziwych historii przyglądamy się tej cichej sile. Łapcie link!