14 osób, które wykazały się refleksem i poczuciem humoru

Ludzie
2 miesiące temu

Poczucie humoru bardzo pomaga w życiu. Nauczyciel próbuje oblać na egzaminie, sąsiedzi zadręczają wizytami albo dziecko wykazuje się złymi manierami w obliczu podobnych sytuacji łatwo popaść w zniechęcenie i złość. Ale bohaterowie tego artykułu świetnie poradzili sobie z przeciwnościami właśnie dowcipną ripostą.

  • Moja teściowa poskarżyła mi się kiedyś, że sąsiedzi potrafią pukać do jej drzwi po 22:00-23:00, a nawet o 4:00 rano, prosząc o sól czy jakiś inny drobiazg. Są już od dawna na emeryturze, w przeciwieństwie do mojej teściowej nie pracują. Choćby nie wiadomo jak im tłumaczyła, nie rozumieją, że nie należy nachodzić sąsiadów o każdej porze. Zostałem więc w jej mieszkaniu na noc, a o drugiej w nocy zacząłem pukać do drzwi tych sąsiadów. Powiedziałem: „Cześć, jestem waszym nowym sąsiadem! Podobno można do was wpaść o dowolnej porze, więc czy macie program telewizyjny? Cierpię na bezsenność, nudzę się”. Nikt więcej nie zapukał do drzwi mojej teściowej o późnej porze. © kamidc / Pikabu
  • Kiedyś trenowałam w sekcji lekkoatletycznej. Oprócz treningów z poważnym obciążeniem mieliśmy też po prostu cross trening: biegało się 8-10 kilometrów, zwiększając, a potem zmniejszając tempo. Bieganie w kółko na stadionie wcale nie jest interesujące, więc wszyscy urozmaicaliśmy sobie trasę tak bardzo, jak tylko mogliśmy. W jednym z tych wyścigów chłopaki pobiegli dużo szybciej, nie było ich już widać, zostawili nas, dziewczyny, na trasie. Jakiś facet z otwartymi ramionami wypadł z krzaków na spotkanie z nami: „O dziewczyny! Gdzie biegniecie?”. Nie było sposobu, żeby go ominąć. Nawet jeśli jedna z nas by uciekła, pozostałe nie przejdą. A jego koledzy mu wtórowali: „Chodźcie i usiądźcie z nami!”. Wtedy zauważyłam, że jeden z nich ma tatuaż „Michał” na ramieniu. Krzyknęłam: „O, wujek Michał! Tatuś przesyła pozdrowienia”. Tego, co pojawiło się na jego twarzy, nie da się opisać słowami. To było tak, jakby nie zdążył do toalety. Pobiegłyśmy dalej, a faceci pewnie długo zastanawiali się, kim był mój ojciec. © uitslipochtli / Pikabu
  • Wynajmowałam mieszkanie z trzema współlokatorkami, każda w swoim pokoju, rzadko ze sobą rozmawiałyśmy. I wszystko byłoby dobrze, ale mieszkały tam dwie koleżanki, nazwijmy je Karina i Wiktoria. Wiktoria była strasznym niechlujem: potrafiła zapomnieć o swoich ubraniach w pralce na kilka dni, jej naczynia stały w zlewie tygodniami. A Karina często pisała do mnie na czacie grupowym: „Dziewczyny powiedziały, że naczynia w zlewie nie są ich, więc umyj je, proszę”. Więc łatwiej było Wiktorii okłamać koleżankę niż posprzątać. Ale trudno, i tak miałam się niedługo wyprowadzić, a do tego czasu spakowałam prawie wszystkie swoje rzeczy. A potem była afera: Karina napisała epistołę na naszym ogólnym czacie, pełną oburzenia, że ma już dość bałaganu, który robiłam. Niczego jej nie udowadniałam, powiedziałam tylko, że ma szczęście, bo właśnie się wyprowadzam. A ona na to: „Więc zabieraj wszystkie swoje rzeczy i do widzenia”. Pamiętajcie, że kupiłam większość wspólnych przedmiotów w tym mieszkaniu. Kubły na śmieci, router wifi, duży regał... Ten regał był prawdopodobnie największą stratą dla nich, ponieważ był pełen ich rzeczy, nie było tam prawie nic mojego. W każdym razie zgarnęłam wszystkie te rzeczy z regału, zajmowały wszystkie stoły w kuchni i stolik kawowy w salonie, i wyprowadziłam się następnego ranka z moimi rzeczami. Potem zobaczyłam wiadomość od Wiktorii na naszym czacie: „Wi-Fi nie działa”, po czym opuściłam czat. Zastanawiam się, ile czasu zajęło Karinie zorientowanie się, że to nie ja robię bałagan? © 6cheddar6 / Reddit
  • Kiedy jeszcze mieszkaliśmy z rodzicami, mama poprosiła nas, żebyśmy posprzątali przed przyjściem gości. Moja siostra powiedziała mamie, że to ja narobiłam bałaganu, więc powinnam posprzątać. Poszłam więc i sprawdziłam. Tylko kilka rzeczy było naprawdę moich, reszta należała do mojej siostry. Odłożyłam więc swoje rzeczy, a resztę „moich” rzeczy wrzuciłam do kosza. Kilka minut później moja siostra zaczęła krzyczeć, że ktoś wyrzucił wszystkie jej rzeczy. ©
    Goateed_Chocolate / Reddit
  • Kolejka do kasy w supermarkecie. Stoją jeden za drugim: starszy mężczyzna, matka z chłopcem w wieku 7-8 lat i starszy nastolatek.
    W pewnym momencie dziecko zaczyna celowo nadeptywać na stopę starszego mężczyzny. Ten zwraca się do matki:
     Proszę powiedzieć synowi, żeby przestał deptać mi po nodze.
    Matka, nawet nie odwracając głowy, odpowiada:
     Wychowuję syna bez autorytarnej presji!
    A chłopiec nadal nadeptuje na stopę faceta. Nagle niepozorny młodzieniec wyjmuje z koszyka słoik miodu, otwiera go i wylewa na głowę tej matki. I oświadcza:
     Ja też zostałem wychowany bez autorytarnej presji. © Rliethnam / Pikabu
  • Około 7 lat temu instalowaliśmy pomnik w mieście i zamówiliśmy do niego kilka marmurowych tablic. Pierwsza z nich została przywieziona do mojego miejsca pracy, podczas gdy pomnik był stawiany na przedmieściach. Musiałem jechać autobusem. Usiadłem na pojedynczym siedzeniu najbliżej drzwi. Nie wymyśliłem nic sprytniejszego, niż położyć tablicę na kolanach z rękami wokół niej, żeby nic się nie oderwało na wybojach. Tabliczka miała jakieś 60 na 40 centymetrów, 3 centymetry grubości i sporo ważyła: była niewygodna w trzymaniu, ale uznałem, że jakoś dojadę. I wtedy na przystanku weszła kobieta w średnim wieku. Od razu się wlepiła we mnie spojrzenie i zaczęła monolog o chamstwie mężczyzn, którzy ośmielają się siadać w obecności stojących pań. Głośno, w chamskiej formie. A ja jej na to:
    — Mogę ustąpić pani miejsca, jeśli przytrzyma pani moją torbę. Ale jest ciężka.
     Spokojnie!
     No cóż, ostrzegałem.
    Gdy usiadła z triumfalną miną, położyłem torbę na jej kolanach. Wyobraźcie sobie minę człowieka, który wpada do szamba, zahaczając zębami o deskę podłogową.... Ale nie było odwrotu, zgodziła się, wszyscy słyszeli. Przez całą drogę próbowała wypalić we mnie dziurę spojrzeniem, co jakiś czas chrząkając i stękając, a ja uśmiechałem się wrednie. Kilka przystanków od stacji końcowej kobieta wysiadła, cicho przeklinając. Mam nadzieję, że ta podróż czegoś ją nauczyła. © DetiZhrutKota / Pikabu
  • Mieszkam z moją dziewczyną od sześciu miesięcy. Za każdym razem, gdy się kłócimy, w wannie jest pająk. Moja dziewczyna wybacza mi wszystkie grzechy i zgadza się ze mną we wszystkim, żebym tylko go usunął. Ale nie ma pojęcia, że przez cały czas to jest ten sam pająk. Mój pająk, który mieszka w garażu. © KusniMoi*** / Pikabu
  • Wczoraj wziąłem karcher i poszedłem umyć samochód, ale aplikacja uparcie mówiła: „Podejdź bliżej”. Prawie usiadłem na masce i nic. Zadzwoniłem do pomocy technicznej, facet po drugiej stronie kombinował przez pół godziny, a potem powiedział: „Więc zróbmy to w ten sposób: najpierw proszę włączyć tryb samolotowy w telefonie”. Włączyłem go jak głupi i oczywiście połączenie z nim zostało zerwane. Byłem zdumiony jego pomysłowością. Oddzwoniłem do pomocy technicznej, a tam inny pracownik odebrał telefon i wszystko od nowa. Ale jak sprytnie mnie oszukał! Byłoby zabawniej, gdyby powiedział: „Najpierw proszę się rozłączyć”. © creyz / Pikabu
  • Seba, kolega ze studiów, w ogóle nie umiał rysować. Jeśli mówi się o ludziach, którzy nie mają słuchu muzycznego, że słoń nadepnął im na ucho, to słoń Seby deptał po jego rękach. Jego kwadraty wyglądały jak koła, a koła jak trójkąty. I nie byłoby to problemem, gdyby nie studiował na wydziale fizyki, gdzie nie obejdzie się bez rysunków. Dogadał się z kolegą z klasy: on będzie robił mu rysunki, a Seba będzie rozwiązywał jego zadania. To pomogło na jakiś czas, aż nadszedł czarny dzień: egzamin z optyki, gdzie rysunki są w każdym zadaniu. Kiedy Seba wyszedł z sali, w której odbywał się egzamin, wszyscy rzucili się na niego:
     I jak? Jak ci poszło?
     Wciąż nie mogę w to uwierzyć, ale zdałem na piątkę!
    — A co z rysunkami? Narysowałeś je?
     Nie, oczywiście, że nie. Chodzi o to, że kiedy nauczyciel zapytał mnie o nie, powiedziałem tak swobodnie, jak to tylko możliwe: „Cóż, jesteśmy profesjonalistami i zdajemy sobie sprawę, że to podstawy. Po co marnować cenny czas na egzaminie? Ja to po prostu opowiem!”. Nie wiem dlaczego, ale zgodził się ze mną, a rezultat znacie. © smile2 / Pikabu
  • Nasze biuro znajduje się przy ruchliwym skrzyżowaniu. Dziesięć metrów w dół alei znajduje się firma kserograficzna. Postawili znak z napisem „Ksero tutaj!” i strzałką wskazującą w kierunku alei. Wszystko byłoby w porządku, ale słup jest ustawiony tuż przed naszymi drzwiami, a ich klienci idą do naszych drzwi. Grzecznie ich przekierowaliśmy, ale nadal przychodzili. Umieściliśmy na drzwiach napis „Tu się nie kseruje”, a oni nadal przychodzili. Dodaliśmy do napisu na drzwiach, gdzie się udać z dokładnością co do metra, ale nic nie pomogło. W końcu poszliśmy do sąsiadów z prośbą o przeniesienie tabliczki na sąsiedni słup. Otrzymaliśmy nieprzyjemną odmowę: sąsiedni słup, znajdujący się dwa metry dalej, ma rzekomo mniejszy ruch pieszych. Obraziliśmy się. Tabliczka z naszych drzwi została usunięta, a teraz każdy, kto przychodzi z prośbą o ksero, jest prowadzony do biurowej kserokopiarki. Cenę za usługę pobieramy dokładnie taką, jaka widnieje na tabliczce; pieniądze otrzymane za robienie ksero pod koniec każdego miesiąca przeznaczamy na piwo po pracy za zdrowie wściekłych sąsiadów. © TorkHots / Pikabu
  • szkole dziewczyny całowały lustro pomalowanymi szminką ustami. Sprzątaczka co wieczór ścierała szminkę, a następnego dnia wszystko się powtarzało. Dyrektor zebrał więc dziewczynki w toalecie, zawołał sprzątaczkę i poprosił, by pokazała im, jak trudno jest zetrzeć szminkę z lustra. A sprzątaczka wzięła szmatę, zanurzyła ją w toalecie i wytarła lustro. Krótko mówiąc, nikt już nie całował lustra. © Told / VK
  • Mój syn irytował mnie zdaniami typu: „Po co się uczyć, Bill Gates nie ma wyższego wykształcenia, a jest miliarderem”. Nie wytrzymałem, przyniosłem synowi zdemontowaną płytę główną z jego komputera i powiedziałem: „Jak bez sprawdzania w internecie złożysz to, żeby działało, możesz odebrać dokumenty z uniwerku”. Przyszedł dwie godziny później z prośbą: „Tato, włącz Wi-Fi, muszę przygotować pracę zaliczeniową”. © Told / VK
  • Stoję na balkonie, podziwiając zachód słońca. Na dziedzińcu grupa nastolatków siedzi na ławce: dziewczyny się wdzięczą, a chłopaki przed nimi popisują się, prawie stojąc na głowach. Zwykłe gry godowe, jak u kanarków. Obok przechodzi chłopak, nieco od nich starszy. Niesie torbę pełną bananów. Jeden z nastolatków, najwyraźniej znajomy chłopaka, postanawia popisać się przed innymi.
     Cześć!  i wyciąga rękę do uścisku.
     Cześć  odpowiada mu chłopak.
    Chłopak się nie uspokaja:
     Po co ci tyle bananów? Chcesz nakarmić małpy?
    Wtedy grupa nastolatków zaczyna chichotać i komentować, do czego ich zdaniem może być potrzebne tyle bananów.
    A chłopak nawet nie zmienia wyrazu twarzy, tylko odpowiada nonszalancko:
     Zgadłeś!
    Wkłada wolną rękę do torby, wyjmuje banana i ze słowami „Jedzcie!” rzuca go ogłupiałym nastolatkom. © MihZlobin / Pikabu
  • W szkole, w której uczyłem, istniał ścisły wymóg, aby kadra nauczycielska ubierała się zgodnie z kodeksem. My, mężczyźni, musieliśmy nosić koszule z długimi rękawami i klasyczne spodnie, a na nogach półbuty. Żadnych dżinsów i butów sportowych. Jednak w naszej umowie o pracę było zapisane, że dress code może być złagodzony ze względów zdrowotnych. Pewnego dnia przyszedłem poprowadzić zajęcia w trampkach. Moja żona i ja przeprowadziliśmy się dzień wcześniej i bardzo bolały mnie nogi. Myślałem, że to dobra wymówka, ale tak nie było. Moi szefowie dali mi pisemną reprymendę, nawet nie pytając, dlaczego mam na sobie buty sportowe. No dobrze. Chcecie półbuty, macie półbuty. Wszedłem na stronę internetową młodzieżowego sklepu odzieżowego i kupiłem tam najbardziej ekstrawaganckie buty rockowe, jakie mogłem znaleźć, na platformie, z łańcuchami i nitami, ale w formie półbutów. Następnego dnia założyłem je do pracy. Nosiłem je na zajęciach przez cztery dni, a potem dyrektor przyłapał mnie i oburzony spytał, co to ma znaczyć. Powiedziałem mu, że to buty zgodne z dress codem. Dał mi kolejną pisemną naganę, która mówiła, że celowo zachowuję się nieprofesjonalnie i jeśli to się powtórzy, grozi mi grzywna i zwolnienie. Co więc zrobiłem: zadzwoniłem do związku, gdzie sprawa została szybko rozwiązana na moją korzyść, ponieważ rzeczywiście miałem na sobie półbuty. Ponadto powiedziałem, że nie zrobiłbym tego, gdyby pozwolono mi nosić buty sportowe, gdy bolały mnie stopy. Związek powiedział mi, że mogę nosić takie buty, na jakie mam ochotę. Krótko mówiąc, nosiłem te buty codziennie przez resztę roku szkolnego i nie miałem żadnych dalszych problemów. Fajne jest to, że kilka innych osób poszło w moje ślady i do czasu, gdy odszedłem, było nas tuzin buntowników przeciwstawiających się obuwniczemu dress code’owi. © ExeTheHero / Reddit

Zobaczcie wymiany wiadomości, które rozbawią was do łez.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły