Zwykliśmy myśleć, że w każdym zawodzie obowiązują jasne zasady. Tymczasem dla osób sprzątających dzień pracy często zamienia się w nieprzewidywalną misję. Trzeba dotknąć czyichś skarpet, przesunąć ogromny sejf pod sam sufit albo odnaleźć skradzioną płytę grzewczą — wydaje się, że każdy klient stara się przebić poprzedniego w absurdzie. Zebraliśmy 15 przezabawnych historii od pokojówek, które po prostu wykonywały swoje zadania, a napotkały prawdziwie komediowe sytuacje.
- Pracuję jako sprzątaczka. Poszłam posprzątać u jednej dziwnej pary. Mąż leżał, obgryzał pestki i rozsypywał łupiny po podłodze, a żona stała nade mną, obserwując każdy mój ruch. No więc wysprzątałam wszystko, żegnam się, a gospodyni mówi: „Jeszcze nie skończyłaś”. I nagle mąż rzuca: „Chodź tu i ułóż skarpetki w pary”. Patrzę, a tam stoi ogromny kosz pełen noszonych, brudnych skarpet! Oczywiście powiedziałam: „Przepraszam, ale to już nie moja działka”. Na szczęście zapłaciła z góry, a szefowa później mnie wsparła, mówiąc, że to już przesada.
„Taką miłą niespodziankę zostawili mi nowi klienci, do których przyszłam po raz pierwszy”.
- Przyjechaliśmy na zlecenie. Klientka szepnęła: „Proszę, zróbcie wszystko idealnie. Jutro przyjeżdża teściowa. Zauważa kurz wszędzie”. Pomyślałam: „No, znam takie przypadki”. Sprzątamy, szorujemy, polerujemy. Wychodzimy zadowoleni. A następnego dnia ta sama klientka nagle pisze: „Dziękuję! Teściowa znalazła tylko jeden włos! Ale powiedziała, że to na pewno jej własny, bo ja mam inny odcień!”. Dodała: „Czy mogę zamówić was na następną sobotę? Powiedziała, że teraz będzie przyjeżdżać częściej”. Naprawdę tak było. Czasami nie jesteśmy tylko sprzątaczami — jesteśmy ratownikami małżeństw, systemu nerwowego i relacji z krewnymi. © sos_clean_kz
- Pracowałam w firmie sprzątającej. Ktoś do mnie zadzwonił i poprosił o sprzątanie, ale ostrzegł, że właściciel jest trochę dziwny: „Wie pani, on jest dziwny. Nigdy nie zakłada tych samych skarpetek dwa razy i zawsze mówi o sobie w trzeciej osobie”. Zgodziłam się, bo płacili dużo. Przyjechałam i już w progu zrozumiałam, że to właśnie z tym właścicielem rozmawiałam przez telefon. © VK
„Przyszłam posprzątać do nowych klientów i spadła na mnie deszczownica. Syn właścicielki sugeruje, że to ja ją zepsułam!”
- Pracuję w firmie sprzątającej już piąty rok. Sprzątam w mieszkaniach. Do jednego z nich chodzę od trzech lat, właścicielka jest bardzo miła. Pewnego razu przyszedł jednak jej mąż. Najwyraźniej facet miał ciężki dzień. Zaczął narzekać, że kobiety są materialistkami, tylko pieniądze im w głowie. A on podobno taki super, że może sobie na wszystko pozwolić. Doprowadził mnie do szału! Powiedziałam mu więc: „Nie macie w domu ani jednej książki, a ty chodzisz w podartych majtkach”. Jego pewność siebie zniknęła natychmiast. © Ideer
- Pojechałyśmy sprzątać do ogromnego prywatnego domu. Wychodzi kobieta i mówi: „Dziewczyny, oddajcie telefony, to prywatna posesja”. No dobrze, oddałyśmy. I wtedy zaczęła się najzabawniejsza część. Wchodzimy do domu, a tam prawdziwy surrealizm: w niektórych pokojach totalny chaos — wszędzie śmieci, graty, lepkie podłogi, meble jak po ataku dzieci z czekoladą i dżemem. A w innych pokojach... czystość aż lśni. Białe kanapy, idealny porządek. Światło tak ustawione, że można by od razu kręcić film. I wtedy zrozumiałyśmy, kogo odwiedziłyśmy. To była blogerka, której cały profil w social mediach wypełniony jest zdjęciami perfekcyjnego domu i idealnego życia. Później zajrzałam na jej stronę, obejrzałam fotki... No cóż, stało się jasne, dlaczego zabrała telefony. Rzeczywistość mocno różniła się od obrazka w sieci. Da się ogarnąć wszystko, ale tylko jeśli ma się ekipę z mopami i ściereczkami — taką jak my. © VK
„Z jakiegoś powodu mężczyźni zawsze są zbyt leniwi, żeby wymienić papier toaletowy w uchwycie i po prostu kładą nową rolkę na wierzchu”.
- Poszłam do pewnej pani na próbne sprzątanie. Powitała mnie z nadętym wyrazem twarzy i oprowadziła po całym domu, ciągle pokazując, jaki ma luksusowy i wyrafinowany styl życia. Potem poprosiła, żebym pozbierała ogromną stertę ubrań i przy okazji sprawdziła kieszenie. Podkreślała przy tym, że nie ma pojęcia, co w nich może być. Następnie wyszła. Zajęłam się więc ubraniami. W jednej z kieszeni znalazłam 20 dolarów i odłożyłam je na bok. Dosłownie po chwili pani wbiegła z powrotem i zapytała: „No, jak idzie?”. Drżała przy tym z nerwów. Oddałam jej 20 dolarów. Przysięgam, nigdy w życiu nie widziałam kogoś tak zdenerwowanego, gdy daje się mu pieniądze. Po tym stwierdziła, że się nie dogadamy, wypisała mi czek na jakieś 10 dolarów i kazała wyjść. Co to w ogóle było? Tak bardzo chciała na kogoś nakrzyczeć? © Reddit
- Pracuję jako sprzątaczka. Przyjechaliśmy na zlecenie. Nie było brudno, ale wszędzie leżały porozrzucane rzeczy. Nagle klient mówi: „W sumie to nie potrzebuję sprzątania, ale zapłacę 50 euro za każdy znaleziony dokument — zgubiłem gdzieś paszport i prawo jazdy”. © VK
„Uwielbiam, kiedy klienci «chowają» dla mnie monety. Znajduję je i rozkładam w najbardziej absurdalnych miejscach”.
- W mieście zamieszkał przyjezdny, wysoko postawiony menedżer. Firma wynajęła mu dobre mieszkanie i opłacała sprzątanie. Po miesiącu menedżer dorobił sprzątaczce komplet kluczy, żeby mogła przychodzić sprzątać pod jego nieobecność, a właścicielowi mieszkania oczywiście nic o tym nie powiedział. Po roku w pośpiechu wrócił do swojego kraju. Sam niczego nie ustalił z firmą sprzątającą, miała się tym zająć sekretarka. Gdzie zaginęła informacja o zakończeniu sprzątania? Tego nie wie nikt. Pewnego dnia sprzątaczka przyszła zgodnie z grafikiem, otworzyła mieszkanie, posprzątała i wyszła. Zauważyła, że zmienił się zestaw rzeczy, pojawiły się też kobiece, ale to nie była jej sprawa. Był grafik, więc pracowała według grafiku. Tymczasem po wyprowadzce menedżera właściciel mieszkania w niewiarygodnie szybkim tempie, już następnego dnia, znalazł nowych lokatorów — małżeństwo. Tego samego wieczoru właściciel odebrał telefon od zdziwionego i oburzonego najemcy. Mężczyzna pytał, kto wszedł do mieszkania — i to nie tylko wszedł, ale jeszcze wszystko umył i posprzątał. Jeśli to oczywiście wchodzi w zakres i tak niemałego czynszu, to on nie ma nic przeciwko, ale o takich rzeczach wypada jednak uprzedzać z wyprzedzeniem. Właściciel był zdezorientowany. Przypomniał sobie o byłym lokatorze, zadzwonił do niego i ten przyznał, że dorobił klucze dla sprzątaczki. Ostatecznie wszystko się wyjaśniło i nikt nie miał pretensji. © Pikabu
„Wchodzę do ostatniego pokoju, gdzie muszę posprzątać, a tu takie coś”.
- Przypomniała mi się pewna historia. Kiedy pracowałem w firmie sprzątającej, organizowałem sprzątania na klatkach schodowych. Ponieważ stare klatki często nie miały dostępu do wody, zawsze bardzo się cieszyliśmy, gdy mieszkańcy zgadzali się udostępnić nam wodę do mycia. No i w jednej klatce pewna babcia, prawdziwy dobry duszek, zgodziła się nam dać wodę do mycia. Dwa wiadra, za darmo, tak po prostu! Wow! Ależ to była radość i rzadkość. Zwykle ludzie, a szczególnie babcie, skąpią, by dać wodę z powodu liczników, a tutaj całe dwa wiadra. Prawda wyszła na jaw po kilku miesiącach. Okazało się, że babcia, gdy się myła, nie spuszczała wody do kanalizacji, ale do wiadra, by oszczędzać (tak powiedziała). I gdy nazbierały się dwa wiadra, odkładała je na bok. A kiedy przychodziła pracownica z wielkim uśmiechem na twarzy dawała jej te wiadra. © Pikabu
- Przyjechaliśmy na sprzątanie mieszkania. Nic nie zapowiadało kłopotów, dopóki nie weszliśmy do ostatniego pokoju. A tam ogromny metalowy sejf sięgający aż do sufitu. Zaniemówiliśmy: jak tu sprzątać, skoro nie da się nawet za niego zajrzeć? Właścicielka była szczerze zdziwiona i rzuciła:
„No przecież możecie go przesunąć i posprzątać”. Nasze drobne dziewczyny spojrzały po sobie... i po prostu odeszły. © VK
„Klientka jest przekonana, że ukradliśmy jedną płytę grzewczą i zastąpiliśmy ją plastikową”.
„Sprzątanie było w sobotę, dziś jest wtorek, a tu nagle oskarżenia i żądania pełnego zwrotu kosztów. Moi pracownicy twierdzą, że ta część była od początku plastikowa, a kradzież jednego palnika nie ma żadnego sensu. Jestem gotowa po prostu kupić jej nowy”.
- Robiłam generalne sprzątanie łazienki. Cała wanna była pokryta żółto-pomarańczowymi plamami — wyglądało to tak, jakby nigdy wcześniej jej nie myto. Sama wanna i jej krawędzie były oblepione grubą warstwą osadu z twardej wody. Dałam z siebie wszystko i kiedy skończyłam, wszystko stało się białe jak śnieg, a bateria wręcz lśniła. Właściciel domu stwierdził jednak, że coś przeoczyłam. Pokazał mi pleśń pod silikonem przy wannie. Wyjaśniłam mu, że niestety nasza firma nie używa agresywnych środków chemicznych do usuwania pleśni. Dodałam też, że najlepiej byłoby usunąć stary silikon, potraktować miejsca chemią przeciwgrzybiczą i uszczelnić je na nowo. Wydawało się, że wszystko zrozumiał i zgodził się z moimi argumentami. Gdy tylko wyszłam za drzwi, wystawił mi jednak ocenę 1/5. W komentarzach napisał m.in.: „Nie usunęła pleśni” oraz „Po sprzątaniu butelki z szamponem były wilgotne”. Na szczęście mój szef podchodzi do takich sytuacji ze zrozumieniem. To naprawdę bardzo przykre, kiedy wkłada się w coś tyle pracy, a w zamian czeka nas takie podejście. © Reddit
- Miałam klientkę, która podczas sprzątania chodziła za mną krok w krok, wskazując na każdą pominiętą plamkę. Na każdy taki komentarz odpowiadałam jej, że jeszcze nie skończyłam, sprzątanie jest w toku. I tak przez cztery godziny! Już więcej do niej nie wróciłam. © Reddit
„Jedna z zalet mojej pracy”
„Klientka kupiła szczeniaka i dodatkowo płaci mi za to, że wyprowadzam malucha na spacer i się z nim bawię!”
- Pewien chłopak zamówił sprzątanie kuchni. Przyjeżdżam do niego i aż mnie zamurowało. Bałagan niewyobrażalny, a do tego smród. No trudno, myślę sobie — wyzwanie przyjęte! Sprzątam, a on chodzi za mną krok w krok. Kiedy wyciągnęłam swoje środki czystości, nagle mnie zatrzymał i podał własne (domyśliłam się, że chciał obniżyć cenę). Jakoś mu tę kuchnię doczyściłam i pojechałam. Gdy dotarłam do domu, zapytałam, czy nie chciałby zamówić generalnego sprzątania (z dobrych intencji — bo żyć w takim zagraconym domu to koszmar). A on mi odpisuje: „A masz chłopaka?”. Na tym nasza znajomość się skończyła. © Reddit
- Pracuję w biurze, ale dorabiam u kolegi w firmie sprzątającej. Kiedyś zostałem dłużej w pracy i nie zdążyłem podjechać do domu, żeby się przebrać. W efekcie w garniturze i w rękawiczkach myłem podłogi i zbierałem płatki róż prosto z łóżka młodej pary, podczas gdy oni chodzili po mieszkaniu w szlafrokach. © Ideer
- Miałam pewną klientkę. Duży dom, a na drugim piętrze pokój, w którym jedna ściana jest w całości ze szkła. Klimat u nas gorący (latem około 40°C), więc podczas sprzątania było tam, delikatnie mówiąc, duszno. Poprosiłam o pilot do klimatyzacji i dostałam odmowę. Powód? Poprzednia sprzątaczka kiedyś zapomniała wyłączyć klimatyzację i licznik kręcił się cały dzień. Ludzie mają pięciopokojowy dom przy morzu, własny basen, dwa samochody, a martwią się rachunkiem za prąd... © Reddit
Cóż, widać wyraźnie, że do takiej pracy — oprócz środków czystości — potrzebny jest jeszcze jeden szczególny dar: umiejętność śmiania się z życiowych absurdów. Która z tych 15 historii rozbawiła was najbardziej? A może macie własną zawodową anegdotę, która zasługuje na miejsce w artykule? Podzielcie się nią w komentarzach!
A tutaj znajdziecie kolejne historie od osób, których praca polega na kontakcie z ludźmi: