19 szkolnych wspomnień, których nie da się wymazać z pamięci

6 miesiące temu

Lata szkolne to czas wypełniony wieloma barwnymi wydarzeniami. Dla jednych był to okres rozkwitu pierwszych przyjaźni i miłości, dla innych cykl nudnych lekcji i krótkich przerw. Ale dźwięk szkolnego dzwonka u wielu osób nadal powoduje przypływ wspomnień, tych dobrych, i tych złych.

  • Nasza nauczycielka biologii miała obsesję obrazków. Musieliśmy przerysowywać ilustracje z podręcznika do biologii na temat, którego się uczyliśmy. Jeśli w zeszycie nie było obrazka, obniżała ocenę. To, czy znałeś temat, czy nie, było dla niej mało interesujące, najważniejsze było, aby mieć obrazek w zeszycie.
  • Mo korepetytor znał matematykę gorzej ode mnie. Mieliśmy niepisany układ. Przychodził do mnie do domu i siadał przed komputerem, żeby sobie pograć, a ja w tym czasie gadałam z koleżankami przez telefon. Moje oceny się poprawiły, ponieważ korepetytor dogadał się z moim nauczycielem matematyki. Nasz sekret nigdy nie wyszedł na jaw.
  • Nasz nauczyciel fizyki stanął na biurku, żeby opuścić rolety, ponieważ mieliśmy oglądać film na projektorze. Nagle zaczął tracić równowagę, na co ktoś z klasy krzyknął: „No dalej, zrób salto!”. I rzeczywiście zrobił salto w tył i wylądował idealnie. Miał 45 lat i wcale nie był sportowcem. To było bardzo fajne. © blackhole1138 / Reddit
  • Pamiętam pewną lekcję fizyki. Wszyscy, jak zawsze, zajmowali się swoimi sprawami: niektórzy siedzieli z nosem w telefonie, inni cicho rozmawiali, a mój przyjaciel Witek przekładał coś pod ławką. W pewnym momencie fizyk odwrócił się, gniewnie spojrzał na nas i krzyknął: „Wszyscy wstać! Znowu mnie nie słuchacie, lenie!”. Witek się zaczerwienił, bo kiedy wstał, spod jego swetra zaczęły wypadać odważniki ze szkolnej wagi. Okazało się, że przez całą lekcję mozolnie przyczepiał je sobie do paska od spodni. Musiał zostać po szkole. Zostałem z nim wtedy dla towarzystwa.
  • Na początku liceum jeden z moich przyjaciół zasnął na lekcji chemii. Nauczyciel to zauważył, poprosił wszystkich o opuszczenie klasy, zgasił światło i zamknął drzwi. Chłopak obudził się i myślał, że przespał cały dzień w szkole. © dino340 / Reddit
  • Kiedy byłam w piątej klasie, nauczycielka angielskiego zawsze wyjmowała kiełbasę i gotowane ziemniaki i jadła je na zimno przez połowę lekcji. W tamtym czasie postrzegaliśmy to jako gratis: podczas gdy ona jadła, my mogliśmy robić, co chcemy, więc nikt nie narzekał.
  • Mieliśmy starszą nauczycielkę matematyki. Słabo słyszała i nosiła okulary z grubymi szkłami. Kiedyś z kolegą spędziliśmy całą lekcję, robiąc miny i wydając różne dziwne dźwięki, podczas gdy ona pisała przykłady na tablicy. Bardzo nas to bawiło, bo kiedy nauczycielka się odwracała, udawaliśmy, że pilnie notujemy. Pod koniec lekcji powiedziała: „Zadam wam do domu 2 zadania, a te wesołki z trzeciej ławki zrobią 4”. Okazało się, że tablica była tak błyszcząca, że doskonale się w niej odbijaliśmy.
  • Nauczyciel ekonomii na pierwszej lekcji oznajmił: „Pierwsza zasada: wszystkie telefony komórkowe muszą być wyłączone. Jeśli jakiś usłyszę, wyrzucę go za drzwi!”. I wtedy zadzwonił jego własny telefon komórkowy. Nauczyciel otworzył drzwi, wyrzucił telefon i stwierdził: „To moja żona. I tak nie chciałem z nią rozmawiać”.
  • Pamiętam, że w piątej klasie mieliśmy wredną nauczycielkę matematyki. Kiedyś na początku lekcji rozdarła na pół zeszyt naszego kolegi, krzycząc, że tak stanie się z każdym zeszytem z niepoprawną pracą domową.
  • Kolega miał tak dość ucznia ze starszej klasy, że zagroził mu, że porozmawia z nim po zajęciach. Był bardzo zdenerwowany przez cały dzień, a potem uciekł z ostatniej lekcji. Wszyscy myśleli, że nie wróci, ale przyszedł, w dodatku nie sam: miał ze sobą dwa znalezione bezdomne kotki. Nie dość, że cały konflikt został zażegnany, bo przecież nie wypada atakować kogoś z kociętami na rękach, to jeszcze kolega znalazł dla nich nowego właściciela: swojego przeciwnika ze starszej klasy.
  • Nasz nauczyciel miał kreatywny sposób radzenia sobie ze śpiącymi uczniami w klasie. Jeśli zauważył kogoś śpiącego pod koniec zajęć, kazał nam wszystkim wyjść tak cicho, jak to tylko możliwe. Nowo przybyłą klasę prosił, by byli bardzo cicho, gdy wejdą do sali. W końcu śpiący budzili się i początkowo zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. Zwykle dopiero po kilku minutach zdawali sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zaczynali się rozglądać i, nie rozpoznając nikogo w klasie, patrzyli na zegar i wybiegali w popłochu. © icusmiling / Reddit
  • Kiedy jadłam obiad na stołówce w naszym liceum, pająk spadł na stół tuż przede mną. Oczywiście wystraszyłam się, krzyknęłam i wybiegłam. Kilka minut później wróciłam, a wszyscy, którzy tam akurat byli, jakieś 200-300 osób, śmiali się ze mnie.
  • Miałam nauczycielkę biologii, która lubiła odpytywać, chodząc między rzędami ławek, wskazując na ucznia i zadając mu pytanie. To było bardzo szybkie tempo. Chwila wahania — jedynka, zła odpowiedź — jedynka. Od niej właśnie dostałam moją pierwszą w życiu jedynkę.
  • Miałem nauczycielkę matematyki, która konfiskowała wszystkim odtwarzacze, nawet jeśli słuchawki po prostu zwisały z plecaka. Mój kolega wszedł do klasy, usiadł i założył na uszy ogromne słuchawki. Nauczycielka zrobiła się czerwona ze złości i kazała mu natychmiast otworzyć plecak, by skonfiskować odtwarzacz. Zajrzała do plecaka, a w środku była mała dynia z nałożonymi słuchawkami. Nauczycielka skonfiskowała dynię i słuchawki. © Torrac / Reddit
  • Kiedy byliśmy w liceum, mieliśmy coś w rodzaju czatu, ale analogowego. W tamtych czasach nie każdy miał dostęp do internetu, a nasz czat był po prostu zeszytem, do którego wpisywało się 8-10 osób z klasy. Pisaliśmy w nim, co dzieje się w naszym życiu, dyskutowaliśmy o nauczycielach, problemach, chłopakach, a nawet kłóciliśmy się. Ten zeszyt był przekazywany między rzędami, czasem latał z jednego kąta klasy do drugiego. Taka sieć społecznościowa w trybie offline.
  • Moje najlepsze wspomnienia ze szkoły są związane z nauczycielką fizyki. Zwykła biegać po sali, krzycząc: „Jestem cząsteczką! Tu jestem, a teraz jestem tam”. „A to jest dyfuzja!” — wołała, po czym chwytała któregoś ucznia za ramię i zaczynała się z nim kręcić w kółko.
  • 30 lat temu młoda nauczycielka na zajęciach praktycznych uczyła nas szyć podpaski: bawełniane, ze skrzydełkami na rzepy. Mówiła: „Dziewczyny, rodzice kupią wam koszulę nocną, ale takich rzeczy raczej nigdzie nie znajdziecie”. Wszystkie byłyśmy z tego zadowolone, ale mama jednej dziewczynki poskarżyła się dyrektorce, że robimy jakieś bzdury, zamiast szyć fartuszki. Krzyczała: „Jak mam pokazać mężowi, co moja córka robi w szkole?”. Nauczycielka odeszła w połowie roku.
  • Co tydzień dyrektorka organizowała „zebrania wstydu”, podczas których upokarzała uczniów, którzy czymś jej podpadli. Pewnego dnia zostałam wezwana na takie zebranie, bo ufarbowałam włosy na różowo. Dyrektorka krzyknęła: „Przynosisz hańbę naszej szkole!”. Wtedy nasza wychowawczyni już nie wytrzymała: „Na razie zamiast hańby przyniosła nam pierwsze miejsce w miejskiej olimpiadzie matematycznej i złoty medal w konkursie elokwencji”. Dyrektorka zamknęła się i więcej się mnie nie czepiała.
  • Pamiętam, jak my, przestraszeni piątoklasiści, po raz pierwszy przyszliśmy na lekcję geografii. Nauczycielka spojrzała na nas współczująco i poszła na zaplecze. Wróciła z szalikiem, zawiązała go wokół talii i powiedziała: „Równik to talia Ziemi”. I w tej sekundzie zdaliśmy sobie sprawę, że będzie nam dobrze w tej szkole.

Nawiasem mówiąc, szkoły w różnych krajach mają swoje osobliwości. Na przykład w Japonii uczniów obowiązują bardzo surowe zasady dotyczące wyglądu, a dzieci, które mają inny kolor włosów niż czarny, muszą udowodnić, że to naturalny odcień, a nie farba.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły