14 ludzi, do których wyciągasz palec, a oni chcą całą rękę

Ludzie
miesiąc temu

Czasami chcemy pomóc komuś ze zwykłej dobroci: dajemy zniżkę, wspieramy w trudnej sytuacji.... Są jednak ludzie, którzy wykorzystują naszą życzliwość i zachowują się tak bezczelnie, że naprawdę odechciewa się im pomagać.

  • Szedłem chodnikiem przy przystanku autobusowym. Jakaś pani w samochodzie utknęła w zaspie. Cóż, jestem dżentelmenem, więc postanowiłem jej pomóc. Podszedłem do niej, gestem poprosiłem o opuszczenie szyby — zero reakcji. Dobrze, że podszedł też inny przechodzień, razem zaczęliśmy wypychać auto ze śniegu. Było ciężko. Kobieta wciąż dodawała gazu, obryzgując nas śniegiem. Ten drugi facet zdołał nakłonić ją do otwarcia okna i powiedział, żeby za bardzo nie cisnęła na gaz. Posłuchała. Zaspa była bardzo wysoka, a ona solidnie w niej utknęła. W każdym razie wypchnęliśmy ją z zaspy, a ona wcisnęła gaz i odjechała. Żadnego „dziękuję” czy „do widzenia”.
  • Dzisiaj klient próbował anulować umowę i zwrócić zaliczkę. Umowa została zawarta 2 dni temu. Ale powód anulowania umowy po prostu mnie zabił. Zna moich rodziców, od nich dowiedział się, że moja żona i ja zdecydowaliśmy się pojechać nad morze na naszą rocznicę, a ponieważ nasza rocznica przypada w grudniu, musimy wybrać się do jakiegoś ciepłego kraju. A teraz facet żąda zwrotu pieniędzy, ponieważ nie zamierza sponsorować moich wakacji nad morzem. Dosłownie: „Nie będzie się monter zimą nad morzem za moje pieniądze opalał!”. Wcześniej przez moich rodziców wymusił na mnie zniżkę, a teraz dzwoni do mamy i prosi, żeby wpłynęła na mnie.
  • Dostałam kolację dla dwóch osób w fajnej restauracji. Zaprosiłam jedną koleżankę: zaczęła marudzić, że jej mąż nie wytrzyma siedzenia z dziećmi przez cały wieczór i że pójdzie ze mną pod warunkiem, że zabierzemy maluchy ze sobą. Odmówiłam. Zaproponowałam to samo innej: ta zaczęła sugerować, że mogłabym jej podarować tę kartę do restauracji, bo ona i jej chłopak właśnie mają rocznicę. I w ogóle „to przecież prezent dla zakochanej pary”. Ostatecznie poszłam sama i świetnie się bawiłam, jadłam pyszne jedzenie, a nawet tańczyłam.
  • Kilka lat temu miałem klientkę — starszą panią urodzoną w 1935 roku. Jej córka zmarła, a babcia dziedziczyła po niej mieszkanie na spółkę z wnuczką. Obie były spadkobierczyniami w równych częściach, był też testament, ale notariusz coś pokręcił, a właścicielka mieszkania od dawna nie żyła. Wcześniej starsza pani chodziła do prawników przez ponad rok, ale wszyscy odmawiali: sprawa skomplikowana, a pieniądze z niej marne. Postanowiłem jej pomóc z dobroci serca, praktycznie za darmo. Spędziłem nad tym prawie 1,5 roku, decyzja była na naszą korzyść, więc mogliśmy świętować. Ale wtedy starsza pani przyszła do mnie i powiedziała:
    — Kochanieńki, chciałabym, żebyś oddał mi pieniądze!
    — Dlaczego miałbym to zrobić? Przecież dostała pani mieszkanie!
    — Dostałam. Ale ty nic nie zrobiłeś! Tak zdecydował sąd!
  • Obraziła się na mnie dobra znajoma. Mieszkamy blisko, czasem wpadamy do siebie pogadać, poczęstować się wypiekami itd. Niedawno miała małą operację. Po wypisie poszłam ją odwiedzić, przyniosłam ciasto. Siedziałyśmy przy kawie, a ona powiedziała, że lekarze zabronili jej przez miesiąc wysilać się i podnosić ciężkie rzeczy, a w domu jest już tak brudno, że kapcie przyklejają się do podłogi. A potem mało subtelnie zasugerowała, że dobrze byłoby, gdybym w geście przyjaźni posprzątała przynajmniej kuchnię. Gdyby mieszkała sama jak palec, posprzątałabym jej dom lepiej niż Mr Proper. Ale ona ma 35-letniego męża i dwie 13-letnie bliźniaczki o głowę wyższe ode mnie. Nieco zaskoczona zapytałam ją, dlaczego nie zaangażuje domowników w sprzątanie. Koleżanka odpowiedziała z urazą, że to jej sprawa i nie powinnam się wtrącać. Wcale się nie wtrącałam, dopóki nie postanowiła zrobić ze mnie sprzątaczki przy trzech zdrowych osobach w domu!
  • Czasami robię zdjęcia. Zrobiłem kiedyś za darmo sesję zdjęciową pewnej dziewczynie. A potem odbyliśmy taki dialog:
    — Słuchaj, twoje zdjęcia są świetne, podobają mi się. Organizuję imprezę, bardzo potrzebuję fotografa.
    — Nie ma problemu. Jaka cena?
    — Płacisz za wejście na imprezę sto złotych i możesz robić zdjęcia. To jak, umowa stoi?
  • Kiedy miałem jakieś 13 lat, moi rodzice zaczęli remont. Cały wolny czas, zamiast wychodzić z domu, kleiłem tapety, układałem podłogi, montowałem szafki i tak dalej. To było frustrujące, bycie wykorzystywanym jako darmowa siła robocza. Kiedy skończyłem 20 lat, rodzice kupili na kredyt dom z działką. Przez dwa lata spędzałem tam cały wolny czas: kopałem dół na szambo, załatwiałem podprowadzenie prądu, wymieniałem butlę z gazem i jeździłem w tym celu na stację benzynową, nawet późno w nocy, kiedy to było wygodne dla moich rodziców. Pomagałem im finansowo. A oni zawsze mi powtarzali, że rodzina jest ważna, że trzeba pomagać. W wieku 29 lat kupiłem mieszkanie na kredyt hipoteczny..... I nic. Sam robiłem remont, sam przynosiłem materiały, sam za nie płaciłem. Kiedy prosiłem rodziców o pomoc, słyszałem tylko: „Jesteśmy już starzy, nie możemy, jesteśmy zmęczeni” i inne wymówki. Dwa lata później rodzice zaczęli remontować mieszkanie od nowa. Z ponownym klejeniem tapet, wyrównywaniem ścian. I jak myślicie? Natychmiast odmłodnieli i wszystkie wolne dni i cały czas po pracy robili remont. Na pytanie, skąd ta różnica, odpowiedzieli: „Cóż, to co innego”. Już im nie pomagam, dla zasady.
  • Kiedy skończyłem studia, kolega namawiał mnie, żebym oddał moją piątkową pracę dyplomową młodszemu o rok chłopakowi, żeby on też miał dobrą ocenę z dyplomu. Na moje wyjaśnienia o programach antyplagiatowych powiedział: „No to przerób tak, żeby mógł z tego skorzystać, to nie jest dla ciebie trudne”. A na moje naturalne: „Nie za darmo” usłyszałem: „Bardzo nieładnie, ludziom trzeba pomagać”.
  • Wszyscy mieszkaliśmy razem: moi rodzice, siostra z mężem i dzieckiem oraz my, trzej bracia. Najmłodszy jeszcze studiował, najstarszy nie był zatrudniony. Ja pracowałem. Kiedy wracałem z pracy, w domu był bałagan, naczynia brudne, jedzenia nie zawsze wystarczało dla mnie. A potem podnieśli mi pensję w pracy. Od razu się zaczęło: „Daj pieniądze na dziecko” — od siostry, „Daj pieniądze na zakupy” — od ojca i braci. Na początku dawałem, byliśmy rodziną, ale potem policzyłem, ile mnie to kosztuje. Ktoś w pracy uświadomił mi: „Zarabiasz pieniądze, ale ich nie masz”. Więc przestałem dawać. I zaczęły się pretensje: że nic nie robię w domu, że nie daję pieniędzy i w ogóle, rodzina tak nie postępuje. Powiedziałem im, że pracuję, nie mam czasu zajmować się domem, a dziecko ma ojca i to nie mój problem. Zdałem sobie sprawę, że konflikty na tym tle będą tylko narastać, więc wynająłem mieszkanie.
  • Spacerowałam z psem i znalazłam smartfona w trawie. Zadzwoniłam do „mamy” z kontaktów. Czekałam 40 minut, aż jej dziecko przybiegnie po telefon. Zadzwoniłam w końcu znowu, a ona powiedziała, że dziecko jest zmęczone po szkole, a ona siedzi z młodszym. I że mam poczekać na jej męża, który za dwie godziny wróci z pracy, albo sama mogę zawieźć im telefon. Okazało się, że mieszkają dwie stacje metra dalej. Kiedy odmówiłam, zaczęła mnie straszyć policją. Tak czy inaczej, wyrzuciłam ten smartfon. Nie żałuję ani trochę!
  • Przez długi czas oszczędzałem pieniądze na zakup samochodu, uzbierałem 30 000. Pewnego dnia zadzwonił do mnie przyjaciel, z którym znam się od 20 lat, i poprosił mnie o pożyczenie mu 20 tysięcy, rzekomo z powodu nagłej sytuacji rodzinnej. Dałem mu więc pieniądze, nie zadawałem pytań, dalej oszczędzałem na samochód. Przyszedł czas na zwrot długu. Oczywiście usłyszałem: „Nie mogę oddać całej kwoty, masz 5 tysięcy, reszta w ratach”. Ale nawet to nie jest najsmutniejszą częścią tej historii. Przestaliśmy być przyjaciółmi, raz w miesiącu muszę mu o sobie przypominać, a ostatni przypadek po prostu mnie wkurzył. Przelał mi pięć tysięcy, a potem zadzwonił i powiedział coś w stylu: „Pewnie już wydałeś moje pieniądze w całości, a ja je odbieram rodzinie”. A najśmieszniejsze jest to, że pożyczył je, jak się okazało, żeby przesiąść się z Avensisa do nowej RAV 4.
  • Kiedyś napisałam pracę dyplomową na zamówienie. Miałam dostać za to pieniądze, kwota została ustalona z góry. A pieniądze były mi wtedy bardzo potrzebne. Oddałam pracę, a facet zapłacił mi pomarańczami i jabłkami. Tak bardzo płakałam! Po co mi te pomarańcze, mam na nie uczulenie! Ale klient powiedział: „No i co z tego? Napisałaś tę pracę w 3 dni, nic cię to nie kosztowało”. Moje argumenty, że studiowałam wiele lat, aby napisać tę pracę w trzy dni, pozostały bez odpowiedzi. W każdym razie oddałam klientowi skrzynkę pomarańczy, zatrzasnęłam za nim drzwi, a w mojej duszy narodził się plan zemsty. Po prostu wpuściłam tę pracę do internetu. I wtedy, wiadomo: afera podczas sprawdzania pracy pod kątem plagiatu, groźby, awantury. Czuję satysfakcję.
  • Mam znajomą. Mieszka 100 kilometrów ode mnie, ale lubi wyszukiwać towary w moim mieście na stronach internetowych i prosić mnie o odebranie jej zamówienia, mówiąc, że przyjedzie i je zabierze. Kilka razy spotkałam się ze sprzedawcami, odebrałam jej zakupy, leżały przez długi czas, w końcu po nie przyjeżdżała. Ostatnim zakupem była elektryczna maszynka do mięsa. Znajoma podrzuciła pieniądze, przyniosłam zakup do domu. Minął miesiąc, potem kolejny. Powiedziałam, żeby w końcu to zabrała, a ona stwierdziła, że nie ma czasu. A ja ciągle miałam w domu tę maszynkę do mięsa. A potem jechaliśmy w jej kierunku: miała 5 kilometrów do autostrady, żeby się z nami spotkać przy zjeździe. Zadzwoniłam, że następnego dnia tam będziemy, poprosiłam, żeby w końcu zabrała tę maszynkę. Przyjechała z taką miną, jakby mi robiła łaskę, i miała pretensje, że nie ma na to czasu. Już nic dla niej nie kupuję ani nie odbieram.
  • Pożyczyłem koledze 70 tysięcy na samochód. Czas mijał, nie oddał ani grosza, ale kiedyś przyjechał, żeby gdzieś podrzucić mnie i moją żonę. Siedziałem w samochodzie, zagłówek jakoś niewygodnie wciskał mi się w tył głowy i postanowiłem go trochę przycisnąć głową. Kolega zauważył mój ruch i absolutnie poważnym i niezadowolonym głosem zaczął mnie strofować, że jeśli uszkodzę zagłówek, będę musiał zapłacić. Słowa nie są w stanie opisać tego, co czułem w tamtej chwili.

Czasami w zetknięciu z ludzką bezczelnością po prostu brakuje nam słów i nie wiemy, jak zareagować. Bohaterowie tego artykułu nie mieli z tym problemu i dali dobrą nauczkę osobom, które wykazały się niesłychanym tupetem.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły