17 osób, które wyniosły skąpstwo na zupełnie nowy poziom

Wyobraźcie sobie, że poświęcacie swoje oszczędności, marzenia i lata życia, żeby z kimś zbudować wspólną przyszłość — tylko po to, by dzień przed ślubem dowiedzieć się, że nie jesteście jeszcze traktowani jak „rodzina”. Taką właśnie historię przysłała do nas przyszła panna młoda, która odkryła, że jej narzeczony potajemnie zmienił akt notarialny ich domu, sprawiając, że wszystkie jej inwestycje poszły na marne.
To, co zdarzyło się potem, było szokującym pokazem manipulacji i momentem przebudzenia kobiety tuż przed pójściem do ołtarza.
Cześć, Jasna Strono!
Mój narzeczony i ja niedawno kupiliśmy razem dom. Wpłaciłam połowę zaliczki, wyczerpałam wszystkie oszczędności, sprzedałam biżuterię. Wczoraj zadzwonił do mnie doradca kredytowy i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że mój przyszły mąż załatwił wszystko za moimi plecami. Po konfrontacji jeszcze bardziej zszokował mnie swoją odpowiedzią.
Mój przyszły mąż i ja kupiliśmy ten dom razem. Oboje zainwestowaliśmy równą kwotę pieniędzy. Wczoraj z przerażeniem odkryłam, że w akcie notarialnym figuruje TYLKO jego nazwisko i nazwisko jego matki, a nie moje.
Kiedy go o to zapytałam, odpowiedział zimnym głosem: „Nie jesteś jeszcze rodziną, nie jesteś nawet moją żoną”. Te słowa powaliły mnie na kolana.
„Ale przecież kupiliśmy ten dom razem!” — powiedziałam, a mój głos podniósł się, mimo że starałam się zachować spokój. „Zapłaciłam połowę zaliczki. Wszystko zaplanowaliśmy jako partnerzy”.
Wzruszył ramionami, jakby to były tylko liczby na papierze. „Moja mama pomogła w kwestiach prawnych. Powiedziała, że to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Gdyby coś się stało, wszystko byłoby po prostu łatwiejsze”.
„Łatwiejsze dla ciebie, masz na myśli?” — zapytałam, ale nie odpowiedział. Po prostu poszedł do kuchni i nalał sobie kawy, jakbyśmy rozmawiali o czymś błahym.
Pomyślałam, że może coś przeoczyłam. Może Ela, jego mama, miała jakiś prawny powód, którego nie rozumiałam. Może to był tylko błąd. Postanowiłam więc porozmawiać ze swoją przyszłą teściową.
Spotkałyśmy się na kawie. Delikatnie poruszyłam temat, mając nadzieję, że wyjaśni mi sytuację, a może nawet przyzna się do pomyłki. Ale wyraz twarzy Eli wcale się nie zmienił. Uśmiechała się sztywno, jakby nic się nie działo.
„Och, Helena” — powiedziała z cichym chichotem. „Za dużo o tym myślisz. Te sprawy są skomplikowane. To nic osobistego — po prostu w naszej rodzinie zawsze tak się postępuje”.
Zamrugałam zdumiona. „Ale nie ma mnie w akcie notarialnym! Zapłaciłam połowę. Mieszkam tu”.
Ela poklepała mnie po dłoni, jakbym była nerwową nastolatką. „Zamierzasz poślubić Roberta, prawda? Więc po co ten pośpiech? Wszystko się ułoży, kiedy już oficjalnie zostaniesz częścią rodziny”.
Ale to było to — myślałam, że już jestem częścią rodziny. Albo przynajmniej staję się nią. Zamiast tego byłam traktowana jak tymczasowy gość w domu, który pomogłam zbudować.
Ela ma 65 lat, ale jest w świetnej formie — ćwiczy jogę każdego ranka, wyjeżdża na wczasy i jakoś zawsze ma czas, by zarządzać życiem wszystkich na odległość. Już zajęła główną sypialnię, mimo że to nie ona wychodzi za mąż.
Zamierza również przerobić pokój, który miałam przeznaczyć na domowe biuro, na swoją przestrzeń do medytacji. Do tego najwyraźniej zdecydowała, że sypialnie dla gości będą wynajmowane na Airbnb, by „generować dochód” — wszystko to bez mojej wiedzy i zgody. Nie, nie rozmawialiśmy o tym. Po prostu podejmowane były decyzje, jakby mnie tam wcale nie było.
Czuję się, jakbym była traktowana jak tymczasowy lokator w domu, za który zapłaciłam połowę. Jakbym powinna być wdzięczna, że w ogóle zostałam do niego dołączona. Powiedziałam mojemu narzeczonemu, że nie czuję się z tym dobrze. Powiedziałam mu: „Nie zgodziłam się zostać nieopłacaną pokojówką, zarządcą nieruchomości ani emocjonalnym balastem dla twojej mamy”.
A jego odpowiedź? „To przez kobiety takie jak ty rozpadają się rodziny. Dlatego małżeństwa już nie trwają wiecznie”.
Do tego jego siostra zaczęła nazywać mnie naciągaczką i twierdzić, że nie zasługuję na bycie jego żoną, bo zbyt przejmuję się majątkiem.
Wpatruję się teraz w moją suknię ślubną, wciąż nietkniętą, i zastanawiam się, czy tracę rozum, myśląc, że wzajemny szacunek powinien być podstawą małżeństwa. On wciąż mówi, że wyolbrzymiam i twierdzi, że „zniszczę jego przyszłość” przez coś, co nazywa „drobną pomyłką”.
Nie poszłam na ostatnią przymiarkę sukni. Nie wiem czy kiedykolwiek to zrobię. W tej chwili poważnie rozważam odejście od tego wszystkiego. Czy to czyni mnie złym człowiekiem, że odmawiam „sprawdzenia się” w domu, który już pomogłam zbudować?
Oto kolejny wybuchowy dramat rodzinny, w którym córka, wraz z rodziną, wprosiła się na samotne wakacje, które pewna kobieta zaplanowała tylko dla siebie. Wkrótce okazało się, że oczekiwano od niej, by opiekowała się dziećmi, podczas gdy jej córka i zięć odpoczywali.