15 osób, którym udało się sprytnie wybrnąć z trudnych sytuacji

4 miesiące temu

Każdy z nas chciałby mieć spryt i refleks, aby poradzić sobie w konfrontacji z bezczelnymi i niegrzecznymi ludźmi. Te umiejętności można trenować: możecie na przykład przeczytać o tym, jak zachowali się w takim przypadku bohaterowie naszego artykułu, i zanotować to sobie. Niewykluczone, że kiedyś wam się to przyda.

  • Stałam z moją siostrzenicą w kolejce do atrakcji. Była ubrana w coś bardzo jaskrawego, we włosach miała kilka warkoczyków z kolorowymi wstążkami. Jakaś kobieta zaczęła mi dogadywać: „Trzeba było jej zabronić tak się ubrać i uczesać! Co za żenada!”. Wyciągnęłam z kieszeni telefon: „Proszę dyktować!”. „Co?”. „Pani numer!”. „Po co?”. „Będę do pani dzwonić i prosić o opinię na każdy temat. Z jakiegoś powodu uważa pani, że powinno mnie to interesować!”. Dyskusja ucichła.
  • Kiedy przygotowywałam się do egzaminu z geografii, uczyłam się tylko dwóch z podanych wcześniej tematów, o numerach 11 i 13. Było w nich dużo tekstu. Założyłam, że nauczyciel nie zmniejszy czcionki, więc kartki z tymi tematami będą większe niż inne. A jeśli z wyprzedzeniem będę wiedziała, czego szukać, bez problemu je wyłowię. I tak się stało, wzięłam temat numer 13. Jednak i tak dobrze się uczyłam i mogłam zdać wszystkie pozostałe tematy co najmniej na czwórkę bez przygotowania. To było bardziej dla rozrywki.
  • Kiedyś montowałam serię filmików. Średnio 3 minuty każdy. Dzwoni klient: „Wiesz, ostatni filmik miał tylko 2 minuty i 20 sekund. Zapłacę za niego 10% mniej”. Ja: „Świetnie, umowa stoi! Ale poprzedni trwał 6 minut, więc zapłacisz za niego dwa razy więcej, prawda?”. Cisza w słuchawce, w końcu: „No, nie bądźmy drobiazgowi, nie będziemy przecież tak się dokładnie rozliczać”.
  • Przyszedłem do przychodni przyszpitalnej. W holu wisiała informacja, że szatnia nie działa. Podszedłem pod drzwi gabinetu lekarskiego, a tam dwa ogłoszenia: „Nie wchodzić do środka w odzieży wierzchniej” i „Administracja nie ponosi odpowiedzialności za pozostawioną bez opieki odzież”. Zatrzymałem się zdezorientowany, nagle zobaczyłem gabinet ordynatora oddziału. Zapukałem, wszedłem. Chciałem złożyć skargę, ale zmieniłem zdanie. Zdjąłem płaszcz, powiesiłem go na wieszaku i ze słowami: „Przepraszam na chwilę” zniknąłem z gabinetu. Po wizycie u lekarza ponownie zapukałem do ordynatora, wszedłem, w milczeniu założyłem płaszcz. On: „I po co pan przyszedł?”. Odpowiedziałem: „Chciałem podziękować za świetną obsługę”. I wyszedłem.
  • Kiedy byłem studentem, wybrałem się na miejską plażę. Wyszedłem z wody, a moje ubrania zniknęły! Musiałem iść do laboratorium na zajęcia z surowym profesorem, który nie znosił spóźnień. Pobiegłem więc główną ulicą w kąpielówkach, wszyscy się odwracali. Zdałem sobie sprawę, że nie zdążę. Postanowiłem więc podjechać autobusem! Kontroler chciał sprawdzić mój bilet, a potem spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Ale nie wyrzucił mnie z autobusu, więc jechałem przy wtórze śmiechu pasażerów. Dotarłem do akademika, ubrałem się i zdążyłem do laboratorium!
  • Instruktor w szkole jazdy był chamski i szyderczy. Poprosiłam o zmianę, ale powiedziano mi, że inni są zajęci. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak postawić na swoim. Ale kiedyś, gdy zaczął na mnie krzyczeć, ostro wcisnęłam hamulec i powiedziałam: „To nie w porządku wyzywać mnie za moje własne pieniądze”. To wystarczyło na kilka zajęć, a potem strumień złośliwych uwag i głupich żartów powrócił. Właśnie wjechaliśmy na ruchliwą ulicę. W odpowiedzi na kolejny atak po prostu wyłączyłam silnik. Trąbili za mną, machali rękami, a ja czułam się taka spokojna. Instruktor wrzeszczał, żebym ruszyła. Odpowiedziałam, że popłaczę sobie i wtedy pojedziemy. Po tym dał sobie ze mną spokój. A zamiast niego dali mi bardzo miłego faceta.
  • 6 rano. Mój syn (2,5 roku) budzi się w łóżeczku, podchodzi do mamy i mamrocze: „Mamo, jeść!”. Żona próbuje go uspokoić: „Jest jeszcze noc, wszyscy śpią. Połóż się!”. Syn nie przestaje: „Jeść!”. I wtedy żona daje mu genialną odpowiedź: „Synu, lodówka jeszcze śpi”. I zadziałało, spał jeszcze godzinę.
  • W sąsiednim bloku mieszkał miłośnik głośnej muzyki. Nie wiem, jaki styl preferował, ale w porównaniu z tymi dźwiękami nawet młot udarowy brzmiałby jak orkiestra symfoniczna. Miałem tego dość! Postanowiłem więc dać mu nauczkę. Znalazłem kilka starych płyt z przebojami sprzed lat i puściłem je na pełną głośność. Przez trzy dni non stop grały stare piosenki, przy pełnej aprobacie sąsiadów. W końcu facet wrzasnął na całą okolicę: „OK, już dobrze, rozumiem!”. I nastała cisza!
  • Nawet nie próbowałem kłócić się o imię dla naszego dziecka po tym, jak moja żona powiedziała: „Słuchaj, nasze dzieci będą miały twoje nazwisko, pozwól mi chociaż wybrać imię, w końcu ja je rodzę!”.
  • Mój były mąż po mistrzowsku sprowadzał wszystkie rozmowy do „teraz zdajesz sobie sprawę, że się myliłaś?”. A ja czułam się winna. Myślałam o rozwodzie, ale mieliśmy kredyt hipoteczny. A potem mieliśmy wypadek i zabrała mnie karetka. Przyjaciele odebrali mnie ze szpitala. Zdałam sobie sprawę, że sama się oszukuję, że nie powinnam się rozwodzić. Pewnego dnia kupiłam duży słoik Nutelli, żeby sprawić sobie przyjemność. Stał w kuchni przez kilka dni. W końcu kupiłam świeżutką bułkę, otworzyłam słoik, a on był pusty, tylko czekolada rozmazana na ściankach. I wtedy coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że mój mąż myśli tylko o sobie. W ten sposób rozwiodłam się przez słoik Nutelli.
  • Pewnego razu w samolocie dziewczyna przede mną przerzuciła włosy przez oparcie siedzenia. Spadły aż na mój stolik i przeszkadzały mi w jedzeniu i czytaniu. Grzecznie poprosiłam ją, by je zabrała, ale odpowiedziała mi, że „pewnie jestem zazdrosna, a ona nie ma zamiaru ich usuwać”. Zakręciłam więc powoli kilka pasm jej włosów na zawiasach stolika. I wtedy młoda dama gwałtownie wstała, żeby pójść do toalety. Cóż, nieprzyjemne, ale zdarza się, gdy przypadkowo zaczepisz się o coś z rozpuszczonymi włosami.
  • Nie można zajmować leżaków w hotelach, zostawiając na nich ręcznik. Kładziesz się — leżysz, wstajesz — tracisz miejsce. Mam na to sposób. Nie wolno dotykać cudzych rzeczy, więc po prostu idzie się do pracownika i mówi, że ktoś zapomniał swoich rzeczy. Zabierają je i można w spokoju położyć się na leżaku. Czasami ludzie przychodzą po lunchu i awanturują się, gdzie są ich ręczniki. Wtedy tłumaczę im zasady panujące w hotelu: nie wolno zajmować leżaków, bo obsługa zabiera porzucone na nich rzeczy.
  • Było takie zdarzenie jakieś 20 lat temu. Wróciłem z pracy godzinę wcześniej. Wszedłem do mieszkania i wpadłem w stupor. Szafy pootwierane, rzeczy piętrzą się na podłodze, przed nimi teściowa i trójka jej krewnych. Okazuje się, że żona dała mamie klucz i pozwoliła jej wybrać sobie coś z naszych ubrań, bo mamy ich pod dostatkiem. A teściowa nakryła też stół dla krewnych z naszych produktów. Następnego dnia poszedłem odwiedzić teściową. Otworzyłem jej szafę, wziąłem wszystkie swoje swetry i kilka należących do teścia i zabrałem je ze sobą. Oczywiście wtedy wybuchła dzika awantura, ale wynik jest oczywisty: od tego czasu chciwe łapki mojej teściowej i jej krewnych nie sięgają do mojej szafy.
  • W rzeczywistości jestem miłą osobą, a moi przyjaciele byli zszokowani tym, co zrobiłam. Sprawa wyglądała tak: straszne opady śniegu, na podwórku nie można było zaparkować. Zostawiłam samochód na drodze, wyjęłam łopatę, odśnieżyłam. Ruszyłam do samochodu i zobaczyłam, że na moje odśnieżone miejsce wjeżdża inny samochód! Kierowca, młody mężczyzna, wyszedł zadowolony i powiedział: „Dziękuję! Możesz sobie odśnieżyć to miejsce obok, jesteś wysportowaną dziewczyną, pooddychasz świeżym powietrzem”. Wyszłam chwilę później, wrzuciłam mu śnieg pod koła i polałam wodą. A potem ze słabo skrywaną satysfakcją patrzyłam, jak łomem wybija bloki lodu spod kół.
  • Znajomy poprosił mnie o napisanie eseju dla jego syna, ponieważ nie mają komputera, a ja mam. Niechętnie się zgodziłem, usiadłem do tego, zebrałem materiały, napisałem na komputerze, dałem mu. Ale to był dopiero początek. Jego syn zasypywał mnie prośbami o znalezienie czegoś w internecie i wydrukowanie wielu stron. Pewnego dnia powiedziałem, że nie mam już ochoty tracić czasu na ich zachcianki. Znajomy: „Co, nie chcesz poświęcić kilku godzin, żeby nam pomóc? Nie mamy komputera!” Odpowiedziałem: „Ty masz samochód, a ja nie, powoź mnie po pracy przez kilka godzin po mieście”. Nigdy więcej nie prosił mnie o nic.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły