Czasami najzwyklejsze rozmowy mogą zakończyć się w taki sposób, że jeszcze przez jakiś czas będziecie się zastanawiać, co się właściwie stało. Użytkownicy sieci zamieścili takie właśnie zaskakujące dialogi z puentą, która na długo pozostanie w pamięci.
- Odebrałam telefon:
— Halo, czy rozmawiam z mamą Piotrka Kowalskiego?
Natychmiast się spięłam:
— Tak
— Jestem mamą Marty Borek.
— Co się stało?!
— Chodzi o to, że pani syn....oj, chwileczkę!
Podczas gdy kobieta zajmowała się najwyraźniej czymś innym, prawie dostałam zawału.
— Niech pani mówi!
— Pani syn może zostać bez prezentu, nie wpłaciła pani dodatkowej składki.
Kobieto! Dlaczego torturujesz w ten sposób moje serce?! Musisz dzwonić? Napisz na czacie klasowym i nie twórz problemów. - Robiłem sobie pakiet badań. A ponieważ miałem kłopoty z żołądkiem, zrobiono mi też test na pasożyty. Tydzień później przyszedłem po wyniki. Pani doktor przejrzała badania, powiedziała, że wszystko jest w porządku, ale test na pasożyty chyba nie jest jeszcze gotowy. Podziękowałem, wyszedłem z gabinetu. Po przejściu połowy przychodni, usłyszałem zza pleców donośny głos pani doktor: „Halo! Proszę pana! Test przyszedł. Nie ma pan pasożytów!” Bardzo jestem ciekaw, jak ogłosiłaby pozytywny wynik testu? „Ma pan robaki”?
- Kiedyś w sklepie dręczę męża pytaniami:
— Chcesz szarlotkę?
— Nie
— Może zrobić tiramisu?
— Nie, dopiero co robiłaś.
— Więc co powinnam dla ciebie upiec?
Obok mnie stał mężczyzna, który prawie płakał.
- Nigdy nie zaprzyjaźnię się z moimi koleżankami.
— Czy kiedykolwiek muzyka utknęła ci w głowie i nie możesz się jej pozbyć?
— Tak, właśnie teraz.
— U mnie to samo! Ta cholerna piosenka Shakiry, odkąd usłyszałam ją w autobusie. Przeszkadza mi w pracy! Co tobie siedzi w głowie?
— Trzecia Symfonia Brahmsa. Nie przeszkadza mi. - Kilka lat temu przeprowadziłam bardzo dziwny dialog. Obok mnie przechodził typowy młodzian z sąsiedztwa. Dres, czapka z daszkiem, wiadomo. Zagadnął do mnie: „No i jak, zapoznamy się?”. Odpowiedziałam: „Nie sądzę”. On na to: „Ja też nie. Nie jesteś w moim typie, a twoja sukienka jest beznadziejna”. Stałam zdezorientowana, zastanawiając się, czego ci mężczyźni w ogóle chcą.
- Daliśmy ogłoszenie o sprzedaży lodówki. Przyszedł jakiś facet. Siedziałam w pokoju obok i słuchałam dialogu między moim mężem a kupującym, chichocząc cicho.
— Och, lodówka. Och, koty. Czy to sfinksy?
— Nie, cornish rexy.
— Jak włochate sfinksy
— Mm-hmm
— Dobrze mrozi? Nie sikają w domu?
— Nie, korzystają z kuwety.
— Wykastrowane? Czy to wgniecenie?
— Tak, to wgniecenie. Było już, kiedy ją kupiliśmy. Tak, są wykastrowane.
— Żadnych wycieków? Nie drapią?
— Wszystko w porządku.
— Gitary! Grasz?
„Myślałem, że to oszust, ale okazało się, że..”
- — Jak masz na imię?
— Konstancja
— Serio? Naprawdę masz tak na imię?
I ten wyraz zaskoczenia na twarzy. Może doczekam chwili, kiedy przestaną się dziwić. - Opublikowałam w mediach społecznościowych post, w którym dzielę się swoimi refleksjami na temat tego, że życie zawsze coś zabiera i coś daje. I że odebranie mi, powiedzmy, miłości, otworzyło przede mną nowe drogi kreatywności. Moja znajoma, z którą kontaktowałam się ledwie kilka razy, skomentowała: „To wszystko dlatego, że nie masz męża i dzieci. Gdybyś tak jak ja miała przystojnego męża i dwa słodkie maleństwa, to nie znałabyś smutku i nie pisałabyś bzdur”.
- Zadzwoniłem do żony i powiedziałem: „Zostawiłem telefon gdzieś w domu, możesz go poszukać?”. Ona odpowiedziała: „Jasne”, a kilka minut później: „Nie widzę go. A z czyjego telefonu dzwonisz?”. Długa przerwa. Wymamrotałem: „Chyba powinniśmy kupić mocniejszą kawę”. © Doug Adkins / Quora
Serdeczne życzenia z głębi serca
- Przystojny facet przyglądał mi się na siłowni. Siedziałam i gapiłam się na niego, a potem odwróciłam wzrok i zarumieniłam się. Starałam się wymyślić coś, co mogłabym mu powiedzieć. Wiecie, na jaką niesamowicie fajną zaczepkę wpadłam? „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin” — powiedziałam. © Amber Chang / Quora
- Mój dorosły syn poznał dziewczynę. Napisał do mnie: „Mamo, ona jest taka miła i skromna, chce cię poznać”. Powiedziałam, że wrócę do domu, to zadzwonię do niej albo on ją przyprowadzi. I w tej samej sekundzie dostałam wiadomość od tej dziewczyny. Otworzyłam, a tam: „Cześć! Jak się masz?”. A potem jej zdjęcie i podpis: „To ja. Mam nadzieję, że mnie polubisz”. Dziewczyna ma 18 lat. Skromna? Chyba czasy się zmieniły.
- Dzwonię do weterynarza w sprawie kastracji mojego kota.
— Jak ma na imię?
— Grzegorz
— A kot?
— Grzegorz
— Pan i kot macie na imię Grzegorz?
— Nie, tylko kot.
— A pan?
— A ja Paweł.
— Dlaczego pan powiedział, że Grzegorz?
— To kot.
— Kot powiedział, że pan ma na imię Grzegorz?
— Nie. Powiedziałem, że kot to Grzegorz.
— Rozumiem. Ja też mam na imię Grzegorz. Zarezerwowałem wizytę na jutro na 10 rano.
- Zajęcia z histologii. Odpowiada koleżanka z grupy, mówi o komórkach kosmków jelitowych. Wykładowca:
— Dlaczego komórki nazywane są enterocytami?
— Co? Dlaczego?
—Tak, dlaczego?
— Dlaczego?
— Tak
— Dlaczego nie?
— Naprawdę, nie ma tu wiele do dodania. - Moja córka mówi: „Tato, wiem, że wymyślasz różne aplikacje. Mam taki pomysł: aplikacja dla ludzi, którzy nie mają jeszcze partnera. Spotykają się w aplikacji, a potem umawiają na randki”. Bardzo się zdenerwowała, gdy powiedziałem jej o podobnych aplikacjach. Była oburzona: „Dlaczego mój pomysł został skradziony?”.
- Pracuję na oddziale ratunkowym. Pytam 80-letnią pacjentkę, wskazując na 20-letniego chłopaka obok niej: „Czy to twój wnuk?”. A ona odpowiada: „Nie, to mój mąż”. Niezręczna sytuacja. © Lou Davis / Quora
- Faceci są dziwni. Mężczyzna po czterdziestce, siedzący przy barze, mówi do mnie:
— Dzień dobry, panienko.
— Dzień dobry
— Jestem Paweł.
— Rozumiem.
— To wszystko?
— To miłe, że jesteś Pawłem.
— Do widzenia - Niedawno żmudnie tłumaczyłem pacjentowi na pogotowiu, że po urazie w mózgu narasta ciśnienie i tak dalej. Aby to zilustrować, użyłem analogii do orzecha włoskiego w skorupce. Jeden z członków rodziny spojrzał na mnie jak na idiotę. Okazało się, że jest neurochirurgiem. © Lou Davis / Quora
- Miałam szefową po pięćdziesiątce, dość pulchną, która zawsze nosiła obcisłe ubrania. Pewnego razu jechałyśmy do agencji rządowej. Szefowa zarządziła: „Tylko załóż jakieś przyzwoite ubranie”. Zamarłam, bo nigdy nie ubierałam się do pracy niestosownie. Spotkałyśmy się rano. Ja — w prostej, skromnej garsonce, ona — w obcisłym topie z dekoltem, czerwonej minispódniczce, butach w panterkę i pelerynie z gipiury. Spojrzała na mnie i powiedziała: „Prosiłam, żebyś przyzwoicie się ubrała!”. Ja: „Co pani widzi nieprzyzwoitego w garsonce, gdy mamy spotkanie biznesowe?”. Jej odpowiedź mnie oszołomiła: „Jest nieznośnie nudna!”.
Niektóre wspomnienia z dzieciństwa wywołują jednocześnie uśmiech i nostalgię za tymi czasami, kiedy wszystko wydawało się proste.