15 dowodów na to, że dzieci zupełnie inaczej podchodzą do rozwiązywania problemów

Rodzina i dzieci
10 godziny temu

W szkole często uczą nas rutynowych rozwiązań: jak pisać, liczyć i myśleć. I wydaje się, że nie ma w tym nic złego: jest w tym porządek, system, algorytm. Ale problem zaczyna się, gdy system nie pozostawia miejsca na własny sposób rozwiązywania problemów. A wtedy dzieci, które myślą nieszablonowo, spotykają się z nieufnością, osądem lub po prostu niezrozumieniem. Ten zbiór zawiera właśnie takie historie.

W artykule wykorzystano obrazy wygenerowane przez sztuczną inteligencję.

Niektórzy nauczyciele uważają, że mają monopol na jedyne słuszne rozwiązanie.

  • Jestem nauczycielem matematyki. Pewnego dnia przyszła do mnie koleżanka ze szkoły podstawowej, mówiąc: „Jeden chłopiec źle mnoży w kolumnie. Ale jego odpowiedzi są zawsze poprawne. Nie wiem, co z nim zrobić!”. Pokazała mi to:

Powiedziałem, że nie ma tu błędów matematycznych. I że po prostu ma w klasie dziecko, które zrobiło coś, co milionom uczniów nie przyszło do głowy.... pomnożyło liczby na swój własny sposób.
— Co mam z nim zrobić?
— Pozwolić mu tak mnożyć. Pokazać mu normalny sposób, niech wybierze, który jest lepszy.
— No dobrze, ale jak mam sprawdzić rozwiązanie? A kiedy pójdzie do szkoły średniej, co na to nauczyciele matematyki?
Co mogłem powiedzieć? Ludzie z nieszablonowym myśleniem mają trudniej, nie dlatego, że sobie nie radzą, ale dlatego, że świat wokół nich jest inaczej skonfigurowany.
© smile2 / Pikabu

  • Na studiach mieliśmy nauczycielkę chemii organicznej, która też akceptowała tylko swoje rozwiązania problemów. Można było przyjść z prawidłową odpowiedzią, ale gdy była napisana inaczej, ona wszystko przekreślała i mówiła, że tak się nie robi. Nie było sensu się kłócić. © Kwout / Pikabu
  • Miałem dziwny talent: rozwiązywałem zadanie z błędem, ale odpowiedź wciąż była poprawna. Nie wiadomo jak, ale pani od matematyki patrzyła na mnie z lekkim przerażeniem. I wszystko byłoby w porządku, ale zdarzyło się to z dziesięć razy... © Kesta / Pikabu
  • Najprawdopodobniej chłopiec z tej historii korzystał z indyjskiej metody mnożenia, ona naprawdę działa. Prawdopodobnie więc nie wymyślił jej sam. Choć jeśli to zrobił, tym bardziej zasługuje na szacunek. © KapibaraEstArbuz / Pikabu
  • Na lekcjach matematyki moja nauczycielka często organizowała konkursy: kto pierwszy rozwiązał zadanie, dostawał szóstkę, drugi piątkę, a reszta po prostu pracowała dalej. Prawie zawsze wygrywałem. Kiedy ona kończyła pisać na tablicy, ja już podawałem odpowiedź. Na początku ją to cieszyło, potem powiedziała:
    — Daj szansę innym.
    Moi koledzy z klasy zaczęli się złościć, bo nie mogli rozwiązać tego pierwsi.
    W pewnym momencie poprosiła mnie o napisanie pełnego rozwiązania. Napisałem. Przeczytała je i była zaskoczona:
    — Nigdy nie widziałam takiego sposobu.
    Po lekcji zostałem w klasie, a ona postanowiła sprawdzić moją metodę na innych przykładach. Z dwudziestu zadań, tylko jedno nie wyszło poprawnie. Albo byłem zmęczony, albo naprawdę nie dało się tego rozwiązać w ten sposób. Po tej lekcji obiecałem, że od tej pory będę pisał rozwiązania tak, jak w podręczniku. © O.DuBAH / Pikabu
  • Zawsze uwielbiałam czytać. Odkąd nauczyłam się czytać, nigdy nie wypuszczałam książki z rąk. Już w wieku dziewięciu lat czytałam dwie lub trzy książki na raz: lektury szkolne i kilka innych. Dużo też pisałam. Ale nienawidziłam szkolnych wypracowań. Bo wiedziałam, że oczekuje się od nas pisania formułek, jedynych słusznych analiz i wniosków zbieżnych z czyimiś oczekiwaniami, ale nie z moją opinią. Rzadko dostawałam piątki. Nie dlatego, że pisałam źle, ale dlatego, że szczerze wyrażałam swój punkt widzenia. Tylko wypracowania na wolne tematy przynosiły mi najwyższe oceny, były czytane na głos i składane w klasowym archiwum.
    Dopiero w liceum pojawiła się nauczycielka, która wszystko zmieniła. Zachęcała nas do nieszablonowego myślenia i była gotowa zaakceptować każdy, nawet kontrowersyjny punkt widzenia, jeśli tylko potrafiłeś go uzasadnić. Lekcje stały się żywe: kłótnie, dyskusje... nawet ci, którzy nie lubili czytać, zaczęli się angażować. Ale nie dostałam piątki na egzaminie, z powodu eseju, w którym musiałam uargumentować okazywanie szacunku starszym. Napisałam, że „Starość zawsze przychodzi z latami, ale mądrość... to inna kwestia”. Ale dała mi piątkę na koniec roku. Za umiejętność myślenia. I wciąż jestem jej wdzięczna. Po części dzięki niej piszę teraz swoją książkę.
    © Pand0rka / Pikabu
  • Mieliśmy w szkole nauczycielkę angielskiego, którą wszyscy uważali za najgorszą na świecie. Wywierała presję moralną na uczniach. Nieważne, jak dobry byłeś, i tak zaniżała ci ocenę. Jeśli zadałeś jej pytanie, nienawidziła cię. Pewnego dnia powiedziała, że moje oceny jej nie odpowiadają i będzie mnie sprawdzać codziennie, dopóki się nie poprawię. Chociaż, szczerze mówiąc, dobrze znałem ten przedmiot: mówiłem płynnie, pisałem eseje, zdobyłem nawet szkolną nagrodę za najlepsze wypracowanie. Ale to mi nie pomogło. Postanowiłem zaryzykować. Zapytałem, kiedy będzie następny test, powiedziała, że da mi znać. Poszedłem więc do dyrektorki i poprosiłem, by sama sprawdziła moją wiedzę. Dyrektorka przeprowadziła test i była zadowolona. Następnie zrobiłem inny sprawdzian w domu i moi rodzice byli zaskoczeni wynikami, bo poszło mi bardzo dobrze. W końcu nauczycielka dała mi test. Napisałem wszystko. Kilka dni później wezwała moich rodziców i poskarżyła się dyrektorce, że rzekomo dostałem 5 punktów na 40. Dyrektorka była zszokowana, bo widziała, że to umiem. Poprosiłem nauczycielkę, żeby pokazała mi moją pracę. Zaczęła się kłócić, ale dyrektorka wzięła test i zobaczyła, że ocena była celowo zaniżona, a wiele odpowiedzi nie zostało nawet sprawdzonych. Po tym incydencie wielu uczniów poskarżyło się na nią i ostatecznie została zwolniona. Moi przyjaciele wciąż pamiętają ten moment. Mówią, że wykonałem bardzo honorową pracę. © Erfan Sheikh / Quora

„Wskaż niepasującą rzecz”.

  • Dziecko miało zadanie, żeby wskazać niepasującą rzecz. Żona i ja wybraliśmy samolot, bo lata, a samochody nie. Dziecko wybrało śmieciarkę. Zapytałem go, dlaczego, a ono powiedziało, że
    śmieciarka przewozi śmieci, a inne pojazdy przewożą ludzi. To jest to: standardowe i niestandardowe myślenie w najczystszej postaci. © MAREMAN / Pikabu
  • W komentarzach do takich testów zwykle podkreśla się, że jeśli dana osoba potrafi wyjaśnić swój wybór i jest on logiczny, odpowiedź uznaje się za poprawną. W końcu celem metodologii nie jest sprawdzenie wiedzy, ale ocena zdolności do uogólniania. © Shelni / Pikabu

  • Przed rozpoczęciem pierwszej klasy mieliśmy badania lekarskie. Jeden z lekarzy był psychiatrą. Dał synowi zadania na logikę. Pierwsza grupa słów: marchew, cebula, ogórek, pomarańcza. Prawidłową odpowiedzią jest pomarańcza, ponieważ jest to owoc. Syn:
    — Cebula nie pasuje. Nie jest smaczna.
    Druga grupa: krzesło, talerz, stół, łóżko. Prawidłowa odpowiedź: talerz, ponieważ to naczynie. Syn:
    — Łóżko nie pasuje. Jest w sypialni, a reszta jest w kuchni.
    Lekarz się roześmiał, ale powiedział, że badanie jest zaliczone. © ya.dazheneznau / Pikabu

Przykłady nieszablonowego myślenia dzieci w życiu codziennym

  • Postanowiłem sprawdzić, czy moje dziecko jest optymistą czy pesymistą. Zadałem mu popularne pytanie: „Widzisz tę szklankę wody? Myślisz, że jest w połowie pełna czy w połowie pusta?”. Po namyśle syn odpowiedział: „Cóż, ta szklanka jest jednocześnie w połowie pełna i w połowie pusta”. Po raz kolejny przekonałem się o niekonwencjonalnym myśleniu dzieci. © bad1611 / Pikabu
  • Mój brat ma dziewięć lat. Zaczął gwizdać w domu. Mama powiedziała:
    — Nie gwiżdż, bo pieniądze uciekną.
    A on nonszalancko odpowiedział:
    — Nie uciekną. Przetestowałem to.
    Chodził po mieszkaniu, gwizdał, a potem zajrzał do swojego portfela. Pieniądze były. © Cok0JI / Pikabu
  • Młodsza córka podała ostatnio niepodważalny dowód na to, że Mikołaj istnieje. Powiedziała po prostu: „No przecież nie macie tyle pieniędzy na te wszystkie prezenty”. Zgodziliśmy się, że nie sposób zanegować tej logiki. © PivBear / Pikabu
  • Podczas remontu zatrzymałem się u mojego brata i jego rodziny. Mają syna, który jest siedmioletnim filozofem. Rodzice się kłócą, a on spokojnie bierze ich za ręce i mówi:
    — Po co się kłócić, skoro można po prostu patrzeć w niebo?
    I zabiera ich do okna, żeby popatrzeć na zachód słońca. A jeśli nie chce mu się sprzątać, kładzie się na podłodze i wzdycha:
    — Po co komplikować sobie życie, skoro można je sobie ułatwić?
    I od razu zasypia. A ja siedzę obok niego, prawie trzydziestoletni, i łapię się na myśli, że to dziecko ma rację. © Overheard / Ideer
  • Miałem pięć lat. Za każdym razem, gdy jechaliśmy z mamą autobusem, nie mogłem zrozumieć: skąd kierowca wie, dokąd jedziemy? Przecież nic mu nie mówimy. Ale on i tak zawozi nas tam, gdzie trzeba. © Overheard / Ideer

BONUS: Rodzice też bywają nieszablonowi.

  • Mój tata zawsze miał nieszablonowy sposób myślenia. Kiedy potrzebował stolika nocnego pod telewizor, ale nie miał pieniędzy, postanowił postawić go na pniaku. Zimą on i jego przyjaciel ciągnęli sosnowy pień na sankach i z trudem wciągnęli go na podjazd. A kiedy rozmarzł, dom wypełnił się zapachem lasu i wyfrunęły z niego motyle i chrząszcze. Pniak stał z nami przez kilka lat, potem gdzieś zniknął. © Overheard / Ideer

A oto kolejne przykłady zaskakującej dziecięcej logiki.

Komentarze

Otrzymuj powiadomienia
Masz szczęście! Ten wątek jest pusty,
co oznacza, że masz prawo do pierwszego komentarza.
Śmiało!

Powiązane artykuły